Pierwsze, co rzuca się w oczy, to śliczna okładeczka, ze stylizowanym fragmentem starej mapy. Bardzo stylowa, zwiastująca coś ciekawego. Od razu wiadomo, że mamy do czynienia z zespołem ze sceny szantowej, ale znając Yank Shippers możemy być pewni, że na tej płycie też nieźle sobie pofolkowali.
Album rozpoczyna się znaną piosenką Ryszarda Mękarskiego „Witaj, Grenlandio”, którą dobrze kojarzę, choćby z wykonania zespołu Badziewie Blues Band. Shippersi w swojej wersji dorzucają jeszcze fragmencik z melodii „When Johnny Come Marching Home”.
Świetna melodia „Perły i korale” autorstwa Krystiana Sidora, to ciekawy przykład współczesnej muzyki, stylizowanej na irlandzki folk. Zakończenie to z kolei niesamowita niespodzianka dla każdego folko-fana. Koniecznie posłuchajcie, bo ten numer jest dobry!
Szkoda tylko, że tekst nie trzyma poziomu. Takie piosenki pisano kilka lat temu i miały one swoich zwolenników, ale teraz konkurencja jest nieco większa i słuchacze bardziej wymagający. Z resztą dotyczy to również „To my, korsarze”. Co ciekawe autor tych słów – Leszek Jankiewicz – jest też twórcą fajnego i chwytliwego utworu „Prowadź nas”.
„Gniazdo piratów” podoba się zapewne bywalcom jednej z warszawskich tawern. Poza tym to bardzo miła piosenka z gatunku „piraten folk”, bardzo fajnie zagrana.
Żeby nie było za poważnie, Shippersi proponują nam też piosenkę o Kołku – „Zew morza”. Przypominają w ten sposób o bardziej balangowym obliczu kapeli.
Kolejna bardzo dobra piosenka, to „Marzenia”, balladowa i bardzo kołysząca. Przyznam, że nie spodziewałem się takiego brzmienia po tym właśnie zespole. Tak więc brawa za pozytywne zaskoczenie.
Klimat głośnej, portowej tawerny, który tworzy tło dla utworu „Rum, żeglarzy brat” brzmi dość autentycznie, ciekaw jestem gdzie to nagrywano. Przy tym kawałku łatwo się dobrze bawić.
W „Zostawcie mnie” otrzymujemy nagle klimat rodem z pikników country. Jak widać gatunki takie, jak country i folk doskonale koegzystują. Z kolei w autorskiej piosence „Łódeczka” mamy wykorzystaną tradycyjną melodię. Bardzo ciekawie jest słuchać, jak przeplatają się takie motywy.
Kolejna stylizacja, to „Irlandii brzeg”. Gdyby zagrać ją trochę ostrzej, mielibyśmy dobry utwór do grania przez The Pogues. Jednak w akustycznej formule Shippersi przypominają tu raczej naszą rodzimą Atlantydę. Nie jest to złe skojarzenie, choć pewnie pierwsze byłoby dla wielu bardziej zachęcające.
Album kończy utwór tytułowy. „Na krańcach świata” to zaskoczenie. Sitar i folkowe brzmienia kojarzące się raczej z Morzem Czarnym i Bałkanami, niż z popularnym Pacyfikiem. Kolejne brawa!
Kiedy Bartek Konopka zapowiadał mi płytę autorską (poza drobnymi cytatami – nie tylko celtyckimi, a i słowiańskimi – jest tu tylko jedna melodia tradycyjna), ale muzycznie bardzo folkową, nie wiedziałem czego się spodziewać. Teraz już wiem, że mówił prawdę. Ta płyta, to kawał dobrej roboty, zwłaszcza pod względem aranżacji – tu zespół dokonał największego przełomu.

Taclem