Tomek Haluszkiewicz to lider zespolu Connor. Warto zaznaczyc roznice w ilosci „n”. Jak zauwazyliscie zapewne zespól Jest przez dwa, a ksywka Tomka przez jedno „n”. Wywiad dokonal sie w przytulnych pieleszach gdynskiego pubu „Donegal” po koncercie zespolu.
Folkowa: Na początek pytanie, którego chyba nie da się uniknąć: Jak powstał zespół i kto go założył ?
Conor: Zespól powstal jakies cztery lata temu. Spotkalem sie kiedys z Pawlem (Pawel Grodzki – przyp. T), jak jeszcze razem sobie zeglowalismy, na pokladzie jachtu s/y „Alpheratz” , juz swietej pamieci niestety. To byl jacht WSM-ki (Wyzsza Szkola Morska – przyp. T), Pawel studiowal wtedy na pierwszym roku nawigacji; spotkalismy sie i zaczelismy grac. Ja gralem juz wtedy cale dwa utwory na tin whistle, Pawel grywal tez troche na gitarze i nauczyl mnie trzeciego utworu. Wtedy zgadalismy sie ze fajnie byloby razem troche pograc, poszancic, pofolkowac. Pózniej byla dluga przerwa, bo Pawel wyplynal na rejs kandydacki, za jakies pól roku znowu sie gdzies tam spotkalismy zupelnym przypadkiem. Znowu sobie pogrywalismy. No i wtedy zaczela sie cala przygoda na korytarzu gdynskiego akademika WSM. Tam w ogóle powstal zespól.
F: Na korytarzu ?
C: Na korytarzu. A potem w toalecie. W toalecie akademika były pierwsze próby.
F: Jak przyjęli to mieszkańcy akademika ?
C: Z poczatku entuzjastycznie; pózniej troche mniej. No i wlasnie dlatego mieszkancy nas wyrzucili… znaczy wyprosili nas z korytarza do toalety. Chociaz pózniej i w toalecie mielismy problemy (z dozorca m. in.). Niedlugo po pierwszym spotkaniu z Pawlem przylaczyl sie Karol Piskorz, kumpel Pawla z roku; spotkali sie na pokladzie „Daru Mlodziezy” gdzie grywali sobie hendrixowe klimaty. Pózniej sie pojawil Jasiu Piotrkowski. Pawel go wyhaczyl jak sobie pogrywal rózne klimaty w „Contrascie”. Potem Sebastian Czaplinski – po prostu sie pojawil… tez z „Contrastu”. Czyli mozna powiedziec ze zespól sie zawiazal w akademiku WSM-ki i w „Contrascie”.
F: Jakie zmiany personalne zaszły w zespole od tego czasu ?
C: Rozeszliśmy się z Jasiem, skrzypkiem pierwszym – on poszedł w swoją stronę muzyczną, my poszliśmy w swoją. Współpracujemy jeszcze czasem, ale już nie estradowo.
F: Całkiem niedawno powiedziałeś na jednym z występów: „Niektórzy twierdzą że gramy folk”. Jakby tak chcieć jednak wcisnąć was w jakąś szufladkę, to wyszło by że to muzyka irlandzka, celtycka, co właściwie gracie ?
C: Bradzo róznie. Genaralnie zalozylismy ze bedziemy grali muzyke irlandzka, ale nie jest to oczywiscie tzw. „pure folk”. Nie sadze zeby ktokolwiek w Polsce gral taka muzyke jak sie gra na Wyspach. Kazdy robi to na swój sposób. Naszym idealem jest podróz muzyczna. Chcielibysmy sobie kiedys po prostu usiasc, tak jak dzisiaj – przy swiecach – i niekoniecznie grac utwór po utworze, zaaranzowany i przygotowany z góry, od a do z. Po prostu chcielibysmy zabrac wszystkich sluchaczy w podróz. Generalnie w klimatach celtyckich, ale niekoniecznie. Zahaczyc troche o klimaty Skandynawskie, Arabskie, Bretania oczywiscie, ale takze zupelnie inne. Mamy w tej chwili troche odpowiedniego instrumentarium, didjeridoo z Australii, djambe z Senegalu, darabuke z Egiptu.
F: A pozostałe instrumentarium ?
C: Gramy w tej chwili w kwintecie. Mamy nowa skrzypaczke, nazywa sie Eja Borawska, to byl nasz pierwszy wspólny koncert. Zaczynamy grac razem; ona bardzo szybko chwyta, jest absolwentka Akademii Muzycznej. Bije nas wszystkich na glowe jezeli chodzi o teorie muzyki. Jezeli chodzi o pozostale instrumentarium to Sebastian gra na wszelkich instrumentach perkusyjnych,czyli darabuka, djembe, przeszkadzjki, kartele i takie tam rózne; Pawel, czyli obecnie nasz multiinstrumentalista, spiewa, gra na gitarze, na bodhranie przede wszystkim, poza tym didjeridoo, harmonijka i mnóstwo innych przeszkadzajek. Jest tez Karol, nasz glówny gitarzysta i jestem ja, który plumka na fletach róznej masci i dudach.
F: Grasz na dudach, co na to sąsiedzi ?
C: To sa bardzo ciche dudy (smiech). To uilleann pipes, nie sa tak glosne jak wielkie dudy szkockie, których nie powinno sie uzywac w pomieszczeniu zamknietym. Bez odpowiedniego naglosnienia nikt by ich tu nawet nie uslyszal.
F: Jeśli się nie mylę najwięcej gracie w Trójmieście…
C: Zgadza się.
F: … a z takich koncertów bardziej w Polsce co ci utkwiło w pamięci ?
C: Mamy kilka festiwali za sobą. Dowspuda Krotoszyn, Pomerania Shanties w Szczecinie, Kraków, Kołobrzeg, Poznan.
F: Który z nich najbardziej ci się podobał ?
C: Ciezko powiedziec… Naszym pierwszym najwiekszym byl Krotoszyn. To byl w ogóle dla nas szok kulturowy; dwa lata temu, Folk Fiesta w Krotoszynie. Pojechalismy tam bez Karola, bo Karol byl akurat w morzu, tak to jest jak sie wspólpracuje z marynarzami. To bylo dla nas o tyle niesamowite, ze gralismy tam dla jakichs pieciu tysiecy ludzi. Poniewaz bylismy jedynym zespolem grajacym na tej imprezie muzyke irlandzka, to jak tylko weszlismy i zapowiedzielismy sie ze bedziemy grali po irlandzku, to dostalismy taki aplauz jakiego w zyciu nie otrzymalismy. Tak jakby z pieciu tysiecy gardel sie nagle „wowww!” wyrwalo. I naprawde bylo nam z tym… dziwnie.
Na pewno bardzo mistyczne byla Dowspuda 2000. To byla nasza pierwsza i jak na razie ostatnia Dowspuda. Mielismy grac w nastepnym roku, ale z róznych wzgledów tam nie zagralismy. Swietny byl tez „Celt” w Poznaniu, w 2000 i 2001 roku. Duze, arcyciekawe imprezy. Kraków to byl wlasciwie taki festiwalik jednodniowy, gdzie gralismy jako support Carrantuohilli. A Szczecin to byl z kolei festiwal szantowy, gdzie robilismy taki tam maly, mam nadzieje ciekawy, folkowy akcent.
F: Nie było żadnych animozji między wami a publicznością szantową ?
C: Nie. Wlasnie wszyscy sie swietnie bawili. Mysle ze tam to srodowisko jest bardziej elastyczne niz w Trójmiescie. Ludzie inaczej podchodza do szant i folkloru. U nas widac to na przykladzie „Contrastu” i „Donegala”. Zrobilo sie tak, ze w „Donegalu” gra sie folk, a w „Contrascie” szanty. Publicznosc jednego i drugiego przybytku nie bardzo jest sklonna by sluchac na dluzsza mete jednego i drugiego rodzaju muzyki.
F: Jakieś dziwne miejsce w którym dane wam było zagrać, gdzie nie spodziewałbyś się że zagracie ?
C: Hmmm… Co znaczy dziwne… Dla mnie w dalszym ciagu jest milym zaskoczeniem ze w ogóle gramy. Nawet w jakims klubie, knajpie, pubie, gdziekolwiek. I ze przychodza ludzie aby tego posluchac, to dla mnie jest dziwne. Wiekszosc koncertów jest taka jaka jest glównie za przyczyna publicznosci. Musi nastepowac sprzezenie zwrotne, czyli my gramy dobrze – publicznosc sie przy nas dobrze bawi, my sie wtedy od niej nakrecamy – od nas nakreca sie publicznosc etc. Wtedy jest naprawde idealnie, zaciera sie granica miedzy grajacymi a odbiorcami. Wszyscy sa uczestnikami zabawy i lakna od siebie energii. To jest chyba najwazniejsze w muzyce jaka gramy, bo staramy sie grac zarówno typowe kawalki irlandzkie do tanca, tak jak dzisiaj bylo, a takze gramy sporo rzeczy do posluchania, gdzie mozna usiasc przy swieczce, zagrac i zaprosic publicznosc do wlasnie takiej wspólnej podrózy.
F: To już na zakończenie: jakie plany na najbliższą przyszłość ?
C: W tej chwili sie wszyscy rozjezdzaja, bo Karol wyplywa, Pawel wyplywa, Eja niedlugo tez wyjezdza na trzy miesiace. Ja mam nadzieje ze równiez wyjade na cale wakacje. Od jesieni znowu zaczniemy grac, mam nadzieje ze czesto i regularnie. Jestesmy otwarci na propozycje muzyczne, chcemy grac FOLK.
Wywiad ukazał się w magazynie „Gadki z Chatki” nr. 46

Dodaj komentarz