Początkowo płyta ta miała się nazywać „Na folkową lutę”. Z jakiegoś powodu nazwa nie przeszła, ale na szczęście płytę udało się wydać. Zmian w porównaniu z poprzednim materiałem mamy sporo. Przede wszystkim już nie Rzepczyno Folk Band, a po prostu Rzepczyno. Poza tym na wokalu witamy Karolinę Żuk, również nową twarz w momencie rejestracji tych nagrań.
Miałem to szczęście, że trzech spośród tych nagrań mogłem posłuchać ze sporym wyprzedzeniem. „Kto się zani”, „Co ja za waryjot” i „Trzewia przewierci” dostępne były na promocyjnym singlu, o którym pisałem już dość dawno temu. Dodam tylko, że to jedne z najfajniejszych piosenek folk-rockowych, jakie słyszałem. Pozostałe trzynaście utworów, to dla mnie świeżynki. Cóż więc tu fajnego zagrali? Poczytajcie, a dowiecie się.
Pierwszą z nowych jest ballada „Tylko jeden dom” – całkiem autorska piosenka. Trip hopowy, choć nieco mocniejszy rytm, to nowa wersja Rzepczyna. Czuć od razu, że zespół ten dojrzał przez ostatnie kilka lat.
„Trawy”, mimo, że to utwór autorski, jest świetną stylizacją. Świetnie stopniowane jest tu napięcie. Piosenka „Opalona” wykorzystuje ludową melodię, tekst jednak jest zupełnie współczesny. Utwór ten towarzyszy nam podczas przeglądania prezentacji, przez co jeszcze bardziej zapada w pamięć.
„Matka Katarzyna” to kawałek, który nawiązuje do pierwszej płyty Rzepczyna. Nowe wykonanie jest inne, bardziej konkretne, świetnie zgrane z resztą materiału.
Reggae`owe rytmy w „Czerwono zasiałam” szybko splatają się z folkową melodią i ludowymi słowami. Słyszałem ten utwór na żywo i przyznam, że to jeden z fajniejszych kawałków w wersji koncertowej.
„Tęsknica” to utwór z jednej strony oniryczny i spokojny, z drugiej zaś drapieżny i bardzo nu folkowy. Chyba dawno nikt tak nie potraktował ludowej piosenki.
Punk-folkowa piosenka „Za pieniądze” brzmi, jakby Sex Pistols nie pochodzili z Wielkiej Brytanii, ale z którejś z polskich wsi. Ciekaw jestem co na to Wojciech Długoraj, autor XVII-wiecznego oryginału.
Rzewna akordeonowa melodyjka ze wstępu do „Chodziła Maniusia” szybko niknie pod gamą sprzężeń. To kolejny utwór zaaranżowany na ostro, ale już o wiele spokojniejszy. Również „Rzepczyno”, to coś na uspokojenie, choć rytm jest dość skoczny, ale raczej ma nas ukołysać, niż zmusić do szaleńczych pląsów. Dopiero w połowie zespół przypomina sobie, że rock, to nie łaskotki i całość skręca na chwilę w kierunku psychodelicznego łojenia.
Kolejna ludowa piosenka, to „Zrobię w piecu”. Z lekkiej i przyjemnej ballady przechodzimy do ciężkiego, acz powolnego folk-rocka, kojarzącego się nieco ze skandynawską nutą. Utwór „Dziewczyno moja” ma również ludowe pochodzenie, Rzepczyniacy robią z niego jednak lekkie reggae/ska. Przyznam, że to ciekawy zabieg. Również „Posedł Jacek” i „Do ciebie Kasiuniu” są opracowaniami tradycyjnych tematów. Pierwszy to dość typowe podejście do tematy – śpiewany tradycyjnie tekst i folk-rockowa przygrywka. Druga z piosenek, to nie lada niespodzianka aranżacyjna. Robi się nagle dość mrocznie. „Do ciebie Kasiuniu”, podobnie, jak „Kto się zani”, to utwory inspirowane wersjami Kapeli ze Wsi Warszawa. Jednak w przypadku ostatniej na płycie piosenki muzycy z Rzepczyna postanowili poeksperymentować trochę i muszę przyznać, że wyszło im to doskonale.
Teraz kilka słów o stronie edytorskiej. Ładna, gustowna okładka i prezentacja multimedialna na krążku. Wszystko zrobione dokładnie tak, jak być powinno. To chyba najlepiej wydana płyta na polskiej scenie folkowej.

Taclem