Kategoria: Recenzje (Page 153 of 214)

Cotton Green „Nobody Knows”

Fryzyjska grupa Cotton Green przypomina o sobie mini-albumem „Nobody Knows”. Ciekawa mieszanka folku i bluegrassu w wykonaniu tej kapeli powinna zainteresować sympatyków obu tych nurtów.
Zaczynają utworem Davida Kincaida „Love of my life sample”, prostą, acz uroczą piosenką folkową. W jej brzmieniu słychać zarówno irlandzkie korzenie, jak i elementy old tim country.
Pozostałe utwory to już autorska twórczość zespołu. „Secrets” wpisuje się w nurt nowej muzyki akustycznej. U nas pewnie z taką piosenką trafiliby do worka z poezją śpiewaną, lub piosenką studencką, jednak sami nie mają pewnie wątpliwości, że to folk. Piosenka „Springtime” brzmi trochę inaczej, lecz jest to również bardziej poetycki odcień folka, na dodatek zabarwiony rytmem reggae.
„Nobody Knows” to utwór chyba najbardziej kojarzacy się z country, a jednocześnie chyba najlepszy z czwórki zaprezentowanych tu utworów. Cotton Green prezentują się ciekawie, choć w sumie cztery utwory to troszkę za mało, by wysnuć bardziej wnikliwą ocenę.

Taclem

Kaslane „Tu leveras ton verre”

Kolejna porcja żywiołowego folk-rockowego grania w wykonaniu grupy Kaslane. Francuzi zaczynali kiedyś od muzyki opartej na brzmieniach irlandzkich, nawet teraz w ich autorskich kompozycjach pobrzmiewa czasem coś z The Pogues. Jednak ogólny klimat troszkę się zmienił i obecnie prezentują nam świetnie wykonaną francuską muzykę folk-rockową.
O tym, że jest ona osadzona w tradycji piosenki francuskiej przekonują nas choćby bardziej poetycko wykonane piosenki, jak „Confident ou maîtresse”, czy „Les cabanes”.
Innym razem mamy melodie w klimatach bardziej wschodnich, za to w rytmie ska. Mowa tu o piosence „Ca m`affole”, mimo że opartej na bliższych nam klimatach, to właśnie z poguesowym motywem wplecionym w melodię. Jeśli już jesteśmy przy irlandzkim graniu, to najbliżej takich brzmień zespół jest w tytułowym „Tu leveras ton verre”, oraz w „Pourquoi pas”.
Kaslane nie boją się rock`n`rolla, „Je rentre au pays” to właśnie taki francuski rock. Z obowiązkowym, folkowym akordeonem, ale w zdecydowanie rockowej poetyce.
Warto też zwrócić uwagę na instrumentalne melodie autorstwa członków zespołu. Żywiołowy „Tous les jours” to świetna kompozycja dudziarska, zaś finałowe „Na zdrowie” przywodzi na myśl (i to nie tylko przez tytuła) radosną zabawę, w klimacie mogącym się lekko kojarzyć z muzyką klezmerską.
Warto też zwrócić uwagę na balladę „Le souffle du vent”, należącą do tych specyficznych piosenek, które lubią zapadać w pamięć i czasem trudno się ich pozbyć.
Mam wrażenie, że muzyka, jaką obecnie prezentuje Kaslane dobrze wpasowuje się w to, co w obecnej chwili robi się bardzo popularne na zachodnioeuropejskiej scenie folkowej. Mówię tu o wesołym, bezpretensjonalnym, a jednocześnie sprawnym technicznie folk-rockowym graniu.
Od czasu rozpadu zespołu Louis Attaque nie słyszałem tak dobrej płyty z francuskim folk-rockiem.

Album został Płytą Miesiąca serwisu Folkowa.art.pl w maju 2004.

Taclem

Morgan „Born of the sea – Celtic Ballads”

Pod szyldem Morgan ukrywa się harfistka francuska – Morgane Touze. Mimo że jest to osoba młoda, to już dała się poznać jako obiecująca profesjonalistka. Podobno uczyła się podstaw gry na harfie jużw wieku dwóch lat!
Mimo, że pochodzi z Francji, repertuar jej płyty jest zdecydowanie bardziej wyspiarski. Są tu tradycyjne melodie irlandzkie, szkockie i amerykańskie, które poznała podczas swych studiów w Irlandii.
Jeśli chodzi o głos artystki, krytycy często porównują ją do Sinead O`Connor, ale ja widze teżsporo podobieństw z Joan Baez.
Oprócz brzmień harfy i wokalu mamy tu również troszkę elektorniki, dość różnego rodzaju. Niekiedy są to odgłosy natury – takie brzmienia zbliżają album do płyt relaksacyjnych. Jest to chyba dobry trop, zwłaszcza, że repertuar jest dość ściśle balladowy. Niekiedy jednak elektronika nieco wymyka się spod kontroli, co sprawia, że część utworów ciąży bardziej w kierunku world music spod znaku Deep Forest.
Niemniej jest to bardzo miła w słuchaniu płyty, choć raczej nie absorbuje na długo uwagi.

Taclem

Różni Wykonawcy „Folkowa Planeta”

Na całym praktycznie świecie wydaje się płyty przy okazji festiwali, u nas to w sumie rzadkość. Jednak składanka pt. „Folkowa Planeta” próbuje ten zwyczaj przełamać. Płyta ukazała się na Mikołajkach Folkowych w Lublinie w 2002 roku i prezentuje nagrania koncertowe artystów, którzy z tym festiwalem są niejako związani.
Zestaw otwierają gospodarze – Orkiestra Św. Mikołaja – z utworem „Kołomyjka Jarocińska”, którego aranżacja nieco odbiega od charakterystycznych dla nich aranżacji. Unowocześniona wersja może zaskoczyć ortodoksów, ale na pewno spodoba się publiczności.
Mikołaje jeszcze się na tej płycie pojawią z innymi pomysłami, tymczasem po nich występuje w folkowo-skankowym utworze grupa Skubańce. Są tu folkowe zaśpiewy i całość jak to się mówi „nieźle buja”. Drugi z ich utworów na płycie – „Listeczki” – kojarzyć się może z rytmami kubańskimi. Ale czegoś jeszcze mi tu troszkę brakuje. Może przydałoby się zaangażować jakieś etniczne instrumenty?
Ania z Zielonego Wzgórza to zespół, który niestety już dla nas nie zagra. „Za pańską stodołą” to przykład jazz-folkowego grania tej formacji, skupionej wokół Ani Kiełbusiewicz. Piosenka ta pokazuje grupę w podobnym momencie, co wydana niedawno płyta zespołu.
Jahiar Group to zespół inspirujący się wschodem, nie dziwi więc tytuł „Arabska” i zgodne z nim melodia i śpiew. Ciekawostką może jednak być folk-rockowe ujęcie tego tematu. Nie zdarza się to często – warto więc posłuchać.
Powstaniu grupy Dziwny Chór Ence Pence towarzyszyła ciekawa myśl, chodziło mianowicie o próbę odtworzenia chóru obrzędowego. Jako, że zespół stworzyli młodzi ludzie, to brzmią troszkę inaczej, niż można by to sobie wyobrazić. Zarówno ich utwór „Wesele, wesele”, jak i wykonane z Orkiestrą św. Mikołaja piosenki „Malinowa konopielka” i „Missisipi”, oraz „Mój wianeczku” z Anią z Zielonego Wzgórza stanowią dobrą wizytówkę zespołu.
Odpust Zupełny, to kolejna historia, która mimo że związana z niektórymi występującymi tu grupami personalnie, to muzycznie jednak nieco odległa. „Koło rycerskie” i „Wesoły” to piosenki inspirowane tradycją, ale nieco dawniejszą, bo wywodzącą się z muzyki średniowiecznej i renesansowej. Z drugiej strony utwory śpiewane są po polsku i mają uwspółcześnione aranżacje, co nadaje im specyficzny wymiar.
Zestaw wykonawców zamyka grupa Do Świtu Grali. Akustyczne brzmienia gitary w połączeniu z fletem i instrumentami perkusyjnymi dają nam głębię brzmienia, jakiej nie powstydziłby się Pat Matheny. Jednak ta muzyka jest inaczej konstruowana, niż melodie Pata, choć na pewno bliżej jej do tzw. „world music”, niż do folku. Rozimprowizowany i wielowątkowy utwór w wykonaniu Do Świtu Grali to dobry pomysł na wyciszenie pod koniec płyty.
Mimo że płyta prezentuje wykonawców związanych ze sceną lubelską, a często te same osoby pojawiają się w kilku składach, to muzyka jest tu dość różnorodna. Dlatego warto podróżować na tą „Folkową Planetę”, bo każdy muzyczny turysta powinien tu znaleźć coś dla siebie.

Taclem

Allan Henderson „Estd. 1976”

Dla miłośników tradycyjnego folkowego brzmienia za Szkocji wydawnictwo Macmeanmna to istna kopalnia złota. Promuje ono młodych wykonawców, którzy poważnie traktują muzykę tradycyjną.
Do takich wykonawców bez wątpienia należy Allan Henderson. Płytę „Estd. 1976” nagrał ze sporym gronem przyjaciół, nie brakuje tu więc różnych instrumentów – jednak najważniejsze są tu jego skrzypce.
Aranżacje na płycie powinny zadowolić miłośników brzmień, które znamy z instrumentalnych utworów grupy Battlefield Band. Jest to bardzo podobne myślenie o muzyce – z jednej strony bardzo tradycyjne, aj zagranej ze współczesną wirtuozerią. Jest tu sporo miejsca zwłaszcza na skrzypcowe popisy Allana.
Mimo że jest to muzyka tradycyjna, możemy posłuchać tu również fortepianu, ale znając dokonania szkockich klasyków z lat 70-tych i 80-tych nie powinniśmy się temu dziwić. Muzyka tradycyjna już od końca XIX wieku dobrze wplatała się w Szkocji w muzykę poważną, stąd nie dziwiły nikogo transkrypcje ludowych melodii na salonach, a później używanie fortepianu przez folkowców.
Repertuar, który znalazł się na tej płycie, to zarówno tradycyjne szkockie melodie, jak i współczesne tematy napisane zgodnie z założeniami sztuki ludowej. Podejrzewam, ze nawet znawcy tematu mogliby mieć niekiedy problemy z odróżnieniem jednych od drugich. Na szczęście wydawnictwo przygotowało dla nas wkładkę, gdzie możemy poczytać o wszystkich utworach.
Płyta głównie dla miłośników szkockiego grania w folkowym stylu. Może się jednak spodobać również ludziom, którzy po prostu lubią ładnie zagraną muzykę.

Rafał Chojnacki

Battlefield Band „Out For The Night”

Kolejne płyty szkockiej grupy Battlefield Band nagrane jużw XXI wieku udowadniają, że jest to zespół, który wciąż potrafi pozytywnie zaskakiwać zarówno wiernych fanów, jak i przypadkowych słuchaczy. Tym razem pewnym zaskoczeniem może być dobór niektórych fragmentów repertuaru. Mamy tu na przykład melodię „Christ Church” autorstwa Johna Sheahana z zespołu The Dubliners. Z kolei „Tournemine Et Gasdebois” to utwór Gillesa le Bigot, a „Bagad Kamper” zawdzięcza swój tytuł bretońskiej grupie o tej właśnie nazwie.
Poza melodiami tanecznymi – a tych tu sporo, zarówno współczesnych jak i tradycyjnych – jest tu kilka fajnych piosenek. Pat Kilbridge, odkąd wrócił do zespołu (po świetnym solowym albumie „Nightangle Lane”) wydaje się śpiewać jeszcze lepiej niż kiedyś. Na długo zapisuje się w pamięci ballada „Belfast To Boston”, napisana niegdyś przez Henry`ego McCollougha, znanego irlandzkiego gitarzysty (grał między innymi ze Sweeney`s Men). Również znany z różnych wykonań „Lord Randall” ma w wersji Szkotów sporo uroku.
Album jest bezpośrednią kontynuacją tego co grupa zaproponowała na poprzedniej płycie studyjnej „Time & Tide”. Na zakończenie prezentują nawet rozwinięcie tytułowego utworu z tamtego albumu. Battlefield Band to wciąż solidna kapela, wierna swojej stylistyce i pomimo długiego stażu wciąż się rozwijająca.

Rafał Chojnacki

Dervish „Spirit”

Irlandzki Dervish rzadko schodzi poniżej pewnego, dość wysokiego poziomu. Grupa dowodzona przez obdarzoną świetnym głosem Cathy Jordan prezentuje nam kolejną studyjną płytę z nowym materiałem (poprzednim albumem była składanka „Decade”).
Grupa udowadnia, że jest bardzo znaczącym zespołem w irlandzkiej muzyce tradycyjnej. Począwszy od rozpoczynającego płytę ulotnego i lekkiego zestawu „John Blessings” aż po kończący płytę set „Whelans” mamy do czynienia z muzyką w doskonałym wykonaniu.
Tańce przeplatają się tu z piosenkami, choć właściwie niektóre, jak „Jig Songs”, to przeróbki starych mouth music – czyli śpiewane motywy taneczne, granice te czasem się więc zacierają.
Zespół raz po raz wyciąga z rękawa kolejnego asa – tak jest choćby w przypadku zestawu melodii zatytułowanego „Siesta Set”. Kolejne tematy wylatują z głośników zaskakując lekkością wykonania.
Po tańcach i swawolach pora na czarującą Cathy śpiewającą „Soldier Laddie” – bez wątpienia mój ulubiony utwór w tym zestawie.
Świetne intro do melodii „Beauties of Autumn” pokazuje kunszt aranżacyjny zespołu. Gitarka w stroju otwartym wprowadza nas w ulotny klimat tej melodii. Potem wchodza instrumenty prowadzące całość – whistle i skrzypce. Gdzieś w tle pojawia się subtelny basik i bodhran. W połowie utworu mamy przejście do innej melodii, tym razem pojawia się tam obok skrzypiec diatoniczny akordeon. Rewelacyjne brzmienie.
Trzeba przyznać, że gitarzysta zespołu – Seamus O`Dowd – wykonał tu naprawdę dobrą robotę. Hipnotyczne granie w jazzującej wersji ballady „Lag`s Song” to w dużej mierze jego zasługa, to on pogrywa tu dodatkowo na ustnej harmonijce. Dervish często podsuwa nam smaczki stylistyczne związane z nieco innymi niż folk nurtami, ale nie znaczy to bynajmniej, że muzyka ta traci przez to na wyrazistości – wręcz przeciwnie, brzmienia te są irlandzkie do szpiku.
Warto napisać jeszcze parę słów o „Cocks Are Crowing”. Skoczna i pięknie prowadzona przez Cathy piosenka ma w sobie coś z lata. Nie jest to jednak ulotna pasterska melodia, a piosenka, która zagra na Waszych najczulszych strunach.
Wypróbujcie ją, jak i całą płytę „Spirit”. Koniecznie.

Taclem

Goran Bregovic „Silence of the Balkans”

Elementy muzyki filmowej, współczesnej interpretacji bałkańskiego folku i niesamowite brzmienie z serca tego Półwyspu to nieodłączne elementy niemal wszystkich płyt Gorana Bregovica. Od czasu niesamowitych ścieżek dźwiękowych z muzyką do filmów takich jak „Underground”, „Czas Cyganów”, czy „Królowa Margot” w naszym kraju Bregovic stał się bardzo popularny. Później przyszła pora na dwie płyty z polskimi wykonawcami, ale to już zupełnie inna historia.
Dlaczego wspominam o tej muzyczno-filmowej drodze Gorana? Dlatego ze większość utworów z omawianej tu płyty znacie właśnie z filmów. Płyta „Silence of the Balkans” ukazała się w 1999 roku, jako wydawnictwo promujące greckie Saloniki, które były wówczas Kulturalną Stolicą Europy, tam też zostały zarejestrowane wersje koncertowe.
Nie zabrakło tu hitów Bregovica, ale dominują raczej te spokojniejsze, bardziej odpowiadające tytułowi. Z najbardziej znanych utworów jest tu przede wszystkim „Ederlezi”. Piosenki związane są instrumentalnym motywem zatytułowanym „Silence”, a właściwie czterema odrębnymi utworami stanowiącymi kolejne części.
Płyty słucha się bardzo dobrze, zastanawiam się tylko, czy nie za wiele tych składanek z muzyką Bregovica, zamiast nowych, premierowych utworów.

Taclem

Aniada a Noar „Wärme”

Aniada a Noar to kapela z Austrii, dla której punktem wyjścia w folkowych poszukiwaniach jest rodzima tradycja.
Płytę rozpoczynają dźwięki wydawane przez klubową publiczność – jakieś szumy i gwar, zaraz potem zaczyna się wolna melodia z charakterystycznym, nieco rozedrganym brzmieniem skrzypiec. Nie ulega wątpliwości, że za takie granie można by wylecieć ze szkoły muzycznej. Po kilku minutach melodia zmiania się w szybszego marsza, by potem znów wyciszyć się nieco, a w finale zmienić w trzeci z utworów – najbardziej kojarzący się ze słowiańskim brzmieniem ludowym. Utwór pokazuje jak blisko jest od muzyki austriackiej, do tematów znacznie nam bliższym.
Kolejny utwór, to współczesna kompozycja autorstwa Andreasa Safera – skrzypka i wokalisty zespołu. „A Uhr ohna Zaga” bliżej jest współczesnej muzyki folkowej, niż prezentowanego wcześniej folkloru. Podobnie jest z kolejnymi autorskimi utworami. Tytułowy „Wärme”, „Saudunst” czy „Ruaßboch hoi-ho-eh” to fajne folkowe piosenki.
Jednak kiedy zespół sięga po tradycyjny repertuar, to troszkę uchodzi z nich powietrze. Owszem, grają nawet dość żywo, ale mam wrażenie że wówczas zbyt skupiają się na odtwarzaniu ludowej muzyki. Dlatego też w przypadku tego albumu polecam przede wszystkim autorskie piosenki.

Rafał Chojnacki

Caim „Creator of the Tides”

Caim to duet – Heather Innes i Jacynth Hamill – znany nam już z płyty nagranej z Robertem A. Jonasem, zatytułowanej „New Life From Ruins”. Tamten album co prawda nie był firmowany szyldem Caim, ale przecież właśnie ten duet odgrywał tam niebanalną role.
Na płycie „Creator of the Tides” gościem jest David Adam, wplatający swoje opowieści w piosenki duetu. Jak na poprzednim wydawnictwie, tak i tu dominują raczej dźwięki bardzo łagodne.
Album nosi podtytuł „Song, Celtic Prayer & Stories”, co w jakiś sposób opisuje jego zawartość. Są tu rzeczywiście podniosłe i nieco patetyczne pieśni o lekko sakralnym wydźwięku, nie brakuje normalnych piosenek, no i oczywiście są opowieści Davida.
Część piosenek to wiersze Davida, którym Heather i Jacynth nadały celtycki charakter dzięki specjalnie napisanym melodiom. Inna część to gaelickie pieśni, doskonale pasujące do klimatu płyty.

Rafał Chojnacki

Page 153 of 214

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén