Ta płyta pełna jest afrykańskiej magii. Czaruje od pierwszego umieszczenia jej w odtwarzaczu.
Marina Raye pochodzi z Konga i gra na jednym z wielu afrykańskich fletów swoje własne melodie, inspirowane ludowymi brzmieniami. Całość przeplata się z głosami setek zwierząt, tworząc coś na kształt muzycznej opowieści o pełnej życia dżungli.
Kolejne utwory oddają coraz to inne oblicza Afryki. Raz jest spokojniej, innym razem zaś dzieje się bardzo dużo.
Płyta sprzedawana jest jako tzw. muzyka relaksacyjna, więc nie każdy zainteresowany Afryką na nią trafi. A szkoda, bo to pozycja godna uwagi.
Taclem

Dodaj komentarz