Niemiecka grupa The Mountain Boys łączy w swoim repertuarze brzmiania charakterystyczne dla bardzo róznych stylów. W skład tej mieszanki wchodzą przede wszystkim utwory z gatunku country i bluegrass, ale podbarwione często punkiem i starym rock’n’rollem.
Zespół można spotkać na licznych festiwalach i w klubach, zarówno w wersji elektrycznej jak i akustycznej.
Skład zespołu:
Pa – banjo, gitara, wokal
Marcellus W. – gitara, dobro, wokal
Smelly – gitara basowa, kontrabas, wokal
Reverend Jr. – perkusja, wokal
Page 92 of 285
MASALA SOUNDSYSTEM jest kolektywem przyjaciół zajmującym się przełamywaniem barier międzykulturowych, przede wszystkim pomiędzy szeroko pojętym Wschodem a Zachodem. Działalność ma na celu przybliżanie kultury, muzyki, sztuki i tradycji bliskiego i dalszego wschodu mieszkańcom Polski i Europy. Członkowie kolektywu poszukują na gruncie muzycznym i filozoficznym korzeni wspólnych dla wydawałoby się zupełnie odmiennych cywilizacji.
Zespół instrumentalno-wokalny DZIKIE POLA powstał w 1999 r. w Krakowie. Stworzyli go czterej muzycy z byłego ZSRR, absolwenci konserwatorium w Kijowie i Moskwie. Są oni doświadczonymi muzykami którzy uczestniczyli w wielu projektach zarówno muzycznych jak i teatralnych.
Repertuar zespołu oparty jest o folklor tradycyjny i składa się z utworów ukraińskich, rosyjskich, kozackich, cygańskich, węgierskich, żydowskich oraz polskich. Wszystkie te utwory wykonywane są w oryginalnych językach, posiadają ciekawe opracowania i aranżacje muzyczne.
Instrumenty wykorzystywane na koncertach to: akordeon, gitara, bas, instrumenty klawiszowe, skrzypce, bandura, buchało (bęben kozacki), tamburyn. Zespół prezentuje zarówno utwory czysto instrumentalne jak i wielogłosowe pieśni tradycyjne z towarzyszeniem instrumentów muzycznych.
Swoje oryginalne brzmienie zespół znalazł poprzez wykorzystanie niektórych współczesnych trendów muzycznych, posługiwanie się łączeniem stylów oraz wykorzystanie różnorodności folkloru narodów Galicji.
Zespół prowadzi aktywną działalność koncertową w Polsce i poza jej granicami, m. in. w Europie, Azji i Australii. Umiejętności muzyczne i aktorskie artystów były wielokrotnie prezentowane w Telewizji Polskiej oraz polskim kinematografie. Zespół występuje również na imprezach prywatnych, w tym plenerowych.
Członkowie zespołu są wykonawcami utworów, które zostały wykorzystane w filmie Jerzego Hoffmana „Ogniem i mieczem”. Zagrali również rosyjskich muzyków w filmie Kazimierza Kutza „Sława i chwała” oraz „Córy szczęścia” Marty Meszaros. Brali też udział w filmie A. Holland „Julia wraca do domu” oraz w sztuce reż. Waldemara Krzystaka „Ballada o Zakaczawiu”, przedstawionej w Teatrze TVP.
Zespół DZIKIE POLA ma w swoim dorobku płyty CD: „Biesiada Rosyjska” (2000) oraz „Dwa kolory” (2001). Członkowie zespołu często dołączają się do innych projektów muzycznych jako muzycy sesyjni.
Koncertowe nagrania niemieckiej grupy Tantallon pokazują nam sprawnie grający zespół folkowy, który przedkłada dobrą zabawę publiczności ponad kunsztowne instrumentalne popisy. I słychać wyraźnie, że to działa – publiczność jest zachwycona.
Nazwa Tantallon pochodzi od pięknego szkockiego zamku, którego ruiny stoją do dziś na stromym brzegu urwiska. Nic więc dziwnego, że grupa o takiej nazwie zajmuje się muzyką celtycką.
Większość płyty wypełniają dość prosto zagrane standardy, pojawiają się jednak również własne kompozycje członków zespołu („Monsters” i „Hexenbesen”), co dobrze wróży kapeli na przyszłość.
Ostatnie cztery utwory zarejestrowano w studio. Brzmią znacznie ciekawiej, co też pozwala wierzyć w rychły sukces niemieckiego zespołu. Mam nadzieję, że jeszcze o nich usłyszymy.
Nie sądziłem, że kiedykolwiek napiszę na Folkowej o grupie Smokie. Co prawda do ich repertuaru trafiały czasem folkowe piosenki (pamiętam nawet jakieś irlandzko zagrane kolędy), jednak nie było to nic znaczącego. Tymczasem album „Wild Horses” nagrany w 1998 roku nosi podtytuł „The Nashville Album” i zawiera próbkę możliwości Smokie w reperuarze country.
Trzeba przyznać, że piosenkom zespołu znacznie bliżej do nurtu country rocka, niż do klasycznego brzmienia country & western.
Podejrzewam, że większość z Was nie sądziłą nawet że powstała w połowie lat 70-tych glam-rockowa grupa jeszcze żyje. A tymczasem okazuje się że nie dość że żyją, to jeszcze coraz częściej zbaczają na folkowe ścieżki. Być może więc jeszcze do nich wrócimy.
Okazuje się, że nie dość że grają, to jeszcze czynią to całkiem nieźle. Dodatkową ciekawostką na płycie jest gościnny udział w nagraniach pani Maggie Reilly w utworze „Wrong Reasons”. Artystka ta, znana ze współpracy z Mike`m Oldfieldem (m.in. piękna „Moonlight Shadow”) i kilku płyt z pogranicza popu i folku dodaje smaczku wspomnianej piosence. Balladowy nastrój podrasowany dodatkowo gitarowymi slide`ami to jeden z ciekawszych momentów na płycie.Nie sądziłem, że kiedykolwiek napiszę na Folkowej o grupie Smokie. Co prawda do ich repertuaru trafiały czasem folkowe piosenki (pamiętam nawet jakieś irlandzko zagrane kolędy), jednak nie było to nic znaczącego. Tymczasem album „Wild Horses” nagrany w 1998 roku nosi podtytuł „The Nashville Album” i zawiera próbkę możliwości Smokie w reperuarze country.
Trzeba przyznać, że piosenkom zespołu znacznie bliżej do nurtu country rocka, niż do klasycznego brzmienia country & western.
Podejrzewam, że większość z Was nie sądziłą nawet że powstała w połowie lat 70-tych glam-rockowa grupa jeszcze żyje. A tymczasem okazuje się że nie dość że żyją, to jeszcze coraz częściej zbaczają na folkowe ścieżki. Być może więc jeszcze do nich wrócimy.
Okazuje się, że nie dość że grają, to jeszcze czynią to całkiem nieźle. Dodatkową ciekawostką na płycie jest gościnny udział w nagraniach pani Maggie Reilly w utworze „Wrong Reasons”. Artystka ta, znana ze współpracy z Mike`m Oldfieldem (m.in. piękna „Moonlight Shadow”) i kilku płyt z pogranicza popu i folku dodaje smaczku wspomnianej piosence. Balladowy nastrój podrasowany dodatkowo gitarowymi slide`ami to jeden z ciekawszych momentów na płycie.
Na zespół Cisza jak ta zwróciłem uwagę w konkursie jednej z edycji festiwalu Bazuna. Z zespołem grał wówczas na fletach i mandolinie Marek Przewłocki, znany mi z kilku zespołów grających muzykę celtycką. Cisza jak ta zaciekawiła mnie wtedy swoim brzmieniem, łączącym bardzo młodzieżowe brzmienie poezji śpiewanej, piosenki turystycznej i wyraźnych akcentów celtyckich.
Takie właśnie brzmienie prezentuje zespół na płycie zatytułowanej „Zielona magia”. Wszystkie piosenki, to autorskie kompozycje, ale skrzypce, flety, mandolina i miękkie brzmienie gitary nadają im folkowe brzmienia. Z drugiej strony bardzo młody głos Oli Kot zdecydowanie łączy grupę z nurtem studencko-turystycznym.
„Zapach chleba”, otwierająca płytę bardzo długa kompozycja autorska Mariusza Borowca – lidera zespołu – to swego rodzaju kwintesencja stylu grupy zarejestrowanego na „Zielonej Magii”. Bardziej poetyckie teksty zespół zawdzięcza wierszom Bolesława Leśmiana, Ernesta Bryla, Edwarda Stachury, Haliny Poświatowskiej i Franciszka Fenikowskiego. W takim zestawie nietrudno znaleźć coś dla siebie.
W autorskiej piosence Mariusza Borowca „Karuzela czasów” odnajdujemy muzyczne i tekstowe inspirację miejsko-folkowym Słodkim Całusem od Buby. Co ciekawe w utworze tym gościnnie pojawia się gitara Mariusza Kampera z tej właśnie kapeli.
Miłośnikom bardziej „mokrej” odmiany folku spodobać się może „Wodnikus”, piosenka o kołobrzeskim festiwalu, którego gospodarzem jest właśnie zespół Cisza Jak Ta. W nim z kolei pojawia się Przemysław Mordalski, znany ze scen szantowych. Również „Zielona magia” ma w sobie coś z klimatu portowej ballady.
Cisza jak ta, to zespół, który budzi spory apetyt słuchacza. Mają już nagraną drugą płytę, ponoć trochę inną. Ciekaw jestem czy nieco bardziej „dorosłą”. Wiele wskazuje na to, że wkrótce mogą dołączyć do czołówki poetycko-śpiewanego grania. Wówczas łatwiej będzie trafić gdzieś w Polsce na ich koncerty. Czego Wam i sobie życzę.
Zespoły folkowe mają często bardzo ciekawe pomysły na nazwy. Co prawda dotąd w takich kombinacjach słownych celowali głównie Niemcy (np. Paddy Goes To Holyhead, Tears For Bears, Ten Beers After), teraz jednak czas na zespół ze Szkocji. Oczywiście ich nazwę wymawia się niemal tak samo jak imię i nazwisko popularnej gwiazdki pop z Australii.
Na płycie nie znajdziemy co prawda popu, ale jest za to sporo nawiązań do szkockiego ceilidh – tradycyjnej zabawy przy celtyckiej muzyce. Trzeba jednak przyznać, że w odróżnieniu od klasyków ceilidh, takich jak choćby Kilfenora Ceili Band, nie mamy tu jarmarcznej perkusji wystukującej remizowe rytmy. Sekcja rytmiczna, jeśli już pojawia się w żywszych tańcach, przywodzi raczej na myśl lekki jazz. Wyjątkiem jest tu chyba tylko bardzo tradycyjnie brzmiący utwór „La Bastringue”. Jednak i w nim pojawiają się w drugiej części lekko jazzujące klimaty, a to za sprawą sprawnie grających instrumentów dętych.
Ceilidh Minogue tworzą doświadczeni muzycy i pewnie dzięki temu uda im się zdobyć serca fanów celtyckiego grania. Wiedzą jak zagrac do słuchu i do tańca.
Granie szkockiej grupy Burach można zakwalifikować jako pop-folk. Czasem zdarza się im nawet coś w stylu celtic-funky, nawiązującego do grania Capercaillie. To, co słyszymy na „Unstoppable” muzycznie nie różni się od poprzednich albumów, jednak mamy tu sporą zmianę pod względem wokalnym. Miejsce charyzmatycznej Ali Cherry zajął David Taylor. I niestety jest to zmiana na gorsze. Piosenki z „Unstoppable” sporo tracą w porównaniu ze śpiewanym repertuarem z poprzednich płyt. Nie znaczy to jednak, że same z siebie brzmią źle – co to, to nie.
Bardzo dobrze brzmią też utwory instrumentalne – tak granej muzyki celtyckiej można słuchać długo i namiętnie. W takich momentach słyszymy, że to wciąż ta sama grupa, która zjadła zęby na celtyckim pop-folku.
Wśród harfistek o celtyckich korzeniach Kristi Bartleson zaskakuje nie tylko pięknym, bardzo delikatnym głosem, ale również pewną odwagą muzyczna. Przede wszystkim wiąże się to z repertuarem płyty „The Willow Tree”.
Jak to często w takich przypadkach bywa album wypełnia mieszanka autorskich i tradycyjnych utworów. Nowość polega tu jednak na tym, że Kristi sięgnęła do tradycji amerykańskiej, nie angielskiej, irlandzkiej, czy szkockiej. Co prawda korzeni niektórych utworów (jak np. „Silver Dagger”) możemy doszukiwać się w Starym Świecie, jednak wersje, którymi inspirowała się harfistka należą do spuścizny amerykańskiej.
Muzycy zaproszeni przez Kristi Bartleson do nagrania tej płyty, to nie tylko folkowi specjaliści od etnicznych instrumentów (jak flety, tin whistle, bodhran czy quena), ale również jazzmeni. Stąd w niektórych utworach pojawiają się instrumentalne partie grane na saksofonie. Dodaje to sporo uroku, podobnie, jak wykorzystany w jednym utworze syntezator. Okazuje się, że jeśli używa się go z umiarem, to daje o niebo lepsze efekty. Dowodem może być zamieszczony na „The Willow Tree” utwór „Something New”.
Kristi jest również wspierana wokalnie, nie ma więc studyjnych nakładek, kilku brzmień tego samego głosu. Trzeba przyznać, że to jedna z najbardziej naturalnych płyt wydanych ostatnimi czasu przez znane mi harfistki. Dlatego też bez żadnych skrupułów gorąco ten album polecam.
Dzięki popularności thrillerów Dana Browna (na czele ze słynnym „Kodem Leonarda da Vinci”) coraz więcej ludzi interesuje się literaturą z pogranicza fikcji i tajemnic historii. Myślę, że to doskonały moment, by przypomnieć piękną płyte Hollienei.
Album „Vision of the Grail” został wydany w 1996 roku i zawiera głównie współcześnie pisane utwory oparte na brzmieniach celtyckich. Pojawiają się też dwie melodie tradycyjne, czyli „Scarborough Fair” i „Searching for Lambs”. Oczywiście znając Hollineneę wiemy, że na pierwszym planie obowiązkowo musi pojawiać się harfa.
Muzyczna ilustracja celtyckich mitów i ich związków z legendami o królu Arturze i Rycerzach Okrągłego Stołu, to płyta, której równie dobrze słucha się w domowym zaciszu, jak i podczas pracy. Ja uwielbiam włączać ją podczas czytania książek. Zwłaszcza takich, o jakich wspominałem powyżej.
„Vision of the Grail” to pierwsza płyta harfistki. Album ten powinien spotkać się z zainteresowaniem miłośników wczesnych dzieł Enyi, Clannadu i Loreeny MacKennit.
