Kilmaine Saints to najprawdopodobniej najbardziej szkocki zespół w całej Pennsylvanii. Łoją ostrego celtyckiego rocka z dudami, banjo, whistlami i innymi etniczno-celtyckimi elementami, sięgając co prawda do innych niż szkockie kawałków, ale przerabiając je tak, że The Real Mackenzies by się nie powstydzili.
Kwintesencją albumu są wysokoenergetyczne kawałki, takie jak „The Saints Are Up!”, „Farewell, Self Esteem”, „Painting Paradise Square”, „Wearing of the Green”. Czasem zdarza im się zagrać lżej, w stylu zbliżonym do kanadyjskich kapel pokroju Great Big Sea. Tak jest np. w „My Island”. W „Ten Fathoms Deep” sięgają nagle po modłę wschodnioeuropejską, co może nieco zdziwić celtycko nastawionego słuchacza.
Innym razem proponują swoje utwory zagrane zupełnie oryginalnie, z wolną ale ciężką gitarą i wyrazistymi skrzypcami („Gold and Guns (Will Get the Job Done)”)
Tradycyjne utwory, takie jak „Whiskey In the Jar”, „Wearing of the Green” czy „The Leaving of Liverpool” również postanowili zagrać po swojemu, blisko tradycji, ale bez oglądania się na innych.
Swoistym podsumowaniem może tu być utwór „Póg Mo Thóin”, utrzymany w stylistyce irlandzko-pubowej, który można też odebrać jako hołd dla The Pogues, ale to też po prostu udany utwór autorski, stylizowany na brzmienie zespołu Shane`a MacGowana.

Rafał Chojnacki