Kategoria: Artykuły (Page 1 of 4)

Shanties 2024. Zapowiedź druga. O morzu i górach

W różnorodności siła

Polacy lubią mieć wszystko uporządkowane… po swojemu. Dlatego właśnie pojawiają się u nas gatunki muzyczne, które w gruncie rzeczy gatunkami nie są, ponieważ muzyki nie szereguje się pod kątem tematyki śpiewanych tekstów. Oczywiście same utwory słowno-muzyczne da się w ten sposób poszeregować, ale dzieje się to już w ramach większych zbiorów, którymi są właśnie gatunki. Tymczasem w Polsce mamy scenę szantową, która rozwijała się przez wiele lat niemal zupełnie niezależnie od sceny folkowej, choć tu i tu pojawiały się często te same tematy, zaczerpnięte z kultury Wysp Brytyjskich. Na szczęście udało się nieco otworzyć na siebie te dwie grupy, a przy okazji nawet miłośnicy nadwiślańskiego country coraz częściej posługują się folkową etykietką. To dobrze, ponieważ ten rodzaj różnorodności jeszcze nikomu nie zaszkodził.

Read More

Shanties „W sieci”

Krakowski festiwal Shanties, to największa w Polsce impreza, gromadząca fanów pieśni spod żagli, w różnych odsłonach. Od 40 lat jest mekką miłośników morskiego folku, zarówno w tradycyjnych, jak i bardziej nowoczesnych odsłonach. Nic więc dziwnego, że impreza ta została nazwana Festiwalem Festiwali. W tym roku, podobnie jak wiele innych popularnych wydarzeń, Shanties odbywa się w formie koncertów, transmitowanych on-line. Wszystkich koncertów można szukać na stronie festiwalu w serwisie YouTube.

Festiwal startuje 25 lutego, rozpoczynając się o godz. 18, od koncertu „W portowej tawernie”, który poprowadzi Paweł Jędrzejko z grupy Banana Boat. Będą to głównie występy morskich bardów, wśród których znaleźli się m.in. Marta Kania, Andrzej Korycki i Dominika Żukowska, Waldemar Mieczkowski i Jerzy Porębski.

Piątkowy koncert (26.02) również rozpocznie się o godz. 18, a poprowadzi go aż czterech mistrzów ceremonii. Będą to: Janusz Bujko, Bartłomiej Kiszczak, Zbyszek Murawski i Tomasz „Emeryt” Lenard. W programie koncertu, zatytułowanego „Bezkres oceanu”, znaleźli się m.in.: Cztery Refy, Flash Creep, Jan i Klan, Mechanicy Shanty, North Wind, Orkiestra Samanta, Zejman i Garkumpel, Znienacka Project oraz pierwszy w tym roku wykonawca zagraniczny, zespół Pyrates!.

Sobotę, podobnie jak to miało miejsce w latach ubiegłych, rozpocznie o godz. 12, występem zespołu Klang, który przedstawi repertuar dla dzieci. Muzycy Klangu, wraz z kolegami z grupy The Nierobbers, poprowadzą również wieczorny koncert „W porcie, na kei”, który rozpocznie się o godz. 17. Oprócz ich macierzystych formacji wystąpią m.in. Banana Boat, Dair, Qftry, Ryczące Dwudziestki i Stary Szmugler. Dodatkowo na tym koncercie pojawi się spora reprezentacja folkowców z Norwegii, pod postacią grup Slogmåkane, Groms Plass i Greenland Whalefishers. Wisienką na torcie będzie występ rosyjskiej grupy Lodja.

Niedzielne koncertowanie również rozpocznie się w samo południe. Tym razem piosenki żeglarskie dla dzieci zagra grupa Zejman i Garkumpel. Kolejna atrakcja, to mocny akcent w postaci występu Męskiego Chóru Szantowego „Zawisza Czarny”, który rozpocznie się o godz. 14 i będzie zatytułowany „Samotna fregata”. Wieczorny koncert poprowadzą muzycy grup Perły i Łotry i Mietek Folk. Nazwano go „Na pokładach żaglowców” i rozpocznie się o godz. 17. Oprócz zespołów, z których wywodzą się konferansjerzy, pojawią się na nim m.in.: Atlantyda, EKT Gdynia, Formacja, Sąsiedzi, Trzy Majtki, Grzegorz Tyszkiewicz i Własny Port.

Choć koncerty bez udziału publiczności nie są nigdy tym samym, co festiwalowe występy, formuła ta ma również swoje plusy. Przede wszystkim w bezpieczny sposób, unikając dużych skupisk ludzi, możemy obejrzeć i posłuchać swoich ulubionych wykonawców i poznać nowych, których jeszcze nie słyszeliśmy. Na dodatek, dzięki łączom internetowym, koncerty festiwalowe mogą obejrzeć osoby, które z różnych powodów nie mogłyby dotrzeć do Krakowa w tym konkretnym terminie. Nie bez znaczenia jest też zapewne kwestie finansowe – nie każdego stać na karnety na cały festiwal, zaś występy on-line finansowane są dzięki zbiórce w portalu Zrzutka.pl. Każda, nawet symboliczna kwota, na pewno będzie ważnym wsparciem dla tej inicjatywy.

Rafał Chojnacki

Wywiad: Pascale Rubens

Pascale Rubens zawitała w tym roku do Polski, jako połowa duetu Musaraigne. Wystąpiła na XXVI Festiwalu Folkowym Europejskiej Unii Radiowej. Jako, że jest to jedna z bardziej wyrazistych postaci na belgijskiej scenie muzyki folkowej, postanowiłem zamienić z nią parę słów. Opowiada o swoich zespołach, scenie w Belgii i pobycie w Polsce. Zapraszam do lektury (Taclem).

Taclem: Powiedz nam proszę jak zaczęła się Twoja przygoda z grą na akordeonie. Ile miałaś wtedy lat?

Pascale Rubens: Zaczęłam grać na akordeonie diatonicznym, gdy miałam 19 lat. Wcześniej byłam skrzypaczką klasyczną, jednak gra na skrzypcach nigdy nie dała mi tyle radości I przyjemności, ile odczuwam gdy gram na akordeonie.
Przez te 10 lat dostałam kilka lekcji, ale uczę się przede wszystkim sama, często dzięki grze z innymi muzykami.

T: Jak doszło do założenia duetu Musaraigne, w którym gra z Tobą Hannes Pouseel?

PR: Zespół Musaraigne powstał w 1998 roku. Tak się złożyło, że wówczas Hannes i ja mieszkaliśmy w tym samym akademiku, a nawet w tym samym pokoju. Pamiętam, że zapytałam Hannesa, czy zagrałby ze mną, żebyśmy mogli usłyszeć jak brzmi połączenie brzmień wiolonczeli i akordeonu diatonicznego. Na początku sami nie traktowaliśmy takiego grania serio, bawiło nas to, no i czerpaliśmy wielką przyjemność z grania.

T: Akordeon i wiolonczela – to niezbyt powszechny zestaw w muzyce folkowej. Do tego gracie głównie współczesne kompozycje. Jak więc nazywacie własną muzyke? Czy to wciąż folk?

PR: Nigdy nie znaleźliśmy dobrego określenia dla naszej muzyki. Ja widzę to jako miks muzyki klasycznej i folku. Kompozycje, które pisze Hannes mają więcej klasycznych wpływów, moje zwykle nawiązują , lub wywodzą się z tradycyjnej francuskiej muzyki tanecznej.
Co prawda większość utworów które gramy jest pisanych przeze mnie, ale to Hannes dodaje do nich ten drugi głos, który jest rozpoznawalnym znakiem brzmienia Musaraigne. Przynajmniej ja tak to widzę.

T: Czy możesz powiedzieć nam coś więcej na temt folku w Belgii? Czy ta muzyka jest u was popularna?

PR: Od jakichś 5-6 lat folk przeżywa w Belgii sporą falę zainteresowania, jest obecnie bardzo popularny. Jednak duża część tego, co się gra, to nie nasza własna muzyka tradycyjna, a wpływy brzmień z Francji, Hiszpanii czy Irlandii. Chodzi na przykład o tematy z Bretanii, czy Galicji. Mamy swoją własną muzykę – flamandzką i walońską – ale nie cieszy się ona zbytnim zainteresowaniem. W ciągu ostatnich lat bardzo modne stały się tzw. “folkbals”, które są rodzajem popularnych imprez folkowych, organizowanych dla różnej publiczności I w różnych miejscach. W miasteczkach uniwersyteckich zaczynają one wypierać zwyczajne studenckie imprezy. Na przykład w Gent odbywa się “folkbal” w którym bierze udział ponad 500 studentów.

T: Z tego, co wiem, współpracujesz również z innymi zespołami. Czy możesz nam coś o nich powiedzieć?

PR: Aktualnie oprócz Musaraigne gram w zespołach Griff i Naragonia. Pierwsza z tych grup, to sześcioosobowy skład z trzema dudziarzami, z których jeden jeszcze śpiewa. Do tego mamy sekcję rytmiczną, którą tworzą gitarzysta z basistą. Jestem jeszcze ja, na akordeonie. Z kolei Naragonia to kolejny duet, tym razem z Toonem Van Mierlo, jeszcze jednym muzykiem, który gra na różnych dudach, saksofonach, oboju, klarnecie, a nawet akordeonie diatonicznym. Muzyka może się nieco kojarzyć z tym, co gramy w Musaraigne, ale Naragonia jest raczej nastawiona na granie do tańca. Gramy na “folkbals” zarówno w Belgii, jak i poza nią. Naragonia to również część mojego życia, w maju 2006 roku Toon zostanie moim mężem. Obie grupy nagrały płyty i powinny one być niedługo dostępne.

T: Jak podobało Ci się w Polsce? Udało Ci się zobaczyć coś interesującego podczas tej wizyty?

PR: Nie widziałam w Gdańsku zbyt wiele i czuję, że wiele straciłam. Jednak Toon i ja planujemy spędzić w Polsce wakacje na rowerach.

T: Co myślisz o tegorocznej edycji Festiwalu EBU? Czy usłyszałaś jakieś wyjątkowo interesujące zespoły?

PR: Uwielbiam takie festiwale, które są spotkaniem muzyków z całego świata. Było bardzo dużo zespołów, nie wszystkie dałam radę zobaczyć. Przywiozłam jednak ze sobą sporo fantastycznej muzyki. Wielkie wrażenie zrobiła na mnie Joanna Słowińska I grupa San Nin Trio. Miło było znów usłyszeć zespół Oni Wytars. Ich koncert sprzed ośmiu laty z St-Chartier we Francji, to dla mnie niezapomniane wrażenie. Podobał mi się także miks, jaki zaproponowali Trebunie Tutki. Nie przepadam za takimi połączeniami między stylami, ale ten mi się podobał, bo miał w sobie sporo elementów zabawy.

T: Dziękuję za to, że zechciałaś poświęcić nam parę chwil.

PR: Dziękuję za wywiad i chciałabym przy okazji podziękować również organizatorom Festiwalu EBU w Gdańsku.

Galeria zdjęć III Festiwalu Muzyki Celtyckiej ZAMEK 2005 (1)

Zdjęcia z koncertów prezentowane w kolejności alfabetycznej. Autorem wszystkich zdjęć jest Rafał „Taclem” Chojnacki. Już wkrótce część druga, zdjęcia Sławka „Cashana” Szpadzika, a tam mi.n. koncert grupy Beltaine, zdjęcia z sesji, warsztaty i inne.

BAL KUZEST:


BELTAINE Zespół Tańców Irlandzkich:



COMHLAN Zespół Tańca Celtyckiego:



CZĘSTOCHOWA Pipes & Drums:


CZĘSTOCHOWA Pipes & Drums i COMHLAN:


DANAR:


DUAN:



ELPHIN:


FORANN:


GREENWOOD:



LEN:


MARW:




OPEN FOLK:


SALAKE:



SHANNON:




SUSHEE:



THE IRISH CONNECTION:



THE REELIUM:

POZOSTAŁE ZDJĘCIA:

Zespół Mop Directors:


Folkowa Team (Sławek i Beata):

Konferansjerzy:

Publiczność:

Warsztaty:



Zamek:

XXVI Festiwal Folkowy Europejskiej Unii Radiowej – Reportaż

Dawno nie było w Trójmieście tak wielkiego festiwalu. Sopot ze swymi podstarzałymi gwiazdkami muzyki pop może się schować, chociaż… znalazłby się pewien element wspólny, ale o tym później.

Tegorocznymi gospodarzami Festiwalu było Polskie Radio, a lokalnie reprezentowało nas Nadbałtyckie Centrum Kultury. Ta sama instytucja co roku organizuje festiwal Dźwięki Północy, łączący zwykle elementy etniczne i folkowe z rockowym i jazzowym improwizowaniem. Tym razem, przez wzgląd na „kaliber” XXVI Festiwalu Folkowego Europejskiej Unii Radiowej, Dźwięki Północy przekształciły się w imprezę jednodniową i były koncertem inauguracyjnym. Gwiazdą tego koncertu był projekt Olo Walicki Kaszëbe.
Na zaproszenie trójmiejskiego jazzmana do przygotowań przyłączyli się młodzi polscy jazzmani: wokalistki Marysia Namysłowska i Damroka Kwidzyńska oraz perkusista Cezary Konrad i gitarzysta Piotr Pawlak. Nazwiska te zapewne znane są bywalcom jazzowych imprez i festiwali. Kwalifikacje Walickiego do tworzenia kompozycji nawiązujących do muzyki folkowej podnosi fakt, że grał on m.in. jako kontrabasista takich grup, jak Szwagierkolaska czy Atlantyda.
Za sprawą wymienionych muzyków 4 sierpnia w Kościele św. Jana w Gdańsku rozbrzmiały dźwięki, które można nazwać „nową muzyką kaszubską”, bądź nawet „kaszubskim jazzem”. Znawcy kaszubskiej tradycji i języka – jak to zwykle w takiej sytuacji bywa – byli podzieleni na zwolenników i przeciwników takiego podejścia do kaszubskiej muzyki. Jednak wszyscy zgodnie przyznali, że program przygotowano z pietyzmem, nawiązania do ludowości są dość czytelne w warstwie językowej. Choćby z tego powodu można uznać ów jazzowy eksperyment za udany.

Polska była krajem najobszerniej zaprezentowanym, myśle, że było to z pożytkiem zarówno dla gości zagranicznych, jak i dla polskich słuchaczy, którzy nie mają w trójmieście zbyt wielu okazji do obcowania nawet z rodzimym folkiem.
W piątek reprezentowała nas Joanna Słowińska z zespołem. Jej interpretacje, mimo, że niekiedy bliższe piosence aktorskiej, podobały się pobliczności. Kościół św Jana, to chyba miejsce idealnie się dla takiej muzyki nadające. Podobnie można powiedzieć o sobotnim wystepie grupy San Nin Trio, prowadzonej przez Marię Pomianowską. Muzyka drogi i to bardzo długiej drogi, ze wschodu na zachód, zabrzmiała w sobotę bardzo efektownie. Ci, którzy znają artystkę z wcześniejszych projektów (choćby Zespół Polski), narzekali nieco na brak bardziej wyczerpującego wprowadzenia do utworów. Trzeba jednak przyznać, ze płynąca z głosników muzyka była w najlepszym gatunku.
Ostatni idzień i jednocześnie zamknięcie festiwalu, to już projekt znany i szanowany, będący swoistym produktem eksportowym: Trebunie Tutki i Kinior Future Sound. Góralskie granie z pogranicza reggae i world music zabrzmiało na scenie przy Zielonej Bramie w niedzielny wieczór, gromadząc chyba największą na festiwalu publiczność.

Spora była również reprezentacja sceny wschodniej, niestety w dużej mierze grupy te rozczarowały. Wykonawcy z Rosji przedkładali wyuczone pozy, frazy i przede wszystkim wyświechtany repertuar, nad radość folkowego grania. Anna Sidnina zostanie zapewne zapamiętana głównie ze względu na cztery suknie, w które przebierała się na kolejne części występu. Towarzyszący jej muzycy znacznie lepiej radzili sobie bez blasku jej gwiazdy.
Marina Kapura z towarzyszeniem gitarzysty wypadła już nieco lepiej. Zaprezentowała utwory z pogranicza folku i poezji śpiewanej, z kilkoma ciekawymi wycieczkami etnicznymi, m.in. do Tuvy. Wciąż jednak nie był to program, który mógłby w pełni zadowolić słuchaczy. Co ciekawsze jest to podobno gwiazdka muzyki pop i to ona śpiewała kiedyś na festiwalu w Sopocie.

Podobnie odebrano występ tria ukraińskich bandurzystek z Kijowa (Bandura Players Trio). Dopóki grały, mimo pewnej monotonii, dało się ich słuchać. Później jednak głosy pozbawione choćby odrobiny autentyzmu (kojarzące się raczej z operą, niż z folkiem) odebrały nawet tą odrobinę przyjemności.

Bardzo dobrze zaprezentowały się narody związane z kręgiem kultury skandynawskiej. Norwegowie z Flukt dali popis świetnego grania, bardzo delikatnego, a jednocześnie świetnie nadającego się do tańca. Całość opierała się głównie na harmonii, czasem do głosu dochodziły skrzypce. Płytę „Spill” tej grupy recenzowaliśmy niedawno na Folkowej.
Anna-Kaisa Liedes z zespołem Utua zaprezentowała z kolei bardzo łagodne brzmienia z Finlandii, zahaczając czasem o Karelię.
Najbardziej zabawowym projektem ze Skandynawii okazał się duet Kristian Bugge i Peter Eget, który zaprezentował same niemal polki.

Scena niemiecka była reprezentowana dość ciekawie. Z jednej strony zaprezentowano folk-rockowy Horch (ich album „Hachtgesang” również niedawno recenzowaliśmy. Korzenie zespołu sięgają lat 80-tych, a muzyka to nie tylko folk z rockiem, ale również nawiązania do muzyki dawnej, a nawet ballad w stylu grupy Scorpions. Druga kapela z Niemiec – Oni Wytars – to nieco inny styl i nieco inny skład.

Bardzo rozimprowizowana muzyka, skupiająca się głównie wokół klimatów śródziemnomorskich, ze świetnym damskim wokalem. Zespół ma spore instrumentarium i gra ciekawie, pewnie więc wkrótce się nim zainteresujemy.

Nie sposób nie wspomnieć tu o belgijskim duecie Musaraigne, z rewelacyjną akordeonistką Pascale Rubens. Wkrótce opublikujemy interesujący wywiad z tą postacią.
Również dwie urocze Szkotki, siostry Jennifer i Hazel Wrigley (The Wrigley Sisters), które zaczarowały słuchaczy ostatniego dnia festiwalu.
Ciekawie zabrzmiały też: czeski i młodziutki szwajcarski zespół Anach Cuan, który zaczynał od muzyki celtyckiej, a obecnie ciekawie łączy ją ze szwajcarskimi brzmieniami.

Nie sposób było przebywac na festiwalu cały czas, dlatego też nie o wszystkich wykonawcach udało się napisać. Mam nadzieję, że żaden z nich opuszczonych w tym reportażu nie poczuje się urażony.

Jako, że w czasie trwania festiwalu w Gdańsku trwał również Jarmark Dominikański, całość miała bardzo interesującą oprawę. Z jednej strony zaprezentowano nieco łatwiejsze w odbiorze zespoły na scenie przy Zielonej Bramie (Długi Targ), z drugiej te bardziej klimatyczne koncerty zaprezentowano w kościele św. Jana. Kto widział tą budowlę, ten wie jakie wrażenie ona robi.
Podejrzewam, że nieprędko zobaczymy w Gdańsku kolejną taką imprezę. Frekwencja w kościele św. Jana i w pogodniejsze dni (piątek i niedziela) na scenie plenerowej pokazała, że taka impreza jest u nas potrzebna.

Rafał „Taclem” Chojnacki

Kilka zdjęć z Festiwalu:


ANACH CUAN

ANNA SIDNINA

FLUKT

HORCH

MARINA KAPURA

MUSARAIGNE

ONI WYTARS

SAN NIN TRIO

TRABAND

THE WRIGLEY SISTERS

KOŚCIÓŁ ŚW. JANA


Foto: Rafał „Taclem” Chojnacki

„Na hasło „szanty” dostaję wysypki” wywiad z Jerzym Rogackim (Cztery Refy)

Zespół Cztery Refy obchodził w 2005 roku swoje dwudziestolecie. Z tej okazji, na potrzeby pisma „Szantymaniak”, przeprowadziłem wywiad z Jerzym Rogackim, twórcą grupy. Zamieszczam go w całości, bez skrótów, których wymagała od nas forma papierowa. Zapraszam do lektury.

Read More

Wywiad: Flook

Zespół Flook inspiruje obecnie młode zespoły folkowe na całym świecie. Fani akustycznejj muzyki celtyckiej podziwiają ich albumy i koncerty. Na razie nie mieliśmy okazji słuchać ich w Polsce, mimo to udało się namówić flecistkę grupy na wywiad.
Okazją jest 10-lecie Flooka. Na pytania Rafała „Taclema” Chojnackiego odpowiadała Sarah Allen.

Folkowa: Co oznacza nazwa „flook”? Czy ma to coś wspólnego ze słowem „fluke” (po angielsku oznacza to z jednej strony „flądrę”, ale również „szczęśliwy traf” – przyp. Taclem) ?

Sarah Allen: Flook właściwie nic nie oznacza. Początkowo nazywaliśmy się Fluke, ale kiedy dowiedzieliśmy się, że jest już inna kapela o tej nazwie, postanowiliśmy to zmienić. Nazwaliśmy się Fluke, ponieważ w grupie było trzech flecistów, a słowo „flute” (ang. „flet” – przyp. Taclem) kojarzy się z „fluke”, a na dodatek był to rzeczywiście „szczęśliwy traf”, że dane nam było grać razem. Tak na prawdę to nie ma dla nas żadnego innego znaczenia. Jednak nasi fani zwrócili nam uwagę również na inne znaczenie tego słowa, czyli „flatfish” (ang. „płastuga” – przyp. Taclem) – dlatego też tak właśnie nazwaliśmy naszą wytwórnię płytową.

F: Trudno mi uwierzyć, że gracie razem już 10 lat. Jak szybko Wam minął ten czas?

SA: Nam również bardzo trudno w to uwierzyć! I przez ten czas mieliśmy tylko jedną zmianę składu. Kiedy na początku naszego grania opuścił nas Michael McGoldrick, dołączył do grupy John Joe. Myślę, że muzyka zyskuje zupełnie inny wymiar, kiedy grający naprawdę dobrze znają innych muzyków. W tym roku mamy do zagrania wiele sporych koncertów, będzie więc okazja, by
świętować. Mam nadzieję, że przed nami jeszcze sporo kolejnych lat.

F: Jak planujecie uczcić 10-lecie?

SA: Około daty naszych urodzin – a było to 8-go listopada – mamy zaplanowanych około 10 koncertów! W tym czasie powinien być już zrealizowany nasz trzeci studyjny album.

F: Jak to się stało, że postanowiliście razem grać? Każdy z Was grał już przecież w innych grupach.

SA: Na początku Flook był tylko przyjacielskim projektem. Chcieliśmy pograć sobie na trzech fletach w jednym zespole Spodobało nam się tak bardzo, że postanowiliśmy to kontynuować. Ja grałam wcześniej w grupach The Barely Works i BIGJIG, Brian występował z zespołem Upstairs in a Tent, a Mike z Toss the Feathers. Wkrótce jednak Flook odniósł spory sukces i porzuciliśmy wówczas inne projekty, by skupić się na tym zespole.

F: Gracie akustyczną, ale bardzo nowoczesną muzykę. Co o niej mówią folkowi konserwatyści?

SA: Obecnie widzę, że muzyka, jaką gramy stała się popularna wśród wielu irlandzkich muzyków. Uważam, że Brian i John Joe mają wystarczający kredyt zaufania u konserwatystów, byśmy mogli pozwolić sobie na odrobinę luzu w naszej muzyce.

F: Jak odbierają ją słuchacze poza Brytanią?

SA: Zauważamy, że stajemy się popularni właściwie wszędzie tam, gdzie trafiamy. Właśnie zagraliśmy fantastyczny koncert w Pradze. Byliśmy tam pierwszy raz, mimo to przyszło ponad 700 osób i wszyscy świetnie się bawili.

F: Kto z Was ma największy wpływ na repertuar?

SA: W zespole najbardziej poszukującym muzykiem jest Brian. Uwielbia wyszukiwać nowe, niesamowite utwory, którymi później nas zaraża.

F: Nie tylko muzyka celtycka Was inspiruje. Co nowego usłyszymy w najbliższym czasie w muzyce grupy Flook?

SA: Będziesz musiał poczekać by się dowiedzieć!

F: Wasz ostatni – jak dotąd – album nazywa się „Rubai”. Co oznacza to słowo?

SA: „Rubai”, to rodzaj perskiego wiersza, składającego się tylko z czterech wersów. Są one pełne „muzyki, rytmu i oddechu”. Chcielibyśmy tak właśnie brzmieć.

F: Podróżujecie ostatnio sporo na wschód Europy, jak wam się podoba tamtejsza publiczność? Czy różni się od Zachodniej?

SA: Świetnie było w Pradze, podobnie z naszymi przyjaciółmi w Bratysławie. Publiczność była doskonała. Podobnie bywa w Europie Zachodniej, wszystko zależy od konkretnego miejsca.

F: Powiedz mi Sarah, czy znasz jakieś zespoły folkowe z Polski?

SA: Spotkaliśmy w zeszłym roku na Słowacji zespół The Reelium.

F: Co o nich myślisz?

SA: To świetna grupa. Dobre się bawiliśmy, słuchając ich muzyki na festiwalu „Beltaine”.

F: Czy jest szansa, że w końcu usłyszymy Was w Polsce?

SA: Oczywiście, jeśli tylko ktoś zdecyduje się zorganizować dla nas koncert!



Kontakt z zespołem Flook: info@flook.co.uk
Oficjalna strona: www.flook.co.uk
Fotografia: Julian Andrews

Wywiad: Orkiestra Samanta

Jakiś czas temu na rynku ukazał się ciekawy projekt. Wrocławski zespół Orkiestra Samanta i francuska grupa Les Dieses wydały wspólną płytę. O okolicznościach powstania tego albumu i o kilku innych sprawach z Pawłem „Alexem” Aleksanderkiem rozmawiał Rafał „Taclem” Chojnacki.

Folkowa: Nie wszyscy przyjeżdżają na koncerty do Wrocławia, więc sporo naszych czytelników nie wie skąd wzięła się nazwa zespołu. Dlaczego więc „Orkiestra Samanta”?

Orkiestra Samanta: Kilka lat temu istniała we Wrocławiu tawerna „Port Samanta” – swego czasu miejsce kultowe dla żeglarzy i miłośników szant z Wrocławia i nie tylko. Tawerna w samym środku miasta pod gołym niebem czynna 24 na dobę przez cały rok.
Zima i deszcz nie przeszkadzały. W środku nastrój iście żeglarski: ławy drewniane przykryte skórami, maszty z żaglami, bar wykonany ze starej krypy rybackiej a na samym środku ognisko. Codziennie przesiadywało tam wieczorami po 80 – 100 osób i śpiewało szanty, opowiadało o swoich morskich i żeglarskich przygodach. Nie było i nie ma takiego miejsca w Polsce, gdzie byłby oddany tamten niesamowity klimat. Ściągali tam ludzie z całej Polski. Tawerna gościła m.in. EKT Gdynia, Stare Dobre Małżeństwo, Wolną Grupę Bukowina, Martynę Jakubowicz, Stare Dzwony – żeby wymienić tylko kilka przykładów dobrze znanych wykonawców. Świadczy to o jej niepowtarzalności. Pośród znajomych, przyjaciół śpiewających wspólnie wieczorami w „Porcie Samanta” narodził się pomysł spróbowania swoich sił na większych scenach w Polsce i tak w zasadzie normalną koleją dziejów powstał zespół. A jak mógł się nazywać zespół wielu grających i śpiewających żeglarzy grywający w „Porcie Samanta”? Tylko Orkiestra Samanta – nazwy nikt nie wymyślał była oczywista dla wszystkich.
Tawerna „Port Samanta” już nie istnieje lecz opowieści o jej atmosferze i ludziach krążą w legendach do dzisiaj.

F: Wasz najnowszy projekt, to wspólna płyta z francuską grupą Les Dieses. Skąd znacie tą grupę?

OS: Les Dieses poznaliśmy w Polsce podczas ich koncertów we Wrocławiu, zorganizowanych w ramach współpracy miast partnerskich Poitiers i Wrocławia. Poznaliśmy się i zaprzyjaźniliśmy. Potem były e-malie i w końcu wyjazd Orkiestry do Francji i wspólne koncerty z Les Dieses.

F: Kto wyszedł z inicjatywą wspólnej płyty?

OS: Dobrze się rozumiemy z Les Dieses, od początku przypadliśmy sobie do gustu. Pobyt we Francji i wspólne koncerty ugruntowały naszą znajomość. Na pomysł wspólnej płyty wpadł Zito Barrett – skrzypek i kompozytor Les Dieses. Zespoły zainteresowały swoim pomysłem Krzysztofa Grzelczyka – dyrektora Biura Współpracy z Zagranicą przy Urzędzie Miejskim we Wrocławiu. Podchwycił pomysł i… powstała płyta.

F: Skąd tytuł „Odyseja”?

OS: Okładkę płyty zaprojektował i narysował Didier Dubreuil – wokalista i autor tekstów Les Dieses. Opowiada ona o podróży Les Dieses z Poitiers do Wrocławia i odwrotnie – Orkiestry z Wrocławia do Poitiers. To taka nasza wspólna „Odyseja” przez całą Europę.

F: Śpiewacie po polsku dwa utwory Francuzów. Jak powstawała płyta? Czy są jakieś wspólne nagrania, czy każdy nagrał „swoje”?

OS: Śpiewamy kilka utworów zespołu Les Dieses, mamy ich błogosławieństwo i specjalną zgodę na wykonywanie i ewentualne nagrywanie ich utworów. Na płycie „Odyseja” znalazły się dwa: „Ocean” i „Wrocławski port”.
Płyta nagrywana była częściowo we Francji częściowo w Polsce, miksowanie całego materiału i późniejszy mastering płyty miał miejsce we Wrocławiu.

F: Czy są utwory, które na płycie wykonują muzycy obu składów jednocześnie?

OS: Na płycie nie ma numerów które nagrane są jednocześnie przez muzyków obu składów. Diesy nagrywali swoje numery we Francji
my nasze w Polsce potem robiliśmy już wspólny mix i master u nas.

F: Jak to wygląda na koncertach?

OS: Natomiast na koncertach w kilku numerach m.in.: „Wrocławski port”, „W moim pubie” czy „Ocean” na scenie są wszyscy muzycy z obu składów, razem 11 osób. Zwrotki piosenek śpiewam raz ja raz Didier, refreny wszyscy – po francusku lub po polsku zależnie od tego jak na danym koncercie ustalimy. Zielak na charango, ja i Didier na gitarach, Stefan z Diesów na mandolinie lub banjo, perkusiści grają wymiennie jeden na perkusji dugi na kohanie, basiści również jeden gra na basie drugi na bongosach lub przeszkadzajkach – schemat sekcji w numerach to perkusista jednego zespołu i basista drugiego tak żeby mix obu zespołów na scenie był maksymalny. Ale numer jeden całego składu 11 osobowego to połączone siły skrzypków naszej Aliny i Zito
z Diesów. Tutaj nie będę skromny to jest show które trzeba zobaczyć. Gorąco polecam. Na każdym koncercie jest inaczej nigdy nie przestają mnie zaskakiwać swoimi wzajemnie przenikającymi się improwizacjami.

F: Francuzi śpiewają o Polsce, Agnieszce, Kasi i Bałtyku, Wy o dziewczynach z La Rochelle. Czy piosenki były przez obie grupy przygotowane specjalnie na ten projekt?

OS: Z myślą o projekcie płyty „Odyseja” powstały utwory: „Le K”, „Dziewczęta z La Rochelle”, „D`or ot d`ambre”, „Wrocławski
port” i „Ocean”. Piosenka „Le K” to wspomnienia Les Dieses z pobytu w Polsce, „Dziewczęta z La Rochelle” to znowu nasze wspomnienia z pobytu we Francji. Jest też utwór o Wrocławiu nagrany na płycie dwa razy raz w wykonaniu autorów – „D`or ot d`ambre” – i drugi raz – „Wrocławski port” – w naszym wykonaniu i z naszym tekstem. Właśnie ta piosenka jest motywem przewodnim całej płyty.

F: Na całej płycie jest tylko jedna melodia tradycyjna, całość brzmi jednak dość stylowo. Czy trudno dziś pisać piosenki, które brzmią jak stare utwory folkowe?

OS: Oba zespoły tworzą własną muzykę opartą o elementy folku z tekstami o morzu i żeglowaniu. „Odyseja” to płyta żywiołowa nadająca się do słuchania i do tańca zarówno w atmosferze klubowej jak i na koncertach czego próbkę mieliśmy podczas premiery płyty na festiwalu we Wrocławiu.
A czy płyta brzmi folkowo czy nie to już pozostawiamy do oceny słuchaczom, mamy jednak nadzieję że „Odyseja” trafi w gusta zarówno miłośników szant jak i muzyki folkowej.

F: Jak z perspektywy trzech lat oceniacie swój debiutancki album?

OS: Każdy zespół popełnia większe lub mniejsze błędy przy debiutanckim albumie. Z perspektywy czasu wiele rzeczy inaczej byśmy zrobili. Mamy świadomość że napięty czas w studio, pierwszy kontakt ze studiem i małe doświadczenie muzyczne odbiły się na produkcie finalnym ale któż nie popełnia błędów…

F: Jakie są kolejne plany Orkiestry Samanta?

OS: Kolejne plany to dalsza promocja płyty „Odyseja”, jeszcze w tym roku kolejna płyta, teraz już tylko Orkiestrowa. Premiera najprawdopodobniej na Festiwalu Piosenki Studenckiej ŁYKEND we Wrocławiu w czerwcu tego roku.
W planach wspólne koncerty z Les Dieses w Polsce i może we Francji. Poza tym jak co roku koncerty w całej Polsce i nie tylko.

F: Czy któreś z piosenek z „Odyseji” trafią na nową płytę Orkiestry?

OS: Na nowej płycie znajdzie się osiem nowych numerów plus sześć naszych numerów z płyty Odyseja w sumie 14 numerów około 65 min muzyki.

F: W takim razie życzę powodzenia, bo sporo ma się dziać w Waszym obozie. A czytelników zapraszamy na stronę zespołu Orkiestra Samanta.

Wywiad: Stonehenge

W związku z wydaniem przez grupę Stonehenge nowej płyty, przeprowadziliśmy wywiad z liderem tej formacji, Arkiem Wąsikiem, szarzej znanym jako „Kosmos”. W imieniu Folkowej przepytywał go Rafał „Taclem” Chojnacki.


Folkowa: Zespół Stonehenge wydaje nową płytę, skąd tytuł „Celtic Express”?

Stonehenge: Zanim odpowiem na pierwsze pytanie chciałbym się bardzo gorąco przywitać ze wszystkim internautami którzy słuchają folku i odwiedzają strony folkowej. No a teraz przejdziemy do pytania czemu „Celtic Expres”, w naszym odczuciu, mówię tu o całym zespole Stonehenge płyta zawiera dużą dawkę ekspresyjnej, energetycznej muzyki, która oparta jest w znacznej mierze na dźwiękach pochodzących z Irlandii tudzież ze Szkocji. „Celtic Express” to płyta szybka chociaż nie pozbawiona melancholii i zadumy. Resztę ocen pozostawiam słuchaczom i odbiorcom naszej muzyki.

F: Od wydania albumu „Echa Wyspy” upłynęły cztery lata. Co o spowodowało tak długi odstęp czasu pomiędzy płytami?

S: Czas umyka nieubłaganie już minęło cztery lata a ja mam wrażenie że kilka miesięcy temu opuszczaliśmy studio radia Opole. Przez ten czas zespół Stonehenge po pierwsze koncertował, od czasu wydania płyty „Echo wyspy” zagraliśmy około 400 koncertów. Poza tym w między czasie nastąpiły zmiany personalnych w zespole opuścił nas z przyczyn niezależnych obustronnie Marcin Szermański, który grał na instrumentach strunowych zastąpił go Szymon Borkowski w między czasie poszerzyliśmy skład zespołu o perkusistę Rafała „Miśka” Nowaka. Wszystkie te ruch powodowały iż materiał koncertowy trzeba było niestety przerabiać na nowo ze względu na nowych muzyków. Poza tym materiał do trzeciej płyty nagrywany był w prywatnym studio Rafała Nowaka. I wydawać by się mogło iż komfort własnego studia powinien przyspieszyć produkcję płyty i tu muszę sprostować iż nic bardziej mylnego. Przynajmniej w naszym przypadku spowodowało to spowolnienie prac na materiałem. Podeszliśmy do tego bardziej szczegółowo, pieszcząc poszczególne utwory i bawiąc się wszystkim tym co wokół nagrywania się kręci. W każdym razie minęło cztery lata i płyta w końcu jest.

F: Co zmieniło się w grupie od czasu ostatniego albumu?

S: Po części uprzedziłem troszeczkę pytanie. O zmianach personalnych już wspomniałem więc może teraz troszkę o tym co zmieniło się w muzyce. Z pewnością nasza twórczość jest jeszcze bardziej dojrzała niż wcześniej w końcu czas płynie. Perkusja spowodowała pewne urockowienie tego co gramy obecnie. Poza tym Szymon Borkowski gra na gitarze elektrycznej czego wcześniej nie było, na płycie będzie można usłyszeć również szkockie dudy które za sprawą Janusza Jurczaka zagrały na „Celtic Express” a w najbliższym czasie zaczniemy w końcu używać irish bouzuki bo takowe już posiadamy w swoim instrumentarium. Na a na koniec powiem iż od ostatniego albumu przybyło nam trochę dzieci, lat i kilogramów ?.

F: Na „Echach…” gościliście Jose Torresa, czy tym razem też ktoś towarzyszył Wam w nagraniach?

S: Na „Celtic Express” wszystkie ścieżki instrumentalne położyliśmy sami natomiast wokalnie wspomógł nas śpiewając dwie piosenki Wojtek „Sęp” Dudziński z zespołu Ryczące Dwudziestki, a teksty do obu piosenek napisała wybitna polska pisarka Monika Szwaja.

F: Gdybyś mógł zaprosić wymarzonego gościa na kolejny album grupy Stonehenge, kto by to był?

S: Od pewnego czasu chodzi nam po głowie płyta w towarzystwie całej orkiestry symfonicznej. Dokładnie nie jestem w stanie powiedzieć, która to miała by być orkiestra ale z pewnością taki album byłby czymś zupełnie innym a w naszym kraju jeszcze nie zrealizowanym i to właśnie orkiestra symfoniczna jest moim cichym marzeniem.

F: Czy nową płytę będzie promowała jakaś większa trasa?

S: Nasza płyta ukazuje się w czasie obchodów dnia Św. Patryka. Jest to czas wzmożonej aktywności koncertowej wszystkich zespołów grających muzykę celtycką i powiedzmy pochodną gatunkowi. My również ruszamy w trasę koncertową po Polsce a tak naprawdę to w najbliższym czasie wszystkie koncerty, programy telewizyjne i radiowe z naszym udziałem oraz wszelkie artykuły prasowe i internetowe będą miały na celu promocję nowej płyty Stonehenge.

F: Sporo ostatnio podróżujecie, w zeszłym roku kilkakrotnie zdarzało Wam się opuszczać nasze granice w celach koncertowych. Które z tych koncertów wspominasz najmilej?

S: To fakt ilości kilometrów które przemierzamy poruszając się pomiędzy kolejnymi koncertami są imponujące i nas samych wprawiają w osłupienie. W zeszłym roku kilkakrotnie gościliśmy u naszych południowych sąsiadów. Mieliśmy przyjemność zagrać na największych Europejskich festiwalach organizowanych w ich kraju. Specjalnie mówię Europejskich gdyż festiwale „Ostrava colours”, „Zahrada” czy np. „Fesival na Pomezi” to imprezy o Europejskim formacie. Jeżeli chodzi o wspomnienia to z pewnością „Ostrava colours” ze względu na rozmach i precyzyjność całego festiwalu. Naprawdę organizacja całej imprezy a należy dodać że wszystko odbywa się na pięciu przeogromnych scenach jest bez zarzutu. Tam po prostu wszystko działa jak w szwajcarskim zegarku. Długo by trzeba było opowiadać ale mogę polecić ten festiwal z całego serca.

F: Czym różni się klimat grania np. w Czechch, od naszego rodzimego?

S: Czesi są wielkimi sympatykami muzyki country i tramp i da się to odczuć na każdym kroku. Reagują bardzo spontanicznie i radośnie a na wszelkie tego typu imprezy przychodzą tłumnie (bardzo tłumnie) całymi rodzinami i bawią się do bólu. Jest naprawdę sympatycznie.

F: Czy spotkaliście za granicą jakieś zespoły, które warto by przedstawić polskiej publiczności?

S: Spotkaliśmy całą masę lepszych i gorszych zespołów. O muzycznej stronie wolałbym się nie wypowiadać gdyż w żadnym wypadku nie czuję się ani ekspertem ani wybitnym znawcą wszechgatunku. Natomiast z pewnością mogę powiedzieć iż zespół Stonehenge zaprzyjaźnił się z muzykami zespołu Celtic Cross to czeska kapela uprawiająca irish muzę oraz z zespołem Hrdza to z kolei Słowacy grający właśnie muzykę z gatunku jak to oni określają tramp.

F: A jakie wojaże czekają Was w tym roku?

S: Ten rok jak mówiłem wcześniej upłynie pod szyldem promocji nowej płyty. Na dzień dzisiejszy zagraliśmy już około 20 koncertów a przecież to dopiero początek roku. Kalendarz imprez powoli się zapełnia. W planach mamy kolejne festiwale za granicą coroczny wyjazd na prom MF Polonia. Są zakusy i prowadzone rozmowy aby zaprosić nas troszkę dalej do bardziej egzotycznych krajów lecz aby nie zapeszyć pozostawię to jeszcze w sferze tajemnicy. Tak czy siak sezon 2005 będzie na pewno intensywny koncertowo i pracowity zresztą jak zwykle.

F: Odejdźmy na chwilę od tematów koncertowych. Zadam Ci teraz pytanie, które słyszysz pewnie bardzo często: dlaczego muzyka celtycka i to w dodatku folk-rockowa?

S: Wszystko zaczęło się tak naprawdę od żeglarstwa czyli od szant. Dawno temu właśnie ta muzyka pchnęła jeszcze wtedy inne osoby do zawiązania szantowej kapeli. Przez kilka lat nawet ze sporymi sukcesami kursowaliśmy po polskiej scenie szantowej. Jednak jak to w życiu bywa ludzie dorastali jedni odchodzili inni przychodzili, zmieniał się skład instrumentarium i upodobania. W ten sposób drogą ewolucji z tamtych czasów śpiewającym muzykiem zostałem tylko ja. Reszta moich obecnych kolegów z zespołu to zawodowi instrumentaliści. W ten sposób prawie 10 lat temu powstał zespół STONEHENGE. Wszystkim wiadomo iż od Polskich szant do Irlandzkiej muzyki jest bardzo niedaleko. Ot i cała filozofia ?. Jeżeli chodzi natomiast o to rockowe zacięcie to tok naprawdę nie ma konkretnego wyjaśnienia po prostu tak to odbieramy tak aranżujemy i tak to z nas wypływa. Najważniejsze natomiast jest to iż muzyka którą gramy podoba się nie tylko nam ale również tym, którzy stoją po drugiej stronie sceny. I to jest najważniejsze.

F: Gdzie szukać aktualnych informacji o Waszych wydawnictwach i koncertach?

S: Z pewnością na naszej stronie www.stonehenge.art.pl poza tym portale związane z szeroko pojętą muzyką folkową nie omijając oczywiście www.www.efolk.pl. Dziękując wszystkim za uwagę zapraszam na nasze koncerty w całej Polsce. Do usłyszenia i do zobaczenia Arkadiusz KOSMOS Wąsik i cała reszta STONEHENGE.

F: Dzięki i do zobaczenia.

Celtycki ZAMEK 2004

Drugi Festiwal Kultury Celtyckiej ZAMEK, który odbył się w dniach 3-5 września 2004 w Będzinie był okazją do przyjrzenia się rodzimej scenie muzyki celtyckiej i okolic. Pokazały się tam bardzo znane kapele, takie, jak Open Folk, czy Carrantuohill, oraz nieco młodsze, ale sprawdzone zespoły: Forann, Rimead i The Reelium. Znalazło się też miejsce na świetnie zapowiadającą się kapelę Gesh, która na scenach festiwalowych stawia swoje pierwsze kroki. Gośćmi imprezy były grupy nieco mniej typowe dla celtyckiego festiwalu – szantowo-folkowi Sąsiedzi, oraz wokalny zespół wykonujący piosenki morskie Banana Boat. Sąsiedzi, to grupa, która swoje morskie piosenki ubarwia zwykle folkowym, celtyckim graniem. Banana Boat jedynie inspirują się anglosaską i francuską tradycją morską, tworząc na tym pniu własne kompozycje.
Festiwal “Zamek”, to nie tylko koncerty i odbywające się każdego wieczora na dziedzińcu sesje muzyczne. Sporą rolę odegrały tam również zespoły prezentujące tańce celtyckie. W piątek był to Comhlan z Krakowa, w sobotę trójmiejska grupa Elphin, zaś w niedzielę Beltaine z Torunia. Każdy z tych zespołów pokazał inną formę i inną stylistykę celtyckich pląsów.
Bardzo ważnym elementem festiwalu okazały się warsztaty. Te muzyczne prowadzili w większości muzycy grupy The Reelium. Piotr Fiedorowicz zajął się gitarzystami, Marek Przewłocki prowadził warsztaty fletowe, zaś Bartek Dębno-Artwiński prowadził zajęcia z gry bodhranie – bardzo ostatnio popularnym bębnie irlandzkim. Oprócz typowych warsztatów muzycznych organizatorzy zapewnili też ciekawostkę w postaci warsztatów szantowych. Pierwsza część – prowadzona przez Pawła Jędrzejko – dotyczyła tekstów i najczęstszych błędów tekściarzy, zaś w drugiej Tomasz Czarny zajął się budową harmonii wokalnych. Obaj prowadzący to członkowie zespołu Banana Boat.
Dodatkowymi atrakcjami były warsztaty tańców bretońskich i irlandzkich, przedstawienie teatralne i pokazy walk rycerskich.
Rafał „Taclem” Chojnacki
Artykuł ukazał się w piśmie „Gadki z Chatki”
Fotografia: Sławomir Szpadzik

Page 1 of 4

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén