Page 234 of 285

Wywiad: Anúna

Wywiad z Michaelem McGlynn’em – założycielem Anúny.

Pytanie: Kiedy ty zaczynałeś studiować muzykę ? Jaki wpływ miała twoja rodzina na muzyczną karierę ?
Odpowiedź: Zaczynałem w wieku czterech lat z mym bliźniaczym bratem, Johnem, później dołączył do nas młodszy brat Tom, który właśnie opuścił „Riverdance”. Śpiewaliśmy, podczas gdy nasza matka grała na fortepianie – w naszej rodzinie nie było żadnych geniuszy, i w rzeczywistości żaden z nas nie odebrał klasycznego wychowania muzycznego. Moja rodzina nie wywierała wpływu na moją karierę, czuliśmy, że najważniejsze jest pokazanie ludziom wielu rzeczy, aby mogli się nimi cieszyć, radość uczestniczenia w tym jest bardzo ważna.

P: Gdzie dorastałeś ? Czy to w jakikolwiek sposób wpłynęło na twój wybór kariery muzyka ?
O: Dorastaliśmy w kilku miejscach w Irlandii: w Dublinie, w Donegal, Waterford i Galway – dało nam to sporą wiedzę o życiu w dzisiejszej Irlandii. Muzyka nie była pierwszym wyborem, jakiego dokonałem.

P: Więc jaki muzyczny trening przeszedłeś ?
O: Mam wykształcenie muzyczne i w języku angielskim. Jestem średniej klasy pianistą, lepszym śpiewakiem – John doszedł do stopnia 5 w fortepianie, odkrywa na tym instrumencie swe własne muzyczne ścieżki – jego nowa płyta „Song for a Fallen Angel” jest już w sprzedaży. Jest też dyplomowanym architektem.

P: Gdzie studiowałeś i co ciekawego się tam działo ?
O: Studiowałem na University College w Dublinie, później w Trinity College, też w Dublinie – śpiewałem z pół-zawodowym chórem studenckim RTE Chamber Choir. Monicę Donlon spotkałem w 1985 w college’u, a Miriam Blennerhassett 1987 w w UCD Chamber Choir. Obie są jeszcze ze mną jako założycielki i członkinie Anúny.

P: Co sprawiło że postanowiłeś założyć Anúnę ? Czy to pierwsza założona przez ciebie grupa ?
O: Prowadziłem chóry w collage’u i wtedy powstała Anúna. Zaczynaliśmy jako An Uaithne, śpiewaliśmy renesansową i współczesną muzykę – jakkolwiek zauważyłem, że audytorium reaguje najlepiej na moją muzykę, do dziś wykonujemy głownie moje własne kompozycje. John dołączył do nas w 1990 roku, jego dojście zmieniło chór dość znacznie, ponieważ był on dotąd muzykiem rockowym. Jego obecność pozwalała nam badać inne sposoby przedstawienie muzyki, która zwykle usypiałaby ludzi.

P: Jak przebiegał wybór członków Anúny ? Jakie kwalifikacje musieli posiadać ? Ty ich znalazłeś, czy sami do Ciebie przyszli ?
O: Ludzie przychodzą często do grupy przypadkiem – wszystko, czego potrzebują, to dobry trening i to różnego rodzaju – kilku przyszło z niewprawionymi głosami i kiepską znajomością nut – inni są doskonałymi śpiewakami, ale nie mogą się zdobyć na występowanie. Porządkujemy ich, ulepszamy postawę i wystawiamy przed międzynarodową publiczność – zwykle pomagamy i radzimy jak powinni pracować nad swoją technika wydobywania głosu. Nie potrzebujesz żadnych konkretnych kwalifikacji w tej grupie – właściwie tylko względnie małe ego : )

P: Jak Anúna została wplątana do „Riverdance” ? Jak długi był tam jej pobyt ? Co sprawiło, ze ostatecznie porzuciła „Riverdance” ?
O: Anúna śpiewała w „Riverdance” od jego powstania na Eurowizji do września 1996 roku. Bill Whelan i Moya Doherty zaprosili nas – przychodzili i obserwowali nasze przedstawienia i mój styl muzyczny. Wtedy w całości przystąpiliśmy do „Riverdance” [świece – długie suknie z trenami – żadnego przewodnika – czysty kobiecy wokal prowadzący – emocjonalne dźwięki chóru – ruch], i to była wielka przygoda, a my byliśmy jej częścią. Moya zawsze traktowała nas bardzo dobrze, i uznawała że „Riverdance” ma dług wobec Anúny.
Wyciągnąłem Anúnę z „Riverdance” ponieważ wszyscy musimy podążać swymi życiowymi drogami – moja nie prowadziła do show. „Riverdance” stawało się coraz bardziej komercyjnym przedsięwzięciem, stawało się też znacznie mniej interesujące i wyzywające niż to, co robiliśmy dla siebie. Jestem zadowolony z jakości z naszych występów, jak i nagrań w show, nawet najnowsze wydawnictwo [Lato 2000] „Riverdance on Broadway” używa trzech utworów w których występuje Anúna, z drugiego albumu „Riverdance”.
To było bardzo trudną rzeczą – odnowić chór w 1996 roku – ale my przeszliśmy własne oczekiwania, szczególnie na „Behind The Close Eye” i na najnowszym albumie.

P: „Behind the Closed Eye” jest jakby obok wszystkich innych albumów Anúny, gdyż towarzyszy wam Ulster Orchestra. Jak to się stało, że Anúna u Ulster Orchestra wspólnie nagrali płytę? Czy miałeś jakieś doświadczenie w pisaniu muzyki na orkiestrę ? Jak duże to było wyzwanie ?
O: Zazwyczaj jestem przedstawiany jako kierownik Anúny, ale rzeczywiście jestem zawodowym kompozytorem; aranżowałem ostatnio partie smyczkowe na nowym albumie Johna. Album „Behind The Closed Eye” był dla mnie szansą – i jest to piękny album. Było dla mnie honorem pracować z tak doskonałą orkiestrą – jak dobrze pójdzie będziemy współpracować z Gothenburg Symphony Orchestra w styczniu 2001 roku w Szwecji. Występowaliśmy ostatnio na bardzo prestiżowym Celtic Connections Festival w Glasgow z Orchestra of Scottish Opera .

P: „August”, to nawiedzona piosenka z pięknymi harmoniami wokalnymi. Dlaczego wybrałeś ją jako otwierającą album „Behind the Closed Eye” ?
O: Francis Ledwidge, poeta który napisał ten tekst, umarł bardzo młodo, wszystkie jego poematy, podobnie jak ten opowiadają o życiu podobnym da tego, jakie prowadziliśmy w Irlandii gdy byłem młody – naturalne obrazy i piękni irlandzkie obrazy marynistyczne, krajobraz i niebo nawiedzały go w ten sam sposób co mnie. Utwór August opisuje piękno miesiąca, porównując go do kobiety. Takie bogactwo dźwięku jest dość niezwykłe dla Anúny, ale też bardzo zmysłowe na tym utworze – jeden z naszych ulubionych utworów koncertowych.

P: „From Nowhere to Nowhere” to utwór instrumentalny. Dlaczego włączałeś do programu utwór bez chóru?
O: To proste – po prostu mam całkowitą kontrolę nad tym co idzie na jakikolwiek album, i jakże akurat upływało 150 lat od końca wielkiego irlandzkiego Głodu, czułem że to było stosowne włączenie do programu płyty utworu który byłby hołdem. Cóż lepszego mogłem skomponować by opisać spustoszenie dokonane w tym strasznym okresie, niż pojedynczy, smutny i pełny wyrazu utwór instrumentalny.

P: „Gathering Mushrooms” jest jedyną pieśnią tradycyjną na „Behind the Closed Eye”. Czy Anúna będzie kontunuowała chóralne aranżacje tradycyjnej muzyki irlandzkiej w przyszłości ?
O: „Behind the Closed Eye” to bardzo religijny i smutny album -popchnął muzykę Anúny na inną drogę – jakkolwiek głównym celem było dla mnie badanie pełni moich zdolności kompozytorskich, a nie oddalanie się od muzyki którą kocham. Nowy album Anúny cechuje dużo tradycyjnych aranżacji, jest bardziej podobny do pierwszych albumów niż do „Behind the Closed Eye”. Jednak „Behind the Closed Eye” jest wciąż moim ulubionym albumem.

P: Aranżacje orkiestrowe na „Behind the Closed Eye” są bardzo skomplikowane. Czy ich ułozenie zajęło ci więcej czasu, niż zwykle zajmuje ci pisanie dla chóru?
O: Nie – pisanie dla orkiestry jest dużo łatwiejsze niż dla chóru – zawodowi muzycy wykonają wszystko – Anúna jest ograniczona technicznie w tym, co może robić, choć to co nam wychodzi i tak bywa piękne.

P: Anúna została nominowana do nagrody Classical Brits. Jaka była twoja reakcja?
O: Przemysł związany z muzyką klasyczną na świecie strasznie kuleje – być może to jest właśnie dobra droga – Brits to w zamierzeniu nagroda dla najlepiej sprzedającego się artyty roku – na nasze nieszczęście, wówczas gdy byliśmy nominowani nie mieliśmy żadnego kontraktu płytowego, jednak zważywszy dużą konkurencję, było to dla nas ogromnym wyróżnieniem.

P: Anúna dwukrotnie pojawiła się na albumach The Chieftains – The Long Black Veil i Tears of Stone . Jak do tego doszło?
O: Paddy Moloney rozpoznał widocznie kulturalną wartość, jaką ma nasza grupa. The Chieftains zawsze łączą praće z dobrą zabawą – to prawdziwi mistrzowie sztuki!

P: Anúna jest zespołem bardzo entuzjastycznie podchodzącym do fanów, działają dwie listy dyskusyjne i chat-room, gdzie fani i członkowie zespołu mogą porozmawiać. Skąd ten pomysł i jak doszło do jego realizacji?
O: Anúna była jedną z pierwszych grup w internecie – nasz adres to: http://www.anuna.ie – jest bardzo prosty. Możemy kontaktować się z przyjaciółmi na całym świecie.; Chat-room jest stale czynny. Pionierskie na tym polu okazały się działania Fan Clubu założonego przez Marguerite Smith – niegdyś z; USA, obecnie z Irlandii – była ona również surowym i dokładnym krytykiem naszych występów!

Stephanie Giamundo, tłum. Taclem
Wywiad ukazał się w magazynie „Celtic Cafe”

Wywiad: Krzysztof Jurkiewicz

Krzysztof Jurkiewicz moze byc uznany za jednego z „weteranów” sceny folkowej. Bral udzial w wielu ciekawych przedsiewzieciach szantowych i folkowych, takich jak: Packet, Smugglers, Szela, Slodki Calus od Buby, Broken Fingers Band, czy tez Gdanska Formacja Szantowa.

Folkowa: Zacznijmy od nurtu „maritime folk”. Kiedy pojawiles sie w zespole Packet i jak wspominasz wspólprace z tym legendarnym juz zespolem ?
Krzysztof Jurkiewicz: W Packecie pojawilem sie pod koniec 1989, podczas nagrywania kasety – szukali dodatkowego glosu. To byl tez czas, kiedy Packet mial wielkie problemy wewnetrzne, w wyniku których sie rozlecial, to znaczy Mirek i Anka Peszkowscy praktycznie rozwiazali zespól, zostawiajac sobie prawa do nazwy. Ten rozpad mial chyba miejsce wczesna wiosna, jeszcze bylem tak „nowy”, ze na omawianie róznych zalów wypraszali mnie z pokoju. Wtedy (juz ze mna) musielismy szybko wymyslic jakas nazwe i tak powstali Smugglers.

F: Packet przeksztalcil sie w Smugglers. Byla to pierwsza kapela na scenie szantowej, która miala w swoim skladzie perkusje. Jakie byly inspiracje i skad tak brytyjskie folkrockowe brzmienie ?

KJ: Perkusja „chodzila za nami” juz od jakiegos czasu – na pierwszej kasecie Smugglersów pojawiaja sie pierwsze perkusyjnosci, z klawisza, ale na dobre pojawila sie po festiwalu w Kotce (Finlandia), gdzie Rysiu Muzaj z glupia frant zagral na perkusji (jest perkusista!!! – przyp.K.J.) i tak nam sie spodobalo, ze pózniej juz nie dalo sie inaczej. A inspiracje? Z nagran brytyjskich. Wtedy repertuaru szukalo sie w twórczosci kapel zagranicznych (to slychac w repertuarze z tamtych lat – wszystkie kapele szukaly nowego „materialu”, czyli kasety, jakiej jeszcze nikt nie mial i do utworów folkowych, nawet niekoniecznie zwiazanych z morzem pisano „szantowe” teksty”. Ta droga docieraly do nas kasety zgrywane przez znajomych, bez opisów, bez tytulów, bez nazwy zespolu. Po latach okazywalo sie, ze to Albion Band, Fairport Convention, Dubliners, itd. W Smugglersach najbardziej swiadomi muzycznie byli Stlukla ( Darek Slewa – gitara, spiew – przyp.K.J.) i Jachu (Krzysiek Janiszewski – git. basowa – przyp.K.J.) i to oni nas pod tym kontem edukowali, a nasze sklonnosci do eksperymentowania dopelnily reszty.

F: Wiele osób bylo zaskoczonych brzmieniem Smugglersów. Pojawilo sie sporo krytyki ze strony szantowych ortodoksów. Czy pamietasz jak odebraliscie to wówczas ?

KJ: Mielismy sporo radochy, „ale im dowalilismy” itp., ale tez troche zalu o to, ze nikt nam nie chce pomóc. Na nasz pierwszy wystep z perkusja na krakowskich Shanties wiezlismy bebny pociagiem z Gdanska (!!!!!) bo organizatorzy twierdzili, ze nie ma ich skad pozyczyc w Krakowie. Duzo nam pomoglo, tak mysle, w kontaktach z „ortodoksami” to, ze to Rysiu Muzaj (Stare Dzwony, itp. – przyp.K.J.) byl naszym perkusista.

F: Utwór „Powroty II” – twojego autorstwa – zdaje sie nawiazywac do „Powrotów” z pierwszego materialu Slodkiego Calusa. Czy to kontynuacja tej piosenki ?

KJ: Moze nie kontynuacja, ale dopelnienie, próba spojrzenia z drugiej strony.

F: Tropem Smugglersów poszly takie zespoly jak The Bumpers. Wydana w nienajlepszej jakosci kaseta koncertowa z Kopysci 93 dokumentuje wasza „kolaboracje” z tym zespolem. Czy mozna powiedziec ze zaczela wówczas powstawac scena folk-rockowa ?

KJ: The Bumpers faktycznie przyznaja sie do inspiracji naszym graniem, choc jestem przekonany, ze to bardziej wplyw The Pogues. Jesli juz, to nam moga „zawdzieczac”, ze pokazalismy, ze mozna to robic u nas i w pewnym sensie przetarlismy szlak. A scena folkrockowa? Jakos nie zauwazylem takiego zjawiska poza szantowymi festiwalami, a tu prekursorami byli ludzie z Zor, z festiwalu Sari, którzy, chyba jako pierwsi zainicjowali zwyczaj wydzielania dnia, czy koncertu folkowego. Pózniej byly wroclawskie Szanty i inni. To byl dobry pomysl, ale powstal wcale nie z sympatii dla folku, czy folkrocka, ale dlatego, ze szantowcy protestowali przeciw naszej muzyce i trzeba bylo te nurty od siebie oddzielic.

F: Bumpersi dosc szybko odkryli slowianskie rytmy, zas Smugglers przeistoczyl sie w folk-rockowa Szele, kolejny prekursorski zespól. Jak powstala Szela ?

KJ: Szela to wynik naszych poszukiwan. Podczas nagrywania kasety „Nagroda publicznosci” zarejestrowalismy dla zabawy wiazanke kaszubskich melodii i pózniej juz poszlo. Kiedy nagrywalismy kasete Szeli do studia weszlismy jako Smugglers, a wyszlismy po dwóch tygodniach jako Szela. Zmiana nazwy wiazala sie z zupelna zmiana profilu naszej muzyki, chcielismy, zeby nazwa byla bardziej polska. Mialo to tez chyba zwiazek z tym, ze zbyt wielu Smugglersów znajdowalo sie poza zespolem. Dzieki tej zmianie uniknelismy sporów o nazwe, kiedy chlopaki postanowili reaktywowac zespól. Choc watpie, czy akurat podczas zmieniania nazwy bylismy az tak przewidujacy. Mielismy tez nadzieje, ze jak nie bedziemy kojarzeni z szantami, latwiej nam bedzie w szolbiznesie.

F: Czyje pomysly dominowaly w Szeli ?

KJ: Dominowaly pomysly Jacha i skrzypka – Józka Kanieckiego. Oni stworzyli gros repertuaru, a w przypadku pomyslów innych czlonków zespolu znaczaco wplywali na ostateczne brzmienia utworu.

F: Do jednej z piosenek zespolu Szela nakrecono teledysk do programu Luz, co mozesz powiedziec cos o kulisach tego przedsiewziecia ?

KJ: Sprawa byla prosta – próbowala nas lansowac nasza wytwórnia – Indianie Europy – rzeczywiscie robili co mogli i wierzyli w to, co my robimy. Mieli wejscie w TV i nas wcisneli. Byla to typowa masówka: kilkunastu wykonawców, zapamietalem Grechute, na kazdego godzinka czasu, wczesniej wizyta w rekwizytorni, dobieranie strojów – efekt widziales – my – smiertelnie powazni, oni – bez koncepcji, chcieli robic jakies wiejskie jajca polaczone z gotyckimi oknami, zadnego wplywu na to, co z nami zrobia, pierwszy raz przed kamera, brak prób, itd… Jedyne mile wspomnienie z telewizji to przypadkowe spotkanie z Pospieszalskimi (poznalismy sie w Krotoszynie – przyp.K.J.) – okazalo sie, ze nas pamietaja, sami sie przywitali, dla nas to bylo cos – Voo Voo!!!.

F: Po Szeli pozostala tylko kaseta „Pani Pana Zabila…”. Czy byly plany dotyczace kolejnej plyty ? Istnieje moze jakis niepublikowany material ?

KJ: Po tym, jak wyrzucili mnie z Szeli przestalem sie kapela interesowac, ale wiem, ze nagrywali dla II prog. radia i powstala prawie plyta (nowe wersje lepszych kawalków z „Pani…” i sporo nowosci).

F: Slyszalem utwory Szeli gra obecnie tczewski zespól Ajagore, czy to prawda ?

KJ: Ajagore to ludzie, którzy zostali po usunieciu wszystkich oryginalnych czlonków Szeli. Dogadali sie z Jachem, ze nazwy nie beda uzywac – ich nazwa bardzo mi sie zreszta podoba – i graja dalej na wlasny rachunek. Sa wspóltwórcami sporej czesci repertuaru pózniejszej Szeli, wniesli spory wklad w unowoczesnienie starych, wiec graja. Mysle, ze to w porzadku.

F: Twoim rodzimym zespolem mozna nazwac Slodki Calus od Buby w którym grasz od 1989 roku. Czy zgodzisz sie ze obecnie mozna was nazwac trójmiejskim zespolem miejsko-folkowym ?

KJ: To nasze marzenie, zeby ludzie zaczeli tak o nas myslec. Sami o sobie tak wlasnie mówimy i myslimy.

F: Jaki jest wasz dorobek wydawniczy, ponoc wiekszosc swojego materialu wydajecie sami ?

KJ: Wytwórnia SDM wydala nasza pierwsza kasete „Slodki Calus Od Buby” (tzw. czarna – przyp. J.K.), druga – „Panska 7/8” – wydalismy sami, trzecia jest w fazie miksowania, wydamy ja raczej sami juz jako plyte. Poza tym wydalismy dwie kasety koncertowe, absolutny underground, mozna sie tez natknac na demo „Panskiej 7/8”. Kiedys widzielismy wydany przez kogos nasz koncert z Lublina. To chyba wszystko. Planujemy reedycje na CD.

F: Co z nowym materialem, kiedy mozna sie go spodziewac ?

KJ: Miksujemy, szukamy brzmienia. To juz kwestia dni, moze tygodni, a wydawnictwo powinno byc gotowe przed latem.

F: Dosc czesto wykonujesz piosenki zeglarskie solo, lub ze znajomymi, chocby w Contrascie czy Wielkim Blekicie. Jaki jest odbiór piosenek zeglarskich w takich miejscach ?

KJ: Granie w knajpie, przepraszam, tawernie, to specyficzna zabawa. Takie miejsca jak Contrast, Wielki Blekit czy Infinium sa wspaniale, bo przychodza tam ludzie, którzy wiedza czego chca, a to najczesciej to, co my im mozemy dac – wspólne spiewanie, przekrzykiwanie sie, granie (do znudzenia) tych samych kawalków, tylko dlatego, ze je lubimy. Czasem grywa sie w nowych miejscach, gdzie ludzie sa przypadkowi i wtedy bywa róznie.

F: Gdanska Formacja Szantowa – przedstaw prosze ten fenomen i opowiedz troche o jego powstaniu.

KJ: Gdanska Formacja Szantowa to zabawa. Zaczelo sie od zartu: organizatorzy koncertu chóru z Bremy zadzwonili do Waldka Mieczkowskiego, ze szukaja gdanskiego zespolu do wspólnego wystepu z Niemcami. Poniewaz Waldkowi nie przyszlo nic innego do glowy wymyslil zespól, a pózniej zebral nas i zagralismy. Poniewaz gramy ze soba w róznych konfiguracjach dosc czesto nie bylo problemów z poczatkowym repertuarem. Granie w tym skladzie to relaks, mozemy sobie na scenie absolutnie zaufac. Zestaw jest optymalny: czterech facetów, cztery glosy, skrzypce, akordeon, organki, dwie gitary. To sie sprawdza i w knajpie i na scenie. Jednoczesnie nie musimy rezygnowac z naszych dotychczasowych zajec – pelen komfort.

F: Widzialem jeden z ostatnich koncertów GFS i przyznam ze odnioslem bardzo pozytywne wrazenie. Czy w planach macie czestsze koncertowanie ?

KJ: Chcemy grac jak najczesciej, a najchetniej wypracowac sobie miejsce, gdzie moglibysmy grywac regularnie, raz na miesiac. Mozliwe, ze to bedzie Contrast, w którym juz zainicjowalismy cykl „Gdanska Formacja Szantowa i Goscie” w którym zagrali juz z nami Beata Bartelik – Jakubowska (Krewni i Znajomi Królika – przyp. J.K.) i Janek Wydra (EKT Gdynia – przyp. J.K). Teraz jedziemy na Shanties do Krakowa i Szanty do Wroclawia.

F: Czy mozna sie spodziewac jakichs zupelnie nowych utworów napisanych przez czlonków GFS, czy jednak pozostaniecie przy standardach ?

KJ: Standardy w takiej kapeli to oczywiscie podstawa ale robimy tez wlasne utwory. Mamy sporo pomyslów a na Shanties w Krakowie przygotowalismy dzisiaj, 18.02.02, dwie moje piosenki. Mamy tez zamiar odgrzac co ladniejsze, a zapomniane juz piosenki. Zaczelismy od „Marynarza z Botany Bay”.

F: 19. Jak oceniasz na dzien dzisiejszy trójmiejska scene szantowo-folkowa ? Na kogo warto zwrócic uwage ?

KJ: Bardzo dobrym zjawiskiem jest powstanie sporej ilosci miejsc z zywa muzyka, które nastawione sa na amatorów (Contrast, Infinium, Bukszpryt, Wielki Blekit, Zielona Tawerna, Bursztynek, Boma, Zejman, moze jeszcze jakies). Dzieki temu coraz wiecej kapel, czy solistów ma repertuar, którym moze wypelnic caly wieczór. Niepokoi mnie to, ze wiekszosc z nich nastawia sie wylacznie na tzw. szanty, ale taki chyba „trynd” i nic tu checi nie poradza gdy idzie o kase. Sa ludzie (np.:Kozi Band – jesli jeszcze tak sie nazywaja – przyp. J.K.), którzy planuja realizacje projektów zblizonych do lódzkiej Przechowalni (powodzenia!). Jesli chodzi o zwrócenie uwagi to praktycznie nie mam okazji posluchac ludzi bo sam wtedy gram gdzie indziej i chyba na to warto zwrócic uwage, ze nie ma gdzie sie spotkac w wiekszym gronie grajacych, a tu z kolei zwraca uwage Contrast, który próbuje skupiac wokól siebie wykonawców i tworzyc atmosfere sprzyjajaca, byc moze, powstaniu liczacego sie w Polsce srodowiska „szantowego”.

TaclemWywiad ukazał się w magazynie „Gadki z Chatki”

Wywiad: Connor

Tomek Haluszkiewicz to lider zespolu Connor. Warto zaznaczyc roznice w ilosci „n”. Jak zauwazyliscie zapewne zespól Jest przez dwa, a ksywka Tomka przez jedno „n”. Wywiad dokonal sie w przytulnych pieleszach gdynskiego pubu „Donegal” po koncercie zespolu.

Folkowa: Na początek pytanie, którego chyba nie da się uniknąć: Jak powstał zespół i kto go założył ?
Conor: Zespól powstal jakies cztery lata temu. Spotkalem sie kiedys z Pawlem (Pawel Grodzki – przyp. T), jak jeszcze razem sobie zeglowalismy, na pokladzie jachtu s/y „Alpheratz” , juz swietej pamieci niestety. To byl jacht WSM-ki (Wyzsza Szkola Morska – przyp. T), Pawel studiowal wtedy na pierwszym roku nawigacji; spotkalismy sie i zaczelismy grac. Ja gralem juz wtedy cale dwa utwory na tin whistle, Pawel grywal tez troche na gitarze i nauczyl mnie trzeciego utworu. Wtedy zgadalismy sie ze fajnie byloby razem troche pograc, poszancic, pofolkowac. Pózniej byla dluga przerwa, bo Pawel wyplynal na rejs kandydacki, za jakies pól roku znowu sie gdzies tam spotkalismy zupelnym przypadkiem. Znowu sobie pogrywalismy. No i wtedy zaczela sie cala przygoda na korytarzu gdynskiego akademika WSM. Tam w ogóle powstal zespól.

F: Na korytarzu ?

C: Na korytarzu. A potem w toalecie. W toalecie akademika były pierwsze próby.

F: Jak przyjęli to mieszkańcy akademika ?

C: Z poczatku entuzjastycznie; pózniej troche mniej. No i wlasnie dlatego mieszkancy nas wyrzucili… znaczy wyprosili nas z korytarza do toalety. Chociaz pózniej i w toalecie mielismy problemy (z dozorca m. in.). Niedlugo po pierwszym spotkaniu z Pawlem przylaczyl sie Karol Piskorz, kumpel Pawla z roku; spotkali sie na pokladzie „Daru Mlodziezy” gdzie grywali sobie hendrixowe klimaty. Pózniej sie pojawil Jasiu Piotrkowski. Pawel go wyhaczyl jak sobie pogrywal rózne klimaty w „Contrascie”. Potem Sebastian Czaplinski – po prostu sie pojawil… tez z „Contrastu”. Czyli mozna powiedziec ze zespól sie zawiazal w akademiku WSM-ki i w „Contrascie”.

F: Jakie zmiany personalne zaszły w zespole od tego czasu ?

C: Rozeszliśmy się z Jasiem, skrzypkiem pierwszym – on poszedł w swoją stronę muzyczną, my poszliśmy w swoją. Współpracujemy jeszcze czasem, ale już nie estradowo.

F: Całkiem niedawno powiedziałeś na jednym z występów: „Niektórzy twierdzą że gramy folk”. Jakby tak chcieć jednak wcisnąć was w jakąś szufladkę, to wyszło by że to muzyka irlandzka, celtycka, co właściwie gracie ?

C: Bradzo róznie. Genaralnie zalozylismy ze bedziemy grali muzyke irlandzka, ale nie jest to oczywiscie tzw. „pure folk”. Nie sadze zeby ktokolwiek w Polsce gral taka muzyke jak sie gra na Wyspach. Kazdy robi to na swój sposób. Naszym idealem jest podróz muzyczna. Chcielibysmy sobie kiedys po prostu usiasc, tak jak dzisiaj – przy swiecach – i niekoniecznie grac utwór po utworze, zaaranzowany i przygotowany z góry, od a do z. Po prostu chcielibysmy zabrac wszystkich sluchaczy w podróz. Generalnie w klimatach celtyckich, ale niekoniecznie. Zahaczyc troche o klimaty Skandynawskie, Arabskie, Bretania oczywiscie, ale takze zupelnie inne. Mamy w tej chwili troche odpowiedniego instrumentarium, didjeridoo z Australii, djambe z Senegalu, darabuke z Egiptu.

F: A pozostałe instrumentarium ?

C: Gramy w tej chwili w kwintecie. Mamy nowa skrzypaczke, nazywa sie Eja Borawska, to byl nasz pierwszy wspólny koncert. Zaczynamy grac razem; ona bardzo szybko chwyta, jest absolwentka Akademii Muzycznej. Bije nas wszystkich na glowe jezeli chodzi o teorie muzyki. Jezeli chodzi o pozostale instrumentarium to Sebastian gra na wszelkich instrumentach perkusyjnych,czyli darabuka, djembe, przeszkadzjki, kartele i takie tam rózne; Pawel, czyli obecnie nasz multiinstrumentalista, spiewa, gra na gitarze, na bodhranie przede wszystkim, poza tym didjeridoo, harmonijka i mnóstwo innych przeszkadzajek. Jest tez Karol, nasz glówny gitarzysta i jestem ja, który plumka na fletach róznej masci i dudach.

F: Grasz na dudach, co na to sąsiedzi ?

C: To sa bardzo ciche dudy (smiech). To uilleann pipes, nie sa tak glosne jak wielkie dudy szkockie, których nie powinno sie uzywac w pomieszczeniu zamknietym. Bez odpowiedniego naglosnienia nikt by ich tu nawet nie uslyszal.

F: Jeśli się nie mylę najwięcej gracie w Trójmieście…

C: Zgadza się.

F: … a z takich koncertów bardziej w Polsce co ci utkwiło w pamięci ?

C: Mamy kilka festiwali za sobą. Dowspuda Krotoszyn, Pomerania Shanties w Szczecinie, Kraków, Kołobrzeg, Poznan.

F: Który z nich najbardziej ci się podobał ?

C: Ciezko powiedziec… Naszym pierwszym najwiekszym byl Krotoszyn. To byl w ogóle dla nas szok kulturowy; dwa lata temu, Folk Fiesta w Krotoszynie. Pojechalismy tam bez Karola, bo Karol byl akurat w morzu, tak to jest jak sie wspólpracuje z marynarzami. To bylo dla nas o tyle niesamowite, ze gralismy tam dla jakichs pieciu tysiecy ludzi. Poniewaz bylismy jedynym zespolem grajacym na tej imprezie muzyke irlandzka, to jak tylko weszlismy i zapowiedzielismy sie ze bedziemy grali po irlandzku, to dostalismy taki aplauz jakiego w zyciu nie otrzymalismy. Tak jakby z pieciu tysiecy gardel sie nagle „wowww!” wyrwalo. I naprawde bylo nam z tym… dziwnie.
Na pewno bardzo mistyczne byla Dowspuda 2000. To byla nasza pierwsza i jak na razie ostatnia Dowspuda. Mielismy grac w nastepnym roku, ale z róznych wzgledów tam nie zagralismy. Swietny byl tez „Celt” w Poznaniu, w 2000 i 2001 roku. Duze, arcyciekawe imprezy. Kraków to byl wlasciwie taki festiwalik jednodniowy, gdzie gralismy jako support Carrantuohilli. A Szczecin to byl z kolei festiwal szantowy, gdzie robilismy taki tam maly, mam nadzieje ciekawy, folkowy akcent.

F: Nie było żadnych animozji między wami a publicznością szantową ?

C: Nie. Wlasnie wszyscy sie swietnie bawili. Mysle ze tam to srodowisko jest bardziej elastyczne niz w Trójmiescie. Ludzie inaczej podchodza do szant i folkloru. U nas widac to na przykladzie „Contrastu” i „Donegala”. Zrobilo sie tak, ze w „Donegalu” gra sie folk, a w „Contrascie” szanty. Publicznosc jednego i drugiego przybytku nie bardzo jest sklonna by sluchac na dluzsza mete jednego i drugiego rodzaju muzyki.

F: Jakieś dziwne miejsce w którym dane wam było zagrać, gdzie nie spodziewałbyś się że zagracie ?

C: Hmmm… Co znaczy dziwne… Dla mnie w dalszym ciagu jest milym zaskoczeniem ze w ogóle gramy. Nawet w jakims klubie, knajpie, pubie, gdziekolwiek. I ze przychodza ludzie aby tego posluchac, to dla mnie jest dziwne. Wiekszosc koncertów jest taka jaka jest glównie za przyczyna publicznosci. Musi nastepowac sprzezenie zwrotne, czyli my gramy dobrze – publicznosc sie przy nas dobrze bawi, my sie wtedy od niej nakrecamy – od nas nakreca sie publicznosc etc. Wtedy jest naprawde idealnie, zaciera sie granica miedzy grajacymi a odbiorcami. Wszyscy sa uczestnikami zabawy i lakna od siebie energii. To jest chyba najwazniejsze w muzyce jaka gramy, bo staramy sie grac zarówno typowe kawalki irlandzkie do tanca, tak jak dzisiaj bylo, a takze gramy sporo rzeczy do posluchania, gdzie mozna usiasc przy swieczce, zagrac i zaprosic publicznosc do wlasnie takiej wspólnej podrózy.

F: To już na zakończenie: jakie plany na najbliższą przyszłość ?

C: W tej chwili sie wszyscy rozjezdzaja, bo Karol wyplywa, Pawel wyplywa, Eja niedlugo tez wyjezdza na trzy miesiace. Ja mam nadzieje ze równiez wyjade na cale wakacje. Od jesieni znowu zaczniemy grac, mam nadzieje ze czesto i regularnie. Jestesmy otwarci na propozycje muzyczne, chcemy grac FOLK.

Taclem
Wywiad ukazał się w magazynie „Gadki z Chatki” nr. 46

Wywiad: Tri Yann

Zespół Tri Yann (Trzech Janów) jest jednym z najpopularniejszych zespołów w Bretanii. Wszystkich którzy dotąd się z nim nie zetknęli zachęcam do sięgnięcia po ich nagrania. Zapraszam też do przeczytania wywiadu z jednym z twórców zespołu, przed Państwem Jean Chocun.

Pytanie : Kiedy zrozumiałeś że bycie Bretończykiem to coś innego, niż bycie Francuzem, i jak to na ciebie wpłynęło? Czy ktoś w zespole używa rodzimego bretońskiego języka?
Jean : Nigdy nie czuliśmy się różni od innych ludzi, jednak kiedy zdecydowaliśmy się grać naszą muzykę, naturalne było odnalezienie naszych korzeni.

P: A jak ty odkryłeś tą muzykę? Kto były twoim największym inspiratorem?

J: Muzyka stała się dla mnie ważna około 12 – 13 roku życia. Rock’n’roll, twist, The Beatles, The Rolling Stones, Bob Dylan i całe to pokolenie śpiewaków i muzyków. Moją pierwszą (elektryczną) gitarę zrobił mój dziadek. I co to była za gitara !

P: Kiedy ty spotykałeś pozostałych dwóch Jean’ów i jak doszło do powstania oryginalnego tria?

J: Miałem 15 lat, gdy pierwszy raz spotkałem Jean Paula Corbineau. Jean Paul spotykał Jean Louisa Jossic w amatorskim teatrze. Graliśmy tam pomiędzy aktami. Stawało się dla nas oczywistym że mieliśmy robić razem wielkie rzeczy… jak amatorzy rzecz jasna !

P: Jak wygląda zbieranie przez ciebie materiałów? Czy to trudne? Pracujecie głównie nad ustnymi przekazami tradycyjnymi, rękopisami, czy mieszacie oba te źródła?

J: Nie mamy żadnej metody. Czasami korzystamy z ustnej tradycji, choć często powstaje wówczas nowa piosenka. Komponujemy dużo muzyki, piszemy słowa, zawsze jednak nawiązują do tradycji.

P: Jak silnie wasza grupa jest zaangażowana w bretoński ruch separatystyczny i jak to wyglądało na przestrzeni lat? Czy jest jakaś oficjalna organizacja, w której pracy chciałbyś uczestniczyć ?

J: Nasze zaangażowanie jest głównie na poziomie kulturalnym, ale na swój sposób to również jest polityka. Kiedy śpiewamy w Bretanii, kiedy mówimy o Bretanii, żądamy swego prawa do odmienności. Jesteśmy bretończykami, lecz mieszkamy w większym kraju, który nazywa się Francja. Jednak bardzo ważna jest walka przeciw standaryzacji.

P: Czy czuliście się częścią ruchu bretońskiego (wraz z Alanem Stivellem i innymi) w latach siedemdziesiątych i później, czy stanowiliście odrębną całość?

J: Pewnie. Ludzie tacy jak Gilles Servat, Alan Stivell, Dan ar Braz i wielu innych muzyków są częścią tego samego ruchu w Bretanii.

P: Na pierwszych kilku płytach („Les Prisons De Nantes”, „Dix Ans Dix Filles”) znaleźć można było wpływy takich zespołów jak Dubliners albo Clancy Brothers, czemu akurat zespoły z kręgu „non-Irish-speaking”?

J: Cóż, była też muzyka pochodząca z Quebecu. Nie zapominaj że i my mieszkamy w tej części Bretanii, w której nie mówi się po bretońsku.

P: Od płyty „Suite Gallaise” do brzmienia zespołu zaczęło przedostawać się coraz więcej dźwięków folk-rockowych. Jak i dlaczego tak się stało?

J: To było bardzo naturalne. Im więcej graliśmy, tym więcej wypatrywaliśmy nowych wpływów.

P: Jak było ze świadomością tego co działo się na muzycznej scenie w Anglii (Fairport Convention, Pentangle, Steeleye Span), Irlandii (Clannad, Planxty), Walii (Ar Kloc) i we Francji (Malicorne i inni) w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych?

J: Słuchaliśmy ich z zainteresowaniem, ale zawsze chcieliśmy robić coś innego. Wiedzieliśmy że Tri Yann miał specyficzne brzmienie – głosy i średniowieczne instrumenty przemieszane z folk-rockowym składem.

P: Na kolejnych dwu albumach , „La Decouverte ou L’Ignorance”, a zwłaszcza na „Urba”, średniowieczna i renesansowa muzyka odgrywa w Tri Yann znaczną rolę. Była to świadoma decyzja, czy doszło do tego rozwoju przypadkiem?

J: Było to zamierzone. W takiej muzyce (także klasycznej i barokowej) ważne miejsce zajmują głosy. Do „La Decouverte Ou L’Ignorance” grupa była akustyczna, bez elektrycznych gitar czy perkusji.

P: Zespół rozwinął ciekawe harmonie wokalne, niepodobne do jakichkolwiek innych. Jak to się stało?

J: Każdy z nas w zespole jest zaangażowany do granic swych własnych możliwości i to zaangażowanie odpowiada za taki stan rzeczy. Na koniec wszystko jest dzielone, jak w socjalistycznej wspólnocie !

P: Album „Anniverscene”, nagrany na żywo, zawierał niemal wszystko – od dyskoteki do afrykańskich zakręconych rytmów i gaelickiej wersji „Si Mort Mors”, ale zespół zdawał się być wówczas na rozdrożu. Co było dalej?

J: Czasami zdarzają się nam pomyłki. Dźwięk syntetycznych bębnów na „Anniverscene” jest obecnie przestarzały, ale było to rejestrowane na żywo i nasz perkusista Gerard (Goron) cieszył się wówczas z tego że może bawić się swoimi nowymi maszynami.

P: Używanie dawnych instrumentów stało się teraz bardzo popularne, pewnie elementy produkcji są poprawiają brzmienie podczas nagrywania. Jak widzisz różnicę w poziomach, pomiędzy akustycznymi i elektrycznymi instrumentami, czy myślisz że te ostatnie brzmią realistycznie?

J: Mamy nasze własne studio w Savenay koło Nantes. Teraz na przykład moi przyjaciele są w studiu i przygotowują nasz następny album – „Le Pelegrin”, które będzie wydany w październiku lub listopadzie 2000. Kiedy mnie potrzebują, dzwonią po mnie i w pięc minut jestem z nimi, by śpiewać lub grać.

P: Jest coś, co chciałbyś powiedzieź o nowym albumie?

J: Nie – jest za wcześnie by o nim mówić. Ale czuję że to będzie dobry album!

P: Tri Yann nie jest jeszcze tak dobrze znany poza Francją, jak na to zasługuje. Co chciałbyś powiedzieć tym, którzy właśnie odkryli waszą muzykę?

J: Słuchajcie naszych albumów od „La Decouverte Ou L’Ignorance” w przód. Pierwsze nagrania trochę się zestarzały, ale są one dobrym przypomnieniem tego jak wtedy graliśmy. Jeśli to możliwe, przyjdźcie i zobaczcie nas na scenie. Jestem pewny, że zechcecie wrócić przy następnej okazji i to z wieloma przyjaciółmi!

Tri Yann : Jean Chocun (głos /mandolina / gitara / mandoloncelle / dulcimer), Jean Paul Corbineau (głos prowadzący / gitara akustyczna), Jean Louis Jossic (głos prowadzący / flety / psalterion / crumhorne / bombardy), Gerard Goron (głos / bębny / mandoloncelle), Fred Bourgeois (głos / instrumenty klawiszowe), Konan Mevel (głos / flety / dudy), Christophe Peloil (głos / gitara basowa /flety/ skrzypce) Jean Luc Chavalier (elektryczne & akustyczne gitary)

Christina Roden, tłum. Taclem
Wywiad ukazal się na stronie „RootsWorld”

Wywiad: Caledonia

Możemy zauważyć w Polsce rosnącą popularność muzyki celtyckiej. Od kilku lat w różnych częściach naszego kraju organizowane są liczne przeglądy, festiwale i koncerty tej muzyki. Goszczą na nich zarówno duże gwiazdy z wysp brytyjskich jak również nasze rodzime grupy. W samym Trójmieście działa kilka zespołów wykonujących muzykę opartą na celtyckich korzeniach. W związku z tym muzyka tego typu rozbrzmiewa często w pubach i salach koncertowych. Jedną z oryginalniejszych kapel grających celtycką muzykę folkową jest zespół „Caledonia”.

Aktivist: Ostatnio wiele zespołów zaczęło na nowo doceniać uroki folku. Dlaczego akurat zdecydowaliście się grać ten rodzaj muzyki?
Rafał Chojnacki: Myślę, że każdy z nas w inny sposób zaczął poznawać tę muzykę i kulturę. Moje zainteresowania rozpoczęły się dość dawno. Za sprawą serialu o Robin Hoodzie, do którego muzykę skomponował zespół Clannad. Poza tym usłyszałem o Irlandzkiej Armii Republikańskiej i zafascynowało mnie to. Bardzo żałuję, że nie ma ich oddziału w Trójmieście (śmiech). Obecnie poza muzyką staram się poznawać inne aspekty tradycji celtyckiej. Uczę się języka gaelickiego (rodzimy język szkocki). Oprócz tego poznaję poezję i tańce irlandzkie.

Aktivist: Używacie, między innymi, tradycyjnych irlandzkich instrumentów. Czy trudno je zdobyć?

Artur Guja: Spośród całego zespołu to ja używam najbardziej tradycyjnych instrumentów. Zdobycie ich jest rzeczywiście bardzo trudne, ale dla chcącego nic trudnego. Jedyną naprawdę dużą przeszkodą są finanse, ponieważ sprowadzenie oryginalnych dud czy bodhranu jest niezwykle kosztowne. Przy okazji mam prośbę. Nie opacznie zostawiliśmy dwa instrumenty: bodhran i whistles w kolejce SKM. Uczciwego znalazcę prosimy o kontakt z redakcją Aktivist. Z góry serdecznie dziękujemy.

Aktivist: Powstaliście trzy lata temu. Jak z perspektywy czasu zmienia się scena folkowa w Polsce, czy w ogóle takowa istnieje?

Sebastian Przybyszewski: Ostatnio dużo się zmieniło za sprawą boomu na Brathanki oraz Golec uOrkiestra. Choć myślę, że ta moda minie, to część osób zainteresowana tymi pop-folkowymi grupami wejdzie głębiej w prawdziwy folk. A co do drugiej części pytania, to scena folkowa w Polsce dopiero raczkuje. Jednak jest zdecydowanie lepiej niż kilka lat temu. Dziś ten rodzaj twórczości jest w ogóle kojarzony w miarę poprawnie .

Aktivist: Jakie są wasze dokonania koncertowe . Gdzie chcieli byście wystąpić?
Rafał Chojnacki: Mamy na swoim koncie liczne koncerty w wielu trójmiejskich i szczecińskich pubach, z powodzeniem występowaliśmy też na Bazunie , Neptunaliach, festiwalu muzyki Celtyckiej w Poznaniu oraz na weekendzie irlandzkim w Pile. W tej chwili nie koncertujemy, ponieważ tworzymy nowy materiał, ale już niedługo się to zmieni. Mam nadzieje, że zagramy kolejny raz w Poznaniu. Oczywiście bardzo chcielibyśmy zagrać w Irlandii, może kiedyś będzie nam to dane.

Tomasz Kuczyński
Wywiad pojawił się w piśmie „Aktivist”

Muzyka Celtycka w Rosji

Przez dosyć długi czas, dane mi bylo grać w Pubie Irlandzkim Cork z człowiekiem o nazwisku Neil Hammond. Człowiek ten grał na mandolinie, gitarze, banjo i bodhranie, a tak wogóle to pracował w English First.
Czescią jego pracy były podróże, tak też przed pracą w Polsce pracował w Moskwie, a teraz pojechał do Kanady.
W czasie pobytu w Moskwie razem z muzykami z zespolu Slua Si (pliki mp3 tego zespolu dostepne na www.mp3.com) założył grupę o nazwie Si Mhor. Powstał też projekt nazwany Wsie Plemenia (wszystkie plemiona, narody), który nagrywał płytki z muzyką ludową z różnych regionów świata – płytka zatytulowana Celtomania (keltomania – nie mam cyrylicy i nie moge zrobic znaku dyftonku ia).
Do pracy nad tą płytka dołączyły się jeszcze dwie grupy Tellenn Gwad, i Art Ceiligh – jednorazowy projekt stworzony prze Olega i Misze Smirnoffów (ojca i syna). Płyta została nagrana w 1998 roku, zawiera 14 kawałków, są to utwory tradycyjne jak na przyklad „Swallow Tail Jig” ( w dwóch wersjach, bardziej tradycyjna i bardziej rockowa), piosenki, takie jak ‚Wife in Every Port”, i inne, do których słowa napisał Oleg Smirnoff. Słuchajac tej płyty można się też natknąć na przypominający trochę nagrania grupy Clannad kawałek „Dancing Marionn”.
Obecnie w Rosji działa kilka zespołów grających muzykę celtycką. Z pośród wspomnianych wcześniej, muzycy z Si Mhor wrócili do Slua Si i dalej grają. Niestety muzycy z Tellen Gwad rozstali sie i to dosyć burzliwie bo po bójce na pięści, co jest dosyć ironiczne jako ze muzyka grana przez ten zespół była bardzo poetycka i spokojna, wykorzystywali na przyklad wiolonczelę i flet poprzeczny.
W tej chwili w Moskwie istnieje około dziesięciu zespołów grających muzykę, która można określić jako celtycka, albo o celtyckich korzeniach. Jeden z muzyków z Si Mhor założył własna grupę grającą melodie irlandzkie, szkockie i bretońskie, grupa nazywa się Mervent, w swim intrumentarium wykorzystują między innymi harfę, co jest moim zdaniem ciekawostką jako że nie ma grupy w Polsce która miałaby w swoim składzie taki instrument.
Inne zespoły o których słyszałem to White Owl (Biełaja Sowa) – grają folk rock. Stary zespół, podobno jeden z weteranow sceny, Puck&Piper, pomimo plotek że się rozpadł w dalszym ciągu istnieje i działa.
Bardzo podobna sytuacja jest w Sankt Petersburgu. Zespoły grające muzykę celtycką można też znaleźć w miastach takich jak: Nowosybirsk, Rostow, Niznyj Nowogorod, Samara, Harkow. Wynika z tego, że po sąsiedzku mamy bardzo prężnie działającą scenę muzyczną, grajacą w klimatach zbliżonych do muzyki którą ja gram. Jakby nie było, cieszę się strasznie z tego, że jeżeli kiedyś przypadkiem, znajdę się gdzieś na Syberii, mogę spotkać kogoś z kim wspólnie będę mógł sobie pograć, kawałki które obaj znamy.

Padre

Pradawna historia Atilli Stockbrokera

Hmm, jak to sie zaczelo? To smieszna sprawa, chociaz pisalem poezje cale moje zycie (a pierwszy mój wystep mial miejsce kiedy mialem 9 lat w szkole podstawowej w Southwick, West Sussex, gdzie dorastalem, recytujac „Cautionary Tales” autorstwa Hilaire Belloc, mojego mentora do dzisiaj) nigdy nie spodziewalem sie, ze poezja stanie sie tak wielka czescia mojego zycia! Na poczatku najwazniejsza byla muzyka, muzyka na wszelakie sposoby.
T.Rex, Mott the Hoople, Velvet Underground, David Bowie – i wtedy punk. Dla mnie jak dla tysiecy innych, punk zmienil wszystko. Musialem stac sie jego czescia!
Wlazlem wtedy w ten caly balagan i na poczatku gralem w kilku zespolach. Ale to dzialo sie podczas pierwszych dni punk rocka (mialem 19 lat w 1977 roku), kiedy to wiedzialem tylko tyle, ze musze byc na scenie, spiewac i grac moje piosenki w punkowym zespole. Punk rock porwal mnie tak jak tysiace innych, i mysle, ze gdyby sie to wtedy nie stalo, to prawdopodobnie nigdy nie uslyszelibyscie o mnie jako o poecie.
Ale wtedy bylem basista – pomyslowym basista zainspirowanym przez Free’s Andy Fraser, piszacym piosenki o poruszajacych melodiach i plomiennych tekstach, niemniej jednak bylem basista. Gralem na basie w sposób, który strasznie komplikowal zycie naszym wokalistom i co tu duzo mówic moje linie basowe byly przeblyskami nie do przyjecia przez punk… I zespoly, w których bylem sie zawsze rozpadaly! Kiedy opóscilem ostatni z nich, Contingent, w którym gralem wiosna i latem ’79, wrócilem do Anglii z dobrymi wspomnieniami, kilkoma wierszami i zdeterminowany, zeby grac solo.
Przeprowadzilem sie to Harlow w Essex pod koniec 1979 r, wynajalem mieszkanie z Stevem Drewettem, inspiratorem lokalnej kapeli punkowej The Newtown Neurotics, która spotkalem rok wczesniej na ich pierwszym koncercie. Zarejestrowalem sie w Biurze dla Bezrobotnych, a poniewaz mówie po francusku, to dostalem prace urzednika/tlumacza na Gieldzie Papierów Wartosciowych. Nienawidzilem jej. Oni nienawidzili mnie tez. Pewnego dnia ktos nazwal mnie Attila. To bylo to! Reszta, jak sie mówi, to juz historia.
„Praca” trwala dokladnie 11 miesiecy – jedenascie miesiecy za dlugo – byla to ostatnia robota jaka mialem. Oczywiscie, oprócz tej, która wykonuje jako Attila the Stockbroker. Od tego czasu minelo juz dwadzeiscia lat. Dwadziescia wspanialych lat!
Wrócmy jednak do historii. Od dziecinstwa gralem na skrzypcach, i mialem równiez moja wlasna elektryczna mandoline, a poniewaz gra sie na tych instrumentach podobnie to nauczylem sie kilku prostych akordów, zeby pisac piosenki. Jak mówilem, mialem kilka wierszy, które mogly zostac zaprezentowane na scenie, i wtedy John Coper Clarke sprawil, ze stalo sie to mozliwe. Po raz pierwszy wystapilem jako Attila the Stockbroker 24-go wrzesnia 1980 roku, suportujac The De-fex and The Unborn Dead (pukowy band z Harlow) w centrum mlodiezowym.
Wszedlem do Harlow Rock Contest i bylem czwarty. Niektórzy ludzie mówili, ze orgaznizatorzy chcieli umiescic mnie na pierwszym miejscu, ale nie mogli bo nie bylem zespolem. Gralem na koncercie Rock Against Thatcher w Harlow. Zaczalem pisac wiecej piosenek niz wierszy, ale moje poematy byly przynajmniej dobrze odbierane. Nowe wiersze byly ostrzejsze i bardziej pasowaly do wykonywania ich podczas publicznych wystapien.
Jednymi z wczesniejszych byly: „Russians in the DHSS”, “Russians In McDonalds”, “A Bang and a Wimpy”. Wlasnie wtedy, po kilku wystepach, stracilem prace i rzeczy zaczely sie toczyc inaczej…
Pod koniec 1981 roku spotkalem Seething Wells, kiedy obaj wykrzykiwalisy nasze wiersze z paki ciezarowki na demosntracji zorganizowanej przez Woolwich Right To Work Campaign. Odbilo sie do echem w mediach i wkrótce obaj wystapilismy jako support the Jam w Hammersmith Odeon….
W tym samym czasie obaj zrobilismy benefitowy koncert na rzecz Socialist Workers’ Party in Wandsworth. Wtedy tez nasz kumpel „Red” Saunders, nagral nas i zdecydowal sie wytloczyc EP-ke: „Rough Raw and Ranting”. Fajnie – pomyslalem- ale kto kupi poezje na plycie? Sprzedalismy pare kopii na koncertach… Kilka tygodni pózniej, kiedy bylem u matki w Southwick poszedlem na ryby. Okolo 11 w nocy sluchalem audycji Johna Peela. Stalo sie cos nie mozliwego – „Russians in the DHSS” poszlo w fale eteru !!! O malo nie upuscilem wedki do morza….
Peel mnie wylansowal. EP-ki sprzedalo sie tysiace sztuk i znalazla sie na liscie niezaleznych bestsellerów. Podpisalem kontrakt z Cherry Red Records i wydali EP-ke „Cocktails”. Sprzedalo sie jej pare tysiecy wiecej niz pierwszej i bylem jeszcze wyzej na liscie. Zrobilem sesje dla Peela, potem nastepna, i z dwudziescia wierszy i dziesiec piosenek z moim nazwiskiem zdobilo pierwsza strone Melody Maker. (tego wieczoru kiedy ukazal sie ten numer mialem wystep w Aldershot. Przyszlo 20 osób – ach ta sila prasy!).
Zaczalem pisac dla Sounds Magazine, punk. Ludzie przychodzili na moje koncerty nawet specjalnie przyjezdzajac z odleglych miejsc. Gralem w calym kraju, moja pozycja byla calkiem jasna. Antyfaszystowski – socjalistyczny – surrealistyczny – radykalny – poeta – permormer. The Clash spotyka Hilaire Belloc – mówiono o mnie. Bylem na scenie zatakowany przez Nazistów w Skunx (punk/skin klub w Londynie). Walczylismy. Jakis z Redskinów, który tam byl krzyknal –„ Musisz wlezc pod stól”! (wstyd mi za niego do dzisiaj). Moja pierwsza mandolina doczekala sie zaszczytnego konca, rozwalilem ja na lbie jakiegos nazi-boneheada. Kupilem sobie zamiast niej mandole (o oktawe nizej, lepsza dla piesniarza), która nazwalem Nelson, i od tej pory razem wystapilismy na okolo 2000 koncertów razem. Najlepsze piosnki jakie napisalem na Nelsonie sa na plycie ‚The Pen and the Sword.’.
Pod koniec 1982 roku nagralem swój pierwszy album (przewaznie mówiony), „Ranting At The Nation…” I wtedy podobnie jak szybko to sie zaczelo, tak sie skonczylo, fad ended. Dziennikarzom z New Musical Express nie spodobal sie mój album (szczególniem, ze napisalem, ze nie lubie dziennikarza tej gazety, który napisal recenzje). Co tu duzo opowidac napisano, ze juz sie skonczylem. Dwa lata po tym jak zaczalem istniec na scenie i napisalem najlepszy material (moim zdaniem) dowiedzialem sie, ze jest to smiec. To przydazylo sie na pewno tysiacom innych utalentowanych artystów, którzy zostali z dnia na dzien zniszczeni i zrezygnowali, albo ich duch zostal przetracony i stracili swoje marzenia.
Moda. Sposób na zaistnienie w pop kulturze!
Czy dbalem o to?
Nigdy nie ssalem cysia jak jagnie.
W odróznieniu od wiekszosci permormerów nie jestem gosciem – jestem naturalnie organizatorem koncertów (ktos móglby powiedziec totalnie kontrolujacy wszystko wariat!). I w kazdym przypadku, mam left-wing punk rocker”s disdain for the falseness and vapid machinacje trdycyjnego przemyslu rozrywkowego. Oczywiscie bylem równiez promotorem wielu koncertów dla Rock Against Racism na Uniwersytecie Kent, tak wiec postanowile wziac moja przyszlosc – sceniczna i poza sceniczna – we wlasne rece.
Przez te dwadziescia lat napisalem troche wierszy i piosnek, a takze od czasu do czasu pisywalem do krajowej prasy, organizowalem countless koncerty kazdego roku dla siebie i innych preformerów, których szanuje. W latach (‘83-’86) wydawalem mój poetycki fanzin Tirana Trash, robilem benefity na wszystkie wazne akcje lat osiemdziesiatych, szczególnie wspieralem Strajk Górników (84-85), organizowalem festiwale, nagrywalem albumy, które ukazywaly sie nakladem malych niezaleznych wytwórni, wydawalem ksiazki (3 jak do tej pory) i wystepowalem na calym swiecie, za co musze podziekowac sieci moich znajomych i przyjaciól z UK, Kanady, Australii, Nowej Zelandii, USA i Wschodnich Niemiec z okresu kiedy jeszcze stal mur, i reszty Niemiec, Holandii, Francji, Skandynawii, Irlandii, Rumunii, Bulgarii, Kraju Basków. Pózniej moja ambicja stalo sie byc frontmanem Barnstormer, pierwszego zespolu, który utworzylem, zeby gral moje piosenki i zeby zrealizowac moje marzenie o polaczeniu muzyki renesansowej z punk rockiem. Pomimo tego, ze zalozylem zespól to wiaz kontynuuje moja solowa dzialalnosc.
BARNSTORMER
Wiekszosc ludzi zaklada kapele, majac lat kilkanascie, a poetami zostaja majac lat trzydziesci pare – ja zrobilem to an odwrót, przy czym zakladajac zespól mialem juz obrany jeden konkretny cel: pragnalem polaczyc dwie formy muzyczne, które od zawsze mnie inspirowaly – punk rock i muzyke dawna. I grac Renesans Core.
W koncu na przelomie 1994/95 roku stalo sie powstal zespól. Najwazniejszym aspektem posiadania okreslonego celu w zyciu, do którego dazy sie z pelna determinacja, zwlaszcza jezeli to, co pragniesz osiagnac jest czyms, czego, o ile ci wiadomo, nikt jeszcze nigdy nie próbowal, jest fakt, iz kazda przychylna reakcja na to , co robisz stanowi zródlo niezmiernej satysfakcji. A nam z pewnoscia udalo sie zdobyc sympatie naszej publicznosci. Od keidy tylko rozwinelisy zagle, a na maszcie umiescilismy nasza bandere: crumhorn (pewein rodzaj rogu), otrzymywamalismy zewszad wiele wsparcia.
Od pierwszego dnia, w który zespól rozpoczal dzialalnosc, najwiekszei najbardziej wartosciowe wsparcie dla mnie, na scenie i poza nia, pochodzi od pozostalych czlonków Barnstormera – Martina, Dana i McGhee (z legendarnej grupy Brighton – Fish Brothers) oraz Tima, który dobrowolnie zgodzil sie na przeniesienie z Crucible – zespolu zajmujacego znaczna pozycje w nurcie tzw. muzyki dawnej. Mysle, ze od naszych pierwszych wysilków w Brighton i Oxfordzie póltora roku temu, poprzez liczne podnoszace na duchu trasy koncertowe zrobilismy znaczne postepy.
Nasz zespól zorganizowany jest calkowicie w sposób domowy. Od grafiki i wszelkich projektów po kierowce wszystko robimy sami. Wyrazy szacunku i podziekowania dla najdoskonalszej, najbardziej przyjaznej, najbardziej kreatywnej i utalentowanej paczki zdegenerowanych alkoholików, z jaka poeta móglby stworzyc swój pierwszy zespól.
Skad sie wzial pomysl na taka muzyke? Moja mama mowi, ze lubilem sluchac muzyki dawnej jeszcze w jej lonie. Tak wiec od zawsze kocham takie dzwieki. Pochodze z muzykalnej rodziny i sam odebralem klasyczne wyksztalcenie w grze na skrzypcach. Od wielu lat olbrzymia radosc sprawia mi gra na róznorodnych starodawnych instrumentach muzycznych i naprawde uwielbiam okmponowanie w nowoczesnym stylu wersji tej pieknej muzyki. Kto wie moze za pare lat niezliczona liczba zespolow w stylu Levellersowskiego /celtyckiego/ fiddle’n’didg zostana wyparte przez kwilace shawm’y (dawny instrument, podobny do oboju) i crustowego crumhorn’y, rozprzestrzeniajacego sie w zawrotnym tempie Renesans Core! A póki co to jestesmy na wyspach jedynym zespolem, który gra w takim stylu.
Renesans Core? Core? Od 25 lat jestem punkiem (teraz mam 43 lata). Moim ulubionym zespolem wszechczasów jest the Clash, lubie tez Rancid i New Model Army… I oczywiscie muzyke klasyczna. Moja zona jest klasyczna pianistka. Oczywiscie nie wszystkie nasze utwory mozna wrzucic do worka z napisem „muzyka dawna”, czesc z nich to stary, dobry punk rock. Ludzie lubia sluchac muzyki, która jest czescia ich wlasnej historii, czy to tej dawnej, czy tez tej calkiem nowoczesnej. I mysle, ze tak samo jak w Anglii w Europie Srodkowej jestesmy dobrze odbierani. Nie wiem czy wiecie, ale cover jednego z naszych renesansowych utworów „March of the Levellers” zrobil polski zespól Alians? – o ile pamietam nie zaznaczyli, ze to z naszego repertuaru.
Aktualnie gramy okolo 30 koncertów rocznie w równych miejscach (a ja solo i z zespolem mam ok. 10 koncertów miesiecznie). Wystepujemy od klubów pukowych do folkowych a takze czesto gramy na festiwalach prezentujacych poezje. Pod koniec tego roku gramy trase po kontynencie i odwiedzimy m.in. Francje, Wlochy, Szwajcarie i Niemcy. Bardzo chcielismy zagrac w Polsce, ale niestety nie udalo nam sie sensownie ulozyc terminów poszczególnych koncertów… Mam nadzieje, ze odwiedzimy wasz kraj w przyszlym roku.
We wrzesniu 2000 stuknela 20 rocznica mojego pierwszego koncertu jako Attila the Stockbroker. Okragla date postanowilem tez uczcic plyta „It’s my life…”, która jest podsumowaniem tego okresu. Nie sa to stare kawalki, solowo – poetyckie, lecz Burnstrormerowa plyta autorska, w ktorej dziele sie moimi odczuciami i wspomnieniami. A wkrótce kolejny album, w którym sporo dobrego Renesans Core.
W marcu nastapily zmiany w skladzie zespolu. Odszedl Martin Fish, Dan Woods zamienil bass na gitare, a naszym nowym basista zostal Tom Muir (kibic Hull City, gral wczesniej w The Scavengers). Ostro przepracowalismy ostatnie miesiace i jestesmy gotowi na europejska trasa na przelomie listopada i grudnia .
Pod koniec zeszlego roku cztery nasze piosenki ukazaly sie na sciezce dzwiekowej niemieckiego filmu „DOPPELPACK”. Sa to: ‘I Won’t Run Away’, ‘This Is Free Europe’, ‘March of the Levellers’ i ‘Old Teenagers’. W filmie tym miedzy innymi wykorzystano utwory Blondie i Saw Doctors, a my jestesmy tam jako: ”Attila the Stockbroker and the Fabulous Fish Brothers”. Nie wiem czy film ten bedzie pokazywany w Polsce, ale wiecej informacji o nim mozecie znalezc na stronie: www.doppelpack-derfilm.de/. Jest to zabawna opowiesc o dwóch blakajacych sie po Dortmundzie punkach ze skrzynka piwa. Suurealistyczna rzecz kompletnie.
REZYDUJACY POETA….. W sezonie 2000/2001 mialem zaszczyt pelni role Poety Rezydenta w Brighton and Hove Albion Football Club, moim lokalnym klubie, którego kibicem jestem od 6 roku zycia. Nasz klub jest sponsorowany przez Arts Council of England w ramach rocznego projektu artystycznego. Do moich obowiazków nie nazalo po prostu czytanie skladów druzyn i podawanie wyników w polowie spotkania, ale prezentowanie poematów przed naszymi meczami u siebie. W zeszlym sezonie (2000-2001) nasz klub obchodzil setna rocznice swojego istnienia!
Stalo sie!!! Brighton and Hove Albion, zdobyl mistrzostwo Trzeciej Ligii w sezonie 2000-01! Co za wspanialy rok dla Rezydujacego Poety – jestem bardzo szczesliwym poeta! Ksiazka z moimi wszystkimi wierszami zwiazanymi Albion – pt. ‚Poetry in Promotion!’ jest czescia obchodów setnej rocznicy istnienia mojego klubu – the BHAFC!
2 SLOWA O SOBIE

Mieszkam w Walii, ale nie jestem Walijczykiem. Moimi przyjaciólmi sa muzycy z walijskiej grupy Anhrefn. Nie znam jezyka walijskiego. A wlasciwie znam tylko jedno zdanie: ‚Fy nethau yn ffroidro gyda mwynhad’ – co mozna przetlumaczyc jako: „my nipples explode with delight!”. Ale poza tym jestem jednym z nielicznych mieszczkanców tego kraju, który interesuje sie jezykami obcymi – mówie po francusku i niemiecku.
Na uniwersytecie studiowalem francuski i nauki polityczne, a niemieckiego nauczylem sie kiedy spedzilem sporo czasu wystepujac w NRD, zanim jeszcze runal mur. W 1989 roku bralem udzial w demonstracjach w Lipsku razem z wieloma oimi przyjaciólmi, którzy byli w nie zaangazowani. Teraz udzie przejrzeli na oczy – nie chca kapitalizmu! O lewicy w Polsce mam bardzo mala wiedze i nie chcialbym za duzo o tym mówic. Po prostu mówie tylko o rzeczch, które znam. W Anglii Partia Pracy to grupa aparatczyków, którzy nic nie robia dla zwyklych ludzi. Ja osobiscie wspieram the Socialist Alliance. Nie jestem anarchista – jesten socjalista! Wiem, ze wielu punków mówi o sobie, ze sa anarchistami, ale wielu z nich tak naprawde nie wie co to znaczy!
Jak sami widzicie moja sztuka, moja poezja opowiada o calkiem szerokim zakresie ludzkich emocji i doswiadczen, Nie mam zamiaru za to nikogo przepraszac. Moje zycie to milosc, smierc, Hove Albion Football Club, muzyka i brudne spiwory. I wiele innych rzeczy. Moje wiersze odzwierciedlaja moje zycie.
Z duma zawiadamiam, ze w najlepszym starym stylu, zgodnie ze sredniowieczna tradycja mecenatu sztuki – mam sponsora! Jestem pierwszym poeta sponsorowanym przez maly niezalezny browar, i takze mój lokalny pub! Jesli bedziecie kiedys w Brighton koniecznie zajrzyjcie do niego – miesci sie niedaleko stacji i jest to naprawde tradycyjny, wspanialy pub, bez paskudnego wystroju i ze wspanialym piwem! (THE EVENING STAR home of THE DARK STAR BREWING COMPANY, 55-56 Surrey St, Brighton BN1 3PB)
I mam nadzieje, ze jak ty, który to czytasz, wiesz, ze twoje zycie nalezy do ciebie tak jak moje do mnie. Dzwiekli sa oklepane, ale to nie to. Teraz jest spanialy okres. Jestem pelen szacunku dla wszysctkich, którzy umozliwili mi cieszyc sie wspanialym przywilejem – mozliwoscia zarabiania na zycie tym co lubie i co kocham – pisaniem slów i muzki. Mam nadzieje, ze wciaz to bedzie trwac!

DYSKOGRAFIA
1981 Phasing Out Capitalism cassette (No Wonder)
1982 Rough, Raw and Ranting EP with Seething Wells (Radical Wallpaper)
Cocktails EP (Cherry Red)
1983 Ranting at the Nation LP (Cherry Red )
1984 Sawdust and Empire LP (Anagram)
Radio Rap! EP (Cherry Red)
Livingstone Rap! EP (Cherry Red Ken)
1987 Libyan Students from Hell! LP (Plastic Head)
1988 Scornflakes LP/cassette (Probe Plus)
1990 (Canada) Live at the Rivoli LP/cassette (Festival)
1991 Donkey’s Years CD/LP/cassette (Musidisc)
1992 (Germany)This Is Free Europe CD/LP (Terz)
1993 (Australia) 668-Neighbour of the Beast CD/cassette (Larrikin)
(Germany) Live auf St.Pauli CD (Terz)
Attila the Stockbroker’s Greatest Hits cassette (Roundhead)
1999 Poems Ancient & Modern CD (Roundhead/Mad Butcher)
The Pen & The Sword CD (Roundhead/Mad Butcher)

+ JOHN OTWAY
1991 Cheryl

+ BARNSTORMER
1995 Barnstormer cassette (Roundhead) )
Sarajevo EP (Mad Butcher)
1996 The Siege of Shoreham CD/cass (Roundhead)
1998 Live in Hamburg cassette (Roundhead)
1999 (Germany) The Siege of Shoreham CD (Puffotter Platten) and LP (East Side Records)
2000 Just One Life (Roundhead Records)

Książki:
Cautionary Tales for Dead Commuters (1986)
Scornflakes (1992)
The Rat-Tailed Maggot and Other Poems (1998)

Atilla The Stockbroker, tłum. Taclem

Hedningarna – Muzyka Pogan

O TY Ukko i TY Akka
Wiatrów i pogody tkacze

Modły wznoszę do Wszechwładców
Wirujący zbudźcie wiatr

Wirujący zbudźcie wiatr
Smagającą burzę stwórzcie

Przydrożne pnie wyrwijcie
Sosny przyjeziorne przetrzebcie

Korony wielkich dębów połamcie
Niezłomne korzenie w drzazgi rozgniećcie

O powstań Wietrze! Dalej, dmij i grzmij
Sroż się nawałnico, wniwecz wszystko obróć

O powstań Wietrze! Dalej, dmij i grzmij
Szalej wściekle nieujarzmiona Naturo!

Dmuchaj o Wietrze choćby sześć lat z górą
Przez siedem z górą wiosen pędź

Gnajcie kipiele w potokach
Mknijcie chyżo sędziwe wody

Gnaj i Ty kipielom podobny
I triumfuj w wyzwoleniu

Miarowy rytm bębnów szamańskich, czczenie bóstw i sił natury, prastare obrzędy druidów, kult macierzy i rodów zwierzęcych. Nie… Nie chodzi o obrządek, raczej o pogaństwo muzyczne, o neodruidów, którzy nawiązali do tradycji praojców w nazwie szwedzkiej grupy folkowej, a także misternie wpletli motywy ludowe do swej twórczości. Zespół wyłonił się z prochów praojców niczym feniks w roku 1987. Piewcami było trzech szwedzkich studentów szkoły ludowej w Skinnskatteberg ( notabene mają oni blisko do Laponii, gdzie do tej pory żywa jest tradycja dawnych wierzeń, więc nie ma się co dziwić ): Hallbus Totte Mattsson, Anders Stake ( później zmienił nazwisko na Norrude ) oraz Björn Tollin. Nazwa zespołu pochodzi podobno od stwierdzenia jednego z przyjaciół Totte Mattssona, który słysząc niesamowite odgłosy instrumentów podczas jednej z prób wykrzyknął: „To jakieś pogańskie granie!”.
W rok od początku działalności cała trójka napisała muzykę do sztuki Petera Oscarssona zatytułowanej ‚Den Stora Vreden’, czyli ‚Wielki Gniew’. Cały teatr w Gävle rozbrzmiewał dźwiękami wykonywanymi na żywo przez to intrygujące trio. Muzyka doskonale ilustrowała tajemniczy, diabelski klimat przedstawienia, dlatego w krótkim czasie zyskała niemały rozgłos. W 1989 ukazała się długo oczekiwana i już owiana mistyczną legendą pierwsza płyta, zatytułowana po prostu ‚Hedningarna’, która wydana została przez Alice Records.
Dni uciekały, a muzycy błądząc zapewne po leśnych ostępach wpadli na trop dwóch kobiet, które w równym stopniu zafascynowane były kulturą i co ważniejsze, muzyką skandynawskich przodków. Radości ze spotkania było co nie miara, a wszyscy wraz przystąpili od razu do współpracy tak, że ludzie wkoło się dziwowali cóż to za odgłosy piekielne z lasu się dobywały. Okazało się, że ich świdrujące głosy czarownic idealnie wkomponowują się w niepokorną muzykę. W 1991 roku Sanna Kurki – Suonio i Tellu Paulasto, bo tak nazywały się dwie, tajemnicze niewiasty razem z całym zespołem rozpoczęły współpracę ze szwedzką wytwórnią Silence Records. Tam dopiero cały kwintet miał okazję zasmakować wzmocnionego przez aparaturę studyjną brzmienia i mógł do woli eksperymentować z najprzeróżniejszymi instrumentami, z których większość została dawno zapomniana przez współczesnych. Wkrótce drogę niewiernych twórców zaczęły rozświetlać promienie chwały. Termin niewierności nawiązuje nie tylko do tradycji, ale również do kierunku rozwoju muzycznego członków zespołu, którzy za nic mieli obowiązujące trendy i wbrew nim zaczęli penetrować rejony dotąd nie poznane, tworząc zupełnie nową stylistykę. Kolejny, bardzo dobry album ‚Kaksi’ (co po fińsku oznacza dwa), wydany we wrześniu 1992 roku zyskał ogromny rozgłos i już w 5 miesięcy później HEDNINGARNA nagrodzona została nagrodą Grammy, sprzedając 35 000 egzemplarzy w samej tylko Szwecji. Media prześcigały się w raportach na temat genialnej grupy, która z muzealnych instrumentów wydobywa zupełnie współczesne dźwięki. Tak naprawdę to muzealne one nie były, bo część jako fascynaci, zbudowali sami artyści, a niektóre tylko odnowili i przystosowali do podłączenia do wzmacniaczy. Czyżby sukces ten miał oznaczać, że na Północy płynie jeszcze w ludziach gorąca krew Wikingów?
W 1994 ujrzał światło dzienne genialny krążek ‚Trä’, (czyli drzewo), co było okazją do niezwykłej imprezy mającej miejsce w ogromnym szałasie nomadów w jednej z dzielnic Sztokholmu. Niedługo potem pięcioro Pradawnych wystąpiło na festiwalu w Roskilde, a publiczność całej Europy miała okazję poznać tych żywiołowych szamanów, podczas najprzeróżniejszych festiwali w 1995 roku. Niestety Sanna i Tellu nie mogły brać udziału w powstawaniu nowego dzieła, ponieważ były coraz bardziej wyczerpane nieustannymi podróżami na kolejne występy. Wolały też spokojnie i w zaciszu domowym odpocząć od spraw wielkiego świata, do czego przyczynił się fakt, że znalazły się w tym czasie w stanie błogosławionym. Pragnęły też ukończyć studia na prestiżowej Akademii Sibeliusa. Tellu mając do wyboru rodzinę i zespół wybrała to pierwsze i wkrótce na jej miejsce pojawiła się w 1996 Anita Lehtola od razu udowadniając swą wartość podczas festiwalu w Holandii i koncercie w Madrycie.
W poszukiwaniu spokoju podstawowy trzon zespołu, czyli trzech Niewiernych zawędrowało do Falun, gdzie zbudowali zaciszne studio nagrań o nazwie ‚Hednavisionen’. Nowy album nagrany został niestety bez charyzmatycznych wokalistek, dlatego różni się trochę od poprzednich dwóch, ponieważ dziki śpiew kobiet nadawał charakterystycznego brzmienia o które ‚Hippjokk’, wydany w lutym 1997 roku jest uboższy. Podczas jego powstawania muzycy postanowili sięgnąć jeszcze głębiej do korzeni i nagrać album stricte folkowy. Nie mogli jednak powstrzymać się od eksperymentowania z nowymi brzmieniami, dlatego nie można nazwać tej płyty tradycyjną. Ten projekt zawiera również nowy element, mianowicie bogatszy jest o tradycyjny lapoński śpiew – jojk, wykonywany przez Wimme Saariego, który użyczył już swego głosu w jednym z utworów na płycie ‚Trä’. Przez małe studio przewinęło się sporo ludzi, którzy wzbogacili nowe dzieło o nowe elementy. Johan Liljemark dodał dźwięki didgeridoo, Knut Reiersrud zagrał gitarowe solo. Pojawiła się też postać jeszcze jednego druida, basisty Ulfa Ivarssona (zdjęcie), który występował ze swoimi braćmi przez dwa lata, jednak zdecydował się opuścić ich zastępy tuż przed nagraniem nowego albumu.
W zimie roku 1998 zjednoczone siły damsko-męskie postanowiły poszukać inspiracji w Karelii, leżącej na granicy rosyjsko – fińskiej. Tam zachował się zwyczaj śpiewania run, czyli pieśni przodków przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Tam też Elias Lönnrot zbierał wszystkie epickie opowieści śpiewane, które później weszły w skład eposu narodowego Finów – Kalevali. Wszystkich oczarowała prostota i dobroduszność mieszkańców tego regionu oraz ich prastara i wciąż żywa tradycja. Wkrótce powstał nowy materiał, muzyka wyciszona i bardziej akustyczna oparta w sporej części na karelskiej muzyce ludowej. Tym razem więc chęć powrotu do korzeni wzięła górę nad nowoczesnymi zapędami muzyków. Zaraz potem Björn i Totte postanowili najwyraźniej odpocząć trochę od rodzimej formacji, wzięli więc udział w nagraniu beztroskich tańców z grupą ‚Boot’, a Sanna również wykorzystała chwile wytchnienia aby przygotować swoją solową płytę. Oba albumy ukazały się w 1999 roku nakładem Silence Records. Także w tym roku został wydany album ‚Karelia Visa’, nowe, pogańskie dziecko, a zespół znów w dobrej formie ruszył w trasę po Skandynawii oraz Stanach Zjednoczonych. W Minneapolis zagrał nawet do przedstawienia tanecznego opartego na ich muzyce. „Pieśń Karelii” to jak dotąd ostatnie dzieło niesamowicie oryginalnej i charyzmatycznej formacji ‚Hedningarna’.
W czym tkwi fenomen tej grupy? Dlaczego tak porusza całe masy ludzi? Cóż takiego jest w tych dźwiękach starych instrumentów i ludowych melodiach zaaranżowanych na nowo? No właśnie…jest coś takiego, co nie pozwala przejść obok tej muzyki obojętnie. Wszyscy członkowie zgodnie twierdzą, że cała magia ukryta jest właśnie w instrumentach, że w ich środku jest jakiś Duch, który wydobywa tak tajemnicze brzmienie. Wystarczy tylko umiejętnie je nagłośnić, aby wszyscy usłyszeli jak te Duchy przemawiają… Istnieje jeszcze jedno przypuszczenie. Otóż muzyka ‚Hedningarny’ ma swe korzenie w kulturze staroskandynawskiej i odnosi się do wrażliwej duchowości słuchaczy. A przecież człowiek również potrzebuje być zakorzenionym w jakiejś tradycji. A u Skandynawów pamięć o tradycji jest czymś bardzo osobistym, dla wielu z nich, czymś najważniejszym. Okazuje się tymczasem, że nie tylko dla nich ale i dla innych narodowości również. Może wszyscy oddani fani czują w sobie jakiś związek z pranordyckimi przodkami. Na pewno coś w nich odżywa i przypomina o sobie, kiedy słuchają tego echa, które wzywa zagubionych potomków do swojej ojczyzny.
Nie można zapomnieć o tych, którzy swoją odwagą wyznaczyli nowy kierunek, łamiąc dotychczasowe normy, obowiązujące wśród artystów ludowych. Wyznaczyli zupełnie nowe kanony, przekroczyli granice i nadali tradycyjnej muzyce nowoczesne formy, tchnęli świeżą siłę i udowodnili, że tradycja długo jeszcze pozostanie żywa wśród ludów Północy. Co więcej nie byli nigdy krytykowani przez zamknięte środowisko fundamentalistów folkowych w Skandynawii, lecz spotkali się z ich życzliwym przyjęciem.
O tej niezwykłej podróży w czasie i w przestrzeni w jaką zaprasza słuchacza ‚Hedningarna’ recenzenci napisali setki tekstów, używając wymyślnych porównań i wysublimowanych komplementów. Dopatrywano się w tym fińsko-szwedzkim kwintecie inspiracji rockiem, bluesem i muzyką dance, nazywano ich technoszamanami i pra- skandynawskimi trip-hopowcami. I jest w tym wszystkim trochę racji. Bo jednoczą oni wiele gatunków rozwijając je w jeden, piorunujący koncept. Ich korzenie wyrastają z tradycji pranordyckiej, ale rozgałęziają się na cały świat.
Jak najlepiej scharakteryzować tą ekscytującą muzykę, którą tworzą „Poganie”? Jest ona przede wszystkim bardzo emocjonalna i obrazowa. Skojarzenia z omszałymi borami, dzikimi pustkowiami Laponii, tajemniczymi głosami dochodzącymi z głuszy, z wpatrzonymi ślepiami wilków, łomotem skrzydeł polującego jastrzębia łatwo nasuwają się na myśl, gdy zamknie się oczy słuchając ich płyt. Jest też bardzo charakterystyczna jeśli wziąć pod uwagę akustykę. Wiele utworów opartych jest na ciężkim, potężnym rytmie wsamplowanego bębna. Do tego rytmu często dochodzi kolejny element jakim jest powtarzanie tego samego dźwięku przez cały czas i tworzenie w ten sposób tła na którym opiera się melodia. Taki zabieg nazywa się angielskim słowem, drone. Jego funkcję pełni lira korbowa, z której wydobywają się łatwo poznawalne, piękne i intrygujące dźwięki przypominające odległe miauczenie. Na tym tle opiera się melodia grana najpierw w durowej tonacji, a później powtarzana w molowej. Na przemian grane te same dźwięki ale w różnych skalach prowadzą ze sobą nastrojowy dialog. Czasem na zasadzie ronda melodia ewoluuje poprzez zmiany bądź tonacji, bądź instrumentu. Zazwyczaj prowadzącą skrzypce i lira, ale rolę tą przejmują też flet wierzbowy, dudy szwedzkie czy inne ludowe twory o dziwnych, szwedzkich nazwach. Bogactwo instrumentów tworzy bogactwo i wielość barw. Nie brakuje lutni, harfy smyczkowej, rogu koziego, kanteli. Całości dopełniają dramatyczne głosy wokalistek, które przywodzić mogą na myśl bułgarskie zaśpiewki ludowe, wykonywane np. przez ‚Trio Bulgarka’. Teksty opowiadają o wielu sprawach związanych z ciężkim życiem, o naturze, śmierci, pokonywaniu trudności i parciu naprzód, o pierwotnej, naturalnej miłości prostych ludzi. Pojawia się wiele pieśni będących hymnami do fińskich bogów, częste są motywy mitologiczne, a gdzieniegdzie nawet występują jako bohaterowie istoty z wierzeń jak na przykład wilkołaki (wspaniała opowieść zatytułowana „Godzina wilka” na płycie ‚Trä’), czy krasnoludy. W większości są to wolne aranżacje podań i przekazów ludowych. Wszystko razem tworzy nieziemski klimat nie do opisania. Trudno oprzeć się wrażeniu, że nie pląsa się w lnianej koszuli w ekstatycznym rytuale, bo przecież czuć zapach ognia, słychać przywołania. Ręce błądzą po korze drzewa… Podsumowując w jednym zdaniu: ‚Hedningarna’ to praskandynawska, pogańska muzyka ziemi.

Ukko, najwyższy panie
Dziadku stary na niebiosach
Wyciągnij swój miecz ognisty
we krwi żmiji umaczany
Wyciągnij go ze szkarłatnej pochwy

Skrzesaj ognia, ojcze wiatrów
Wyślij błyskawicę Väino
Ponad bezkresnymi wodami
Ponad falami mórz szerokich

Pan śmierci skrzesał ognia
Wyslal błyskawicę Mędrzec
Płomień zapłonął w sercu
iskry właśnie tam kierując
Rozpalił lędźwia młodzieńca
Rozpalił pierś dziewicy

Przy pisaniu tego artykułu wykorzystałem materiały w języku szwedzkim i angielskim opublikowane w internecie.

Ahti
Artykuł otrzymaliśmy dzięki uprzejmości autora. Po raz pierwszy opublikowany w internetowym zinie „Nautilius”.

Young Dubliners

Keith Roberts, założyciel zespołu, będąc dzieckiem zawsze marzył o tym by jego nazwisko znalazło się na plakatach koncertowych. Często chodził na koncerty w rodzinnym Dublinie, lecz dopiero po przeprowadzce do Los Angeles okazało się że jego marzenia się spełnią.
Roberts pracował w jednej z rozgłośni radiowych i postanowił nauczyć się kilku irlandzkich ballad z okazji Dnia Świętego Patryka. Jak się okazało nie ona jeden spośród młodych emigrantów intereswoał się tymi piosenkami i wkrótce powstał zespół znany dziś jako The Young Dubliners. Ostatecznie w ciągu kilku następnych lat wykrystalizował się sześcioosobowy skład. Dość ciekawe instrumentarium opiera się na mandolinie, tin whistle, skrzypcach, flecie i standardowej rockowej sekcji rytmicznej.
w 1994 roku ukazała się ich pierwsza E.P. „Rocky Road”, zwiastująca album studyjny „Breathe” z 1995 roku. Zaś w 1998 roku zebrano ich nagrania koncertowe „Alive, Alive O”.
The Young Dubs (jak się ich często nazywa) fascynują słuchaczy mieszanką celtyckiego rocka z dobrą amerykańską produkcją, co odróżnia ich płyty od wielu zespołów amatorskich. Ich nowy album „Red” produkował Thom Panunzio (znany z produkcji Alice in Chains, U2, Patty Smith, Bruce’a Springsteen’a, czy No Doubt).

Taclem

Windjammers

Australijski zespól Windjammers powstal joako duet okolo 1992 roku. Zalozyli go Fred Carter i Alister Wilson. Muzykowalo z nimi wielu innych ludzi, lecz najczesciej Maurice Archenoul. Fred, Alister i Maurice grali tez razem w duzym szantowym zespole ‚Fo’c’sle Firkins.
W 2001 roku Fred i Alister podjeli decyzje o pozadnym rozwinieciu dzialalnosci Windjammers, dolaczyli do nich nowi muzycy – Tony Henry i Neville Threlfall. Jako ze podstawe ich repertuaru stanowia piesni morskie, to bardzo wazne bylo tez by oprócz umiejetnosci muzycznych nowi czlonkowie zespolu mieli tez odpowiednie glosy.
W tym skladzie zespól zagral juz sporo koncertów i nagral material na wydana na poczatku 2002 roku plyte „Australia Bound”/
Okazyjnie z zespolem grywaja muzycy z Walii (Greg Hastings) i Anglii (Terry Reddy). Przez jakis czas w zespole grala tez Jean Wilson, ale obecnie nie jest juz czlonkinia Windjammers, przylaczyla sie do folkowego zespolu Chanter.

Na podst. materiałów zespołu – Taclem

Page 234 of 285

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén