Miesiąc: Grudzień 2004 (Page 1 of 3)

Viernyj Med „Demo”

Viernyj Med to młoda rosyjska kapela o zacięciu lekko folk-rockowym. Pięć zaprezentowanych tu utworów daje nam pewne odniesienia do tego, co ich inspiruje. Wiemy, że lubią muzykę irlandzką, ale nie stronią od rodzimego języka i brzmień.
Zaczynają od piosenki powstałej w 1916 roku, jest to więc pewnie coś w rodzaju folkowego standardu w Rosji. Ładnie zaśpiewany i zagrany utwór wpada w ucho, mimo, że nagrania nie są najlepszej jakości. Druga, instrumentalna część utworu pokazuje nam, że zespół stara się zabrzmieć ciekawie.
Drugi utwór, to z kolei klasyk irlandzki – „Ride On” – spopularyzowany kiedyś przez Christy Moore`a. Tu brzmienie jest jeszcze gorsze – nie ono powinno być jednak oceniane w przypadku dema. W przypadku gdyby normalnie to nagrano – mogłoby być nieźle.
„W Puty”, to zmiana klimatu. Perkusja chodząca w „Ride On” spokojnie, tu nieco nabiera mocy, gitara zostaje przesterowana, a skrzypce brzmią niemal kąśliwie. Dobry kawałek – podobnie jak poprzedni, tak i ten wymagałby normalnego nagrania.
Nieco inne inspiracje przynosi nam „Taniec Salamandry” – możliwe, że przez wzgląd na tytuł kojarzy sięod razu z klimatami wschodnimi, z Arabią, czy nawet Persją.
Ostatni utwór to przykład śpiewu gardłowego. Ta stara, ludowa pieśń odstaje mocno od reszty repertuaru. Sprawia to jednak, że muzyka zespołu staje się bardziej różnorodna.

Taclem

Shirley Collins & the Albion Country Band „No Roses”

Dziś Albion Band to jeden z filarów brytyjskiej sceny folkowej. Jednak kiedy Ashley Hutchings zakładał swój zespół (jeszcze wówczas ze śródsłowiem „Country”) nie było to jeszcze tak oczywiste. Na szczęście niemal z nieba spadła mu Shirley Collins. W tym samym roku Ashley opuścił Fairport, ożenił się z Shirley i nagrał z nią tą płytę. W składzie Albion Country Band widzimy wiele znajomych nazwisk – przede wszystkim przyjaciół z poprzedniej grupy Ashleya.
Właściwie jednak jest to płyta Shirley, nie była ona bowiem debiutantką. Wcześniej występowała w duecie z siostrą, ale uczestniczyła też w nagraniach Incredible String Band.
W całej kompozycji płyty widać wyraźnie, że ułożono ją pod Shirley, mimo że grają tam bardzo już wówczas znani muzycy. Wokalistka doskonale poradziła sobie ze swoim zadaniem, a piosenki takie, jak „Claudy Banks”, „Van Diemen`s Land”, czy „Hal-an-Tow” w jej wykonaniu to kamienie milowe w historii brytyjskiego folku.
Jeśli miałbym porównywać do czegoś tą płytę – a to raczej do niej zwykle odnoszą się recenzenci – porównałbym o dziwo raczej nie do Fairport Convention, a do Steeleye Span. Jest to dobitny dowód na to, że te trzy wielkie grupy doskonale się uzupełniały.
Płyta brzmi dziś nieco archaicznie, ale słucha się jej z dużą przyjemnością, zwłaszcza cieszy ucho chóralny „The White Hare”. Dziś tak już się raczej nie śpiewa. Niestety.

Taclem

Old Rivendell „Pieśni Śródziemia”

Mimo że na płycie nie ma śladu po nazwie zespołu, który mógłby ten krążek firmować, to w internecie zazwyczaj znajduje się informacje, że to projekt Rivendell, lub Old Rivendell. Na wszelki wypadek zapytałem kiedyś ludzi ze znanej folkowej formacji Rivendell, czy maja z tą płytą coś wspólnego. Zaprzeczyli, zostanę więc przy nazwie Old Rivendell, żeby nie wprowadzać zamieszania.
Jak wskazuje sama nazwa mamy tu do czynienia z pieśniami inspirowanymi twórczością J.R.R. Tolkiena. Na całym świecie wyszła ostatnimi czasy masa takich płyt. Jak więc polski projekt wypada na tym tle? Marnie. Mamy tu średnio napisane piosenki, i duże (o wiele za dużo!) elektronicznych brzmień.
Wiem, że aby zastąpić klawisze harfa, skrzypcami, czy fletami – trzeba mieć ludzi, którzy będą w stanie na tym zagrać, a co za tym idzie nieco większy budżet. Ale myślę, że wśród muzyków sporo jest fanów Tolkiena i chętnie uczestniczyliby w takich nagraniach za mniejsze pieniądze. Wówczas mogłoby to uratować „Pieśni Śródziemia”. A tak pozostaje wielki niedosyt. Całość brzmi nieco jak soundtracki Andrzeja Korzyńskiego. jeśli pamiętacie „Akademię Pana Kleksa”, czy „Dzieje mistrza Twardowskiego” z nachalną elektroniką w tle, to wiecie o czym mówię.
Mimo takich niedostatków album mogłyby uratować piosenki. Gdyby były dobre. Niestety większości z nich sporo do tego brakuje. Gdybym jednak miał wskazać jaśniejsze punkty, byłyby to: „Drużyna”, „Początek wyprawy” i najlepszy ze wszystkich – „Obieżyświat”, nad którym unosi się duch Loreeny McKennitt.
Szkoda trochę, że zmarnowano tak ciekawy pomysł. Mam nadzieję, że ktoś wreszcie odczaruje w Polsce nurt fantasy folku – i zrobi to z klasą.

Rafał Chojnacki

Gjallarhorn „Grimborg”

Trzeci album zespołu o ugruntowanej już pozycji. Skandynawska muzyka z odrobiną obcych wpływów świetnie została przyjęta zarówno przez słuchaczy, jak i przez krytyków, a Gjallarhorn stał się szybko jednym z częściej prezentowanych przedstawicieli sceny fińskiej.
Na „Grimborg”, podobnie jak i na pozostałych albumach zespołu, dominuje muzyka ze Szwecji, chyba najbardziej popularna w tej chwili, jeśli chodzi o tradycyjne brzmienia skandynawskie.
Słuchając tej płyty łatwo dość do wniosku, że nie trzeba wiele zachodu, by nagrać dobrą folkową płytę, a taką jest niewątpliwie „Grimborg”. Połączono tu ludowe utwory z jednego krańca świata (Skandynawia), dodano gdzieniegdzie rytmikę charakterystyczną dla odległych miejsc (afrykańskie brzmienia w niektórych partiach perkusyjnych) i ozdobiono czymś bardzo egzotycznym (w tym przypadku didgieridoo). Uzupełnienie tego przepisu, to dobry, kobiecy wokal i umiejętności aranżacyjne. Jednak skoro przepis jest tak prosty, to czemu powstaje tak mało dobrych płyt? Warto o tym pomyśleć, zanurzając się w łatwy z pozoru album grupy Gjallarhorn.

Taclem

Albion Dance Band „The Prospect Before Us”

Klasyczna już dziś płyta. To drugi album, na którym wraz z Albion Dance Band śpiewa Shirley Collins, tyle tylko, że tu grupa nie jest już tylko projektem założonym przez muzycznych znajomków, a Shirley jest po prostu drugą wokalistką zespołu. Pierwszy głos dzierży tu niepodzielnie Ashley Hutchings.
Po instrumentalnym wstępie otrzymujemy kolejny taniec, jest to utrzymana w klimacie wiejskiego tańca „Horse`s Brawl”. Trzeci utwór, to nic innego, jak walczyk, tytuł zawdzięczający w jakiś sposób naszej stolicy. „Masque Tune” to nawiązanie do muzyki barokowej i słynnych wówczas balów maskowych. Dwa utwory dalej mamy z kolei menueta.
O ile w pierwszej części płyty dominują utwory instrumentalne, to od „Huntsman`s Chorus” zespół zaczyna też śpiewać. No i robi się też jakby bardziej folk-rockowo. Udowadniają to dobitnie w „Wassail Song”.
Później znów na jakiś czas prym wiodą ludowe tańce, w tym coś tak nietypowego dla angielskiej kapeli, jak saltorello „La Sexte Estampie Real”.
Do piosenek wracamy przy okazji zabawnej „I Wish I Was Single Again” i później w świetnym, nieźle podszytym rockiem „Hopping Down in Kent”. Finałowa pieśń, to „The Hunt Is Up”, którą Ashley i Shirley śpiewają razem. Zawiera ona w sobie taneczną rytmikę, ciekawe partie instrumentalne i dobre wokale. Słowem wszystko to co mamy na płycie – w pigułce.
Jak wspomniałem, jest to płyta klasyczna, podejrzewam jednak, że jej rzeczywistą wartość docenią głównie fani brytyjskiego folk-rocka. Dla reszty słuchaczy może być nieco nużąca.

Rafał Chojnacki

Changes „Fire of Life”

Nieco dziwna to płyta. Grupa tkwiąca korzeniami w latach 60-tych i 70-tych prezentowała wówczas niesamowity kunszt. Z drugiej strony nawiązywała też silnie do nurtu psycho-folka. Nic w tym dziwnego, narkotyczne działanie LSD nie było ponoć niczym obcym dla członków grupy: Roberta N. Taylora i Nicholas Tesluk.
Mamy tu mieszankę folku, z lekko celtyckim zacięciem i muzyki dawnej. Przyznam, że muzyki tej bardzo dobrze się słucha. Changes stanowili inspirację, dla dzisiejszych zespołów dark folkowych, takich jak Death in June, czy Sol Invictus. Renesans zainteresowania ich twórczością zawdzięczamy Michaelowi Moynihanowi, z zespołu Blood Axis. Zafascynowany mrocznym klimatem muzyki Changes doprowadził do reedycji płyt.
„Fire of Life” to najstarsze nagrania duetu, pochodzące z lat 1969-1974. Nie jest to co prawda muzyka tak dobra, jak na późniejszej płycie „Legends”, ale i tak warta uwagi.

Taclem

Bratři Ebenové „Já na tom dělám”

Folk-rockowa płyta nagrana przez trójkę braci – Marka, Kryštofa i David Ebenovów – i ich przyjaciół, jest przykładem, że za naszą południową granicą dzieje się wiele dobrego w interesującej nas muzyce.
Sporo tu momentów lirycznych, jak choćby „Nikdo to nebere”, z delikatnymi partiami saksofonu, czy „Vidíš, vidíš”, w którym śpiewa zaproszona na tą płytę Iva Bittová. Nie brakuje dobrych, klimatycznych piosenek z feelingiem, taką jest choćby utwór „Senecte, pomoz”, który mimo nieco żartobliwego tonu w tle, ma w sobie coś z ballad Nicka Cave`a.
Ciekawostką można nazwać ostrą, niemal brutalną parodię utworów country-bluesowych – „Sprostý chlap”. Elementy country pojawiają się też w „Trampská”. To z resztą nie jedyna ciekawostka. Za takie można też uznać dwa sonety Shakespeara, wyśpiewane po czesku.
Są tu też piosenki zmierzające w kierunku potyckich krain zamieszkanych u nas przez Grzegorza Turnaua – tu wymienić można choćby „Hotely”. Najpiękniejszy jednak utwór z całej płyty, to według mnie „Na růžích ustláno”, gdzie dodatkowy klimat do balladowej, rozkołysanej melodii dodaje pięknie brzmiący klarnet.
Dobra płyta w klimatach miejskiego folku. Nie wiem, czy wszyscy będą w stanie polubić czeskie piosenki, ale jeśli ktoś ceni sobie tamtejszych twórców, to pewnie z zainteresowanie wysłucha tego krążka.

Taclem

An Lar „Chloe`s Passion”

Szwajcarski An Lar nieźle mnie ta płytą zaskoczył. Nie spodziewałem się, że coel nua – nowoczesny styl irlandzkiego, akustycznego grania ma sowich przedstawicieli również w Alpach. No a le skoro w Polsce też się tak gra, to czemu nie w Szwajcarii.
Sporym zaskoczeniem jest fakt, że otwierający płytę utwór „Trial and Error”, to autorska melodia Matthiasa Ackermanna, przyjaciela grupy i współproducenta płyty. To naprawdę świetny utwór. Dalej przechodzimy do tradycyjnego „Bold Doherty”, w bardzo ciekawej, zespołowej aranżacji.
„Another Glass of Beer” to właśnie współczesne irlandzkie brzmienia, które znamy z dokonań takich grup, jak choćby Lunasa, czy na naszym rodzimym podwórku Rimead.
Połączenie piosenki „Newry Town” z instrumentalną kompozycją „Turkish delight”, to świetne połączenie wyspiarskiego klimatu z tchnieniem wschodu. Trochę gorzej jest z niemal rockowym, ale folkowo zaaranżowanym utworem „Till I Die” – nie jest to najlepsza z piosenek An Lar, choć postarali się przy jej przerobieniu.
„Snuff wife” to powrót do żywiołowego grania, zaś w „Glasgow Peggy” mamy do czynienia z sympatycznie zaaranżowaną tradycyjną piosenką.
Utwór „Green fields of Canada” nawiązuje do dość brytyjskiego sposobu wykonywania folkowych ballad. Takie aranżacje spotkać można zarówno w repertuarze Martina Carthy, grupy Steeleye Span, czy też wielu innych brytyjskich folksingerów. Skromny akompaniament akordeonu podczas śpiewu i późniejszej partii instrumentalnej sprawia, że piosenka wyróżnia się zdecydowanie z grona innych, głównie szybszych utworów. Następujący po nim instrumentalny „Thunderhead”, to już granie bliższe temu, z czym mamy do czynienia na reszcie płyty. Album kończy „Shall an Bhéargh” – wesoła wiązanka tańców.
Bardzo dobra płyta szwajcarskiej grupy, grającej muzykę celtycką. An Lor reprezentuje dobry poziom i chciałbym jeszcze kiedyś posłuchać ich kolejnych płyt.

Rafał Chojnacki

Alan Simon „Excalibur”

Projekt to dość nie zwykły. W nagraniu tej płyty brali udział liczni muzycy z Bretanii (choćby Tri Yann, Dan Ar Braz, czy Gabriel Yacoub), Hiszpanii (Carlos Nunez), czy choćby Wielkiej Brytanii (Fairport Convention). Całość spajają chór (Les Chours Bulgares Philippopolis) i Praska Orkiestra Symfoniczna. Co otrzymujemy? Celtycką, folk-rockową operę. Tak to chyba można określić. Czy taki projekt mógł się nie udać? Mógł, ale na szczęście muzycy stanęli na wysokości zadania i pomysły Alana Simona zrealizowali perfekcyjnie.
Warto wspomnieć, że np. Tri Yann od lat nie brzmiał tak żywiołowo, jak w „Pour l`amour de la reine”. Wszystko to za sprawą doskonałych (jak zwykle) Fairport Convention, którzy towarzyszą większości wykonawców. Z resztą ich własny utwór „Castel Rock” to perełka tej płyty. Album z trasy koncertowej projektu „Excalibur” niestety nie zawiera tego utworu, ale tu, w wersji studyjnej jest. Sporą ciekawostką jest też melodia „Celtic dream”, w której Fairportów wspomaga Brian Finnegan z zespołu Flook. Świetnie uzupełnia on brzmienie skrzypiec Rica Sandersa. W piosenkowym wcieleniu, w „The gest of Gauvain” grupa również radzi sobie rewelacyjnie.
Swoistym odkryciem jest tu dla mnie wokalistka i autorka piosenek – Nikki Matheson. W jej wykonaniu „Morning song” Alana Simona, to rewelacyjna piosenka.
Płyta jest nieco patetyczna, ale to zapewne za sprawą olbrzymiego rozmachu z jakim ją przygotowano. Warto spróbować takiej mieszanki. Nie powinniście się zawieźć.

Rafał Chojnacki

Violet „Omnis Mundi”

Afrykańskie bębny, celtycka harfa i łaciński zaśpiew – tak zaczyna się płyta „Omnis Mundi” grupy Violet. Później dochodzą do tego elementy muzyki dawnej i jazzująca perkusja. Podstawą jest tu właśnie muzyka dawna, tyle, że współcześnie przemyślana i podana w innym od tradycyjnego sosie.
Jeśli znacie płytę „Aion” grupy Dead Can Dance, to klimat niektórych fragmentów omawianej tu płyty na pewno wyda Wam się znajomy (ot choćby pieśń „Simeni Kohotam”). Różnica taka, że śpiewaczka grupy Violet – Bianca Stucker ma zupełnie inny głos, niż Lisa Gerrard. Inna różnica, to podkład w kilku utworach, gdzie gra normalny zestaw perkusyjny.
Mimo, że Violet pochodzi z Niemiec nie wpisuje się w typowy nurt tamtejszego „medieval rocka”. Mają swój własny charakter, momentami nawiązujący klimatem raczej do kapel skandynawskich, takich jak Garmarna, czy Hedningarna. Takie wrażenie nie trudno odnieść przy spokojniejszych utworach („Bewitched”). W ostrzejszych fragmentach, gdzie do głosu dochodzi np. elektryczna gitara („Eterna Sombra”) też nie brakuje średniowieczno-folkowych wpływów, choć brzmienie jest tu zupełnie inne niż u zespołów takich jak Adaro, czy In Extremo.
Ciekawostką jest fakt, że z wyjątkiem jednej kompozycji („Simeni Kohotam”) wszystkie utwory są autorskimi piosenkami zespołu.

Taclem

Page 1 of 3

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén