Miesiąc: Lipiec 2005 (Page 2 of 5)

Fiddlers` Bid „Naked & Bare”

Fiddlers` Bid, to obecnie chyba najpopularniejsza grupa folkowa z Szatlandów. Ich najnowszy album, zatytułowany „Naked & Bare” zawiera to, co najpiękniejsze w tamtym regionie.
Są piękne skrzypcowe pasaże – w zespole gra czworo skrzypków, co jest nawiązaniem do popularnych na Szetlandach smyczkowych orkiestr ludowych. Muzyka nawiązuje zarówno do tradycji celtyckiej, jak i do brzmień Skandynawskich. Celtów reprezentują tu melodie szkockie z Szetlandów, jest piękna irlandzka kompozycja Johna Sheahana („Christchurch Cathedral”), do muzyki celtyckiej nawiązują też autorskie kompozycje członków zespołu. Ze Skandynawią łączą się utwory szwedzkie („Waltz From Orsa”), farerskie („Faroe Tune”) i niektóre kompozycje szetlandzkie.
Taka mieszanka, będąca po prostu przeglądem wpływów obecnych w tamtejszej kulturze, brzmi bardzo atrakcyjnie. Możliwe jednak, że kapela z mniejszym ograniem nie poradziłaby sobie z tym materiałem aż tak dobrze. Fiddlers` Bid to już zespół renomowany, a „Naked & Bare” to ich czwarty album.
Całego albumu słucham z wyjątkową przyjemnością, ale w pamięć zapadł mi najbardziej autorski set, zatytułowany „Fezeka`s”, zawierający utwory pisane przez Andrew Gifforda – jednego ze skrzypków zespołu i Stevena Spence`a – znanego szetlandzkiego skrzypka i kompozytora. Warto zwrócić uwagę na tą grupę, podejrzewam, że jeszcze sporo dobrej muzyki są w stanie nam przekazać.

Taclem

Donegal X-Press „Quinn`s Diaries”

O Donegal X-Press mówi się często, że tak mogłaby brzmieć grupa The Clash, gdyby grała bardziej po irlandzku. Nie do końca się z tym zgadzam. Amerykanie świetnie odnajdują się w swoim celtic rocku, piszą dobre piosenki, wykorzystując czasem ludowe melodie, ale na tej płycie daleko im do klasy Clashów.
Nie znaczy to bynajmniej, że Quinn`s Diaries” to kiepska płyta, na niej z reszta kapela zdobywała dopiero szlify, ma ona bowiem sześć lat.
Najlepszy utwór na płycie to zdecydowanie ballada „Roan”. Niesamowicie mnie nią zaskoczyli, nie sądziłem, że potrafią coś takiego zrobić. Większość piosenek na płycie jest udana, choć w niektórych za mało folku, a za dużo rocka, czasem nawet w odcieniu pop.
Amerykanie sięgają czasem do tematów tradycyjnych. Bywa, że jest to bardzo dosłowne, jak w „Tell Me Ma”, gdzie najwięcej zmian dotyczy tekstu i aranżacji, melodia została właściwie bez zmian. Zwykle jednak robią tak, że w tło swojej własnej piosenki pakują irlandzką melodię. Brzmi to dość ciekawie, choć folkowi puryści pewnie mieliby im takie praktyki za złe. Cóż, Donegal X-Press nie są raczej kapelą dla purystów.

Taclem

Aine Minogue „The Twilight Realm”

Áine Minogue to amerykańska artystka bardzo popularna na Zachodzie, w Europie zachwycają się nią zwłaszcza Niemcy. Na większości składanek z klimatyczną muzyką celtycką znajdują się jakieś jej utwory. Przyznam szczerze, że ja też uległem jej czarowi.
„The Twilight Realm”, to płyta nieco bardziej stonowana, niż dotychczasowe albumy artystki. Na poprzednich też było sporo klimatu i mglistych, bardzo przestrzennych pasaży instrumentalnych. Tu jednak otrzymujemy dodatkowo piękną i prostą oprawę. Posłuchajcie choćby „Spirits of the World”, z tego samego utworu bretońskiego korzystała kiedyś Loreena McKennitt. Tu jednak brzmi świetnie, a jednak nie ma charakterystycznego dla Kanadyjki patosu.
Niektóre utwory, takie, jak „Mermaid” przypominają nam, że Áine nagrywała też płyty z muzyką relaksacyjną.
Album jest bardzo ładny i skromny. Widać, że Áine Minogue nie próbuje się ścigać np. z Enyą. Z jednej strony to pewnie kwestia budżetu, z drugiej zaś słychać wyraźnie, że Amerykanka próbuje zwrócić się bardziej w kierunku celtyckich korzeni.

Rafał Chojnacki

Yank Shippers „Na krańcach świata…”

Pierwsze, co rzuca się w oczy, to śliczna okładeczka, ze stylizowanym fragmentem starej mapy. Bardzo stylowa, zwiastująca coś ciekawego. Od razu wiadomo, że mamy do czynienia z zespołem ze sceny szantowej, ale znając Yank Shippers możemy być pewni, że na tej płycie też nieźle sobie pofolkowali.
Album rozpoczyna się znaną piosenką Ryszarda Mękarskiego „Witaj, Grenlandio”, którą dobrze kojarzę, choćby z wykonania zespołu Badziewie Blues Band. Shippersi w swojej wersji dorzucają jeszcze fragmencik z melodii „When Johnny Come Marching Home”.
Świetna melodia „Perły i korale” autorstwa Krystiana Sidora, to ciekawy przykład współczesnej muzyki, stylizowanej na irlandzki folk. Zakończenie to z kolei niesamowita niespodzianka dla każdego folko-fana. Koniecznie posłuchajcie, bo ten numer jest dobry!
Szkoda tylko, że tekst nie trzyma poziomu. Takie piosenki pisano kilka lat temu i miały one swoich zwolenników, ale teraz konkurencja jest nieco większa i słuchacze bardziej wymagający. Z resztą dotyczy to również „To my, korsarze”. Co ciekawe autor tych słów – Leszek Jankiewicz – jest też twórcą fajnego i chwytliwego utworu „Prowadź nas”.
„Gniazdo piratów” podoba się zapewne bywalcom jednej z warszawskich tawern. Poza tym to bardzo miła piosenka z gatunku „piraten folk”, bardzo fajnie zagrana.
Żeby nie było za poważnie, Shippersi proponują nam też piosenkę o Kołku – „Zew morza”. Przypominają w ten sposób o bardziej balangowym obliczu kapeli.
Kolejna bardzo dobra piosenka, to „Marzenia”, balladowa i bardzo kołysząca. Przyznam, że nie spodziewałem się takiego brzmienia po tym właśnie zespole. Tak więc brawa za pozytywne zaskoczenie.
Klimat głośnej, portowej tawerny, który tworzy tło dla utworu „Rum, żeglarzy brat” brzmi dość autentycznie, ciekaw jestem gdzie to nagrywano. Przy tym kawałku łatwo się dobrze bawić.
W „Zostawcie mnie” otrzymujemy nagle klimat rodem z pikników country. Jak widać gatunki takie, jak country i folk doskonale koegzystują. Z kolei w autorskiej piosence „Łódeczka” mamy wykorzystaną tradycyjną melodię. Bardzo ciekawie jest słuchać, jak przeplatają się takie motywy.
Kolejna stylizacja, to „Irlandii brzeg”. Gdyby zagrać ją trochę ostrzej, mielibyśmy dobry utwór do grania przez The Pogues. Jednak w akustycznej formule Shippersi przypominają tu raczej naszą rodzimą Atlantydę. Nie jest to złe skojarzenie, choć pewnie pierwsze byłoby dla wielu bardziej zachęcające.
Album kończy utwór tytułowy. „Na krańcach świata” to zaskoczenie. Sitar i folkowe brzmienia kojarzące się raczej z Morzem Czarnym i Bałkanami, niż z popularnym Pacyfikiem. Kolejne brawa!
Kiedy Bartek Konopka zapowiadał mi płytę autorską (poza drobnymi cytatami – nie tylko celtyckimi, a i słowiańskimi – jest tu tylko jedna melodia tradycyjna), ale muzycznie bardzo folkową, nie wiedziałem czego się spodziewać. Teraz już wiem, że mówił prawdę. Ta płyta, to kawał dobrej roboty, zwłaszcza pod względem aranżacji – tu zespół dokonał największego przełomu.

Taclem

Rzepczyno „Rzepczyno”

Początkowo płyta ta miała się nazywać „Na folkową lutę”. Z jakiegoś powodu nazwa nie przeszła, ale na szczęście płytę udało się wydać. Zmian w porównaniu z poprzednim materiałem mamy sporo. Przede wszystkim już nie Rzepczyno Folk Band, a po prostu Rzepczyno. Poza tym na wokalu witamy Karolinę Żuk, również nową twarz w momencie rejestracji tych nagrań.
Miałem to szczęście, że trzech spośród tych nagrań mogłem posłuchać ze sporym wyprzedzeniem. „Kto się zani”, „Co ja za waryjot” i „Trzewia przewierci” dostępne były na promocyjnym singlu, o którym pisałem już dość dawno temu. Dodam tylko, że to jedne z najfajniejszych piosenek folk-rockowych, jakie słyszałem. Pozostałe trzynaście utworów, to dla mnie świeżynki. Cóż więc tu fajnego zagrali? Poczytajcie, a dowiecie się.
Pierwszą z nowych jest ballada „Tylko jeden dom” – całkiem autorska piosenka. Trip hopowy, choć nieco mocniejszy rytm, to nowa wersja Rzepczyna. Czuć od razu, że zespół ten dojrzał przez ostatnie kilka lat.
„Trawy”, mimo, że to utwór autorski, jest świetną stylizacją. Świetnie stopniowane jest tu napięcie. Piosenka „Opalona” wykorzystuje ludową melodię, tekst jednak jest zupełnie współczesny. Utwór ten towarzyszy nam podczas przeglądania prezentacji, przez co jeszcze bardziej zapada w pamięć.
„Matka Katarzyna” to kawałek, który nawiązuje do pierwszej płyty Rzepczyna. Nowe wykonanie jest inne, bardziej konkretne, świetnie zgrane z resztą materiału.
Reggae`owe rytmy w „Czerwono zasiałam” szybko splatają się z folkową melodią i ludowymi słowami. Słyszałem ten utwór na żywo i przyznam, że to jeden z fajniejszych kawałków w wersji koncertowej.
„Tęsknica” to utwór z jednej strony oniryczny i spokojny, z drugiej zaś drapieżny i bardzo nu folkowy. Chyba dawno nikt tak nie potraktował ludowej piosenki.
Punk-folkowa piosenka „Za pieniądze” brzmi, jakby Sex Pistols nie pochodzili z Wielkiej Brytanii, ale z którejś z polskich wsi. Ciekaw jestem co na to Wojciech Długoraj, autor XVII-wiecznego oryginału.
Rzewna akordeonowa melodyjka ze wstępu do „Chodziła Maniusia” szybko niknie pod gamą sprzężeń. To kolejny utwór zaaranżowany na ostro, ale już o wiele spokojniejszy. Również „Rzepczyno”, to coś na uspokojenie, choć rytm jest dość skoczny, ale raczej ma nas ukołysać, niż zmusić do szaleńczych pląsów. Dopiero w połowie zespół przypomina sobie, że rock, to nie łaskotki i całość skręca na chwilę w kierunku psychodelicznego łojenia.
Kolejna ludowa piosenka, to „Zrobię w piecu”. Z lekkiej i przyjemnej ballady przechodzimy do ciężkiego, acz powolnego folk-rocka, kojarzącego się nieco ze skandynawską nutą. Utwór „Dziewczyno moja” ma również ludowe pochodzenie, Rzepczyniacy robią z niego jednak lekkie reggae/ska. Przyznam, że to ciekawy zabieg. Również „Posedł Jacek” i „Do ciebie Kasiuniu” są opracowaniami tradycyjnych tematów. Pierwszy to dość typowe podejście do tematy – śpiewany tradycyjnie tekst i folk-rockowa przygrywka. Druga z piosenek, to nie lada niespodzianka aranżacyjna. Robi się nagle dość mrocznie. „Do ciebie Kasiuniu”, podobnie, jak „Kto się zani”, to utwory inspirowane wersjami Kapeli ze Wsi Warszawa. Jednak w przypadku ostatniej na płycie piosenki muzycy z Rzepczyna postanowili poeksperymentować trochę i muszę przyznać, że wyszło im to doskonale.
Teraz kilka słów o stronie edytorskiej. Ładna, gustowna okładka i prezentacja multimedialna na krążku. Wszystko zrobione dokładnie tak, jak być powinno. To chyba najlepiej wydana płyta na polskiej scenie folkowej.

Taclem

Trebunie-Tutki & Kinior Future Sound

TREBUNIE-TUTKI
Krzysztof Trebunia-Tutka – skrzypce, złóbcoki (gęśle podhalańskie), fujara, piszczałki, trombita, koza, dzwonki pasterskie, taniec, gwizdanie, śpiew
Władysław Trebunia-Tutka – skrzypce, fujara, dwojnica, koza, śpiew
Anna Trebunia – Wyrostek – basy podhalańskie, dzwonki, taniec, śpiew
Jan Wyrostek – skrzypce, altówka, taniec, śpiew

KINIOR FUTURE SOUND
Włodzimierz Kiniorski „Kinior” – saksofon, gitara
Michał Pastuszka – keyboard, programowanie komputerowe
Wojciech Wójcik – gitara basowa
Jan Prościński – perkusja

TREBUNIE-TUTKI to muzykująca od pokoleń góralska rodzina, która nie tracąc nic ze swojego charakteru przeszła ewolucję od kapeli góralskiej po zespół koncertujący na największych festiwalach muzyki świata w Europie, a także w Azji i Ameryce Północnej.
Trebunie-Tutki jako jedyny dotychczas zespół z Polski wielokrotnie znalazł się w pierwszej dziesiątce Listy Muzyki Świata Europejskiej Unii Radiowej.

Umiłowanie tradycji i wierność góralszczyźnie nie ogranicza twórczości zespołu. Opierając się na tradycyjnych instrumentach, skali góralskiej, budowie muzycznej i charakterze wykonania tworzą nową muzykę góralską. Rozwijają i wzbogacają rdzenną muzykę o nowe melodie, współczesne teksty i awangardowe aranżacje. Chętnie eksperymentują i współpracują z wybitnymi artystami m.in. jamajską grupą „Twinkle Brothers”, kirgiską – „Ordo Sakhana”, a także z

rdzennymi muzykami: Krzysztofem Ścierańskim, Michałem Kulentym, Krzysztofem Herdzinem, Katarzyną Gaertner i Warszawskim Chórem Międzyuczelnianym. Ostatnio koncertowali na Świątowej Wystawie EXPO’2005 w Japonii.
We współpracy z Adrianem Sherwoodem z Londynu, chórem afrykańskim, Twinkle Brothers i Włodzimierzem Kiniorskim powstała płyta „W Sherwood”, którą w Polsce nominowano do Nagrody Polskiego Przemysłu Płytowego „Fryderyka”, a w Europie uznano ją trzecią płytą dziesięciolecia Listy Muzyki Świata Europejskiej Unii Radiowej wśród nagrań z Europy Wschodniej.
Trebunie-Tutki od wielu lat koncertują z grupami Włodzimierza Kiniorskiego. Lider Kinior Future Sound jest obecny i aktywny na polskiej scenie muzycznej od dwudziestu kilku lat. Grywał jazz, rock, reggae, m.in. z Free Cooperation, Young Power, Daab, Graal, Plastic Bag, Tie Break, Izrael. Niezmordowanie eksperymentuje, poszukuje nowych brzmień, a w projekcie Kinior Future Sound wspierają go Michał Pastuszka, Jan Prościński i Wojciech Wójcik.

Traband

Bakelitowy samochód marki Trabant i zespół Traband – czy mogą mieć ze sobą coś wspólnego?
Jedno i drugie robi dużo hałasu, smrodzi i nieźle człowiekiem trzęsie…
Samochód ostatnio widujemy raczej rzadko, natomiast zespół trzyma się w czołówce czeskiej sceny muzycznej już od dziesięciu lat. Utworzony przez doświadczonego muzyka, entuzjastę i kompozytora Jaroslava Svobodę w 1995 roku, natychmiast ruszył, aby bawić. Traband jest zespołem żywym, wrażliwym i energicznym. Wchłania różne style muzyczne, takie jak folk, rock, punk i jazz. Znajduje inspiracje w muzyce ludowej Moraw, Słowacji, Grecji, żydowskiej,

cygańskiej, Meksyku, Peru, Irlandii, Bretanii i in. Traband podkrada też bardziej znane i mniej znane utwory autorstwa zapomnianych i wybitnych twórców.
Czego chciałby Traband? Aby chociaż jedna piosenka została hitem.
Recenzje:
…w swym czwartym albumie „Hyje!” Traband prezentuje się niczym samotny jeździec, który przemierza nie prerię, ale krajobrazy miejskie. Cudownie różnorodna, choć jednocześnie zwarta mieszanka piosenek prawdziwie odzwierciedla kohezję współczesnego świata i daje dobre świadectwo, jak się w nim żyje.
Stehla, www.freemusic.cz, recenze alb column, 10 XII 2004r

…Nowy album CD zespołu Traband „Hyje” może ma tonację tragiczną, ale sam w sobie tragiczny nie jest. Zespół może grać sentymentalnie, ale bynajmniej nie jest sentymentalny. Mają przesłanie intelektualne, ale wcale nie chcą, aby to było oczywiste. Muzyka wydaje się wesoła, lecz jakoś nie pobrzmiewa pozytywnie…
Bohumil Kartouz, 14 XII 2004r

Skład zespołu:
Jaroslav Svoboda – śpiew, akordeon, gitara akustyczna i basowa, klarnet
Jana Modráčková – trąbka, flügelhorn, flet, śpiew
Václav Pohl – bębny, perkusja, śpiew
Jakub Schmid –flügelhorn basowy, gitara elektryczna, kornet, śpiew
Evžen Kredenc – banjo, śpiew
Robert Škarda – bombardon, śpiew

San Nin Trio

Maria Pomianowska:
„Moja podróż po Azji i Europie trwa już 20 lat. Spotykam ludzi, poznaję nowe instrumenty, inne kanony piękna, rytmy, barwy dźwięku. Ta inność wciąż mnie fascynuje a jednocześnie prowokuje do zadania sobie pytania o moją własną tożsamość.
Po tylu latach doświadczeń wiem, że w dzisiejszych czasach artysta musi wykształcić w sobie tę niezwykłą wrażliwość i subtelność umożliwiającą mu percepcję i zrozumienie przejawów muzyki opartych na innych zasadach niż te do których został przyzwyczajony. To trudne, ale możliwe. Podróżując do Indii, Korei, Japonii, Chin czy na Bliski Wschód odnosiłam wrażenie, że wspinam się na wysoką górę, z której coraz wyraźniej widać było te elementy mojej własnej tradycji muzycznej, których nigdy wcześniej nie udało mi się dostrzec.
Było to jak odkrywanie nowych lądów. Im więcej spotkań tym częściej pojawiało się pytanie: czym ja i moja kultura różnimy się od tych, które spotykam? Co nas łączy, co dzieli? Nie tylko w warstwie zewnętrznych kształtów i barw, ale też na poziomie emocji, potrzeb i oczekiwań względem muzyki.
Zespół SAN-NIN TRIO jest być może odpowiedzią na to pytanie.
Proponujemy państwu podróż w przestrzeni i czasie. Dźwięk egzotycznych instrumentów i skal wprowadza w nastrój oderwania od wszelkich schematów myślenia na temat muzyki, do których przywykliśmy. To oderwanie pozwala na podróż w czasie i spotkanie z zapomnianym, a na nowo zrekonstruowanym dźwiękiem instrumentów

staropolskich. Nasz koncert to SPOTKANIE – Wschodu i Zachodu – teraźniejszości i przeszłości. Kiedy człowiek dojrzewa powoli poznaje siebie. Swoje talenty, ale też ograniczenia. Coraz lepiej zdaje sobie sprawę, że aby się rozwijać potrzebuje innych.
W moim wypadku bez długoletnich doświadczeń na tajemniczym kontynencie Azji, nigdy nie podjęłabym się rekonstrukcji technik grania na zapomnianych instrumentach polskich. Podróże rzeczywiście kształcą, chociaż bez względu na różnice kulturowe w muzyce możemy zrozumieć się bez słów.”

Skład zespołu:
Maria Pomianowska – śpiew, suka biłgorajska, fidel płocka, gadułka,kemancze, sarangi, morin-hur, er-hu, bas
Marta Maślanka – cymbały, tambura, bebenek (rigg)
Robert Siwak – instrumenty perkusyjne; zarb, darabukka, rigg, daf, bendir
Bartłomiej Pałyga – śpiew alikwotowy,bas
Rafał Mamiński – saz , tambur, śpiew alikwotowy

Oni Wytars

ONI WYTARS to zespół o międzynarodowej renomie. Założony w 1983 roku, ma na celu dać nowy impuls i nowy wyraz muzyce dawnej. W swoich programach koncertowych grupa ma muzykę średniowiecza i renesansu, jak również klasyczną i tradycyjną muzykę arabską i turecką. Występuje na koncertach i festiwalach w Europie, Kanadzie, na Bliskim i Dalekim Wschodzie.
ONI WYTARS skupia się przede wszystkim na łączeniu wielu tradycji, które wpływały i wzbogacały europejską kulturę muzyczną przez wieki. Stara się budować pomosty pomiędzy dawnymi a współczesnymi muzycznymi tradycjami, pomiędzy Wschodem a Zachodem.
ONI WYTARS zdobyła uznanie za to, iż balansuje „gołymi stopami” (WDR Radio) na granicy pomiędzy wczesną a dzisiejszą muzyką tradycyjną, łączy elementy wywodzące się z bogatej kultury średniowiecznej Europy oraz spuścizny własnych krajów (artyści pochodzą z Austrii, Niemiec, Włoch, Anglii, Hiszpanii i USA).

Tego rezultatem jest indywidualny intrygujący styl estradowy.
W instrumentarium zespołu znajdują się instrumenty muzyczne europejskiego średniowiecza i renesansu, oraz współczesne instrumenty arabskie i ludowe ze Wschodniej Europy, m.in. fidel, rebek, pochette, nyckelharpa, vihuela d’arco, lira korbowa, lutnia oud, baglama, harfa, szałamaja, ney i kaval, dudy francuskie i bułgarskie, flety proste oraz perskie i arabskie instrumenty perkusyjne i bębny jak np. davul, zarb, bendir, darrabuka i riqq.
Członkowie ONI WYTARS cieszą się ogromną popularnością jako soliści, biorą udział w wielu nagraniach i koncertach u boku światowej sławy artystów i zespołów, takich jak „Clemencic Consort”, „Accentus”, „Ens.Unicorn” (Austria), „Katharco Early Music Consort”, „Sequentia” (Niemcy), „Els Trobadors” (Hiszpania), M. Riessler (Niemcy), Renaud-Garcia Fons (Francja), Glen Velez (USA).

Skład zespołu:
Belinda Sykes – śpiew
Peter Rabanser – śpiew, oud, szałamaja, dudy, tamburello
Marco Ambrosini – skrzypce klawiszowe, violino d’amore
Thomas Wimmer – Fidel, viola da gamba
Riccardo Delfino – harfa podwójna
Michael Posch – flety
Katharina Dustmann – zarb, darabuka, davul, bendir, tammorra
Ian Harrison – cynk

Olo Walicki Kaszëbe

Ideą przewodnią projektu jest nawiązanie do tradycji muzycznych regionu pomorskiego. Znany gdański jazzman, Olo Walicki, podjął się skomponowania muzyki sięgającej po motywy kaszubskie, łączącej tradycyjne elementy muzyki ludowej z nowoczesnym jazzem. Do współpracy zaprosił elitę młodej polskiej sceny jazzowej –Marysię Namysłowską i Damrokę Kwidzyńską (vocal), Cezarego Konrada (perkusja) i Piotra Pawlaka (gitara).
Olo Walicki – (1974) kontrabasista, kompozytor, aranżer, producent. Od 15 lat aktywnie działający na polskiej scenie muzycznej. Uczestniczył w większości festiwali jazzowych w Polsce i wielu poza jej granicami. Otrzymał nagrodę indywidualną na festiwalu Jazz Juniors 1992 w Krakowie. Od tego czasu miał okazję współpracować z większością polskich gwiazd jazzu. W latach 1996-2004 grał także w kwartecie Zbigniewa Namysłowskiego. Jego wszechstronność stylistyczna pozwalała, by współtworzył takie grupy jak: Łoskot, Szwagierkolaska czy Oczi Cziorne. Ma w swym dorobku udział w nagraniu około 40 różnorodnych stylistycznie płyt, brał udział również w nagraniach muzyki filmowej i teatralnej, m.in. dla Zbigniewa Preisnera i Leszka Możdżera. Nazwisko Ola Walickiego pojawia się na czołowych pozycjach ankiety „Jazz Top” czytelników czasopisma „Jazz Forum” w kategoriach: najlepszy kontrabasista, najlepszy gitarzysta basowy, a od 2001 roku również w kategoriach muzyk roku i najlepszy kompozytor.

Page 2 of 5

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén