Miesiąc: Kwiecień 2004 (Page 1 of 3)

Różni Wykonawcy „Folkowa Planeta”

Na całym praktycznie świecie wydaje się płyty przy okazji festiwali, u nas to w sumie rzadkość. Jednak składanka pt. „Folkowa Planeta” próbuje ten zwyczaj przełamać. Płyta ukazała się na Mikołajkach Folkowych w Lublinie w 2002 roku i prezentuje nagrania koncertowe artystów, którzy z tym festiwalem są niejako związani.
Zestaw otwierają gospodarze – Orkiestra Św. Mikołaja – z utworem „Kołomyjka Jarocińska”, którego aranżacja nieco odbiega od charakterystycznych dla nich aranżacji. Unowocześniona wersja może zaskoczyć ortodoksów, ale na pewno spodoba się publiczności.
Mikołaje jeszcze się na tej płycie pojawią z innymi pomysłami, tymczasem po nich występuje w folkowo-skankowym utworze grupa Skubańce. Są tu folkowe zaśpiewy i całość jak to się mówi „nieźle buja”. Drugi z ich utworów na płycie – „Listeczki” – kojarzyć się może z rytmami kubańskimi. Ale czegoś jeszcze mi tu troszkę brakuje. Może przydałoby się zaangażować jakieś etniczne instrumenty?
Ania z Zielonego Wzgórza to zespół, który niestety już dla nas nie zagra. „Za pańską stodołą” to przykład jazz-folkowego grania tej formacji, skupionej wokół Ani Kiełbusiewicz. Piosenka ta pokazuje grupę w podobnym momencie, co wydana niedawno płyta zespołu.
Jahiar Group to zespół inspirujący się wschodem, nie dziwi więc tytuł „Arabska” i zgodne z nim melodia i śpiew. Ciekawostką może jednak być folk-rockowe ujęcie tego tematu. Nie zdarza się to często – warto więc posłuchać.
Powstaniu grupy Dziwny Chór Ence Pence towarzyszyła ciekawa myśl, chodziło mianowicie o próbę odtworzenia chóru obrzędowego. Jako, że zespół stworzyli młodzi ludzie, to brzmią troszkę inaczej, niż można by to sobie wyobrazić. Zarówno ich utwór „Wesele, wesele”, jak i wykonane z Orkiestrą św. Mikołaja piosenki „Malinowa konopielka” i „Missisipi”, oraz „Mój wianeczku” z Anią z Zielonego Wzgórza stanowią dobrą wizytówkę zespołu.
Odpust Zupełny, to kolejna historia, która mimo że związana z niektórymi występującymi tu grupami personalnie, to muzycznie jednak nieco odległa. „Koło rycerskie” i „Wesoły” to piosenki inspirowane tradycją, ale nieco dawniejszą, bo wywodzącą się z muzyki średniowiecznej i renesansowej. Z drugiej strony utwory śpiewane są po polsku i mają uwspółcześnione aranżacje, co nadaje im specyficzny wymiar.
Zestaw wykonawców zamyka grupa Do Świtu Grali. Akustyczne brzmienia gitary w połączeniu z fletem i instrumentami perkusyjnymi dają nam głębię brzmienia, jakiej nie powstydziłby się Pat Matheny. Jednak ta muzyka jest inaczej konstruowana, niż melodie Pata, choć na pewno bliżej jej do tzw. „world music”, niż do folku. Rozimprowizowany i wielowątkowy utwór w wykonaniu Do Świtu Grali to dobry pomysł na wyciszenie pod koniec płyty.
Mimo że płyta prezentuje wykonawców związanych ze sceną lubelską, a często te same osoby pojawiają się w kilku składach, to muzyka jest tu dość różnorodna. Dlatego warto podróżować na tą „Folkową Planetę”, bo każdy muzyczny turysta powinien tu znaleźć coś dla siebie.

Taclem

Morgan „Born of the sea – Celtic Ballads”

Pod szyldem Morgan ukrywa się harfistka francuska – Morgane Touze. Mimo że jest to osoba młoda, to już dała się poznać jako obiecująca profesjonalistka. Podobno uczyła się podstaw gry na harfie jużw wieku dwóch lat!
Mimo, że pochodzi z Francji, repertuar jej płyty jest zdecydowanie bardziej wyspiarski. Są tu tradycyjne melodie irlandzkie, szkockie i amerykańskie, które poznała podczas swych studiów w Irlandii.
Jeśli chodzi o głos artystki, krytycy często porównują ją do Sinead O`Connor, ale ja widze teżsporo podobieństw z Joan Baez.
Oprócz brzmień harfy i wokalu mamy tu również troszkę elektorniki, dość różnego rodzaju. Niekiedy są to odgłosy natury – takie brzmienia zbliżają album do płyt relaksacyjnych. Jest to chyba dobry trop, zwłaszcza, że repertuar jest dość ściśle balladowy. Niekiedy jednak elektronika nieco wymyka się spod kontroli, co sprawia, że część utworów ciąży bardziej w kierunku world music spod znaku Deep Forest.
Niemniej jest to bardzo miła w słuchaniu płyty, choć raczej nie absorbuje na długo uwagi.

Taclem

Kaslane „Tu leveras ton verre”

Kolejna porcja żywiołowego folk-rockowego grania w wykonaniu grupy Kaslane. Francuzi zaczynali kiedyś od muzyki opartej na brzmieniach irlandzkich, nawet teraz w ich autorskich kompozycjach pobrzmiewa czasem coś z The Pogues. Jednak ogólny klimat troszkę się zmienił i obecnie prezentują nam świetnie wykonaną francuską muzykę folk-rockową.
O tym, że jest ona osadzona w tradycji piosenki francuskiej przekonują nas choćby bardziej poetycko wykonane piosenki, jak „Confident ou maîtresse”, czy „Les cabanes”.
Innym razem mamy melodie w klimatach bardziej wschodnich, za to w rytmie ska. Mowa tu o piosence „Ca m`affole”, mimo że opartej na bliższych nam klimatach, to właśnie z poguesowym motywem wplecionym w melodię. Jeśli już jesteśmy przy irlandzkim graniu, to najbliżej takich brzmień zespół jest w tytułowym „Tu leveras ton verre”, oraz w „Pourquoi pas”.
Kaslane nie boją się rock`n`rolla, „Je rentre au pays” to właśnie taki francuski rock. Z obowiązkowym, folkowym akordeonem, ale w zdecydowanie rockowej poetyce.
Warto też zwrócić uwagę na instrumentalne melodie autorstwa członków zespołu. Żywiołowy „Tous les jours” to świetna kompozycja dudziarska, zaś finałowe „Na zdrowie” przywodzi na myśl (i to nie tylko przez tytuła) radosną zabawę, w klimacie mogącym się lekko kojarzyć z muzyką klezmerską.
Warto też zwrócić uwagę na balladę „Le souffle du vent”, należącą do tych specyficznych piosenek, które lubią zapadać w pamięć i czasem trudno się ich pozbyć.
Mam wrażenie, że muzyka, jaką obecnie prezentuje Kaslane dobrze wpasowuje się w to, co w obecnej chwili robi się bardzo popularne na zachodnioeuropejskiej scenie folkowej. Mówię tu o wesołym, bezpretensjonalnym, a jednocześnie sprawnym technicznie folk-rockowym graniu.
Od czasu rozpadu zespołu Louis Attaque nie słyszałem tak dobrej płyty z francuskim folk-rockiem.

Album został Płytą Miesiąca serwisu Folkowa.art.pl w maju 2004.

Taclem

Cotton Green „Nobody Knows”

Fryzyjska grupa Cotton Green przypomina o sobie mini-albumem „Nobody Knows”. Ciekawa mieszanka folku i bluegrassu w wykonaniu tej kapeli powinna zainteresować sympatyków obu tych nurtów.
Zaczynają utworem Davida Kincaida „Love of my life sample”, prostą, acz uroczą piosenką folkową. W jej brzmieniu słychać zarówno irlandzkie korzenie, jak i elementy old tim country.
Pozostałe utwory to już autorska twórczość zespołu. „Secrets” wpisuje się w nurt nowej muzyki akustycznej. U nas pewnie z taką piosenką trafiliby do worka z poezją śpiewaną, lub piosenką studencką, jednak sami nie mają pewnie wątpliwości, że to folk. Piosenka „Springtime” brzmi trochę inaczej, lecz jest to również bardziej poetycki odcień folka, na dodatek zabarwiony rytmem reggae.
„Nobody Knows” to utwór chyba najbardziej kojarzacy się z country, a jednocześnie chyba najlepszy z czwórki zaprezentowanych tu utworów. Cotton Green prezentują się ciekawie, choć w sumie cztery utwory to troszkę za mało, by wysnuć bardziej wnikliwą ocenę.

Taclem

Buccaneers „Basement Monkey”

Muzykę zespołu The Buccaneers określono kiedyś, jako „Aggressive Canadian Folk Music”. Myślę, że nie sposób odmówić jej żywiołowości, ale z tą agresją to lekka przesada.
Trzyutworowy singiel ma nam wypełnić czas oczekiwania na drugą pełną płytę grupy. Mam nadzieję, że w końcu się to stanie, bo od wydania singla mijają już dwa lata.
Pierwszy z zaprezentowanych tu utworów to autorska piosenka w języku angielskim – „The Times We Had Forgot”. Kojarzyć się może z dość typowym, ale bardzo przyzwoicie zagranym kanadyjskim folk-rockiem opartym na celtyckim korzeniu. Z kolei ballada „L`Enfance”, jak wskazuje jej tytuł, jest napisana po francusku. Stylistycznie bliżej jej do francuskiej poezji śpiewanej (lub też tej z Quebecku), jednak wciąż słychać, że to ta sama grupa, która grała poprzedni utwór.
Zestaw kończy tradycyjna irlandzka piosenka i greenlandzkich wielorybnikach. Kanadyjczycy zagrali ją trochę inaczej. Wojskowy rytm werbla zwolnił nieco tą piosenkę (w porównaniu do popularnej wersji opartej na galopadzie The Pogues).
Teraz pozostaje czekać na kolejną płytę zadziornych Kanadyjczyków. Jak już wspomniałem – mam nadzieję, ze nie za długo.

Taclem

Althing „Demo 2002”

Niby niewiele wynika z trzyutworowego dema, ale przynajmniej można zapoznać się z rodzajem wykonywanej przez grupę muzyki.
Demówka grupy Althing zaczyna się od wiązanki dwóch pieśni szwedzkich. Pierwsza śpiewana jest a capella przez wokalistki zespołu, w drugiej towarzyszy im lekko funkująca gitara akustyczna, a w później również inne instrumenty.
Ze Skandynawii robimy skok na Węgry. Tradycyjny zaśpiew z tamtych regionów brzmi trochę inaczej w wykonaniu formacji, której większość członków pochodzi z północy i zachodu Europy. Nie brzmi to źle, ale na pewno trochę inaczej. Po drugiej węgierskiej piosence w zestawie mamy zakończenie nawiązujące do bretońskiego tańca.
Trzeci utwór, to powrót do północnych klimatów, a dokładniej do Norwegii. Charakterystyczne rytmy tamtejszych melodii są zdecydowanie skandynawskie, ale wykonanie kojarzyć się może raczej z aranżacjami grup celtyckich, takich jak Planxty, czy Silly Wizard. Jeśli do tego dodamy wielogłosowe zaśpiewy, to otrzymamy jakieś wyobrażenie o tym co gra grupa Althing.
Warto dodać, że grupa powstałą w Szkocji, a spotkali się w niej muzycy z Wysp Brytyjskich, Skandynavii i Europy Wschodniej. Teraz już nie powinien nikogo dziwić ich repertuar.

Rafał Chojnacki

Galahad

Już sama nazwa tej niemieckiej kapeli odnosi się do kultury celtyckiej. Grupa pochodzi z Duisburga i gra muzykę opartą na brzmieniach celtyckiego folk-rocka. Można też odnaleźć tam spore wpływy angielskiego Jethro Tull.
W repertuarze zespołu jest też sporo utworów niemieckich nawiązujacych do średniowiecznej i renesansowej muzyki Europy Środkowej.
Dwójka muzyków z grupy Galahad grała na Wiosce Folkowej w Jarocinie w 1991 roku.
Grupa Galahad nagrała następujace płyty: „Sir Galahad” (1985), „Dragons, Knights and Virgins” (1995), „The Return of the Piper” (1997), „Myrddín” (2000), „Galahad promo CD” (2003), „Storyteller`s Dance” (2003).
Skład zespołu:
Paul Alexander Jost – wokal, flet, mandolina, gitara
Elke Verfondern – wokal, tin-whistle, bodhran
Ralf Veith – instrumenty klawiszowe, wokal, gitara
Peter Huntenburg – gitara basowa, wokal
Oliver Horlitz – perkusja
Dieter Horlitz – gitara elektryczna

Cotton Cat

Cotton Cat to warszawski zespół łączący elementy poezji śpiewanej oraz folku irlandzkiego i amerykańskiego. Obecny skład grupy to: Aneta Michalska (śpiew), Kuba Michalski (śpiew, gitara) i Piotr Szewczenko (gitara). Zespół wydał cztery płyty: „Sunrise over Bishops Avenue”(1995), „Oko ciszy” (1997), „Irlandzki diabeł”(1999) i „Koncert”(2003).
Repertuar Cotton Cat to przede wszystkim autorskie kompozycje Anety i Kuby Michalskich. Obok nich zespół wykonuje tradycyjne piosenki irlandzkie i folkowe ballady amerykańskie m.in. Boba Dylana, Joan Baez, Paula Simona, Joni Mitchell i Dona McLeana.
Założycielami zespołu są Aneta i Kuba Michalscy (małżeństwo), śpiewający swoje własne kompozycje. W początkowym okresie działalności zespołowi najbliżej było do amerykańskiego folk-rocka, zarówno w warstwie instrumentalnej jak i wokalnej (głos Anety przypomina w barwie Joan Baez).
Pierwsza płyta nagrana została w większości po angielsku z udziałem m.in. Michała Grymuzy (gitara) i „Kciuka” (bas). Brzmienie wydanego dwa lata później „Oka ciszy” to lekki skręt w stronę popu, z nadal obecnymi elementami folkowymi, a od strony tekstowej – zbliżenie do piosenki literackiej. Na omawianej płycie w składzie grupy pojawił się, obecny już wcześniej na koncertach gitarzysta Piotr Szewczenko.
Kolejne dwa albumy nagrane zostały już niemal wyłącznie akustycznie z udziałem m.in. basisty i flecisty Wojciecha Sobolewskiego, grającego z Cotton Cat do 2003r. Materiał, który znalazł się na tych płytach, to w połowie tradycyjne piosenki irlandzkie i szkockie, a w połowie autorskie ballady Anety i Kuby, które najczęściej nawiązują także do motywów celtyckich. Zespół występował m.in. na Festiwalu Celtyckim w Dowspudzie i Dniach Świętego Patryka w teatrze Rampa.
Najbardziej znane piosenki: „Celtycka noc”, „W Dublinie”, „Trzy pory roku”, „Opowieść o Ikarze”, „Pożegnanie gór”, „Elaine”, „Jeździec nocy”, oraz „Piwo w dzban i piwo z dzbana” (wiersz Roberta Burnsa z muzyką Kuby Michalskiego).

Źródło: WIKIPEDIA

Goran Bregovic „Silence of the Balkans”

Elementy muzyki filmowej, współczesnej interpretacji bałkańskiego folku i niesamowite brzmienie z serca tego Półwyspu to nieodłączne elementy niemal wszystkich płyt Gorana Bregovica. Od czasu niesamowitych ścieżek dźwiękowych z muzyką do filmów takich jak „Underground”, „Czas Cyganów”, czy „Królowa Margot” w naszym kraju Bregovic stał się bardzo popularny. Później przyszła pora na dwie płyty z polskimi wykonawcami, ale to już zupełnie inna historia.
Dlaczego wspominam o tej muzyczno-filmowej drodze Gorana? Dlatego ze większość utworów z omawianej tu płyty znacie właśnie z filmów. Płyta „Silence of the Balkans” ukazała się w 1999 roku, jako wydawnictwo promujące greckie Saloniki, które były wówczas Kulturalną Stolicą Europy, tam też zostały zarejestrowane wersje koncertowe.
Nie zabrakło tu hitów Bregovica, ale dominują raczej te spokojniejsze, bardziej odpowiadające tytułowi. Z najbardziej znanych utworów jest tu przede wszystkim „Ederlezi”. Piosenki związane są instrumentalnym motywem zatytułowanym „Silence”, a właściwie czterema odrębnymi utworami stanowiącymi kolejne części.
Płyty słucha się bardzo dobrze, zastanawiam się tylko, czy nie za wiele tych składanek z muzyką Bregovica, zamiast nowych, premierowych utworów.

Taclem

Dervish „Spirit”

Irlandzki Dervish rzadko schodzi poniżej pewnego, dość wysokiego poziomu. Grupa dowodzona przez obdarzoną świetnym głosem Cathy Jordan prezentuje nam kolejną studyjną płytę z nowym materiałem (poprzednim albumem była składanka „Decade”).
Grupa udowadnia, że jest bardzo znaczącym zespołem w irlandzkiej muzyce tradycyjnej. Począwszy od rozpoczynającego płytę ulotnego i lekkiego zestawu „John Blessings” aż po kończący płytę set „Whelans” mamy do czynienia z muzyką w doskonałym wykonaniu.
Tańce przeplatają się tu z piosenkami, choć właściwie niektóre, jak „Jig Songs”, to przeróbki starych mouth music – czyli śpiewane motywy taneczne, granice te czasem się więc zacierają.
Zespół raz po raz wyciąga z rękawa kolejnego asa – tak jest choćby w przypadku zestawu melodii zatytułowanego „Siesta Set”. Kolejne tematy wylatują z głośników zaskakując lekkością wykonania.
Po tańcach i swawolach pora na czarującą Cathy śpiewającą „Soldier Laddie” – bez wątpienia mój ulubiony utwór w tym zestawie.
Świetne intro do melodii „Beauties of Autumn” pokazuje kunszt aranżacyjny zespołu. Gitarka w stroju otwartym wprowadza nas w ulotny klimat tej melodii. Potem wchodza instrumenty prowadzące całość – whistle i skrzypce. Gdzieś w tle pojawia się subtelny basik i bodhran. W połowie utworu mamy przejście do innej melodii, tym razem pojawia się tam obok skrzypiec diatoniczny akordeon. Rewelacyjne brzmienie.
Trzeba przyznać, że gitarzysta zespołu – Seamus O`Dowd – wykonał tu naprawdę dobrą robotę. Hipnotyczne granie w jazzującej wersji ballady „Lag`s Song” to w dużej mierze jego zasługa, to on pogrywa tu dodatkowo na ustnej harmonijce. Dervish często podsuwa nam smaczki stylistyczne związane z nieco innymi niż folk nurtami, ale nie znaczy to bynajmniej, że muzyka ta traci przez to na wyrazistości – wręcz przeciwnie, brzmienia te są irlandzkie do szpiku.
Warto napisać jeszcze parę słów o „Cocks Are Crowing”. Skoczna i pięknie prowadzona przez Cathy piosenka ma w sobie coś z lata. Nie jest to jednak ulotna pasterska melodia, a piosenka, która zagra na Waszych najczulszych strunach.
Wypróbujcie ją, jak i całą płytę „Spirit”. Koniecznie.

Taclem

Page 1 of 3

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén