Czy to nie dziwne, że polska grupa, grająca muzykę celtycką, wydaje płytę dla austriackiej wytwórni? Nie. Świadczy to po prostu o tym, że świat staje się powoli coraz mniejszy. Dziwne jest natomiast to, że polskie wytwórnie nie poznały się na tym zespole. Niestety dobrze obrazuje to sytuację na polskim poletku fonografii folkowej. Zespoły grające muzykę celtycką są dobre na festiwale – przyciągają publiczność, jednak tak naprawdę środowisko folkowe nie czuje z nimi zbytniej wspólnoty. Przynajmniej nie na tyle, by inwestować w wydanie płyty młodego zespołu. To dlatego większość grup grających po celtycku wydaje swoje krążki samodzielnie.
Austriacy mieli nosa. Danar, to zespół, który od momentu powstania konsekwentnie się rozwija i w momencie wydania debiutanckiego krążka jest już formacją ukształtowaną na tyle, by warto było zainwestować w jego karierę.
W muzyce tak w sumie młodego zespołu jak Danar nie da się nie zauważyć wpływu innych zespołów. Tyle tylko, że w folku to oczywiste i nie bardzo jest tu się nad czym rozwodzić. Rozkołysane i nieco oniryczne (zwłaszcza dzięki brzmieniom fletów!) utwory zespołu tworzą już na pierwszej płycie podwaliny własnego stylu, to na nim więc powinniśmy się skoncentrować obcując z tą płytą.
Przede wszystkim są tu wyśmienite piosenki, czyli to, co lubię najbardziej. „Newry Highwayman”, „Uncle Rat” czy „Black Is The Colour” brzmią rewelacyjnie. „Bellaghy Fair” początkowo zaskakuje surowością, ale ładnie się rozwija. Z kolei „The Maid That Sold Her Barley” mogłoby się stać ozdobą każdej płyty, nie tylko folkowej.
W instrumentalnych utworach rzuca się w ucho jedna ważna cecha: muzycy doskonale wiedzą co grają, mają warsztat i obeznanie w świecie muzyki folkowej, zwłaszcza celtyckiej. Sprawia to jednak, że o wiele łatwiej przychodzi im poszukiwanie na płaszczyźnie tych inspiracji dalszych, nieco mniej oczywistych przestrzeni dźwiękowych. To dlatego na przykład jigi i reele mają tu nowe tła, nowe są pomysły na ich ukazanie, ale wciąż są jigami i reelami.
Interesujące jest też sięganie po odmienne kulturowo inspiracje, choć przyznaję, że tytułowanie utworów „Turkish” czy „Bulgaria”, to wyjątkowo kiepski pomysł. Może się sprawdzać na próbach, ale tytuł ma też za zadanie pobudzenie wyobraźni, a tego przy tak dobranych nazwach brakuje. W rzeczywistości to jednak tylko nieistotny detal, warto więc, żeby nie zepsuł Wam wrażenia. Danar to bowiem obecnie jedna z najciekawszych grup w swojej około-celtyckiej lidze, zaś „Danar”, to album potwierdzający ich klasę. To nic, że są debiutantami na rynku fonograficznym. Możecie im zaufać.

Rafał Chojnacki