Belgijska grupa Cajole raczy nas niezłym albumem z folk-rockowa muzyką z Irlandii i okolic. Te okolice, to między innymi autorskie kompozycje członków zespołu. Zwłaszcza we własnych kawałkach zespół zbliża się do formuły pop-folkowej. Nie brzmi to jednak źle. Nie ma lekości The Corrs, ale nie ma też przesłodzenia, często w tej formule spodziewanego.
Czasem możemy znaleźć bardzo rockowe nawiązania, np. w „The Wacko Breton” pobrzmiewają echa gitary Lenny`ego Kravitza. W „Dirty Old Town” mamy do czynienia z pastiszem reggae. Do czego nawiązuje „Jazzy Pipes” nie musze chyba pisać. Zaś „The great song of indifference” Boba Geldofa, zagrane jako ska (z dudami zamiast trąbek), to porawdziwa rewelacja. Szczytem jest przeróbka „Loch Lomond”. Ciekawe, czy poznacie.
W muzyce grupy Cajole podoba mi się oryginalne podejście do tematu. Fajne rytmy, bez zbędnych kombinacji, ale nie prostackie. Słowem – granie na poziomie.
Ciekawą postacią jest tu dudziarz, producent i muzyk wspierający wiele innych projektów – Peter Derudder. To rzeczywiście zdolny facet, zaczynam się przyglądać jego poczynaniom z coraz większą ciekawością.
Page 148 of 285
Bardzo ciekawya płyta, choć momentami niezbyt łatwa w odbiorze. Grupa Utua doskonale sobie radzi, za to wokal Anny-Kaisa, mimo, że piękny, to czasami może nieco razić, o ile nie jesteśmy przyzwyczajeni do wokalistek śpiewających w wysokich rejestrach. Gdyby wszystkie piosenki śpiewała tak, jak cudowną balladę „Viimeistä yötä”, byłoby naprawdę super. Ostre śpiewy i krzyki (nie mylić ze spiewam na krzyku) w początkowo sennym utworze „Lumivalkija”, czy również w „Haitra”, są zapewne pochodzenia ludowego, jednak według mnie nie korespondują za bardzo z resztą materiału. Mimo że wszystko tu ma karelskie korzenie, to jakieś dysonanse się pojawiają.
Trochę na tej płycie kliamtów jazzowych. Najwyraźniej widoczne są w „Älä sinä laula”, „Toisko tuuli” i świetnym „Rannan kivellä”.
Utua, to dziśnazwa grupy z którą gra Anna-Kaisa Liedes. o tym jak radzą sobie na żywo mogliśmy przekonać się na festiwalu EBU 2005 w Gdańsku. Nie ulego wątpliwości, że godnie reprezentowali tam Finlandię.
Di Naye Kapelye to węgierska grupa klezmerska, która gra starą żydowską muzykę tak jak była ona grana w Europie Środkowo – wschodniej zarówno przed jak i po Holocauście. Ucząc się od żydowskich i cygańskich muzyków, grupa stała się kontynuatorem żywej tradycji muzyki regionu. Jest to muzyka zarówno do tańczenia i śpiewania jak i świętowania. Podczas występów można
usłyszeć głównie muzykę z Węgier, Rumunii i Mołdawii.
Koncerty Di Naye Kapelye są wędrówką przez miejsca, nastroje, emocje, smaki i zapachy żydowskiej celebracji. Prowadzą słuchaczy do stołu Rabina, opowiadają o tradycji i historii. Nazwa zespołu to w Jidish „Nowa kapela”
Materiał oficjalny.
W większości żeńska grupa Toe Sucking Cowgirls, pochodząca z Australii, proponuje nam mieszankę bluegrassu z cajun, odrobiną swingu („Bonk Donga Bop”) i masą folkowych i countrowych nawiązań. Grają przede wszystkim bardzo żywiołowo, czuć tu radość grania.
„Thirteen Thongs” to ich drugi krążek, mają więc już za sobą jakieś doświadczenia. Czuć, że dobrze wyczuwają klimat granej przez siebie muzyki. Piękne folkowe ballady („Run When I Want To”, „Tennant Creek”) przetykają ostrym bluegrassem („Winds Of Change”).
Grupa świetnie radzi sobie z folkowymi klimatami rodem ze Stanów. Elementy zydeco („Waiting For You”, „Two Pot Screamer”), polki („Magda”), a nawet folkowy odcień bluesa („Hippie Shampoo”) to właśnie muzyka w której dziewczyny czują się najpewniej. Gorzej jest z country rockiem (w „Plastic Jesus”), ale i to da się przeżyć.
Jak już wspomniałem to bardzo radosna płyta, doskonale więc nada się na słoneczny dzień, albo do poprawy nastroju.
Do odsłuchania w Sieci:
(Pliki znajdują się na serwerze zespołu. W razie komplikacji piszcie do nas)
Trzeci album niemieckiego zespołu Faun, nagrany po rewelacyjnej płycie „Licht”, to kolejna dawka muzyki folkowej, połączonej z muzyką dawną. Zgodnie z tytułem przenosimy się teraz do epoki renesansu, ale już sama okładka płyty informuje nas, że będzie tu więcej elementów, dodając do tego brzmienia średniowieczne i jakieś nawiązania do muzyki pogańskiej.
Od początku płyty (czyli od kompozycji „Satyros”) okazuje się, że jest bardzo dobrze, choć nieco inaczej niż dotąd. Więcej jest wokaliz, mniej cięzkich brzmień bębnów, których sporo było na „Licht”.
„Renaissance” to płyta znacznie bliższa muzyce dawnej, niż poprzednie albumy. Jest tu wciąż folkowe tchnienie i wciąż wyraźnie słychać, że to zespół Faun. Jednak nie da się nie zauważyć znacznego rozwoju, jaki się w tej grupie dokonał.
Najbliżej do brzmień z poprzedniej płyty dotarł taneczny utwór „Rhiannon”, melodia zdradzająca wpływy celtyckie. Z resztą wpływy są tu przeróżne, bo już w kolejnym utworze („Sirena”) można usłyszeć inspiracje arabskie. To z resztą utwór, który kojarzy sięnieco z dokonaniami zespołu Dead Can Dance (choćby z takim „Rakim”).
Faun to kapela, którą polecam od dawna miłośnikom grania mającego coś wspólnego z muzyką dawną. Nowa płyta tylko pogłebia moje przekonanie, że słusznie to robię.
Pierwsza opinia, z jaką spotkałem się na temat Emily Smith, to pochwały ze strony skrzypka Battlefield Band – Johna McCuskera. Już ta rekomendacja powinna mnie zachęcić do sięgnięcia po muzykę Emily. Jednak jej płyta „A Different Life” wpadła mi w ręce niemal zupełnie przypadkowo.
Mamy tu do czynienia ze zdolną wokalistka, która gra dodatkowo na fortepianie i akordeonie. Towarzyszy jej również bardzo dobra grupa muzyków. Dla niektórych słuchaczy ważną informacją może być fakt, że na fletach gra na tej płycie Brian Finnegan z zespołu Flook.
Tradycyjne piosenki „The Bonny Labouring Boy”, „The Lochmaben Harper”, „The Lowlands of Holland” i „Far o`er the Forth”) mają tu często nowe moelodie, sąsiadują też z autorskimi kompozycjami Emily („Always A Smile”, „Edward of Morton”, „Go To Town”, „Bonny Baby Kate”). Te drugie, to głównie ballady, choć np. „Edward of Morton” spokojnie mogłaby konkurować z tradycyjnymi pieśniami, takimi jak choćby „Matty Grove”. To ten sam potencjał, a Emily tworzy piosenki niemal tchnące tradycją. Warto dodać, że piosenka „Always A Smile” opowiada o podróży, jaką odbyła jej babcia – Genowefa z Polski do dalekiej Szkocji.
Całość uzupełniają instrumentalne kompozycje skrzypka – Jamie McClennana. Zwłaszcza set zatytułowany „The Salt Necklace” zasługuje na uwagę, wykorzystano w nim bowiem motywy asturyjskie.
Na „A Different Life” znajdziemy też jeden cover. Jest to piosenka „Strong Winds For Autumn”, napisana przez Boba McNeilla, Szkota, którego Emilie poznała w Nowej Zelandii.
Od dawna nie słyszałem tak obiecującej artystki. Mam wrażenie, że Emily za jakiś czas stanie się jedną z bardziej znanych wokalistek folkowych na Wyspach. Pozostaje też mieć nadzieję, że kolejne jej płyty dadzą nam tą samą, zaklętą w dźwieki muzykę, którą można cieszyć się na „A Different Life”.
Dreamcraft, to duet, który tworzą Gary MacLeman (wolal, gitary) i Geertien Wijnhoven (wokal, skrzypce, gitara). N tej płycie towarzyszą im goście, niektórzy wręcz znakomici, jak Paddy Keenan, czy Tommy O`Leary.
Pomysłowo zagrana muzyka celtycka jest zawsze w cenie. Dlatego takie grupy, jak Dreamcraft nigdy nie znikną ze sceny. Piosenki Gare`ego, świetnie zaaranżowane, oraz kilka utworów tradycyjnych, to przepis na pierwszą płytę grupy Dreamcraft. W 2003 roku drugi raz uda im się ta sztuka ale muszę przyznać, że jest coś takiego w tym debiucie, że słucha się go lepiej, niż kolejnej płyty, zatytułowanej „Wombat Shuffle”. Tam było dobrze, ale tu jest po prostu świetnie. Granie jest różnorodne – od klimatu ceilidh, do natchniony, niemal mistycznych brzmień, poprzez lekkiego folk-rocka w stylu The Waterboys.
Na pewno nie raz wrócę do tej płyty i to już niedługo.
Dobrze jest usłyczeć czasem coś ciekawego z Walii lub z Kornwalii. Muzyka ta przypomina nam wówczas, że świat wyspiarskich Celtów nie kończy się na Irlandczykach i Szkotach.
Na początek dostajemy świetny, surowy kawałek, w którym dudy i saksofon grając unissono tworzą świetny klimat. W drugim utworze bojowy klimat jest odzwierciedlony w grze bębnów. Tło dla melodii okazuje się być czasem równie ważne, jak ona sama.
Trzeci utwór przywodzi na myśl dawne wieki. Być może takie melodie grano kiedyś na kornwalijskich wsiach. Kolejna jest instrumentalna ballada, podniosła i dumna, kojarząca sięz podobnymi utworami ze Szkocji. Z kolei ostatni, piaty utwór z tej demówki jako zywo kojarzy sięz graniem bretońskim.
Bagas Degol zaostrzyli tą demówką mój apetyt. Mam nadzieję, że niedługo wpadnie mi w łapki ich pełnowymiarowa płyta.
Zespół Abraxas należy do tej samej grupy zespołów, co Aira da Pedra, a przypomnę, że album tamtej kapeli – „Arantigua” – zdobyła u nas na początku roku tytuł płyty miesiąca.
Piękne granie w iberyjsko-celtyckim klimacie, to coś, co docenią zapewne fani takich formacji, jak Felpeyu. Abraxas momentami zbliża się właśnie do brzmień tej kapeli, choć nie ma tu jeszcze tyle przestrzeni w brzmieniach.
Z drugiej strony takie kompozycje, jak „Cantirel” czy „Ancares” sprawiają, że Abraxas to już klasa sama w sobie. To dojrzała kapela i nie ma co za bardzo ich do kogoś porównywać.
Pojawiają się tu zarówno elementy asturyjskie, jak i galicyjskie, a wszystko to podlane lekkim rockowym sosem.
Płyta jest utrzymana raczej w pozytywnych klimatach, możliwe, że to za sprawą gorącego hiszpańskiego słońca, które ogrzewa celtyckie serca. „Ruina Montium” to album dla każdego, bez względu na to jaki rodzaj folku lubi. Podejrzewam, że uda się tu coś znaleźć również dla tych, którzy dotąd za takim graniem nie przepadali.
Do odsłuchania w Sieci:
(Pliki znajdują się na serwerze wydawcy. W razie komplikacji piszcie do nas)
Grupa powstała w 1998 roku, jako wspólny projekt czwórki profesjonalnych, rockowych muzyków i grupy amatorów litewskiego folku. Ich debiut na festiwalu Suklegos w Kownie został doskonale przyjęty, co zaowocowało kolejnymi koncertami. W 2000 roku rozpoczęli nagrywanie pierwszej płyty, którą nazwali po prostu „Atalyja”. Kolejny album – „Mocia” – ukazał się w roku 2004.
Skład zespołu:
Indre Umbrasaite – wokale
Gedimina Šalkauskaite – wokale
Audrone Pociute – wokale
Gediminas Zhilys – gitara basowa
Salvjus Zheimys – perkusja
Darute Matylionyte – kantele
Eirimas Velichka – skrzypce, wokal
Ernest Jepifanov – skrzypce, wokal, dudu, fletnia
Gintaras Kaminskas – gitara
