Page 169 of 285

Duan

Idea założenia zespołu pojawiła się we wrześniu 2004. Spotkaliśmy się i odkryliśmy, że mamy w temacie tradycyjnej muzyki irlandzkiej podobne zapatrywania, doświadczenia, wspólne cele i przede wszystkim ogromną chęć pomuzykowania razem. Ostateczny skład krystalizował się do końca roku 2004 a oficjalnie zadebiutowaliśmy w marcu 2005.

Ideą, która przyświeca nam od początku naszego istnienia jest granie muzyki irlandzkiej na sposób tradycyjny, jak najbliżej jej oryginalnego brzmienia. Muzyka ta jest dla nas z jednej strony sztuką, do której podchodzimy z szacunkiem i uwagą, z drugiej zaś strony zjawiskiem dającym ogromną radość, satysfakcję, oderwanie od codzienności. W swoich aranżacjach czasem nieco odbiegamy od przyjętych kanonów, gdzieniegdzie dodajemy coś od siebie, cały czas jednak mając na uwadze tradycyjny styl, który staramy się zgłębiać i realizować.

Zespół tworzą:

Iweta Kulczycka – wokal
Tomek Urbański – akordeon
Mirek Walczak – skrzypce
Witek Kulczycki – tin whistle, irlandzki flet poprzeczny, bouzouki
Damian Stroka – gitara
Damian Wojnowski – kontrabas
Adam „Rorian” Kryński – bodhran, tin whistle, mandolina

Zapraszamy na www.duan.webd.pl

Materiał własny zespołu

Planxty „Live 2004”

Jak przystało na płytę koncertowa reaktywowanej legendy, po przesłuchaniu ciśnie się na usta jedna prośba: „Nagrajcie nową płytę!”. Podejrzewam, że studyjny album Planxty byłby teraz czymś rewelacyjnym. Kiedy muzycy ci zaczynali wspólne granie, już byli znani, ale przez lata późniejszych, mniej lub bardziej solowych, projektów, zyskali status gwiazd wyspiarskiego folku.
Planxty to kapela, która inspirowała zespoły nie tylko w Irlandii i Wielkiej Brytanii – również na kontynencie i za oceanem.
Właściwie jest to zwykła koncertowa płytka ze kilkoma znanymi i mniej znanymi utworami. Ale jednak status grupy, a przede wszystkim pietyzm z jakim wykonują swoją muzykę, robi kolosalne wrażenie.
Andy Irvine, Liam O`Flynn, Christy Moore i Donal Lunny to postaci bardzo ważne dla irlandzkiego folku, po ich płycie nie można oczekiwać niczego innego, niż sukcesu.
Ciekawostką jest wykonanie na jednej płycie dwóch różnych piosenek noszących tytuł „As I Roved Out”. Tu jedną śpiewa Christy, drugą Andy. Całość ładnie się komponuje.
Jeślibym napisał, że polecam ta płytę, to wciąż byłoby troszkę za mało.

Taclem

Othmar „Othmar”

Czy duet gitarzysty z saksofonistą może grać muzykę folkową? Belgijski Othmar udowodni nam, że tak.
Herbert Van Santen i Jan Nuersen nawiązują z jednej strony do irlandzkiej brytyjskiej muzyki folkowej, z drugiej zaś do knajpianego grania, pokrewnego raczej jazzowi, niż folkowym scenom. Nie dziwi mnie więc fakt, że w ich repertuarze sporo piosenek z repertuaru Christy Moore`a i jego brata Luki Blooma. „The Night Visit”, czy „Ordinary man”, to piosenki znane właśnie dzięki Christy`emu, zaś „The Irishman in Chinatown” to jeden z największych przebojów Luki.
Innym tropem stylistycznym jest tu „Fisherman Blues” – cover zespołu The Waterboys.
Jednak poza znanymi folkowymi piosenkami duet potrafi też pokazać coś więcej. Zarówno ich piosenki („The ballad of the Gipsy”, „Gone”, „Cabaret Douze”, „If I live 100 Years” i „Stay”), jak i instrumentalne intro („Othmar`s dreams”) są dobrymi utworami. Trzeba przyznać, że w nich najwięcej chyba jest jazzowego klimatu. A może po prostu postępowali odważniej z aranżacjami.
Trzeba przyznać, że Herbert ma ciekawy wokal, trochę w stylu Christy`ego, oraz talent do ciekawych tekstów. Przynajmniej tam, gdzie je rozumiem, bo np. „Cabaret Douze” to piosenka po belgijsku.
Jan zaś dzielnie towarzyszy mu nawet w utworach, gdzie saksofonu człowiek zupełnie by się nie spodziewał (choćby „Black is the Color”).
Przyznam, że traktowałem ta płytę troszkę jak swoisty eksperyment, jednak okazało się, że to ciekawe granie, nie tylko ciekawostka.

Taclem

Kitka „The Vine”

Ta ośmioosobowa grupa ze Stanów zjednoczonych doskonale radzi sobie ze słowiańskimi śpiewami. Śpiewają całkiem a cappella, lub z minimalnym instrumentarium – bębny, czasem harfa, czasem skrzypce.
Ich repertuar, to utwory z Ukrainy, Bośni, Bułgarii, Chorwacji, Macedonii, Gruzji i oczywiście z Rosji. W takiej mieszance Amerykanki wypadają niesamowicie ciekawie. Można tu nawet mówić o tchnieniu autentyzmu, choć materiał został potraktowany w sumie dość twórczo.
Zastanawia mnie, że Amerykanki aż tak dobrze poradziły sobie z tym materiałem . Może studiowały Slawistykę, albo coś w tym stylu.
Widać tu zarówno inspirację bułgarskimi chórami, jak i folkowymi zespołami z Europy Wschodniej. Ciekaw jestem jak zespół Kitka poradziłby sobie na którymś z naszych festiwali folkowych.
Płyta po brzegi wypełniona piękną muzyką.

Taclem

Henry Marten`s Ghost „Ireland – A Troubled Romance”

Podoba mi się to, co robi grupa Henry Marten`s Ghost. I to nie tylko muzycznie. Skromna, ale ciekawa wkładka wyjaśnia nam bardzo dużo rzeczy. Po pierwsze można się dowiedzieć kim był Henry Marten, gdzie leżą słynne Spancil Hill, kim była grace, bohaterka jednej z popularniejszych irlandzkich ballad, itd. Są tu sylwetki autorów piosenek, które powszechnie uznaje się zwykle za tradycyjne. Tu mamy ich nie tylko wymienionych z imienia i nazwiska, ale w niektórych przypadkach są też zdjęcia. Chyle czoła przed wiedzą członków zespołu.
Co do strony muzycznej, to trudno mieć jakieś zastrzeżenia. Całość mieści się w konwencji typowo irlandzkiego grania, choć czasem bardzo fajnie się słucha nieco dłuższych instrumentalnych wstawek w piosenkach. Przypominają one to, co bardzo podoba mi się choćby w Fairport Convention, czyli wariacje wokół tematu. Tym razem jednak odpowiedzialny za nie jest urodzony w Polsce skrzypek – Piotr Jordan.
Mimo, że wszystkie zamieszczone tu piosenki sa znane, to na szczęście zabrakło utworów masowego rażenia, nie ma więc problemu z przebrnięciem przez płytę. Z drugiej zaś strony bardzo luźno i sympatycznie zaareanżowane utwory aż się proszą, by śpiewać je wraz z Padrigiem Lalore, liderem kapeli.
Bardzo fajnie mieć taką płytkę w kolekcji, w odróżnieniu od setek publikowanych na całym świecie zestawów z takimi piosenkami.

Taclem

Croft No. 5 „Talk Of The Future”

Zaskoczyli mnie. Dopadli w najmniej spodziewanym momencie i zaskoczyli.
Jak przez mgłę pamiętałem, że Croft No. 5, to folk-rockowa kapela ze Szkocji. Coś ich kiedyś słyszałem i miałem wrażenie, że brzmią znacznie bardziej „celtycko”.
Tymczasem już pierwszy utwór – „Elephant” – rzucił się na mnie i mocno mnie złomotał. Croft No. 5 brzmią tu bardzo świeżo, aż chciałoby się powiedzieć, że tak powinien brzmieć folk przyszłości Zaciekawiły mnie przede wszystkim orientalne wstawki. Drugi kawałek – „80 Euro” – jest nieco spokojniejszy, ale nie znaczy to, że gorszy, mamy tam klimat rodem z francuskiej kafejki. A może tylko akordeon brzmi w ten sposób?
Melodia „Vit-zone” to taka funkująco-folkowa zapowiedź tego co ma dziać się dalej. W tym utworsze mamy do czynienia z rozwinięciem tego, co proponuje zespół Cappercaillie. „Cyanara” zaczyna się wolną i bardzo rozkołysaną melodią, gdzieś w połowie Szkoci łamią ją i przechodzą w lekko jazzujący klimat. Później wszystko wraca na spokojne wody.
„Three Legged Fish”, to ponoć melodia poświęcona rybie-mutantowi, wyłowionemu kiedyś w Glasgow. Nie wiem na ile prawdziwa jest ta historia, być może to futurologiczna zabawa Szkotów, w każdym razie pasuje ona do koncepcji płyty.
„Taxi for O`Neill” to jedna z najbardziej celtyckich melodii na stronie. Trzeba jednak przyznać, że nawet nią zespół potrafił się nieźle pobawić.
Ciężkie brzmienia gitar w utworze „Sputnik” dopadają nas z nikąd. Co ciekawe sama melodia opiera się na temacie Martyna Bennetta „Sputnik in Glenshiel”, zespół Croft No. 5 przyznaje się do tego, że od lat inspirują się dokonaniami tego skrzypka.
W kolejnym utworze – „Party In the Arc” – mamy jeszcze odrobinkę tej gitary. Jednak tam już chodzi o co innego, brzmienia są raczej weselsze.
„Passing Train” to zakończenie płyty – jedyny utwór z wokalem, na dodatek kojarzący się bardziej z hip hopem, niż z folk-rockiem. Widać, że ograniczenia stylistyczne dla szkockiej grupy nie istnieją.
Croft No. 5 nie stronią od elektroniki, nawet bębny są tu programowane. Jednak nie jest to jakieś disco, a bardzo przemyślana kompozycyjnie płyta. Selektywne brzmienia i ciekawe pomysły, to obecnie ich znak firmowy. Warto się na ta grupę otworzyć.

Taclem

Bůhvi „Akt”

„Akt” to drugi album tej sympatycznej, czeskiej kapeli.
Całość zaczyna się od folk-rockowego „Čas tančí kvapík”, by później przejść w czesko-kubańską balladę „Než se rozední”. Po niej następuje radosna piosenka o nocy w Belgradzie. Po niej otrzymujemy balladę „Laila”, w nieco knajpianym stylu, z zakończeniem w stylu Gypsy Kings. „Jaro”, to z kolei utworek w miejsko-folkowym klimacie.
Ciekawostką jest w tym zestawie „Zimní noc” – piosenka z klasycznym fortepianowym motywem. Po utworach takich, jak „Compay Segundo”, czy wspomniany wyżej „Než se rozední” widać, że kubańskie inspiracje wracają do zespołu najczęściej. „Země zvedá trávu” to znów dość lekki folk-rock, z odrobiną jazzu – bardzo miły w odbiorze. Jazzu tu z resztą nie brakuje, w łagodnej formie powraca on choćby w „Žízní hynu”.
Zaskoczyła mnie na tej płycie klimatyczna opowieść „Neděle 10. listopadu”, będąca zapewne czymś w rodzaju hołdu. Zaraz po niej dostajemy piosenkę „13 prosince” w klimatach samby. W utworze „Slovo o pluku Igorově” wracamy do bardziej folk-rockowych klimatów. „Mý srdce jak blues”, to zgodnie z tytułem blues, zaś „Unisono” naśladuje coś w rodzaju pieśni pracy.
Płytę można uznać za udaną i na pewno ciekawą. Warto poszukać jej, lub może nawet sprowadzić grupę do Polski, w końcu z Czech nie mają daleko.

Rafał Chojnacki

Beyond The Fields „An Acoustic Evening With”

Szwajcarska grupa Beyond The Fields proponuje nam swoją kolejną EP-kę, tym razem z akustycznego koncertu. Mamy tu dwie dość już znane piosenki: „Perfect” i „The Artist`s Song”, oraz dwie, których nie było na poprzednich wydawnictwach grupy.
Wykonania akustyczne są dość ciekawe, szkoda tylko, że wokal Andre Bolliera ginie wśród zgiełku instrumentów. Całość nie była raczej rejestrowana na osobnych liniach.
Bardzo spodobał mi się szybki i bardzo wesoły utworek „This Morning Up In The Heaven”, szkoda, że za grosz nie idzie zrozumieć o czym jest ta piosenka. Ale muzycznie jest super.
Z kolei „The Final Cut” to piosenka w klimatach zbliżonych do grania The Levellers. Mam nadzieję, że oba te nowe utwory uda się nam za jakiś czas usłyszeć w porządnych wersjach studyjnych. W sumie to Beyond The Fields przydałaby się już duża studyjna płyta, bo mają sporo dobrych piosenek, które pamiętam z poprzednich płyt.

Rafał Chojnacki

Afenginn „Retrograd”

Kolejna płyta z TUTL Records i znów zaskoczenie. Tym razem dostajemy do ręki album z przeróżnymi tańcami, w lekko folk-rockowych aranżacjach. W książeczce rozpisane są kroki i już możemy się bawić, a przynajmniej ćwiczyć.
„Retrograd” to pierwsza długogrająca płyta grupy Afenginn, poprzedziła ją EP-ka „Tivoli Invaliid”.
Właśnie od tytułowego utworu z tej EP-ki zaczyna się ten album. Jest to melodia o źródłach gdzieś w górach Transylwanii. Największym zaskoczeniem był jednak dla mnie, jako Gdańszczanina, jazzowo-etniczny utwór drugi, czyli „Kaszubstep”. Kiedy jednak okazało się, że jego autor – basista grupy – nazywa się Andrzej Krejniuk, to wszystko stało się nagle jasne. Nasi są wszędzie.
Z rodzimych stron przenosimy się w orientalne klimaty, tym razem korzenie muzyczne wiodą nas na Saharę. Żeby tak łatwo nie dało się określić gdzie aktualnie jesteśmy zespół postanowił się zabawić. Melodię osadzoną w klimatach tatarskich zaaranżował na fińską hummpę. I tak jest do samego końca. Mamy klimaty skandynawskie, śródziemnomorskie, farerskie, kozackie i sporo innych. Na dodatek wszystkie kompozycje są autorskie, a płyta brzmi niezwykle spójnie.
Jestem pod wielkim wrażeniem tego, co prezentuje zespół Afenginn. Oby tak dalej.

Rafał Chojnacki

Utwory do odsłuchania w Sieci pod adresem www.afenginn.dk

Wywiad: Orkiestra Samanta

Jakiś czas temu na rynku ukazał się ciekawy projekt. Wrocławski zespół Orkiestra Samanta i francuska grupa Les Dieses wydały wspólną płytę. O okolicznościach powstania tego albumu i o kilku innych sprawach z Pawłem „Alexem” Aleksanderkiem rozmawiał Rafał „Taclem” Chojnacki.

Folkowa: Nie wszyscy przyjeżdżają na koncerty do Wrocławia, więc sporo naszych czytelników nie wie skąd wzięła się nazwa zespołu. Dlaczego więc „Orkiestra Samanta”?

Orkiestra Samanta: Kilka lat temu istniała we Wrocławiu tawerna „Port Samanta” – swego czasu miejsce kultowe dla żeglarzy i miłośników szant z Wrocławia i nie tylko. Tawerna w samym środku miasta pod gołym niebem czynna 24 na dobę przez cały rok.
Zima i deszcz nie przeszkadzały. W środku nastrój iście żeglarski: ławy drewniane przykryte skórami, maszty z żaglami, bar wykonany ze starej krypy rybackiej a na samym środku ognisko. Codziennie przesiadywało tam wieczorami po 80 – 100 osób i śpiewało szanty, opowiadało o swoich morskich i żeglarskich przygodach. Nie było i nie ma takiego miejsca w Polsce, gdzie byłby oddany tamten niesamowity klimat. Ściągali tam ludzie z całej Polski. Tawerna gościła m.in. EKT Gdynia, Stare Dobre Małżeństwo, Wolną Grupę Bukowina, Martynę Jakubowicz, Stare Dzwony – żeby wymienić tylko kilka przykładów dobrze znanych wykonawców. Świadczy to o jej niepowtarzalności. Pośród znajomych, przyjaciół śpiewających wspólnie wieczorami w „Porcie Samanta” narodził się pomysł spróbowania swoich sił na większych scenach w Polsce i tak w zasadzie normalną koleją dziejów powstał zespół. A jak mógł się nazywać zespół wielu grających i śpiewających żeglarzy grywający w „Porcie Samanta”? Tylko Orkiestra Samanta – nazwy nikt nie wymyślał była oczywista dla wszystkich.
Tawerna „Port Samanta” już nie istnieje lecz opowieści o jej atmosferze i ludziach krążą w legendach do dzisiaj.

F: Wasz najnowszy projekt, to wspólna płyta z francuską grupą Les Dieses. Skąd znacie tą grupę?

OS: Les Dieses poznaliśmy w Polsce podczas ich koncertów we Wrocławiu, zorganizowanych w ramach współpracy miast partnerskich Poitiers i Wrocławia. Poznaliśmy się i zaprzyjaźniliśmy. Potem były e-malie i w końcu wyjazd Orkiestry do Francji i wspólne koncerty z Les Dieses.

F: Kto wyszedł z inicjatywą wspólnej płyty?

OS: Dobrze się rozumiemy z Les Dieses, od początku przypadliśmy sobie do gustu. Pobyt we Francji i wspólne koncerty ugruntowały naszą znajomość. Na pomysł wspólnej płyty wpadł Zito Barrett – skrzypek i kompozytor Les Dieses. Zespoły zainteresowały swoim pomysłem Krzysztofa Grzelczyka – dyrektora Biura Współpracy z Zagranicą przy Urzędzie Miejskim we Wrocławiu. Podchwycił pomysł i… powstała płyta.

F: Skąd tytuł „Odyseja”?

OS: Okładkę płyty zaprojektował i narysował Didier Dubreuil – wokalista i autor tekstów Les Dieses. Opowiada ona o podróży Les Dieses z Poitiers do Wrocławia i odwrotnie – Orkiestry z Wrocławia do Poitiers. To taka nasza wspólna „Odyseja” przez całą Europę.

F: Śpiewacie po polsku dwa utwory Francuzów. Jak powstawała płyta? Czy są jakieś wspólne nagrania, czy każdy nagrał „swoje”?

OS: Śpiewamy kilka utworów zespołu Les Dieses, mamy ich błogosławieństwo i specjalną zgodę na wykonywanie i ewentualne nagrywanie ich utworów. Na płycie „Odyseja” znalazły się dwa: „Ocean” i „Wrocławski port”.
Płyta nagrywana była częściowo we Francji częściowo w Polsce, miksowanie całego materiału i późniejszy mastering płyty miał miejsce we Wrocławiu.

F: Czy są utwory, które na płycie wykonują muzycy obu składów jednocześnie?

OS: Na płycie nie ma numerów które nagrane są jednocześnie przez muzyków obu składów. Diesy nagrywali swoje numery we Francji
my nasze w Polsce potem robiliśmy już wspólny mix i master u nas.

F: Jak to wygląda na koncertach?

OS: Natomiast na koncertach w kilku numerach m.in.: „Wrocławski port”, „W moim pubie” czy „Ocean” na scenie są wszyscy muzycy z obu składów, razem 11 osób. Zwrotki piosenek śpiewam raz ja raz Didier, refreny wszyscy – po francusku lub po polsku zależnie od tego jak na danym koncercie ustalimy. Zielak na charango, ja i Didier na gitarach, Stefan z Diesów na mandolinie lub banjo, perkusiści grają wymiennie jeden na perkusji dugi na kohanie, basiści również jeden gra na basie drugi na bongosach lub przeszkadzajkach – schemat sekcji w numerach to perkusista jednego zespołu i basista drugiego tak żeby mix obu zespołów na scenie był maksymalny. Ale numer jeden całego składu 11 osobowego to połączone siły skrzypków naszej Aliny i Zito
z Diesów. Tutaj nie będę skromny to jest show które trzeba zobaczyć. Gorąco polecam. Na każdym koncercie jest inaczej nigdy nie przestają mnie zaskakiwać swoimi wzajemnie przenikającymi się improwizacjami.

F: Francuzi śpiewają o Polsce, Agnieszce, Kasi i Bałtyku, Wy o dziewczynach z La Rochelle. Czy piosenki były przez obie grupy przygotowane specjalnie na ten projekt?

OS: Z myślą o projekcie płyty „Odyseja” powstały utwory: „Le K”, „Dziewczęta z La Rochelle”, „D`or ot d`ambre”, „Wrocławski
port” i „Ocean”. Piosenka „Le K” to wspomnienia Les Dieses z pobytu w Polsce, „Dziewczęta z La Rochelle” to znowu nasze wspomnienia z pobytu we Francji. Jest też utwór o Wrocławiu nagrany na płycie dwa razy raz w wykonaniu autorów – „D`or ot d`ambre” – i drugi raz – „Wrocławski port” – w naszym wykonaniu i z naszym tekstem. Właśnie ta piosenka jest motywem przewodnim całej płyty.

F: Na całej płycie jest tylko jedna melodia tradycyjna, całość brzmi jednak dość stylowo. Czy trudno dziś pisać piosenki, które brzmią jak stare utwory folkowe?

OS: Oba zespoły tworzą własną muzykę opartą o elementy folku z tekstami o morzu i żeglowaniu. „Odyseja” to płyta żywiołowa nadająca się do słuchania i do tańca zarówno w atmosferze klubowej jak i na koncertach czego próbkę mieliśmy podczas premiery płyty na festiwalu we Wrocławiu.
A czy płyta brzmi folkowo czy nie to już pozostawiamy do oceny słuchaczom, mamy jednak nadzieję że „Odyseja” trafi w gusta zarówno miłośników szant jak i muzyki folkowej.

F: Jak z perspektywy trzech lat oceniacie swój debiutancki album?

OS: Każdy zespół popełnia większe lub mniejsze błędy przy debiutanckim albumie. Z perspektywy czasu wiele rzeczy inaczej byśmy zrobili. Mamy świadomość że napięty czas w studio, pierwszy kontakt ze studiem i małe doświadczenie muzyczne odbiły się na produkcie finalnym ale któż nie popełnia błędów…

F: Jakie są kolejne plany Orkiestry Samanta?

OS: Kolejne plany to dalsza promocja płyty „Odyseja”, jeszcze w tym roku kolejna płyta, teraz już tylko Orkiestrowa. Premiera najprawdopodobniej na Festiwalu Piosenki Studenckiej ŁYKEND we Wrocławiu w czerwcu tego roku.
W planach wspólne koncerty z Les Dieses w Polsce i może we Francji. Poza tym jak co roku koncerty w całej Polsce i nie tylko.

F: Czy któreś z piosenek z „Odyseji” trafią na nową płytę Orkiestry?

OS: Na nowej płycie znajdzie się osiem nowych numerów plus sześć naszych numerów z płyty Odyseja w sumie 14 numerów około 65 min muzyki.

F: W takim razie życzę powodzenia, bo sporo ma się dziać w Waszym obozie. A czytelników zapraszamy na stronę zespołu Orkiestra Samanta.

Page 169 of 285

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén