Celtycki rock, w którym pobrzmiewają echa starego dobrego rock`n`rolla. Riff zaczynający płytę kojarzyć się może z czasami Elvisa, Sedaki i Orbisona. Ta rockowa twarz zespołu jest dość łagodna, mimo że to zespół amerykański, to czuć tu przede wszystkim że obcowali trochę z muzyką The Pogues. Lubią czasem trochę przywalić, ale z kulturą. Również wokalista nigdy nie odważyłby się zaśpiewać, gdyby przed nim nie śpiewał w ten sposób Shane.
Nie tylko stary rock`n`roll przypomina nam że The Volunteers to Amerykanie. Mamy tu dylanowską harmonijkę i czasem gdzieś w tle elementy country łączące się z wszechobecną irlandzczyzną.
Fajnym urozmaiceniem jest tu fakt, że wszystkie piosenki, to autorskie utwory, nie ma więc odgrzewanych dań, a tylko nowe, różnej maści potrawy.
Piosenki są przeróżne i choć jest ich tylko osiem, to łatwo się do nich przywiązać. Osobiście polubiłem nieco macgowanowską „Chains of Steel” i bluesowy „The Last Chance Bar”.
Fajne i luźne granie, z naciskiem na odrobinę oryginalności.
Taclem

Dodaj komentarz