Page 125 of 285

Sirocco „Black is the Color”

Okładka z trzema ślicznotkami zwiastuje zwykle muzykę o niewielkich walorach artystycznych. Tym razem jednak mamy do czynienia z nieco odmienną sytuacją. Trzy dziewczyny z okładki płyty, to siostry Kerry, a ich zespół – Sirocco – to wschodząca gwiazdka celtyckiego popu. Lekkie, miękkie aranżacje pasują do tych ślicznotek. Z drugiej strony ktoś dołożył starań, by całość nie brzmiała śmiesznie. Mamy więc do czynienia z rzetelną produkcją.
Sporo tu celtyckich standardów, zaaranżowanych na popowo, ale z nieodłącznymi partiami etnicznych instrumentów.
Spotkałem się ze zdaniem, że to muzyka dla fanów Enyi, ale nie zgadzam się z takim postawieniem sprawy. To raczej płyta, którą fan folku może podarować młodszej siostrze, słuchającej popularnych przebojów. Podejrzewam, że po takich wersjach może ona spojrzeć na kolekcję brata przychylniejszym okiem.

Taclem

Sarah Dinan „From the Ashes”

Pierwsza solowa płyta wokalistki związanej z zespołem Poor Man`s Fortune. Na albumach swej rodzimej formacji najwyraźniej nie pozwolono jej aż tak bardzo zabłysnąć. Tu daje z siebie wszystko.
Głęboki, kobiecy głos Sarah dobrze wypada w szybszych piosenkach, ale jego siła ujawnia się dopiero w zaśpiewanej a cappella „May Morning Dew”. Okazuje się, że samym głosem artystka ta potrafi stworzyć niebanalny klimat.
Klimaty irlandzkie doskonale zostały tu zinterpretowane. Nie potraktowano ich dosłownie, stąd np. delikatne elementy funky, czy jazzu.

Rafał Chojnacki

Nadya Giga „101 Candles Orchestra”

Nodya Giga w rzeczywistości nazywa się Nadya Golski.
Bałkańskie rytmy, przetykane celtyckim wdziękiem, z polskimi i tureckimi wpływami. Polska piosenka „Byłam Różą” brzmi tu co prawda nieco dziwnie, przez wzgląd na akcent. Nadya stara się jak może, ale akcent zostaje. Ciekawe jest natomiast to, że sama piosenka pochodzi z repertuaru Kayah i Bregovica. Tak więc Bałkany w repertuarze tej grupy dominują.
Nie małym zaskoczeniem jest w tym zestawie wyspiarska ballada „Black Is the Colour”, bardzo ciekawie wykonana.
Największa ciekawostka tej płyty polega na tym, że Nadya i grający z nią w zespole Piotr, to potomkowie polskich emigrantów, mieszkający na co dzień w… Australii. Aż miło taką płytę nazwać prawie polską.

Rafał Chojnacki

Myllärit „Saaren Synty”

Doskonała płyta. Materiał pochodzi głównie z Karelii. Mamy tu do czynienia ze śpiewami z północno-zachodniej Rosji i z Finlandii. Całość podlana niebanalnym, folk-rockowym sosem.
Zaczyna się ostro, bo od śpiewu gardłowego. Później już przeważa stylistyka europejska, czyli folk zmieszany z rockiem. Tyle że sam folk jest na tyle ciekawy, że każda kolejna melodia przykuwa ucho i każe słuchać w skupieniu. Dzięki temu po pierwszym przesłuchaniu znamy płytę całkiem nieźle i możemy się przy niej dobrze bawić, za każdym razem wychwytując nowe niuanse.
Myllärit robią z karelską muzyka to, co Capercaillie ze szkockim folkiem – łamią stereotypy. Rock, funky, jazz, reggae – wszystko to znajduje swój ślad na płycie „Saaren Synty”.
Jeśli nie znacie jeszcze grupy Myllärit, to nie obawiajcie się, że słuchając tej płyty zaczynacie od końca. Nie ma to większego znaczenia, a płyta jest warta przesłuchania i dostępna w całej niemal Europie.

Taclem

Mostly Dylan „New Perspectives On The Songs Of Bob Dylan”

Covery piosenek Boba Dylana to temat, który wystarczyłby na zapełnienie kart niejednej książki i byłyby to opasłe tomiska. Po jego utwory sięgnęło już wielu. Robili to zarówno rockowcy, jak i muzycy folkowi czy nawet punkowi i metalowi.
Tym razem mamy do czynienia z grupą zawiązaną tylko po to by nadać nieco inny szlif piosenkom Dylana. To również już się zdarzało, że wspomnę tylko o kapeli Dylan Project, założonej przez członków i przyjaciół zespołu Fairport Convention.
Mostly Dylan, to zespół, który stworzyli Tom Corwin i Tim Hockenberry, grają w nim również zaproszeni na sesję muzycy (m.in. amerykańska gwiazda – Bonnie Raitt). Dylan w ich wykonaniu traci nieco swej chropowatości, zwłaszcza jeśli chodzi o wokal. Zyskuje natomiast łagodność i szlif, niemal jakby były to piosenki Van Morissona. Spora w tym zasługa Tima Hockenberry`ego, świetnego wokalisty, który ma za sobą sporo pracy nad tym materiałem.
O samych piosenkach nie da się za wiele napisać, bo przecież to klasyki Dylana. Warto jednak dodać, że zagrano je po prostu świetnie. Nie jest to kolejne odklepanie przebojów wielkiego barda, a twórcze podejście do pięknych piosenek.

Taclem

McGinty „Ballads & Bar Tunes”

Kanadyjczycy z McGinty obdarowali mnie kiedyś świetną płytą. Mówię tu o albumie „Sea Songs”. Ostatnio wróciłem do niego i po ponownym przesłuchaniu stwierdziłem, że trzeba odnowić znajomość z sympatycznymi Kanadyjczykami. Jakże wielka była moja radość, kiedy okazało się, że zachęceni moją recenzją chętnie przyślą kilka innych płyt.
„Ballads & Bar Tunes” to płyta z 1994 roku, jej tytuł mówi wiele o zawartości. Większość piosenek zawartych na tym albumie znamy przecież z płyt rodzimych wykonawców. Zwykle irytują mnie evergreeny, ile w końcu można słuchać kawałków, takich, jak „Danny Boy”? McGinty grają jednak tak fajnie, że nie przeszkadza mi w niczym fakt, że niektóre piosenki są oklepane. W końcu „Dirty Old Town” też słyszałem już w dziesiątkach wersji. A jednak muzyka Kanadyjczyków ma w sobie coś co pozwala dalej wsłuchiwać się w nią bez uczucia znużenia.
Wiele kompozycji jest tu zagranych łagodnie, ot choćby „Fiddler`s Green”, – to część balladowa. Nie jest tu jednak bynajmniej nudno. Sporo jest szybszych piosenek, jak choćby „Roseville Fair”, „Mary Mack” i „Brennan On The Moor”, dają one nam świadectwo możliwości muzycznych zespołu. Kawałki te wciągną do zabawy nawet najbardziej sceptycznie nastawionego słuchacza.
Podobnie, jak na „Sea Songs” jest tu też miejsce na coś szantowego. Kanadyjczycy ciekawie łączą ze sobą „Santiano” z „Sally Brown”. Folkowcy nie byliby sobą, gdzyby przy ich muzyce nie dało się potańczyć. Kanada jest krajem, w którym tradycyjna muzyka irlandzka czuje się wyjątkowo dobrze. Potomkowie emigrantów z Zielonej Wyspy radzą sobie z nią wyśmienicie. Możecie tu posłuchać próbki ich grania.
Gdyby grupa ta grała w Polsce, stanowiłaby pewnie solidną konkurencję dla zespołów takich, jak Cztery Refy, czy Mechanicy Shanty.

Taclem

Marina Raye „Nature`s Enchantment”

Ta płyta pełna jest afrykańskiej magii. Czaruje od pierwszego umieszczenia jej w odtwarzaczu.
Marina Raye pochodzi z Konga i gra na jednym z wielu afrykańskich fletów swoje własne melodie, inspirowane ludowymi brzmieniami. Całość przeplata się z głosami setek zwierząt, tworząc coś na kształt muzycznej opowieści o pełnej życia dżungli.
Kolejne utwory oddają coraz to inne oblicza Afryki. Raz jest spokojniej, innym razem zaś dzieje się bardzo dużo.
Płyta sprzedawana jest jako tzw. muzyka relaksacyjna, więc nie każdy zainteresowany Afryką na nią trafi. A szkoda, bo to pozycja godna uwagi.

Taclem

Maggie`s Fury „Across The Irish Sea”

Folk-rockowcy z Maggie`s Fury prezentują nam swoją pierwszą p-łytę pod nowym szyldem. Wcześnie jten sam zespół nagrał album „Wherever You Roam” pod nazwą The Furies.
„Across The Irish Sea” to mieszanka studyjnych i koncertowych nagrań, gdzie mieszają sięklasyki z mniej znanymi utworami i autorskim materiałem. Ciekawa jest na przykład kompozycja „Sweet Molly”, zaczynająca się zaśpiewem ze słynnej „Molly Malone”, przechodząca później w autorski kawałek.
Najlepszy na płycie jest tytułowy „Across The Irish Sea”, udowadnia on, że współczesne kompozycje, to lepszy pomysł niż odgrzewanie kotletów. Niestety odgrzewanych też jest tu sporo. Album obszedłby się spokojnie bez „I Know My Love”, „I`ll Tell Me Ma” czy „Raglan Road”. Zostawmy je na koncerty.
Mimo kilku dobrych kawałków płyta „Across The Irish Sea” to średniak. Jeśli znajdziecie ją u kogoś – posłuchajcie, jednak zakup raczej odradzam.

Rafał Chojnacki

Hambawenah „Live Demo 18.12.2005”

Oj zaskoczył mnie ten zespół. Owszem, spodziewałem się folk-rockowego grania, ale nie na aż tak dobrym poziomie. Nie mam pojęcia jak to się stało, że Hambawenah nie wypłynęła wcześniej na szerokie wody.
Aluzja o wodach jest o tyle na miejscu, że jest to grupa, która poprzez własne aranżacje piosenek flisackich stała się jedną z ciekawostek rynku szantowego. Moim zdaniem zasługują jednak na znacznie szerszą prezentację.
Prezentowane tu demo, to wybór nagrań z koncertu, zdarza się więc czasem, że nie wszystko brzmi na nich tak, jak muzycy by sobie tego życzyli. Jednak nawet biorąc to pod uwagę, mamy do czynienia z bardzo sympatycznym, świetnie zagranym i zaśpiewanym materiałem.
Już otwierający stawkę utwór „Byśki” stawia słuchacza na baczność. Wiele się tu dzieje – warto posłuchać. Później mamy mieszankę znanych i mniej znanych piosenek, z których większość ma w sobie coś takiego, co z miejsca kwalifikuje utwór jako hit – czy to ze względu na pomysł, czy też sam dobór materiału.
Hambawenah, to nie tylko dobrze zagrana muzyka, ale również świetne, czytelne wokale. To spory atut, bo na rodzimej folkowej scenie niewiele grup tak dobrze śpiewa.

Rafał Chojnacki

Emerald Rose „Songs for the Night Sky”

Amerykanie z Emerald Rose mocno podkreślają swój etos zespołu związanego ze sceną muzyki pogańskiej. Sami wykonują akustyczny celtycki folk-rock. Na tej płycie odeszli jednak trochę od takiego grania, na korzyść własnych kompozycji, jedynie inspirowanych celtyckimi brzmieniami.
Inspiracje mitologią i literaturą fantasy, to podstawa tekstów, które piszą. Na tej płycie znalazło się kilka kawałków znanych juz z innych aranżacji. Całość jednak jest podporządkowana bardziej pogańskim klimatom (poprzednia płyta skupiała się raczej na celtyckich korzeniach).
Co by nie mówić o całej przybudówce ideologicznej, to Emerald Rose grają po prostu niezłą muzykę. I choćby dlatego warto śledzić ich kolejne płyty.

Taclem

Page 125 of 285

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén