Page 283 of 285

Arrin „Compilation”

Arrin to duet z Francji poruszający się po obrzeżach muzyki celtyckiej, lecz inne folkowe wycieczki też im nie obce. Podstawowe instrumenty to flet i gitara, na których grają Andrea Ingham i Richard Heaney. Oboje są Anglikami, ale mieszkają na stałe we Francji. Niekiedy Andrea śpiewa – na tej płycie w utworach „Low Life” i „This Love is Over”. Również Richard pokusił się o zaśpiewanie – tu w „Our Men”. Jest on też kompozytorem całego materiału.

Muzyka, mimo że grają tu tylko dwa instrumenty, jest bardzo bogata w formie. Znajdujemy tu nawiązania do muzyki dawnej, a nawet jazzu. Czasem aż dziw bierze, że dwie osoby są w stanie zafundować nam tyle dźwięków.

Płyta „Compilation”, to – jak wskazuje nazwa – rodzaj składanki, ale nietypowej. Nie są to utwory wyciągnięte z wcześniejszych płyt studyjnych duetu. Część z nich nagrano we Francji podczas koncertów, kilka jest studyjnych, zaś sześć z nich pochodzi z sesji zarejestrowanej w Irlandii.

To prawda że w muzyce tej najbardziej czaruje niesamowity flet Andrei, ale bardzo dobrą robotę wykonuje w zespole Richard. Jego niesłychanie delikatna gra na gitarze tworzy przestrzenne pasarze, które stanowią idealne tło dla partii fletu. Jego gitara brzmi niekiedy jak lutnia barda z dawnych wieków.
Świetne akustyczne granie na bardzo wysokim poziomie. Polecam, zwłaszcza jeśli ktoś ceni sobie poszukiwania, a nie ograne melodie.
c

Archinta „Intus”

Janusz Reichel znany jest przede wszystkim jako punkowy bard. Pisze punkowy bo działa od lat na scenie niezależnej. Wcześniej był liderem znanej w tych kręgach kapeli Zima. Obecnie jako jeden z nielicznych (drugi jest Patyczak – Brudne dzieci Sida – nie wiem czy są inni, chyba raczej nie) na tej scenie potrafi z akustyczną gitarką przedstawić swoje autorskie piosenki publiczności wychowanej na przesterowanych gitarach.

Jednak to nie Janusz jest główną postacią Archinty. Jak sam mówi jest tam tylko gitarzystą. Za cały projekt odpowiedzialna jest żona artysty – Grażyna Jasman. To ona napisała teksty i muzykę, zagrała też na instrumentach klawiszowych, gitarze, flecie i harmonii, oraz zaśpiewała.

Piosenki Archinty, a właściwie pełna ciepła i emocji muzyka, to folk nieistniejącej krainy. Kraina ta mieści się w wyobraźni muzyków. Stylistycznie możnaby postawić ten projekt obok Dead Can Dance, jednak brzmieniowo obie grupy są od siebie bardzo odległe.

Folk Archinty jest jednocześnie troche rootsowy i jakby relaksacyjny. Ładne melodie snują się wokół, niczym w muzyce ilustracyjnej, choć trudno je na dłużej zapamiętać. No właśnie podstawowym problemem jest to że ta muzyka potrafi jednym uchem wlecieć a drugim wylecieć. Dopiero po kilku kolejnych przesłuchaniach pozostają w głowie fragmenty melodii pozwalające identyfikować poszczególne utwory.

Mimo wszystko warto jednak posłuchać jak gra się folk w krainie z wyobraźni.

Rafał Chojnacki

Dan Ar Braz et l’Heritage des Celtes „Finisterres”

Projekt „Heritage des Celtes” Dana ar Braza był swego rodzaju folkową sensacja. Ar Braz to gitarzysta znany ze współpracy z bretońskimi tytanami musyki folkowej, takimi jak Alan Stivell, czy Gilles Servat. Równiez na Wyspach Brytyjskich dał o sobie znać, grając miedzy innymi na płycie June Tabor, oraz występując przez krótki czas z Farport Convention.
Na „Finisterres” dołączyli do niego znakomici muzycy, znani głównie w świecie muzyki folkowej, choć nie tylko. Pojawili się tam m.in.: Gilles Servat, Donal Lunny, Carlos Nunez, Karen Matheson, Nollaig Casey, Liam O’Flynn, Donald Shaw, Eoghan O’Neill, Sharon Shannon, Máire Ní Chathasaigh, Robbie Casserly i Mairtin O’Connor. Nazwano tą muzykę „gitarową muzyką bretońską”, jako że partie Ar Braza są w niej znaczącym elementem. Słychać jednak że korzenie muzyki bretońskiej tkwią znacznie głębiej w muzyce średniwiecznej. Jest różna od muzyki celtyckiej jaką gra się na Wyspach, choć mozna się doszukać wspólnych pierwiastków z muzyką walijską.
Pojawiła się opinia, że gdyby Ar Braz był Irlandczykiem, zrobiłby oszałamiającą karierę w muzyce folkowej, a tak niestety pozostaje nieco na marginesie światowych rankingów. Może dlatego płyta byłą taką sensacją.
Najbardziej polecam piękne „Se Mo Gradh Na Gamhna Geala” zaśpiewane przez Karen Matheson z Capercaillie.

Adam Grot

Joyce Gang „No True Road”

Zespól The Joyce Gang jest niewatpliwie kapela folkrockowa. Jednak nie osmielilbym sie nazwac go zespolem czerpiacym z folkloru celtyckiego. Niewatpliwie sa tu pewne nawiazania, chocby to tego co robil zespól The Waterboys, jednak raczej w tym mniej „irlandzkim” okresie.
Najblizej do zespolu Mike’a Scott’a jest w warstwie kompozytorskiej.
Wlasciwie plyta moze sprawiac wizualnie wrazenie stricte folkowej. Na okladce stylowa fotka jakiegos goscia w kaszkiecie, wsród tytulów pojawiaja sie tez kompozycje instrumentalne, czyli niby wszystko jest na miejscu. Jednak w wsród instrumentów prózno szukac skrzypiec, czy akordeonów, a whistles i uillean pipes pojawiaja sie epizodycznie. Dominuja za to saksofon i klarnet.
Plyte wypelniaja naprawde dobre piosenki napisane w dosc folkowy sposób, do najciekawszych naleza „Campus Crusader”, „Holy Woeful Mound”, czy chocby „Sailing”, który brzmi najbardziej irlandzko.
Jest tu tez ciekawy folkowy zarcik. Jest taka bardzo znana folkowa piosenka (rozpowszechniona przez Pentangle, potem przez wielu innych) „Black is a Colour of My True Love’s Hair”. Zespól The Joyce Gang proponuje nam instrumentalny motyw „What is The True Colour of My True Love’s Hair”. Sami przyznacie ze dosc przewrotne.
Na plycie pobrzmiewaja tez dalekie echa U2, choc nie jest ich az tyle, co w recenzowanym niedawno zespole Fathom. Tu odnalezcje mozemy w „600,000” i „Holy Woeful Mound”. Z kolei w „Somebody Else” doszukac by sie mozna odrobiny Marka Knopflera.
Ciekawa plyta i co wazne niebanalnie zagrana muzyka.

Taclem

Areesh „Song Shall Arise”

Przyznam szczerze że Areesh nieco mnie zaskoczył. Projekt to nietypowy. Wyobraźcie sobie, że w dalekiej Australii spotkał się Niemiec z Irlandczykiem i zaczęli tworzyć bardzo sympatyczną muzykę celtycką.

Muzyka ta nawiązuje do celtyckich mitów i w pewien sposób do balladowej twórczości bardów. Są to opowieści które napisali członkowie duetu Areesh – Ralf Schmidt i Des Wade, oni również skomponowali muzykę. Trzeba przyznac że przyniosło to dość ciekawe efekty.

Główną osią płyty są własnie opowieści wyśpiewane przez Desa. Łagodne, spokojne melodie i wyśpiewane ciepłym głosem słowa piosenek doskonale sprawdzają się w takim właśnie, baśniowo-legendarnym repertuarze.

Perełką na płycie jest nieco oniryczna piosenka „The Seduction of Oisin”. Również instrumentalny utwór „The Long Road Home” brzmi bardzo ciekawie.

„Song Shall Arise” jest płytą krótką, ale autorzy zapewniają, że mają zamiar poświęcić się głównie pracy studyjnej. Zapewne więc jakieś ich produkcje wkrótce u nas zagoszczą.

Rafał Chojnacki

An Tor „Buds in Winter”

Bardzo się cieszę że trafiłem na tą płytę właśnie teraz. Przyznam że byłem już nieco znużony tradycyją muzyką graną w pubach, wciąż tymi samymi kawałkami granymi w podobny sposób. Zespoły takie jak Flook czy Lunasa przywracają moją wiarę w celtyckie granie. An Tor brzmieniowo jest jakby bliżej tej drugiej grupy. Właściwie to sytuacja z An Tor jest podobna do grupy Dun An Doras. W obu przypadkach słychacz który nie zna pochodzenia muzyków mógłby przyznać że są Irlandczykami. Z tym że akurat An Tor to Niemcy.

Płyta jest krótka – ledwie pięć utworów. Jednak słuchający tej płyty znajomy uświadomił mi że to dobrze. Nie można się znudzić, a lepsza odrobina niedosytu – niż przesyt.

Dwie piosenki z tej płyty – „The Banks of Sullane” i „Lough Erin Shore” – to przykład solidnego rzemiosła. Pierwsza z nich, mniej znana, to dla mnie najfajniejszy fragment płyty.
Pozostałe trzy utwory to tańce. Dwie wiązanki – reele i jigi – oraz walc. Tańce rzeczywiście aż proszą się o to by powywijać przy nich nogami, a na dodatek zagrane są z klasą.

Ciekaw jestem co bedzie dalej z An Tor, mam nadzieję że jeszcze o nich usłyszę.

Taclem

Amadan „Sons of Liberty”

Swoją muzykę nazywają „Stout Irish Music”, ale nie bawmy się w podchody – to akustyczny folk rock. Dodam że folkrock na wysokim poziomie, a jednocześnie świetnie nadający się do słuchania. Amadan to grupa z własnym brzmieniem, grająca bardzo energetyczną mieszankę folka z rockiem. Część utworów to kompozycje własne – porywające folkowe songi. Mieszają się one ze znanymi i mniej znanymi utworami tradycyjnymi.

Pierwsza część płyty składa się bardziej oryginalnego materiału. Własne utwory świadczą o sporym poczuciu chumoru, jak np. „The McBeal Mutiny” napisany podczas zakrapianego alkocholem wieczoru, kiedy to chłopcy z Amadan oglądali serial „Ali McBeal”.

Piosenka „The Republic” zaczyna się wstępem który mógłby być skrzyżowaniem indiańskich i aborygeńskich brzmień. Później jest już bardziej po irlandzku.

Mniej oryginalnie wygląda druga część płyty, choc wykonawczo dalej jest nieźle. Począwszy od „Botany Bay” mamy sporo standardów. „I’ll Tell Me Ma”, „The Leaving of Liverpool”, czy „Back Home in Derry” to dość często wykonywane piosenki. Tą część urozmaica autorska improwizacja „Cadence to a Drunken Arms Deal”. Niezła zabawa.

Warto też wspomnieć o coverze, który wykonują na tej płycie Amadan. Jest to piosenka punkfolkowej załogi The Real MacKenzies – „Will Ye Be Proud ?”. W akustycznej oprawie to całkiem inny utwór.

Płytę kończy jeden z moich ulubionych irlandzkich rebel songów – „Black & Tans”. Świetnie zagrany, jeśli można mówić o niedosycie, to tylko w kontekście oczekiwania na druga płytę grupy.

Amadan to kapela która nie boi się eksperymentów . Ale czegóż może bać się amerykańska kapela z japońskim skrzypkiem grająca irlandzką muzykę ? Wykorzystują takie instrumenty, jak snare drum, didgeridoo, kongi i dhoumbec (tu przyznam się do ignoranctwa – nie mam pojęcia co to jest). Wzbogaca to brzmienie i sprawia że nietrudno rozpoznać ich w zalewie folkrockowych zespołów.

Taclem

Altan „Blue Idol”

Altan to jedna z grup, których nowe plyty mozna kupwac wlasciwie w ciemno. W ich nagraniach zmienia sie obecnie niewiele, ale mamy pewnosc ze trafimy na swietna produkcje i ciekawy material. Tak jest i tym razem
Otwierajacy plyte „Daily Growing” (utwór ten jest bardziej znany jako „The Trees They Do Grow High”) to duet, który wokalistka Altan – Mairéad Ni Mhaonaigh – wykonuje z Paulem Brady, znanym wokalista i piosenkarzem folkowym. To niewatpliwie ozdoba tej plyty, a jednoczesnie zapowiedz ciekawego albumu. Juz kilkakrotnie sluchajac piosenek w eykonaniu grupy Altan mialem skojarzenia z wczesnymi plytami mojego ulubionego Capercaillie, tak jest równiez w przypadku utworu „Uncle Rat”.

Wspomniany wyzej „Daily Growing” to nie jedyny goscinny wystep na tej plycie. W utworze „The Pretty Young Girl” slyszymy glos samej królowej country – Dolly Parton. Jak na Dolly, to brzmi dosc lagodnie i bardzo folkowo.

Nie bedzie chyba zaskoczeniem jesli powiem, ze Altan gra tez swietne tance. Na szczescie muzycy ci nie ulegli modzie na granie „jak szybko sie da”, ich gra nabiera przez to odpowiedniego ciepla i klimatu. Slychac co graja i ze robia to wysmienicie.

Na plycie tej formacji nie moze tez zabraknac pieknych utworów po gaelicku. Takimi sa niewatpliwie „Cuach Mo Lon Dubh Bui” i „An Cailin Deas Og”.

Plyte konczy instrumentalny „Comb Your Hair and Curl It”, przechodzacy w zwawego reela „Gweebarra Bridge”. I z tym optymistycznym akcentem… czekamy na kolejna dobra plyte Altan.

Taclem

Altan „Another Sky”

Altan to jedna z ciekawszych irlandzkich kapel, a każda ich nowa płyta to kolejne wydarzenie. Zarówno „Another Sky”, jak i jego nastepca „Blue Idol” (ostatnia jak na razie płyta kapeli) to płyty ciekawe i warte zauważenia. Zawsze otrzymamy od nich świetny repertuar i wykonanie, oraz produkcję na poziomie.

Jak na poprzednich płytach, tak i na tej mamy do czynienia z mieszanką piosenek anglo- i celtyckojezycznych. Z początku płyty zapada w pamięć zwłaszcza altanowska wersja ” Green Grow the Rashes, O”, jedna z najłagodniejszych i najpiekniejszych jakie dotad słyszałem. Podobnie jest z piosenką „Island Girl”, choć to już autorski utwór Steve’a Cooneya, basisty zespołu. Właśnie piosenki udowadniają nam, że największym atutem gupy jest wokal Mairead Ni Mhaonaigh. Właściwie wszystkie śpiewane utwory, łącznie z nową wersją ” Girl from the North Country” Boba Dylana to folkowe perełki. W wersji Altanu piosenka ta brzmi jak jeszcze jeden irlandzi utwór.

A jak tam na płycie z kompozycjami instrumentalnymi ? Ano nie brakuje ich. Są tu zarówno skoczne jigi i reele, a nawet sympatyczny walczyk. Wszystko to wykonane w stylu charakterystycznym dla północnych rejonów Irlandii.

Płyta bardzo spójna. Dla celtofolów – obowiązek, dla innych dobry przykład rzetelnej folkowej muzy z Zielonej Wyspy.

Taclem

Afro-Celt Sound System „Volume 1: Sound Magic”

Nigdy wcześniej nie użyto afrykańskich rytmów w muzyce celtyckiej na taką skalę. Zjednoczenie tych dwu światów możliwe jest tylko w muzyce. Dokonano tego pod szyldem serii Petera Gabriela „Real World”.
Albumu „Sound Magic” nie można nazwać ani celtyckim, ani afrykańskim, choć niewątpliwie zawiera elementy obu tych kultur. Irlandzkie jigi wspierane są ciężkimi rytmami, a afrykańskie quasi-jazzowe melodie spotykają się z dźwiękami dud i fletów. Nie ulega wątpliwości że w ten sposób zespół znalazł własne, oryginalne brzmienie. Poza tym pojawia się tu cała gama różnych artystów. Ronan Browne gra na uilleann pipes, drewnianym flecie, mandolinie i harmonii, Jo Bruce na instrumentach klawiszowych, bębnach (zajął się tez programowaniem automatycznej perkusji), James McNally (ex the Pogues) na low whistle, bodhranie and akordeonie. Iarla O’Lionaird prowadzi większość angielskich i gaelickich wokali. Na korze gra Kauwding Cissokho, na harfie celtyckiej Myrdhin, a producent – Simon Emmerson – udziela się również na gitarze i instrumentach klawiszowych. W czterech utworach pojawia się grający na uilleann pipes i low whistle Davy Spillane. Caroline Lavelle, wiolonczelistka grająca wcześniej z Loreeną McKennitt, dodała dźwięk swego instrumentu do utworu „Eistigh Liomsa Sealad/Listen to Me”.
Członkowie grupy Shooglenifty (Iain MacLeod na mandolin, James MacKintosh na bongosach, Gary Finlayson na banjo, Angus R. Grant na skrzypcach i Malcolm Crosbie na gitarze) doskonale połączyli swój celtycki jazz z muzyką Afro Celt. Nie ma sensu wymieniać całego składu, bo spora część muzyków jest w Polsce zupełnie nieznana. Najbardziej niesamowity utwór tego niecodziennego albumu to „Dark Moon, High Tide” – żywiołowy duet, jakby rozmowa pomiędzy dudziarzami – Spillanem i Brownem. Album ma w sobie wiele ognia, wręcz czuć jaki bagaż emocji niesie ze sobą ta muzyka.
Nagrany później drugi album projektu nie jest tak fascynujący ani świeży.

Adam Grot

Page 283 of 285

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén