Page 32 of 285

Christian Kiefer & Sharron Kraus „The Black Dove”

„The Black Dove”, to album dwójki folkowych wyjadaczy. Christian Kiefer eksperymentuje z brzmieniami od bardzo dawna, nagrywając co roku kilka albumów z różnymi wykonawcami. Sharron Kraus raczej nie trzeba nikomu przedstawiać.
Wyszedł im z tego album przedziwny: piękny, ciekawy, bardzo spokojny, ale też mroczny. Można go zakwalifikować do takich podgatunków, jak „dark folk” czy „alternative folk”. Spokojne, transowe brzmienia instrumentów perkusyjnych czy banjo, dają poczucie obcowania z muzyką nieco odhumanizowaną. Jednak kiedy wszystko to pokrywa ciekawy głos Sharron, od razu okazuje się, że świetnie wpasowuje się ona w klimat utworów, nadając im niepowtarzalny charakter.
Płyta ta świetnie się sprawdza w bardzo rożnych okolicznościach. Zawsze jednak wymaga od słuchacza poświęcenia tej muzyce sporej dawki uwagi.

Rafał Chojnacki

Leonard Luther „Kraina zagubionych marzeń”

Piosenki Leonarda Luthera rozbrzmiewają od dawna na rozmaitych studenckich czy turystycznych scenach. Doczekały się ciekawych opracować, choć sam autor tych utworów preferował wcześniej głównie granie z gitarą i harmonijką ustną. Gitary i harmonijki w tych nagraniach nie brakuje, ale jest też coś więcej – fajna sekcja, której granie zbliża te nagrania do amerykańskiego folku z elementami country. Dopiero w takiej oprawie jeden z przebojów Leonarda – inspirowana „Przeminęło z wiatrem” piosenka „Scarlett” – zyskuje odpowiednią oprawę.
Piosenki Leonarda Luthera to w większości jego muzyka do słów zaprzyjaźnionych autorów. Okazuje się jednak, że jak na zbiór piosenek z różnych lat, nagranych sporo po ich premierach (można powiedzieć, że tracklista tej płyty, to swoiste „the best of…”, stąd podtytuł „)., całość brzmi wyjątkowo spójnie.
Perełkami są tu akustyczne utwory, takie jak „Czas” czy „A więc żyj „. Co prawda niosą one w warstwie wykonawczej głębokie piętno Starego Dobrego Małżeństwa, jednak w tym przypadku porównanie to nie powinno nikogo dziwić.

Rafał Chojnacki

Yeskiezsirumem „Muzyko!”

Druga płyta długogrająca formacji Yeskiezsirumem rozpoczyna się od autorskiej kompozycji Pawła Soleckiego, opartej na kaukaskich rytmach. Dalej mamy już głównie to, do czego zespół przyzwyczaił nas na płycie „Z aniołami” – piękne, poetyckie utwory, zagrane w folkowy sposób. Przy czym zarówno istrumentarium (m.in. flety, duduk, cajon, darabuka, akordeon, marimba, skrzypce czy banjo), jak i umiejętności muzyków pozwalają nam cieszyć się rzeczywistymi odwołaniami do brzmien typowych dla wsi, pól, bezdroży i wiejskich, przydrożnych karczm. No, może z tymi karczmami to nie do końca by się zgadzało, ale to głownie dlatego, że w karczmach gra się teraz niewłaściwą muzykę.
Członkowie zespołu sami piszą piosenki, niekiedy wspierając się wierszami znanych poetów (jak choćby Poświatowskiej, Gałczyskiego czy Wojtyły), a nawet sięgając po kompozycje z repertuaru Marka Grechuty. Ta płyta jest wybitnie „grechutowa”, bowiem wśród szesnastu zawartych na krążku kompozycji znalazło się aż cztery spośród piosenek tego wykonawcy.
Słuchając nowych nagrań Yeskiezsirumem nietrudno dojść do wniosku, że kapela trochę się rozwinęła. Przede wszystkim brzmi dużo bardziej różnorodnie. Zahaczają rejony zarezerwowane dotąd dla Voo Voo, czasem przechadzają się po ścieżkach wydeptanych przez Stare Dobre Małżeństwo, innym zaś razem brzmią jak rasowa folk-rockowa kapela.
Mam wrażenie, że muzyka jest w całym tym projekcie równie ważna jak tekst, co nie zawsze da się powiedzieć o zespołach śpiewających poezję. Yeskiezsirumem nie dość, że robią to z wdziękiem, to jeszcze pokazują, że mogą to być po prostu świetne piosenki.

Rafał Chojnacki

Żywiołak „Nowa Ex-Tradycja”

Żywiołak to kapela nietypowa na polskiej scenie. Nic dziwnego, tworzą ją mrowiem muzycy, którzy szlifowali swoje muzyczne umiejętności w Kapeli ze Wsi Warszawa, grupach ich troLe (Robert Jaworski) i Open Folk (Robert Wasilewski).
Sami swoją muzykę nazywają bio metalem, ale w rzeczywistości jest to konglomerat różnych wpływów, mieszczących w sobie elementy folku, różnych odmian rocka, metalu czy muzyki dawnej.
Kiedy męskie i żeńskie wokale pojawiają się razem, tworzy to pełen dynamizmu plan muzyczny. Również instrumenty potęgują wrażenie niesamowitości. Nic dziwnego, że muzykę Żywiołaka określa się jako mroczną. Kwintesencją tego brzmienia jest „Oko Dybuka”, autorska kompozycja Wasilewskiego. To chyba najbardziej znany utwór tej formacji.
Pierwszy pełnowartościowy album Żywiołaka (poprzedzony EP-ką „Muzyka Psychodelicznej Świtezianki”) to album pokazujący wszystko co zespół ma najlepszego w swoim repertuarze. Transowe utwory, takie jak „Oj a na Jana Kupała”, „Latawce”, „Ballada o głupim Wiesławie” towarzyszą tu artystycznym, nieco teatralnym kompozycjom, w stylu „Wojownika”, „Czarodzielnicy”, „Oka Dybuka”, „Psychoteki”, a jednak wszystko brzmi spójnie i przejrzyście. Nie brakuje też bardziej bezpośrednich odwołań do muzyki dawnej („Epopeja wandalska”) i ludowej („Wiły”, „Oj Ty Petre Petre”, „Ballada o głupim Wiesławie” czy „Femina”).
Praktycznie cała twórczość Żywiołaka ociera się o tematy pogańsko-ludowe. Udało się jednak uniknąć śmiesznego napuszenia tekstów, które często psuje odbiór muzyki zespołów z kręgu tzw. pogańskiego metalu. Przy tej muzyce to o wiele ważniejsze, bo w odróżnieniu od płyt metalowych zapiewajłów na albumie Żywiołaka bardzo wyraźnie słychać teksty. Z resztą Iza Byra i Anna Piotrowska doskonale radzą sobie na tej płycie z wokalami. Są czytelne, a przy tym bardzo różne od siebie.
Jak zwykle w takim przypadku warto mieć nadzieję, że doczekamy wkrótce kolejnej płyty Żywiołaka. Mieli czas na zrobienie czegoś nowego, bo od momentu wydania
„Nowej Ex-Tradycji” do czasu opublikowania tej recenzji minęły dwa lata. Póki co mamy już na rynku płytkę innego projektu Roberta Jaworskiego (Roberto Delira & Kompany), to jednak nie to samo. Czekam na Żywiołaka.

Rafał Chojnacki

Danar „Danar”

Czy to nie dziwne, że polska grupa, grająca muzykę celtycką, wydaje płytę dla austriackiej wytwórni? Nie. Świadczy to po prostu o tym, że świat staje się powoli coraz mniejszy. Dziwne jest natomiast to, że polskie wytwórnie nie poznały się na tym zespole. Niestety dobrze obrazuje to sytuację na polskim poletku fonografii folkowej. Zespoły grające muzykę celtycką są dobre na festiwale – przyciągają publiczność, jednak tak naprawdę środowisko folkowe nie czuje z nimi zbytniej wspólnoty. Przynajmniej nie na tyle, by inwestować w wydanie płyty młodego zespołu. To dlatego większość grup grających po celtycku wydaje swoje krążki samodzielnie.
Austriacy mieli nosa. Danar, to zespół, który od momentu powstania konsekwentnie się rozwija i w momencie wydania debiutanckiego krążka jest już formacją ukształtowaną na tyle, by warto było zainwestować w jego karierę.
W muzyce tak w sumie młodego zespołu jak Danar nie da się nie zauważyć wpływu innych zespołów. Tyle tylko, że w folku to oczywiste i nie bardzo jest tu się nad czym rozwodzić. Rozkołysane i nieco oniryczne (zwłaszcza dzięki brzmieniom fletów!) utwory zespołu tworzą już na pierwszej płycie podwaliny własnego stylu, to na nim więc powinniśmy się skoncentrować obcując z tą płytą.
Przede wszystkim są tu wyśmienite piosenki, czyli to, co lubię najbardziej. „Newry Highwayman”, „Uncle Rat” czy „Black Is The Colour” brzmią rewelacyjnie. „Bellaghy Fair” początkowo zaskakuje surowością, ale ładnie się rozwija. Z kolei „The Maid That Sold Her Barley” mogłoby się stać ozdobą każdej płyty, nie tylko folkowej.
W instrumentalnych utworach rzuca się w ucho jedna ważna cecha: muzycy doskonale wiedzą co grają, mają warsztat i obeznanie w świecie muzyki folkowej, zwłaszcza celtyckiej. Sprawia to jednak, że o wiele łatwiej przychodzi im poszukiwanie na płaszczyźnie tych inspiracji dalszych, nieco mniej oczywistych przestrzeni dźwiękowych. To dlatego na przykład jigi i reele mają tu nowe tła, nowe są pomysły na ich ukazanie, ale wciąż są jigami i reelami.
Interesujące jest też sięganie po odmienne kulturowo inspiracje, choć przyznaję, że tytułowanie utworów „Turkish” czy „Bulgaria”, to wyjątkowo kiepski pomysł. Może się sprawdzać na próbach, ale tytuł ma też za zadanie pobudzenie wyobraźni, a tego przy tak dobranych nazwach brakuje. W rzeczywistości to jednak tylko nieistotny detal, warto więc, żeby nie zepsuł Wam wrażenia. Danar to bowiem obecnie jedna z najciekawszych grup w swojej około-celtyckiej lidze, zaś „Danar”, to album potwierdzający ich klasę. To nic, że są debiutantami na rynku fonograficznym. Możecie im zaufać.

Rafał Chojnacki

Shanties „The Shanties Fear Not”

Amerykańska grupa The Shanties odnalazłaby się prawdopodobnie bardzo dobrze w Polsce. Grają muzykę oparta o irlandzkie brzmienia, lecz bez większej dbałości o szczegóły. Komponują sami, piszą do tego morskie teksty, a czasem podeprą się czymś tradycyjnym. Doskonałym przykładem mogą tu być dwie znane piosenki: „Mairi`s Wedding” i „Sally Gardens”. Pierwsza ma niecodzienną, acz bardzo przyzwoitą aranżację, druga dorobiła się nawet nowej melodii.
W brzmieniu zespołu słychać ciągoty o akustycznego folk rocka z Wysp. Jeśli kojarzycie muzykę grupy Albion Band z czasów płyty „Albion Heart” czy też czas, kiedy mistrzowie brytyjskiego folk-rocka przemianowali się na Fairport Acoustic Convention, to będziecie wiedzieli o czym mówię.
Słucha się tego przyjemnie, ale odnoszę wrażenie że czasem swoboda wykonawcza za daleko odbiega od pewnych standardów. Przydałoby się jednak trochę bardziej popracować nad niektórymi elementami, bo to co zespół obecnie proponuje, to jednak bardzo zwulgaryzowana wersja muzyki celtyckiej.

Rafał Chojnacki

Natasha Bouchard „Toute Seule”

Muzykę wykonywaną przez Natashę Bouchard określa się zwykle mianem pop folku. Na tym mini albumie mamy ledwie sześć kompozycji, pozwala to jednak na zorientowanie się w proponowanych przez nią piosenkach. Świetny wokal, delikatne gitarowe granie i niesamowity feeling – to chyba właściwe słowa, by opisać zawartość płytki.
Można by tu wspomnieć o takich artystkach, jak Suzanne Vega czy Tracy Chapman, tylko po co? Natasha gra swoje piosenki na tyle ciekawie że nie trzeba porównywać jej z bardziej znanymi artystkami. Niestety we współczesnych mediach nie znajdzie się dla niej wiele miejsca. A szkoda, bo takie piosenki, jak „Writing On the Wall”, „Apricot Sky” czy przede wszystkim zaśpiewany po francusku „La Parole Du Coeur” przypominają nam, ze już dawno nie mieliśmy do czynienia z tak ciekawym zjawiskiem muzycznym z kanadyjskiego Quebecku. Pozostaje mięć nadzieję, że tamtejsza scena folkowa wypromuje ją w odpowiedni sposób, bo na pewno na to zasługuje.

Rafał Chojnacki

Kilmaine Saints „The Good, The Plaid, and the Ugly”

Kilmaine Saints to najprawdopodobniej najbardziej szkocki zespół w całej Pennsylvanii. Łoją ostrego celtyckiego rocka z dudami, banjo, whistlami i innymi etniczno-celtyckimi elementami, sięgając co prawda do innych niż szkockie kawałków, ale przerabiając je tak, że The Real Mackenzies by się nie powstydzili.
Kwintesencją albumu są wysokoenergetyczne kawałki, takie jak „The Saints Are Up!”, „Farewell, Self Esteem”, „Painting Paradise Square”, „Wearing of the Green”. Czasem zdarza im się zagrać lżej, w stylu zbliżonym do kanadyjskich kapel pokroju Great Big Sea. Tak jest np. w „My Island”. W „Ten Fathoms Deep” sięgają nagle po modłę wschodnioeuropejską, co może nieco zdziwić celtycko nastawionego słuchacza.
Innym razem proponują swoje utwory zagrane zupełnie oryginalnie, z wolną ale ciężką gitarą i wyrazistymi skrzypcami („Gold and Guns (Will Get the Job Done)”)
Tradycyjne utwory, takie jak „Whiskey In the Jar”, „Wearing of the Green” czy „The Leaving of Liverpool” również postanowili zagrać po swojemu, blisko tradycji, ale bez oglądania się na innych.
Swoistym podsumowaniem może tu być utwór „Póg Mo Thóin”, utrzymany w stylistyce irlandzko-pubowej, który można też odebrać jako hołd dla The Pogues, ale to też po prostu udany utwór autorski, stylizowany na brzmienie zespołu Shane`a MacGowana.

Rafał Chojnacki

Szczury Lądowe

Duet o nazwie Szczury Lądowe rozpoczął swą działalność artystyczną w lipcu 2010 roku. Pomysł na klimatyczną-akustyczną muzykę o tematyce żeglarskiej, graną na 2-instrumenty (gitara akustyczna i akordeon) zbiegł się z powstaniem w Płocku pierwszej Tawerny Żeglarskiej w klubie jachtowym Morka.
Zespół wyszedł na przeciw potrzebie tawerniano-klubowych spotkań przy muzyce żeglarskiej. Tam też Szczury Lądowe po raz pierwszy zaprezentowały swoje utwory co spotkało się z bardzo pozytywnym odbiorem braci żeglarskiej i innych uczestników koncertu.
Repertuar Szczurów Lądowych to tradycyjne pieśni żeglarskie śpiewane na głosy stanowiące klasykę tego gatunku a także własne utwory autorskie.
Takie połączenie muzyki morskiej z klasyczną szantą zagrane jedynie na dwóch instrumentach to niemałe wyzwanie, dające nowe ciekawe brzmienie doskonale znanych wszystkim starych szlagierów tego gatunku.
Nazwa zespołu w pełni opisuje zaangażowanie w samo żeglarstwo członków zespołu. Żaden z nich nie uprawia czynnie tego typu rekreacji choć jak mówią z sentymentem i zazdrością patrzą w stronę morza, jezior i białych żagli…
Jak to napisał kiedyś jeden z autorów piosenek żeglarskich „jedni muszą pływać inni muszą grać”.
Obecnie zespół pracuje nad przygotowaniem płyty demo i prezentacją swoich utworów w tawernach i pubach w całej Polsce.

Skład Zespołu:

Piotr Janik – gitara i śpiew
Jacek Chrobot – akordeon i śpiew

Strona internetowa: www.szczuryladowe.pl

(Przygotowano na podstawie materiałów zespołu)

Duet o nazwie Szczury Lądowe rozpoczął swą działalność artystyczną w lipcu 2010 roku. Pomysł na klimatyczną-akustyczną muzykę o tematyce żeglarskiej, graną na 2-instrumenty (gitara akustyczna i akordeon) zbiegł się z powstaniem w Płocku pierwszej Tawerny Żeglarskiej w klubie jachtowym Morka.
Zespół wyszedł na przeciw potrzebie tawerniano-klubowych spotkań przy muzyce żeglarskiej. Tam też Szczury Lądowe po raz pierwszy zaprezentowały swoje utwory co spotkało się z bardzo pozytywnym odbiorem braci żeglarskiej i innych uczestników koncertu.
Repertuar Szczurów Lądowych to tradycyjne pieśni żeglarskie śpiewane na głosy stanowiące klasykę tego gatunku a także własne utwory autorskie.
Takie połączenie muzyki morskiej z klasyczną szantą zagrane jedynie na dwóch instrumentach to niemałe wyzwanie, dające nowe ciekawe brzmienie doskonale znanych wszystkim starych szlagierów tego gatunku.
Nazwa zespołu w pełni opisuje zaangażowanie w samo żeglarstwo członków zespołu. Żaden z nich nie uprawia czynnie tego typu rekreacji choć jak mówią z sentymentem i zazdrością patrzą w stronę morza, jezior i białych żagli…
Jak to napisał kiedyś jeden z autorów piosenek żeglarskich „jedni muszą pływać inni muszą grać”.
Obecnie zespół pracuje nad przygotowaniem płyty demo i prezentacją swoich utworów w tawernach i pubach w całej Polsce.

Skład Zespołu:

Piotr Janik – gitara i śpiew
Jacek Chrobot – akordeon i śpiew

(Przygotowano na podstawie materiałów zespołu)

Page 32 of 285

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén