Kategoria: Recenzje (Page 185 of 214)

Various Artists „La Bretagne en Chanson”

Mimo że na płycie znajdują się znane bretońskie utwory to jakoś ten album nie porywa. Powód jest prosty, zespoły które się tu zebrały po prostu nie należą do pierwszej ligi. Nie chcę żadnemu z nich nic ujmować, w końcu grupy takie jak: Les Galvadeux, czy La Groupe Mamestra całkiem nieźle dają sobie radę. Wykonawcy solowi (Andre Blot, Jean Cambon i ini) również śpiewają całkiem przyzwoicie.

A jednak nie wiem czy przekonam się do tego albumu, po prostu znane piosenki, znanych wykonawców wykonuje tu druga liga. La Groupa Mystera podrabia wyraźnie Tri Yann, Blot z kolei Alana Stivella, a J-F Varec śpiewa utwór Gillesa Servata. Trudno tu więc mówić o oryginalności.

Plusem płyty może być chyba tylko jej dostępność w polskich sklepach, gdzie muzyki bretońskiej jak na lekarstwo.

Taclem

Brier „Paddys on the Net”

Brier to formacja wykonująca głównie irlandzkie piosenki i ballady. Ich nagrania można spotkać na licznych składankach, ale płyt autorskich nagrali niewiele – dokładniej dwie, z czego album „Ballads & Craic” to pozycja dwupłytowa.
Z jednej strony hołdują tradycyjnemu brzmieniu takich kapel, jak The Dubliners, czy The Clancy Brothers, z drugiej jednak jest w ich graniu też odrobina irlandzkiego kiczu. Nie chodzi o to, by zbytnio ich krytykować, ale klawisze w balladach mogliby sobie podarować (rzuca się w uszy w „The Mountains Of Mourne” i w „The Spinning Wheel”). Jest to w sumie ukłon w kierunku irlandzkich brzmień z lat 70-tych, ale według mnie zbędny.
Poza tym mankamentem płyta brzmi całkiem ciekawie, zwłaszcza że obok tradycyjnych utworów jest tu kilka coverów (m.in. Tommy`ego Sandsa, Liama O`Reilly, czy Jima McCarthy`ego)
Rewelacyjny jest tytułowy utwór „Paddys on the Net” – komiczna piosenka o Irlandczykach surfujących po Internecie.
Nieźle brzmią też mniej oklepane irlandzkie piosenki tradycyjne, jak „Kitty Donovan”, czy ballada „Come All Ye Fair And Tender Ladies”.
Wśród coverów pozytywnie wyróżniłbym „Don`t Call Me Early In The Morning” i „Ride On”.
Mimo że płyta nie należy do jakichś totalnych rewelacji, można posłuchać tego co ta irlandzka formacja ma do zaoferowania.

Taclem

Warblefly „The Sinful, Wise and Insane”

Grupa Warblefly to folk-rockowa formacja Anglii. „The Sinful, Wise and Insane” to ich druga płyta, poprzednia zdobyła sympatię zarówno miłośników folka, jak i żywiołowych rockowych utworów.
Sporo tu nowych, autorskich kompozycji, ale nie brakuje też tradycyjnego materiału. Właśnie od tradycyjnego „As I Roved Out” zaczyna się płyta. Tym razem rytmy ska oplatają zarówno tą piosenkę jak i towarzyszące jej utwory instrumentalne.
„Red Haired Boy” to też tradycyjny utwór, ma mocno zaakcentowaną linie melodyczną i nawet galopująca w tle perkusja nie jest w stanie zmącić nastroju sielskiej zabawy.
Pierwsza autorska kompozycja na płycie, to „The Rebel Soldier”. Utwór trochę kojarzy mi się z „Young Ned of The Hill”, ale jest ostrzejszy, bliżej mu do The Levellers niż do The Pogues.
Znacznie więcej z tej ostatniej kapeli znajdziecie w „Tapachula Scramble”. Utwór ten może się też podobać fanom Flogging Molly. Z resztą nazwa ta powraca na myśl również przy „Home and Dry”. Z kolei do formacji MacGowana pasowałoby „Dead José”. Ogólnie rzecz biorąc są to naprawdę fajne piosenki, dobrze wpisujące się w poetykę gatunku.
Z autorskich utworów wyróżnia się „The Life of Reilly”. Bardzo fajna piosenka, kojarząca się też nieco z twórcami punk-folka. Przy okazji – to najlepszy utwór na płycie (moim skromnym zdaniem).
Warblefly zdecydowali się też na nagranie piosenki o statku co zwał się „Diament”. Ciekawe jak taka nieco bałaganiarska wersja spodobałaby się naszym szantowcom.
Swoistym manifestem tak granego folk-rocka (czy może już punk-folka) niech będzie zamykający płytę „Twa Recruitin` Sergeants”. Tak właśnie powinno się przerabiać pubowe hiciory na rocka.

Rafał Chojnacki

Natasha Atlas „Ayeshteni

Nie wiem dlaczego egipską piosenkarkę lansowało się u nas jako gwiazdę world music. Może dlatego że wystąpiła w Polsce ? Owszem, ciekawey głos, dość zróżnicowany repertuar, ale wszystko to już było. Przyzanam że podczas słuchania płyty kilkakrotnie skojarzyło mi sięto z Ofrą Hazą, może dlatego że to najbardziej znana wokalistka w tym gatunku muzyki (choć ja po raz pierwszy usłyszałem ją z Sisters of Mercy).

Jak się jednak okazuje ciekawy głos o spore zmasowanie orientalnych elementów nie wystarczyło, pewnie by się nie sprzedało. Trzeba było to podrasować elektroniką. I wyszło to troche kiepsko. Zamiast porządnej produkcji world music momentami mamy ethno-disco. Cover piosenki Jaques’a Brela „Ne Me Wuitte Pas” to jedna z ciekawostek na płycie.

Taclem

Janusz Sikorski „Kołysanie…”

Ballady Janusza Sikorskiego znałem dotąd tylko z wykonań innych artystów. Nie wiedziałem nawet że autorskie nagrania wogóle istnieją. Bardzo dobrze że zdecydowano się je wydać. Dodatkowo edycja wzbogacona jest o ciekawe notki poświęcone artyście. To niesamowite ile przeżyć może jeden człowiek.
Janusz Sikorski znany jest przede wszystkim z tego że był członkiem legendarnych Starych Dzwonów (reszta ówczesnego składu, czyli Ryszard Muzaj, Marek Siurawski i Jerzy Porębski, wspomaga go w nagraniach). Czasem, podobnie jak Muzaj i Porębski, pisywał własne piosenki, głównie marynarskie ballady, przesiąknięte klimatem knajpianego bluesa i opwieściami o życiu na morzu i na lądzie. Nie ma w nich naiwnego młodzieńczego romantyzmu, często męski tematy traktowane są po męsku.
Po śmierci Janusza Sikorskiego (w 1995 roku) piosenki te wykonywał i wykonuje do dziś Waldemar Mieczkowski. Możemy ich słuchać na płycie „Nostalgia” nagranej z Broken Fingers Band. Repertuar ten (utwory takie jak „Porty”, „Ballada o Wszechżonie”, „Do Anioła Stróża”, czy właśnie „Nostalgia”) wciąż jest entuzjastycznie przyjmowany w środowisku żeglarskim.
Piosenki takie jak „Kołysanka dla Janka”, czy „Blues o Julce Piegowatej” znałem z kolei z wykonań Ryczących Dwudziestek. Posłuchajcie „Kołysanki…” z płyty „Live” Dwudziestek, i oryginalnej, a zobaczycie z jakim pietyzmem odtworzono klimat autorskiego wykonania.
Dla mnie najmocniejszą pozycją w tym zestawie pozostaje nietypowa modlitwa „Do Anioła Stróża”. Niesamowita piosenka, choć przy kilku innych utworach też poczuć można dreszcz.
Płyta zawiera dodatkowe dwie piosenki, ktorych nie stety nie mam, gdyż posiadam tylko kasetę. Kto wie, może moze jednak skuszę się na płytę dla tych dodatkowych piosenek.


Taclem

Vibrasoniq „Demo”

Sześcioutworowe demo grupy Vibrasoniq, to sześć odrębnych historii muzycznych, które łączą świat elektroniki i muzyki etnicznej. Przyznać trzeba ze taka forma muzyki świata (bardzo popularna na świecie) u nas nie ma zbyt wielu naśladowców. Z drugiej strony płyta Grzegorza Ciechowskiego z elektronicznymi wersjami ludowych polskich pieśni (mowa o albumie Grzegorz z Ciechowa „Oj Dana Da”) była bardzo polularna i nieźle się sprzedała.
Środowisko folkowe uznało Vibrasoniq za prowaokację, lub żart sceniczny. Cztery niewiasty występujące w składzie z instrumentami klawiszowymi na folkowym festiwalu nie mogły przecież być brane na poważnie.
A jednak muzyka w wersji studyjnej broni się dobrze. Czuć tu dbałość o produkcję, pomimo iż jest to nagranie demo.
Jak już wspolmniałem mamy tu pięć historii. Pierwsza z nich – „Io sono io” (Ja czyli ja) autorski utwór zespołu napisany w języku włoskim. Zgodnie z tłumaczeniem tekstu (na stronie grupy) mamy do czynienia z wyzwaniem prostytutki. Widocznie Vibrasoniq postawiły na kontrowersje nie tylko muzyczne. Elektroniczny podklad z dzwiękami skrzypiec przywodzi trochę na myśl francuską szkołę world music, działająco wokół Erica Monqueta.
Piosenka „Wakka” zaczyna się wątkiem ze znanej ludowej ballady „Matulu moja”, ktora wraca jeszcze w dalszej części. Później mamy już współczesny tekst i funkujący podkład. Flet graja raczej w klimatach jazzowych niż etnicznych. Motyw skrzypcowy wkradający się w połowie utworu moze kojarzyć się trochę z brzmieniem grup skandynawskich. Jednak nie jestem pewien, czy wpasowuje się on w nastrój utworu. Poza tym nuży nieco jednostajność podkładu.
Francuski utwór „Monster” to przerobka XVI-wiecznej noworocznej pieśni kościelnej. Piosenka ta pełna jest muzycznych improwizacji i mimo technicznego brzmienia daleko jej do tandetnej dyskoteki.
„O Stąpaniu W Miejscach Dość Wstydnych…”, to piosenka, ktorą można było jakiś czas temu usłyszeć na debiutanckim albumie grupy Ajagore (tam jako „Pomału Jasiu stąpaj” – wersja ta pochodzi z repertuaru grupy Szela). W wersji Vibrasoniq mamy do czynienia z transkrypcją w okolice muzyki pop, niekiedy o lekko latynoskim odcieniu.
Motyw „Asturias” przywodzi na myśl hiszpańską Asturię, krainę o wpływach zarówno celtyckich, jak i typowo iberyjskich. Zaśpiewana jest również w tamtymejszym języku. Trzeba przyznac że to obok „Io sono io” najlepszy utwór spośród znajdującej się tu szóstki.
Płytę demo zamyka „Gravelwalk” – utrzymany w klimacie celtyckim.
Nie dziwią mnie kontrowersje które narosły wokół grupy mam jednak nadzieję, że o Vibrasoniq jeszcze się usłyszy i że pełnowymiarowy materiał będzie jeszcze lepszy. Pretensje można mieć niekiedy do nieco nachalnej elektroniki. Znacznie ciekawiej pod tym kątem brzmią rozwiązania z „Asturias”


Taclem

Déirin Dé „Wound Up”

Z grupą Déirin Dé spotkałem się po raz pierwszy podczas ich (nieco przypadkowego) występu w gdyńskim pubie Donegal. Sympatyczni niemcy i zamieszkała w ich kraju Irlandka (Ann Grealy z Dublina) dali bardzo fajny koncert. Kiedy więc wpadła mi w ręce płyta bardzo byłem ciekaw jak też owa kapela wypada w wersji studyjnej.
Powiem szczerze, że ani doskonaly wokal Ann, ani brzmienie instrumentów na pewno nie tracą wiele w studio. To duży plus, bo nie zawsze dobre grupy koncertowe wychodzą ciekawie w studiach.
Mimo że instrumentaliści radzą sobie bardzo dobrze z tańcami, to najciekawsze są tu dla mnie piosenki, z niesamowitą „Caledonia” Dougiego MacLeana. Trzeba jednak muzykom przyznać, że irlandzkie reele, jigi, a nawet piękny slow air i walczyk brzmią jakby wyczrowywali je najsprawniejsi magowie irlandzkiej muzyki. Dlatego też muzyka ta musi oczarować.
Ciekawostką może być dla wielu folkowa wersja popowego szlagieru „Breakfast at Tiffaney’s”. Cover jest niesamowity, w sumie jesli ktoś by go nie znał, to mógłby wziąć za piosenkę czysto folkową.
Warto zaznaczyć że na koncercie w Gdyni związki Déirin Dé z Trojmiastem się nie kończą. Zespół występował (i będzie występował – zgodnie z planami na stronie) w towarzystwie znakomitego trójmiejskiego zespołu tanecznego Elphin. Przyznam że musi to być ciekawe widowisko. Może warto by pomyśleć o sprowadzeniu ich w komplecie na jakiś festiwal ?

Taclem

Flogging Molly „Swagger”

Flogging Molly to jeden z zespołów które pod koniec ubiegłego wieku zaczęły ostro mieszać w muzyce folkrockowej. Przypomne że XXI wiek zaczął się wraz z rokiem 2001.
Jak informuje strona zespołu istniały wcześniej jakieś nagrania. Jak podejrzewam z ich jakością musiało być nieciekawie, skoro nie są dziś dostępne.
„Swagger” to już porządne granie, zespół wie o co chodzi. Prezentuje nam 13 powalających punkfolkowych songów własnego autorstwa. Znacie cześć pojawiających się tam melodii ? A pewnie, kapela pełnymi garściami czerpie z tradycji i urozmaica w ten sposób swoje kompocycje.
Tekstowo mamy tu klimaty folkowe ocierające się o zaangażowany nurt punkrockowy. W punkcie przecięcia się zainteresowań tych dwóch grup odbiorców stoi Shane MacGowan z butelką whiskey.
Muzycznie mamy spore urozmaicenie, mimo iż punk-folkowa stylistyka wydaje się być dość wąska. Elementy alternatywnego country pojawiają sie w „The Worst Day Since Yesterday” (wlasnie, przecież to Amerykanie!), szybkie rytmy z pogranicza reela i pogo mamy w „Salty Dog”, „Black Friday Rule” i choćby „Every Dog Has Its Day”. Coś w rodzaju ballady, to „life In A Tenement Square”, ale i tam zapomnijcie o nudzie. Chcecie odrobiny zaskoczenia ? Proszę bardzo – „Grace of God Go I” – nie dość że a capella, to jeszcze ładnie zaśpiewane. No ale jak było ładnie i o Bogu, to zapraszamy zaraz na „Devil’s Dance Floor”, gdzie przyjdzie nam pląsać z samym Lucyprem.
Żeby nie było za irlandzko muzycy zapraszają nas do Meksyku. Paradoksalnie właśnie w „Sentimantal Johnny” najwięcej słychać The Pogues, z tym że z jednego z najbardziej nietypowych kawałków – „Fiesta”.
Płyta kończy się prawdziwą tym razem balladą. To jeden z mniej oryginalnych utworów na tej dość oryginalnej płycie.
A ja czekam na nową płyte, bo ta już lada chwila będzie wydana.

Taclem

James Scott Skinner „The Strathspey King”

James Scott Skinner to szkocki klasyk, wirtuoz skrzypiec, wzór dla wielu pokoleń muzyków folkowych. Nagrania, których można posłuchać na tej płycie pochodzą z lat 1905-1922, tak więc najpóźniejsze zostały zarejestrowane na pięć lat przed śmiercią skrzypka (umarł w wieku 84 lat).
Płyta jest nie tylko zbiorem wielu ciekawych melodii, ale też zapisem tego jak wyglądała wirtuozerska gra na skrzypcach przed niemal 100 laty. Łatwo można zauważyć, że ludowe tematy grane przez Skinnera brzmią podobnie jak muzyka klasyczna. Jest to kwestia aranżacji, takie stylizacje były wowczas modne.
Niekiedy zdarza się, że skrzypkowi poza fortepianem towarzyszą dudy. W końcu jest to muzyka szkocka. Przy okazji to jedne z najstarszych zapisów dźwiękowych gdzie słyszymy ten instrument.
Płyta ta może stać się inspiracją nie tylko dla skrzypków. Moga po nią sięgnąć wszyscy instrumentaliści, chcący nauczyć się kilku utworów szkockich. Jeśli już mają się inspirować, to najlepiej jak najbliżej źródła.
Muzyka szkocka zmieniła się, choć niekiedy wciąż grane sąte same tańce, te same instrumentalne tematy, to jednak dziś robi się to zupelnie inaczej. Z drugiej jednak strony po przesłuchaniu tej płyty można dojść do wniosku, że takie zespoły jak The Battlefield Band mogą być w prostej linii kontynuatorami dzieł dawnych mistrzów.
Mimo iż nagrania te ukazały się nakładem Topic Records w 1970 roku, to dopiero teraz są ponownie dostępne. Edycja Temple Records jest zremasterowana, co ułatwia odbiór tych nagrań.

Taclem

Milladoiro „As Fadas De Estrano”

Koncertowy album hiszpańskiej gwiazdy folku.
Po uroczystym powitaniu otrzymujemy żywiołową polkę. Klimat uspokaja nastrojowy wstęp do wielowątkowej kompozycji „O Noso Tempo”. Świetne, bardzo klimatyczne skrzypce wzbogacone o partie whistles, harfę i bęben. Całość kojarzy mi się z nastrojowymi utworami formacji Secret Garden. Weselsze klimaty wracają wraz z harmonijkowym motywem w drugiej części kompozycji. Potem znów spokojniej i znowu szybciej. Muzycy sprawnie żąglują nastrojami.
Następna propozycja to skoczny, aż spokojny walczyk. Zagrany sprawnie i z polotem. Dźwięki dud zaczynają utwór „Foliada de Berducido”. Klimatem utrzymany jest blisko poetyki Alana Stivella.
„Alala das Marinas” to utwór pełen przestrzeni. Dzięki użyciu instrumentów klawiszowych zbliża siętrochę do estetyki new age.
Kolejne utwory przynoszą sporą dawkę muzyki ekspresyjnej i radosnej (jak choćby „Foliada de Santirso-Xota para Aida”, „Brincadeiro”), jak i melancholijnej i tajemniczej („Invernia”).
Bywa też spokojnie, ale skocznie, jak w przypadku „As fadas de Estrano Nome”. Wrażenie robią nie tylko umiejętności muzyków, a także ciekawe aranżacje, wydobywające z utworów to, co w nich najlepsze. Prawie każdy utwór stanowi jakąś wiązankę, przez co cały czas w muzyce coś się dzieje.
Bardzo dobra płyta dla każdego kto chce posłuchać muzyki dobrze zagranej i niebanalnej.

Taclem

Page 185 of 214

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén