Page 38 of 285

Dawid Hallman & DJ Celownik „Folkrap”

Nie będę ściemniał – nie jestem, nigdy nie byłem i raczej już nie zostanę fanem hip-hopu. Pojęcie mam o tym średnie, wykonawców znam nie wielu a jedyną hip-hopową płytą którą przesłuchałem od góry do dołu i nie wywołała u mnie torsji był „Albóóm” Liroya. Ostrożnie zatem podchodziłem do płyty „Folkrap”, której pierwotne zamierzenie i konwencja jakoś nie mogły pomieścić mi się w głowie. Folk ? Rap ? Razem ? Jak ? To się w ogóle tak da ? Okazuje się że da. I że moja głowa jest nader pojemna.
Twórczość Dawida Hallmanna znam nie od dziś. „7 Bram Oblężonego Miasta”, czyli jego poprzedni krążek z wierszami Zbigniewa Herberta, wysłuchałem z niemałym wzruszeniem. Hallmann to facet z głową otwartą i z dość nietypowym podejściem do folkloru, a do tego do bólu zakochany w litewskich, łotewskich i innych słowiańskich dźwiękach. DJ Celownik to bliżej mi nie znany osobnik, lecz wnioskując po licznych notach biograficznych, człowiek zasłużony na scenie hip-hopowej. Obaj panowie wpadli na pomysł stworzenia niecodziennej rzeczy. Wbrew wszelkim przyjętym konwencjom, łamiąc, wyginając i deformując wszelakie zasady połączyli folk z rapem. I wyszło im to nadspodziewanie dobrze.
Płytka to krótka – zaledwie pięć utworów a jej czas całkowity to 21 minut. Powiem to od razu: jest to magiczne 21 minut. I kolejny krok w rozwoju muzyki. Zaczynająca album „Pieśń o Tarnowskim” pulsuje mocnym bitem. Jednak od razu daje się słyszeć w podkładzie znajomy motyw – to „Herr Mannelig” ! Na tle tego wszystkiego Hallmann zaczyna rymować (nie, to nie pomyłka – Hallmann naprawdę tu rymuje!) – pięknym, lirycznym językiem, pozbawionym jakichkolwiek wulgaryzmów czy dziwacznych słów pokroju „elo” czy „joł”. Jak się okazuje, teksty na „Folkrapie” są pożyczone od innych poetów, jak mówią sami muzycy liryki to „często zapomniane, wydobyte z zakurzonych śpiewników”. I tak też na całej płycie słyszymy poezję Niemcewicza, Lenartowicza a nawet Słowackiego.
Znamienne że całość brzmi bardzo spójnie. Dwa z pozoru odmienne od siebie nurty w żaden sposób się nie gryzą – folkowe motywy i melodie idealnie komponują się z charakterystycznymi bitami i skreczami. Jest to rzecz naprawdę wysmakowana i dokładnie przemyślana, ani jeden dźwięk nie wydaje się być tu przypadkowy.
Mimo iż wszystko jest tu spójne, słychać kunszt obu twórców. Hallmann co i raz serwuje nam melodyjne, folkowe tematy – czy to w „Dumie o Zakrzewskim”, czy w moim ulubionym „O Jau Mano Mielas” – kawałku od początku do końca litewskim. Celownik również pokazuje swoją klasę – chociażby zaskakując ciekawymi rozwiązaniami rytmicznymi (wspomniany już „O Jau Mano Mielas”). Słychać też, że panowie doskonale się zrozumieli i że dokładnie wiedzą jak ma brzmieć ich muzyka.
„Folkrap” to tak jak już napisałem wielki krok w polskiej muzyce. Choć projekt to totalnie podziemny i wydany tylko w postaci internetowej strony (www.folkrap.pl), jego walor artystyczny jest naprawdę wysoki. Hallmann i Celownik dodatkowo niosą tą płytą jeszcze coś – łącząc stare z nowym, jednoczą słuchaczy. Dla jednych będzie to dobry hip-hop, dla drugich – fajny neo-folk. I to jest właśnie magia tej płyty. Pozostaje więc przyklasnąć twórcom i mieć nadzieję, że nie jest to ostatnia rzecz jaką zrobili wspólnie.

Marcin Puszka

White Owl „Pepper”

Jak określić muzykę graną przez rosyjską grupę White Owl? To szalenie proste – sami dają nam odpowiedź: folk rock celtic pop dance folkrock folkpunk violin fun eclectic. Trochę enigmatyczne? Niewątpliwie, ale na pewno prawdziwe.
„Pepper” to jak dotąd ich ostatni album studyjny. Charakteryzuje się eleganckim brzmieniem, momentami zbliżającym ich do brytyjskiej grupy the Levellers.
Autorskie utwory, takie jak „Just Chains”, „Good Old Spider” i „Personal Jah” pokazują spory potencjał kompozytorski tej moskiewskiej kapeli. Szkoda jednak że świetnie zaaranżowane i zagrane piosenki, takie jak „Lord Of The Dance” potrafią zepsuć nieznajomością całości tekstu. Honoru celtyckich brzmień broni jednak rewelacyjnie zagrana „Cunla”. Powiem tylko, że grupa U2 mogłaby zamieścić ten utwór w takiej aranżacji na jednej z ostatnich płyt.
Ciekawe są za to poza celtyckie inspiracje. Pieśń „Miksi Ne Neijot” pochodzi z Karelii, jest tak ciekawie zagrana, że może warto byłoby nagrać całą płytę w takim klimacie. Z drugiej strony nie byłoby dobrze, gdyby miało zabraknąć takich smaczków, jak włoska melodia „La Rotta” (u nas znana m.in. z opracowania grupy Open Folk).
Pomysł na fińskie pieśni „Korppi” i „Kannunkaataja” to kolejny przykład, że nieoczywiste inspiracje to dobry kierunek. Zaskoczeniem może być pomysł na piosenkę „Fifteen Men On Dead Man’s Chest” – piracki kawałek w stylistyce gangsta rap/folk-metalu? Tego na pewno jeszcze nie było.
Album kończy dość zachowawcza folk-rockowa wersja „Rising Of The Moon”, nagrana raczej dla zabawy. Sporo tu smaczków, ale rewelacji nie słychać.
„Pepper” to jednak świetna płyta. Bardzo świeża i pomysłowa. Mam nadzieję, że kapela ta zacznie się w końcu u nas od czasu do czasu pojawiać. Warto ich zaprosić.

Rafał Chojnacki

Sufi Baul „Madness & Happiness”

Baulowie, to tradycyjni wędrowni śpiewacy, wykonujący mistyczne pieśni religijne. Na tej płycie znajdziemy wszystko to, co kojarzy nam się z medytacyjnymi brzmieniami mistycznego sufizmu. Ascetyczna filozofia, głosząca dążenie do poznania Boga, ma swoje odbicie również w muzyce.
Bapi Das Baul pochodzi z rodziny o wiekowych tradycjach wykonawczych. Jego ojciec, Purnachandra Das Baul, był pierwszym muzykiem wywodzącym się z tradycji Baulów, który koncertował i nagrywał w Stanach Zjednoczonych. Był jednym ze współtwórców wybuchającej gwałtownie w latach 60-tych amerykańskiej sceny folkowej, grał w zespołach towarzyszących Bobowi Dylanowi i Joan Baez.
Mimo że muzyka zawarta na płycie „Madness & Happiness” jest na wskroś arabska, słychać na niej również świadomość współczesnej muzyki świata zachodniego. Oprócz tradycyjnych wokali, bębnów i ludowych instrumentów możemy tu spotkać instrumenty klawiszowe, a nawet gitarę czy banjo. Sprawia to, ze z dużą ciekawością wsłuchujemy się w zarejestrowane na płycie dźwięki.

Rafał Chojnacki

Soig Sibéril „Botcanou”

Soig Sibéril to legendarny bretoński muzyk, grający między innymi z kultową w kręgach miłośników muzyki celtyckiej grupą Gwerz. Pierwsze szlify na scenie folkowej zdobywał jednak jako naśladowca Boba Dylana, dopiero jako osiemnastolatek odkrył bogactwo brzmienia muzyki bretońskiej, zakochał się w niej i jest wierny do dziś, choć zdarzały mu się skoki w bok, jak wówczas, gdy po tourne z grupą Kornog, odkrył tradycyjną muzykę hiszpańskiej Galicji.
Soig Sibéril znany jest głównie jako gitarzysta grający w stroju otwartym (open tuning) i jest jednym z najważniejszych popularyzatorów tego typu grania wśród muzyków folkowych.
„Botcanou” to album, zarejestrowany wraz z Patrice Marzinem i Jamie McMenemym. Gościnnie pojawia się tu też Nolwenn Korbell, wokalistka, która wraz z Jamiem śpiewa jedyną na tej płycie piosenkę, kompozycję Jamiego „Till Morning Rise”. Cała reszta to instrumentalne kompozycje, w których słyszymy tylko gitar i bouzouki. Tylko? Właściwie to AŻ! Gdy słucha się jak Soig i jego koledzy grają na swoich instrumentach, to nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z absolutnymi mistrzami w swoim fachu.

Rafał Chojnacki

Smithfield Fair „The Longing”

Grupa Smithfield Fair skończyła niedawno 20 lat, podsumowując swoją wcześniejszą działalność ciekawą składanką z dziesięciu poprzednich fonogramów, zatytułowaną „20 for 20”. Teraz przychodzi czas na kolejny album studyjny, zawierający premierowe nagrania.
Podobnie jak na większości płyt tej amerykańskiej formacji, mamy tu do czynienia z autorskimi piosenkami, aranżowanymi na celtycką modłę, z niewielkimi naleciałościami innych nurtów, takich choćby jak americana. Ciekawostką sa tu gościnne występy rozmaitych zaprzyjaźnionych z zespołem muzyków. Pojawia się m.in. Steve Conn, klawiszowiec znany z zespołu Bonnie Raitt, oraz z ciekawej własnej twórczości, mocno osadzonej w amerykańskim folku. Możemy go posłuchać w świetnym utworze „Plenty of Time”. Równie ciekawie wychodzi współpraca ze skrzypkiem grup Brothers 3 i Texas Gypsies, Markiem Menikosem, którego grę słyszymy w tytułowym „The Longing”.
Mimo że standardowe wcielenie koncertowe Smithfield Fair to wciąż rodzinne trio (Jan Smith, Dudley-Brian Smith i Bob Smith), to po raz kolejny na płycie w podstawowym składzie pojawiają się gitarzysta J. David Praet i perkusista Merel Bregante, znany ze świetnej grupy Nitty Gritty Dirt Band. Dzięki ich udziałowi kompozycje Smithów mają bardziej folk-rockowe brzmienie.

Rafał Chojnacki

Sixteen Horsepower „Low Estate”

Nieistniejąca już amerykańska grupa 16 Horsepower, to jeden z głównych sprawców całego muzycznego zamieszania znanego pod szyldem alternative country. W przypadku zespołu założonego przez Davida Eugene’a Edwardsa obie te nazwy znajdują w sobie prawdziwy wyraz.
Elementy muzyki alternatywnej, to przede wszystkim ciężkie gitary i mroczny nastrój, kontrastujący niekiedy z religijnie nakierowanym tekstami. Typowe dla country są tu niekiedy instrumenty (banjo, akordeon, skrzypce). Zaś środki ekspresji łączą oba te nurty.
Już od piosenki „Brimstone Rock” wiemy czego przyjdzie nam słuchać. W innych piosenkach dodają do tej mieszanki odrobinę psychobilly. „Low Estate” z kolei pokazuje nam klimat w którym brakuje tylko pijanego fortepianu Toma Waitsa. Reszta klimatu jego szaleńczych piosenek już tu jest.
Muzyka 16 Horsepower przywodzi czasem na myśl pijacka imprezę muzyków grupy The Levellers z Nickiem Cave’m, podczas której spożywa się nie tylko legalne używki, oraz rozmawia o religii i filozofii.

Rafał Chojnacki

Sheridan Band „Far Atlantic Shore”

Trzeba sporo odwagi, by w obecnych czasach zacząć swoją płytę tradycyjnym „Drunken Sailor”. Nie jest to może najorginalniejsze wykonanie, ale energiczne granie Kanadyjczyków z The Sheridan Band pozwala słuchać tej ogranej piosenki z przyjemnością.
Kolejne utwory: „Tippin’ the Jar” i „Poor Boy” to autorskie kompozycje Jeffa Sheridana i Roba Pittaro, w które wpleciono odrobinę celtyckich nutek. Brzmi to ciekawie i stylowo.
Z kolei tradycyjna piosenka „Lilly The Pink” przypomina nam o kanadyjskim pochodzeniu zespołu. Przed wieloma laty wylansował ją tamtejszy zespół The Irish Rover.
„Far Atlantic Shore”, to kolejny autorski utwór, który Jeff napisał z Heather Sheridan. Nieco płaczliwy, ale przy tym mroczny, świetny na wizytówkę zespołu.
Trzeba przyznać, że grupa najciekawiej wpada w repertuarze autorskim, ale również tradycyjnym kompozycjom nie da się wiele zarzucić. Warto posłuchać.

Rafał Chojnacki

Ramin Rahimi & Tapesh „Iranian Percussion”

Grupa Tapesh działa już od ponad dziesięciu lat, funkcjonując jako zespół bębniarski grający dźwięki typowe dla muzyki irańskiej. Album „Iranian Percussion” to pierwsza płyta, jaką zarejestrowali z Raminim Rahimim, bębniarzem z Teheranu, który na codzień występuje też w metalowym zespole Angband.
Wbrew tytułowi album ten zawiera nie tylko muzykę irańską, znajdują sie na nim utwory mogące się kojarzyć z klimatem całego Bliskiego Wschodu. Znajdują się tu również elementy typowe dla rocka czy jazzu.
Prawdziwy urok tego albumu, to brzmienia wielu rodzajów bębnów, w skomplikowanych kombinacjach, grających równocześnie.
Mimo wszystko dominują tu elementy tradycyjne, czuć też spory szacunek dla starych technik bębniarskich.

Rafał Chojnacki

Hoboud „Wskrzeszenie Hobouda”

Wieść o tym, że grupa muzyków związanych przede wszystkim z zespołem Shannon, próbuje tworzyć coś nowego, opartego o folklor regionu z którego pochodzą – Warmii, bardzo mnie swego czasu zaciekawiła. Pamiętam, że już lata temu grupa dowodzona przez Marcina Rumińskiego potrafiła czasem sięgnąć po jakiś słowiański utwór, choć żaden z nich nie zagościł w repertuarze Shannonów na tyle długo, by trafić na płytę.
Swoją przygodę z bardziej rodzimą muzyką ma też za sobą Maria Rumińska, która swego czasu śpiewała w kaszubskim projekcie Olo Walickiego.
Pozostali muzycy mają za sobą rozmaite doświadczenia, nie tylko folkowe. Dla tego projektu ważne jednak stało się to, że potrafili do nowatorskiego tematu podejść w sposób kreatywny. Album „Wskrzeszenie Hobouda” zawiera bowiem wyśpiewane po warmijsku pieśni, z których tylko część to na nowo opracowane motywy ludowe. Do kilku utworów Rumińscy napisali własne melodie, nadając im indywidualnego, bardzo wyjątkowego charakteru.
Niesamowitego klimatu dodają tej płycie warmijskie opowieści, które snuje Edward Cyfus, odpowiedzialny również za poprawność wymowy wszelkich tekstów.
W brzmieniu Hobouda czuć fascynacje skandynawskimi kapalami spod znaku Hedningarny czy Hoven Droven. Na polskim rynku to obecnie bardzo popularne inspiracje (wystarczy wspomnieć niektóre utwory zespołu Percival Schuttenbach czy projekt Żywiołak), pozostaje więc mieć nadzieję, że z czasem Hoboud nabędzie bardziej indywidualnego brzmienia. Nie zmienia to jednak faktu, że na chwilę obecną jest to najciekawsza folk-rockowa propozycja muzyczna na polskim rynku.

Rafał Chojnacki

Corde Oblique „The Stones of Naples”

Pod projektem Corde Oblique podpisuje się Riccardo Prencipe, włoski gitarzysta i kompozytor, znany m.in. z projektu Lupercalia. Ich płytę „Florilegium” recenzowaliśmy kilka lat temu, określając ten projekt jako włoskie Dead Can Dance. W międzyczasie Riccardo powołał do życia Corde Oblique. „The Stones of Naples” to trzecia płyta z tym składem.
Doskonałym uzupełnieniem kompozycji i gry gitarzysty i zaproszonych przez niego muzyków jest tu magiczny wokal Claudii Sorvillo. Ta dziewczyna po prostu maluje swoim głosem niesamowite kolory na szkicach, które w swoich kompozycjach podsuwa jej Riccardo. Szkoda że na tej płycie słyszymy ją tylko dwa razy: we „Flying”, pięknej akustycznej wersji utworu grupy Anathema, oraz w „La Gente Che Resta”, świetnej kompozycji Riccardo. Na szczęście Claudia jest stałym elementem koncertowego wcielenia Corde Oblique. Warto więc poszukać ich koncertów, zwłaszcza że zespół koncertuje sporo.
Album „The Stones of Naples” ukazał się nakładem francuskiej wytwórni Prikosnovenie, co już samo w sobie stanowi dla mnie pewną rekomendację, Jeżeli jednak to niewystarczające, to poszukajcie muzyk Corde Oblique na ich stronie w serwisie MySpace. Posłuchajcie takich utworów, jak „Barrio Gotico”, „Flower Bud” czy wspomniany już „Flying”. Myślę, że przekonacie się do tej płyty na tyle, by jej poszukać.

Rafał Chojnacki

Page 38 of 285

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén