Wieść o tym, że grupa muzyków związanych przede wszystkim z zespołem Shannon, próbuje tworzyć coś nowego, opartego o folklor regionu z którego pochodzą – Warmii, bardzo mnie swego czasu zaciekawiła. Pamiętam, że już lata temu grupa dowodzona przez Marcina Rumińskiego potrafiła czasem sięgnąć po jakiś słowiański utwór, choć żaden z nich nie zagościł w repertuarze Shannonów na tyle długo, by trafić na płytę.
Swoją przygodę z bardziej rodzimą muzyką ma też za sobą Maria Rumińska, która swego czasu śpiewała w kaszubskim projekcie Olo Walickiego.
Pozostali muzycy mają za sobą rozmaite doświadczenia, nie tylko folkowe. Dla tego projektu ważne jednak stało się to, że potrafili do nowatorskiego tematu podejść w sposób kreatywny. Album „Wskrzeszenie Hobouda” zawiera bowiem wyśpiewane po warmijsku pieśni, z których tylko część to na nowo opracowane motywy ludowe. Do kilku utworów Rumińscy napisali własne melodie, nadając im indywidualnego, bardzo wyjątkowego charakteru.
Niesamowitego klimatu dodają tej płycie warmijskie opowieści, które snuje Edward Cyfus, odpowiedzialny również za poprawność wymowy wszelkich tekstów.
W brzmieniu Hobouda czuć fascynacje skandynawskimi kapalami spod znaku Hedningarny czy Hoven Droven. Na polskim rynku to obecnie bardzo popularne inspiracje (wystarczy wspomnieć niektóre utwory zespołu Percival Schuttenbach czy projekt Żywiołak), pozostaje więc mieć nadzieję, że z czasem Hoboud nabędzie bardziej indywidualnego brzmienia. Nie zmienia to jednak faktu, że na chwilę obecną jest to najciekawsza folk-rockowa propozycja muzyczna na polskim rynku.

Rafał Chojnacki