Celtycki rock, w którym pobrzmiewają echa starego dobrego rock`n`rolla. Riff zaczynający płytę kojarzyć się może z czasami Elvisa, Sedaki i Orbisona. Ta rockowa twarz zespołu jest dość łagodna, mimo że to zespół amerykański, to czuć tu przede wszystkim że obcowali trochę z muzyką The Pogues. Lubią czasem trochę przywalić, ale z kulturą. Również wokalista nigdy nie odważyłby się zaśpiewać, gdyby przed nim nie śpiewał w ten sposób Shane.
Nie tylko stary rock`n`roll przypomina nam że The Volunteers to Amerykanie. Mamy tu dylanowską harmonijkę i czasem gdzieś w tle elementy country łączące się z wszechobecną irlandzczyzną.
Fajnym urozmaiceniem jest tu fakt, że wszystkie piosenki, to autorskie utwory, nie ma więc odgrzewanych dań, a tylko nowe, różnej maści potrawy.
Piosenki są przeróżne i choć jest ich tylko osiem, to łatwo się do nich przywiązać. Osobiście polubiłem nieco macgowanowską „Chains of Steel” i bluesowy „The Last Chance Bar”.
Fajne i luźne granie, z naciskiem na odrobinę oryginalności.
Page 217 of 285
Płyta „Down to the Sea Ships” to dla mnie aktualnie najlepszy album w kategorii „maritime folk”. Mimo iż polska scena szantowa jest bardzo rozległa i bogata jeszcze nikomu u nas nie udało się nagrać takiej płyty. Dziesięć autorskich piosenek, napisanych i zaaranżowanych z olbrzymią fantazją. Duża w tym zasługa autora piosenek, wokalisty i gitarzysty – Vincenta P. Brophy`ego. Jest on Irlandczykiem urodzonym w Dublinie, który osiadł na stałe w Południowej Australii. Wcześniej Vincent grał z takimi grupami, jak Sanechie, czy Roanoka.
Cała płyta to piosenki które napisał o tak pięknym zakątku świata, jakim jest południowo-wschodnia częśc australijskiego kontynentu. W utworach tych ożywają parowce, wielkie statki pasażerskie, barki i stare, zapomniane promy. Mamy tu wspomnienie o wielorybnikach, kapitanach rzecznych statków i żaglowców.
Już pierwsza piosenka – „Down, down to the ocean blue” – przekonuje do płyty. Z resztą nie tylko same piosenki są tu atutami. Vincent jest również dobrym wokalista. Wystarczy posłuchać choćby wielorybniczej pieśni „Bay whalers of twofold bay”, by się o tym przekonać.
Niekiedy, jak w piosence „The James Craig” autor zbliża się stylistycznie do najbardziej tradycyjnych pieśni morskiego folku. Tak zaaranżowany utwór mógłby wykonywać Ewan McColl, czy Pete Seeger. W tym samym z resztą utworze Brophy wykorzystuje melodię znanego marynarskiego tańca, jako drugą cześć kompozycji. Podobnie tradycyjną konstrukcję ma „Hi, hi the little boat rides”, gdzie w tle pobrzmiewa inna znana melodia.
Jak wspomniałem, przynajmniej na jakiś czas, płyta ta zagości w moim odtwarzaczu. Mam nadzieję że wpadnie w łapki naszych szantymenów. Mam też nadzieję że oprócz ewentualnego przerobienia kilku piosenek Vincenta na polskie wersje ktoś pomyśli by napisać taki właśnie, niezwykle klimatyczny, autorski program.
Szwajcarska grupa The Vad Vuc należy do zespołów, które lubią oryginalnie nazywać swoją twórczość. „Skauntry Irish Folk” ma być połączeniem brzmień z klimatów The Pogues z europejską odmianą muzyki ska. Przekonajmy się zatem czy zabieg ten się udał.
Pierwsza piosenka, to „Murrayfield Pub”, opowieść o pubie, gdzie zespół często grywa koncerty. Jako że zespół pochodzi z włoskojęzycznej części Szwajcarii, to właśnie w języku włoskim napisano wszystkie teksty. Muzyka rzeczywiście łączy irlandzki folk i ska. Mamy tu koło siebie folkowe skrzypki i dudy zastępujace skankowe dęciaki. Melodia ma charakterystyczną skankową pulsację.
„Capitano Skaska-o-man” zaczyna się spokojniej, by przemienić się zaraz w skoczne ska w refrenie. Później znó wracamy do wolniejszych klimatów. Widać że The Vad Vuc inspirują się w dużej mierze hiszpańskim ska spod znaku Ska-P. Folkowe instrumentarium z ciągnie z kolei w stronę Irlandii. Pojawiają się tu też wreszcie trąbka i saksofon.
Miejsko-folkowa „Maria” to taka sobie ska-folkowa balladka w średnim tempie. Wesoły utwór „Ammo Viif” kojarzyć się może nieco z twórczościa włochów z Folkabbestia. Oni też czasem łączą taki folk ze ska.
Ballada „Gent Che Möör” zamyka tą krotką płytkę. Szkoda, oby więcej takiej muzyki. Mam nadzieję, że The Vad Vuc udostępnią w końcu światu duża studyjną płytę.
Wytwórnia Maggie`s Music działa na bardzo przyjacielskich zasadach. Muzycy często wspierają się wzajemnie w nagraniach. Tym razem utworzyli wspólny projekt, który obejmuje najbardziej klimatyczne nagrania z ich ostatnich płyt.
Zaczynamy od Karen Ashbrook z utworem Dougiego MacLeana zatytułowanym „The Ospray”. Potem mamy dudziarski „Éirigh Suas A Stoirín” z płyty Ala Petteway`a.
Na chwilę zatrzymajmy się przy „Skye Aire” – utworze granym przez Maggie Sansone. Jest to piękna kolekcja nastrojowych szkockich airs granych ma cymbałach z delikatnym akompaniamentem skrzypiec i gitary. Rewelacyjny utwór o spokojnym klimacie, doskonały jako ilustracja jakiegoś filmu, czy repertażu.
Wiązanka melodii zagranych na harfie przez Sue Richards dobrze wpasowuje się w narzucony przez Maggie klimat. Z podobnym utworem powraca Karen Ashbrook.
W „Feuntuen an Aod” pojawiają się wreszcie żywsze nuty. Robin Bullock nawiązuje tam nieco do muzyki dawnej, łącząc ją z melodią bretońską. Doskonale brzmi tu klarnet i sopranowy saksofon.
Kolejny utwór Ala Petteway`a, to „Sundog”, gdzie główne partie gra fortepian i gitara. Mało celtyckie instrumentarium ? Owszem, ale efekt bardzo fajny.
„Rebecca`s Hymn” pochodzi z płyty Bonnie Rideout i odwołuje się do powieści Waltera Scotta zatytułowanej „Ivanhoe”. W tym utworze zachwycają z kolei przejmujące dźwięki uilleann pipes.
Harfistka Sue Richards wraca w „Da Day Dawn” to melancholijnej tematyki poprzednich utworów granych na harfach i cymbałach. Nie na długo jednak, w ślad za nią podąża Maggie Sansone z utworem „Get Up Early”. Też jest tu nastrojowo, ale znacznie żywiej.
Kolekcja airs wykonywanych przez Bonnie Rideout pozwala nam poznać piękne brzmienie szkockiej muzyki granej na skrzypcach. Z kolei „Mná na hÉireann” to słynne „Woman of Ireland”, tu zagrane przez grupę Celtori. Tą piękną gaelicka pieśń napisał sam Sean O`Riada, człowiek u którego terminował m.in. Paddy Moloney, założyciel legendarnych The Chieftains.
Na zakończenie dostajemy chyba najbardziej naną melodię w tym zestawie – „Wild Mountain Thyme”. Wersja ta pochodzi z albumu, który zaresjestrował Al Petteway i jest nieco nieortodoksyjna. Zamiast aranżacji wokalnej mamy tu instrumentalną wersję, zagraną na gitarze i uilleann pipes.
To że poszczególne utwory wykonują różni artyści, tak naprawdę znaczy tylko tyle, że melodie te znalazły się na albumach podpisanych ich nazwiskami. W rzeczywistości składy tu się przeplatają i gościnnych występów jest bardzo dużo.
Bardzo sympatyczna płyta, zwłaszcza dla miłośników bardziej klimatycznego odcienia muzyki celtyckiej.
Wytwórnia Greentrax zebrała na tej płycie czołówkę zespołów i wykonawców szkockich, którzy nagrali kiedyś na swoich płytach szkockie pieśni jakobickie.
Nie zdziwy chyba nikogo fakt, że płytę otwiera i zamyka Pipe Band. Czymże byłaby tak tradycyjna szkocka płyta bez dudziarzy ?
Wśród nagrań, które się tu znalazły wartościowe są na pewno nagrania archiwalne, jak choćby „The Haughs o` Cromdale” wykonane przez Ewana McColla w 1962 roku. Również „Killiercrankie” i „The Sherramiur Faight” grupy The Corries to wartościowe rzeczy, nie tak łatwe do znalezienia.
Przeważają tu jednak współcześni wykonawcy, wśród nich znani i wypróbowani, tacy, jak Coelbeg, The McCalmans, czy Brian McNeill.
Zarówno wymienieni tu wykonawcy, jak i pozostali artyści prezentują różne spojrzenie na melodie któe powstały w XVIII wieku, lub są tamtymi wydarzeniami inspirowane.
„The Folk Box” to trzy płyty wypełnione po brzegi klasyką irlanskiego i brytyjskiego folku. Mamy tu wykonawców którzy zaistnieli w latach 60-tych i 70-tych, a do dziś stanowią inspirację dla kolejnych pokoleń muzyków folkowych.
Wśród reprezentantów muzyki irlandzkiej nie nie ma chyba bardziej znanego zespołu, niż The Dubliners. Wspierają ich tu swoimi nagraniami zespoły takie, jak Ian Campbell Folk Group, The Humblebums i Gerry Rafferty. Brytyjskią muzykę przedstawiają z kolei : The Spinners, Pentangle, Ralph McTell, Sallyangie (Mike & Sally Oldfield), John Renbourn, czy też duet Dave Swarbrick i Martin Carthy. Oczywiście jest tu też wielu innych.
Wśród przebojów folkowych znalazlo się miejsce dla takich piosenek, jak „Dirty Old Town”, „Rocky Road To Dublin”, „Finnegans Wake”, „Maggie May”, „The Wild Rover”, „The Hermit”, „Scarborough Fair”, czy „Streets Of London”. Wiele innych utworów być może uda się ocalić dzięki tej płycie.
Warto posłuchać, choćby po to żeby poznać oryginalne wykonania niektórych folkowych przebojów. No i zobaczyć jak to się kiedyś grało.
Druga część składanki „Echa Celtyckie” to kontynuacja tego co pojawiło się na części pierwszej. Kontynuacja i rozwój, bo poprzednia płyta sprawdziła się, więc można było pójść krok dalej. Szkoda tylko że zabrakło warszawskiej grupy Dudy Juliana, znanej z pierwszej składanki. W zamian jednak otrzymaliśmy instrumentalne utwory grane przez Mirosława Kozaka (znanego z Open Folk) wraz z zaprzyjaźnionymi muzykami. Na pierwszej składance grał on tylko jeden utwór – tu aż cztery: „Jigs: Chicago/Eavesdropper”, „Reels: Coole`s/My Old Car/The Ships Are Sailing”, „Morning Rain/Whiskey Before Breakfast” i „Haste To The Wedding”. W nagraniach wspierają go Janusz Tytman na mandolinie i Anna Trauman na bodhranie. Podstawą pozostaje jednak gitara Kozaka. Podejrzewam że wielu gitarzystów pozazdrości mu kunsztu słuchając tych nagrań.
Utwory brzmią dzięki temu dość zróżnicowanie, może nie tak, jak zagrałyby to Dudy Juliana, ale ciekawie i w porównaniu z utworem z pierwszych „Ech Celtyckich” widać że tu też nastąpiło rozbudowanie formy.
Trochę inaczej brzmi tu też zespół The Irish Connection. Przede wszystkim pojawia się nieco więcej brzmień instrumentów klawiszowych. Kosmiczne brzmienia w „High Germany” mogą niejednego zdziwić. Świetnie sprawuje się tam natomiast darabuka i gitarowa solóweczka nieco w klimatach soundtracków z westernów Sergio Leone. Tradycyjna piosenka „The Blacksmith” zaśpiewana w całości przez Justynę Kosmulską, to z kolei brzmienia, do jakich zaspół przyzwyczaił swoich słuchaczy na koncertach. Co prawda zespół wspiera tu Małgorzata Waśniewska na flecie, ale brzmi to bardzo dyskretnie.
Szkocki przebój folkowy „Mairi`s Wedding” w wersji The Irish Connection rozrusza pewnie niejedną imprezę. To klasyka pubowego grania i patrząc pod tym kątem można stwierdzić, że doskonale udało się grupie oddać klimat tej piosenki. Nieco inaczej jest w „Rattlin Roarin Willie”, które z kolei zaaranżowano folk-rockowo. Pojawiają się też w tle jakieś klawiszowe elementy, no i przede wszystkim śpiew Czarka Waśniewskiego przeplatają naprawę świetnie zaaranżowane skrzypki.
Ostatni utwór The Irish Connection to „Inisheer”, w którym grupa sięga po tzw. klimat. We wstępie dominują instrumenty klawiszowe. Potem pojawia się flet i gitara. Klimat pozostaje, ale robi się znacznie bardziej folkowy. Myślę że na przyszłość w muzyce grupy mogłoby się przydać więcej fletu grającego razem lub na przemian ze skrzypcami. Kto wie, może na „Echach Celtyckich 3” ?
Podobnie jak w przypadku pozostałych wykonawców, tak i piosenki śpiewane przez Ulę Kapałę również nieco różnią się od tych z poprzedniej płyty. Są przede wszystkim bardziej urozmaicone rytmicznie, poza tym gościnnie gra z nią wielu instrumentalistów. Dzięki temu w „Do You Love An Apple” i „Paddy`s Green Shamrock Shore” usłyszeć możemy akordeon, na którym gra Bernardetta Czekaj. W tym drugim utworze, jak również w „She Moved Through The Fair” Paweł Grodzki wspiera grupę brzmieniem australijskiego didgeridoo. Może brzmi to nieco egzotycznie, ale na pewno ciekawie.
Ze wspomnianych utworów Uli właściwie wszyskie zasługuja na uwagę. „Paddy`s Green Shamrock Shore”, to piosenka której należałaby się nieco większa popularność, mam nadzieję że ta wersja się do tego przyczyni. Z kolei „She Moved Through The Fair” znana jest choćby dzięki temu że wykonywała ją Sinead O`Connor.
Piosenkę „Tippin It Up To Nancy”, połączoną z utworem „Full Rigged Ship” wolę zdecydowanie w wersji koncertowej, gdzie Ulę wokalnie wspiera Andrzej Krupski, bodhranista zespołu. Nie znaczy to bynajmniej że ta wersja jest gorsza, po prostu czegoś mi w niej brakowało.
W piosence „Cold Blow And Rainy Night” pojawiają się kolejni goście – Maciej Cierliński (lira korbowa) i Michał Juszkiewicz (gitara akustyczna), obaj znani m.in. z zespołu Stara Lipa. Maciek gra jeszcze w „She Moved Through The Fair”, gdzie lira korbowa gra partie brzmiące niemal jak irlandzkie dudy. Dud też nie brakuje, w „As I Roved Out” Tomasz Hałuszkiewicz gra właśnie na uillean pipes. Ten utwór to też niesamowity wokalny feeling. Oszczędny akompaniament gitary, mandolinka i grające na zakończenie irlandzkie dudy to wszystko co potrzebne było w tym utworze. Doskonały, a jednocześnie bardzo oszczędny aranż. Dla mnie piosenki Uli to najjaśniejszy punkt tej składanki.
Płyta ukazała się w serii „Czas na relaks”, poprzednia zaś należała do cylu „Muzyczne podróże”. Troche to dziwne, że takie nagrania trafiają do takich serii, jednak dobrze że wogóle się ukazują.
„Echa Celtyckie” to nie tylko dwie dobre płyty. To również cykl koncertów, który funkcjonuje w warszawskich klubach. Na koncertach tych pojawiają się zespoły grające na płytach, niekiedy też zaproszeni goście. Gospodarzem większości z tych koncertów jest grupa The Irish Connection. Na koncertach można posłuchać jak te utwory brzmią na żywo. Niekiedy różnice są znaczne, innym zaś razem niewielkie. Na pewno uczestnictwo w takim koncercie to ciekawe doświadczenie, świetnie uzupełniające odbiór płyt.
Jest taki osobny gatunek płyt, o których niektórzy mogą powiedziec: „I ja tam byłem…”. Zazwyczaj dotyczy to płyt koncertowych, tak jest w moim przypadku z płytą dokumentującą „Dowspudę 2002”. Naprawdę wszystko to tam zagrano… to wręcz niesamowite, że te emocje można sobie teraz zabrać do domu.
Płytę z tego festiwalu otwiera świetny „Galician Set” w wykonaniu Piotra Fiedorowicza, Szymona Miśniaka, Michała Żaka i Roberta Siwaka. Trzech pierwszych gentelmanów tworzy też zespół Tredrez Trio, Szymon i Michał współtworzą z innymi muzykami grupę Bal Kuzest, zaś Robert to człowiek znany z zespołu Open Folk. Zarówno początkowy set, jak i utwory „Hanter-Dro” grupy Tredrez i „Koło Syrkasyjskie” Bal Kuzest, to wycieczka w kierunku magicznej muzyki kontynentalnych Celtów. Jazzowe klimaty pojawiające się w aranżacji Bal Kuzest świadczą dobitnie o tym jak chłonna jest współczesna muzyka celtycka, jak doskonale wchodzi w symbioze z innymi gatunkami.
Czeska grupa Dun An Doras dla wielu była objawieniem tego festiwalu. Utwór „Bushmills” przedstawia nam ten czeski zespół jako reprezentantów nurtu „new traditional music” – nowocześnie zagranej, akustycznej muzyki folkowej. Podobnie jest z utworem „Boht Agus Sona”, z tym że ten drugi to już granie z większym feelingiem, melodia ta powinna być doskonale znana fanom celtyckiego grania. Wśród porównań zazwyczaj słyszało się takie nazwy, jak Lunasa, czy Kila. Jesli dodam, że w Irlandii są to obecnie zespołu pierwszoligowe, to wszystko powinno być jasne. Czesi zdecydowanie porównywani mogą być tylko do najlepszych.
Open Folk to jedna z najbardziej znanych kapel na scenie folkowej naszego kraju. Na dowspudzkiej składance wykonują dwa utwory – „Czarownica” i „Cantiga De Santa Maria No 100”. W obu utworach możemy podziwiać ciekawe brzmienia instrumentów i niesamowity wokal Wandy Laddy. Mimo wielu lat obecności na scenie Open Folk ma wciąż wiele do powiedzenia.
Tomasz Szwed to nie tylko jeden z filarów polskiej sceny country, to również jeden z pierwszych polskich balladzistów, którzy sięgali po folkowe piosenki irlandzkie i brytyjskie. Z towarzyszeniem zaproszonych muzyków z różnych zespołów wykonał on kilka natkich piosenek w Dowspudzie, na płytę trafił utwór Pete St. Johna „Rare Ould Times” – piękna ballada o Dublinie.
„Finnegan`s Wake” to jedna z piosenek, których nie może zabraknąć na żadnej pożadnej pubowej zabawie. Wersja prezentowana przez suwalski Shamrock, to aranżacja dość zbliżona do klasycznych znanych i popularnych wykonań (pobrzmiewają echa Dubliners), wzbogacona o brzmienie perkusji. Zespół przypomina nam tu o muzyce, którą zwykło się nazywać celtyckim rockiem.
Warszawskie Dudy Juliana proponują zestaw tradycyjnych polek. Muzyka zagrana w sposób niemal ortodoksyjny, ale bez naleciałości charakterystycznych dla wiejskich celidh bandów. Warto więc właśnie takich aranżacji posłuchać.
Jean-Luc Thomas, to przesympatyczny gość z Bretanii, grający na drewnianym flecie irlandzkim. Niesamowite nutki udawało mi się z tego fletu wydobywać. Najpierw w „Ridees 6 temps” mamy popisowy bretoński kawałek, zaś na zakończenie płyty otrzymujemy tajemniczy, nieco może nawet mistyczny utwór „The Wounded Hussard” – prawdziwą perełkę fletowego grania.
Warszawska formacja Rimead najpierw zaprasza nas na „Marathon”, świetnie rozpędzający się utwór, w którym doskonale grają flet i skrzypce. Szkoda tylko że w tym koncertowym nagraniu utwór ten trochę traci na mocy. Wiązanka „Connaught Man`s Rambler`s / Jig of Slurs / Crossroad Fair Polka” to klimat znany miłośnikom grup Lunasa czy Kila, czyli trochę współcześniej zaaranżowana muzyka tradycyjna. W przypadku Rimead mamy do czynienia z akustycznym składem, co zbliża ten zespół do wspomianego już gatunku „new traditional”.
Ula Kapała, przez wielu uważana za pierwszy wokal celtyckiej muzyki w Polsce, prezentuje tu dość trudną sztukę szkockiej mouth music. Muzyka śpiewana do tańca w której głos ludzki imituje partie instrumentalne to naprawdę mistrzowski repertuar. „The Bann Alg Na Caoralch Ulle/Nighan Bhuldh Ruadh” to zestaw dwóch takich pieśni, pierwsze co rzuca sięw uszy to niesamowita dykcja potrzebna do takich piosenek, no i oczywiście głos, który trudno pomylić z jakimkolwiek innym.
Album ten mogłaby zawierać przynajmniej jeszcze jeden krążek, ale takowego nie zawiera. To chyba jego jedyna wada.
Trudno oceniać emocje towarzyszące tej festiwalowej wizytówce. Jeśli jednak zupełnie oderwie się ten album od realów Dowspudy, to wciąż pozostanie on zestawem świetnych utworów, z którymi warto się zapoznać.
Mp3.com to największy na świecie portal z portal darmową muzyką udostępnianą przez wykonawców lub wytwórnie. W jego ramach powstają stacje radiowych rozgłośni internetowych, magazyny muzyczne, a od jakiegoś czasu wydaje się również płyty. Zaletą takich płyt – zwłaszcza składanek – jest to, że oprócz dość znanych wykonawców (tu choćby grupa Emerald Rose o której płytach na łamach „Folkowej” już pisałem) znajdują się tam nagrania artystów młodych, bądź malo znanych na folkowej scenie, a wartych zauważenia. Dla nas dodatkową niespodzianką jest piosenka „Lord Thomas And Fair Ellend” w wykonaniu Uli Kapały.
Pierwszym artystą na płycie „Coventina`s Well” jest Steve Holloway, grający tu zestaw reeli pod wspólnym tytułem „Miss Mohaghan`s”. Ciekawostką jest że Steve jest bodhranistą, jednym z niewielu na świecie nagrywających solowe (czyli z zaproszonymi gośćmi) utwory.
Ed Miller to piosenkarz z Texasu, który oprócz muzyki amerykańskiej gra też szkockie ballady. Taką piosenką jest też „The Band o` Shearers”. Z kolei Bow Triplets to kapela ze Szwajcarii. „Blue Butterfly” to nowy utwór, który nie znalazł się jeszcze na żadnej ich płycie.
„Fire in the Head” wspomnianej już grupy Emerald Rose, to wersja koncertowa piosenki z płyty „Bending Tradition”, najlepszego jak dotąd krążka zespołu.
Duet Brobdingnagian Bards, to dla mnie swoisty fenomen. Zespół od kilku lat nagrywa swoje piosenki, na przemian z nowymi wersjami standardów i muzykąrenesansową. Nagle stali się dość popularni, wykorzystując sukces kinowej wersji „Władcy Pierścieni” i nagrywając kilka piosenek w klimacie `fantasy folk`. Prezentowana na omawianej składance piosenka „The Mermaid Song”, to utwór z płyty „A Faire To Remember”, jednego z dwóch najnowszych albumów grupy.
Exzile to pseudonim artysty grającego na mandolinie, elektrycznych skrzypcach, bodhranie i tin whistle. Pochodzi on z Edynburga i jakis czas występował na deskach teatrów, jesnak uznano go za zbyt ekscentrycznego artyste. Jego muzyka opiera się na celtyckim folku z elementami lekkiej muzyki pop. Prezentowany tu utwór „Sailing Home [to the Stars]” ma nieco filmowy nastrój.
Stara gaelicka pieśń o łodzi Fionna, zatytułowana „Baidin Fheidhlimidh” została tu umieszczona w wykonaniu Nancy Daily-Green. Artystka ta gra na przeróżnych instrumentach, między innymi na cymbałach. Pochodzi ze stanów zjednoczonych i występuje często na imprezach poświęconych muzyce folkowej i renesansowej.
Akordeonista Hugh Morrison własną kompozycję instrumentalną „The Hills o` Yarrows”. Utwór ten powstał na 60-tą rocznicę ślubu jego dziadków. Melodia ta wpisuje się w tradycję szkockiej szkoły gry na akordeonie i harmonii.
Piosence „Lord Thomas And Fair Ellender” w wykonaniu Uli Kapały towarzyszy jig „Blarney Pilgrim”. Wszyscy którzy znają piosenki wykonywane przez Ulę nie będą zaskoczeni. Faktem jednak jest że głos jej robi wrażenie, nawet w zestawieniu z wykonawcami zagranicznymi.
Marc Gunn, to jeden z członków grupy Brobdingnagian Bards. Sam również sporo nagrywa. Prezentowany na płycie (przez niego współprodukowanej) utwór „The Bridge” to miłosna piosenka, będąca przeprosinami kochanka. Autorem słów do tradycyjnej muzyki jest Pat Cooksey. Pat znany jest głównie jako autor piosenki „The Reason I Left Mullingar”, wykonywanej przez dziesiątki wykonawców.
Paula K. Lynch, to artystka poszukująca. Mimo że wykonuje sporo utworów celtyckich, to nie obce jej wycieczki w krainę rocka, popu, czy elektroniki. Na szczęście jej wykonanie „The Stolen Child” bliskie jest raczej klasycznym celtyckim balladom. Choć tytuł może się kojarzyć z wierszem W.B. Yeats`a (śpiewanym choćby przez Loreene McKennitt), to jest to nowa piosenka, inspirowana jedynie opowiedziana tam historią.
Płytę zamyka utwór Australijczyków z Melbourne Scots Fiddle (właściwie Melbourne Scottish Fiddle Club) zatytułowany „Teenagers Go Nuts”, będący miesznką instrumentalnych kompozycji współczesnych z melodiami w stulu `french canadian`. Nagranie pochodzi z płyty „Reel Cool”, którą Melbourne Scottish Fiddle Club nagrali z różnymi zaproszonymi gośćmi, m.in. Erikiem Bogle.
Płyta raczej nie pojawi się w sklepach, ale warto zamówić ją on-line, zwłaszcza że na pewno nie wyjdzie drożej niż płyty proponowane przez naszych dystrybutorów.
Składanka wydana przez wydawnictwo Chló Iar-Chonnachta, propagujące irlandzką kulturę gaelicką. Zgodnie z takimi wytycznymi płyta zawiera współczesne i tradycyjne kompozyche z regionów gdzie wciąż kultywuje się język irlandzki.
Wykonawcy, których posłuchać możemy na tej płycie, to Johnny Óg Connolly, Brian McGrath, Marcas Ó Murchu, Paddy Canny, Marcus & PJ Hernon, Gabriel Mc Ardle, Catherine McEvoy, Joe Ryan, Charlie Piggot & Gerry Harrington, Elis Ni Shuilleabhain, Sean Hernon, Ben Lennon, Peadar Ó Ceannabhain, Gearóidin Brethnach i na zakończenie The Bridge Ceili Band.
Celowo wymieniłem wszystkie te nazwiska, bo ciekaw jestem ile z nich jest znanych w Polsce. Zaryzykuje stwierdzenie że może dwoje. Tak właśnie. Prawdziwa irlandzka muzyka, ktorą można usłyszeć na tej płycie trzyma się z dala od blasku reflektorów. Nie są to co prawda nagrania totalnych naturszczyków, ale muzycy, których tu słyszymy trzymają się możliwie blisko swych tradycyjnych korzeni.
Zarówno melodie przeznaczone na ceili (tradycyjne spotkania z irlandzkim tańcem), nastrojowe melodie, jak i pieśni mają w sobie ten posmak autentyzmu. To największy atut tej składanki.
Jeden z piękniejszych utworów to piosenka „Flora” śpiewana przez Gabriela McArdle`a. Niby jest ona zaśpiewana po angielsku, ale mnie nie udało się całej zrozumieć. Mialem za to okazję posluchac tego śpiewnego irlandzkiego akcentu, którym na Zielonej Wyspie tak często „kaleczy” się język angielski.
Elis Ni Shuilleabhain w piosence „An Hide and Go Seek” prezentuje nam tradycję sean-nós. Z tego co udało mo się wysczytać są to nagrania dokumentalne.
Z kolei Peadar Ó Ceannabhain, również wykonujący sean-nós, przedstawia nam gaelickie pieśni w najbardziej surowej wokalnie wersji. Styl ten z resztą dominuje w nielicznych na płycie utworach wokalnych, co udowadnia nam też utwór śpiewany przez Gearóidin Brethnach.
Płyta przede wszystkim dla folkowych purystów i dla tych, którzy chcą dowiedzieć się więcej o tradycyjnej muzyce z żywego serca Irlandii.
