Irlandzki Dervish rzadko schodzi poniżej pewnego, dość wysokiego poziomu. Grupa dowodzona przez obdarzoną świetnym głosem Cathy Jordan prezentuje nam kolejną studyjną płytę z nowym materiałem (poprzednim albumem była składanka „Decade”).
Grupa udowadnia, że jest bardzo znaczącym zespołem w irlandzkiej muzyce tradycyjnej. Począwszy od rozpoczynającego płytę ulotnego i lekkiego zestawu „John Blessings” aż po kończący płytę set „Whelans” mamy do czynienia z muzyką w doskonałym wykonaniu.
Tańce przeplatają się tu z piosenkami, choć właściwie niektóre, jak „Jig Songs”, to przeróbki starych mouth music – czyli śpiewane motywy taneczne, granice te czasem się więc zacierają.
Zespół raz po raz wyciąga z rękawa kolejnego asa – tak jest choćby w przypadku zestawu melodii zatytułowanego „Siesta Set”. Kolejne tematy wylatują z głośników zaskakując lekkością wykonania.
Po tańcach i swawolach pora na czarującą Cathy śpiewającą „Soldier Laddie” – bez wątpienia mój ulubiony utwór w tym zestawie.
Świetne intro do melodii „Beauties of Autumn” pokazuje kunszt aranżacyjny zespołu. Gitarka w stroju otwartym wprowadza nas w ulotny klimat tej melodii. Potem wchodza instrumenty prowadzące całość – whistle i skrzypce. Gdzieś w tle pojawia się subtelny basik i bodhran. W połowie utworu mamy przejście do innej melodii, tym razem pojawia się tam obok skrzypiec diatoniczny akordeon. Rewelacyjne brzmienie.
Trzeba przyznać, że gitarzysta zespołu – Seamus O`Dowd – wykonał tu naprawdę dobrą robotę. Hipnotyczne granie w jazzującej wersji ballady „Lag`s Song” to w dużej mierze jego zasługa, to on pogrywa tu dodatkowo na ustnej harmonijce. Dervish często podsuwa nam smaczki stylistyczne związane z nieco innymi niż folk nurtami, ale nie znaczy to bynajmniej, że muzyka ta traci przez to na wyrazistości – wręcz przeciwnie, brzmienia te są irlandzkie do szpiku.
Warto napisać jeszcze parę słów o „Cocks Are Crowing”. Skoczna i pięknie prowadzona przez Cathy piosenka ma w sobie coś z lata. Nie jest to jednak ulotna pasterska melodia, a piosenka, która zagra na Waszych najczulszych strunach.
Wypróbujcie ją, jak i całą płytę „Spirit”. Koniecznie.

Taclem