Zespół Folk For Friends tworzą niemieccy muzycy, wcześniej zdobywający szlify grając m.in. muzykę irlandzką i szkocką. Ślady tego grania są na „Winterträume” widoczne w kilku miejscach. Jedną z wizytówek płyty może być piękna ballada „Black is the colour”, fantastycznie zaśpiewana.
Dominują tu jednak niemieckie ballady, wywodzące się z tradycji „Plattdeutsche”, czyli niemieckiej muzyki nizinnej. Ubarwienie tych utworów celtyckimi piosenkami uważam za doskonały pomysł, zwłaszcza jeżeli Folk For Friends chcą koncertowac poza granicami. Przetykanie ich narodowej muzyki z czymś, co słuchacze mają szansę znać, to dla ich kapeli gwarancja sukcesu. Grają bowiem wyśmienicie, a dzięki wstawkom język niemiecki nie brzmi tak monotonnie.
Ciekawostka płyty „Winterträume” są niemieckie ballady aranżowane trochętak, jakby się grało piosenki irlandzkie. Czasem pojawiają się nawet tamtejsze tin whistle, co sprawia, że te wykonania są wyjątkowe.
Za album „Winterträume” grupa Folk For Friends ma u mni otwarty duży kredyt zaufania. Mam nadzieję, że nie zawiodę się ich kolejną produkcją. Będę jej wyczekiwał z niecierpliwościa.
Page 100 of 285
Kolejna porcja klimatycznej muzyki celtyckiej. Aine Minogue awansowała w moim rankingu na jedną z czołowych wykonawczyń tego typu muzyki. Szukam ostatnio wytrwale jej płyt, zapewne więc jeszcze nie raz uraczę Was recenzjami.
Tym razem Aine prezentuje płytę która brzmi niemal folk-rockowo. Otwierający płyte „Si Do Mhamo I” kojarzy się z bardziej rockowym obliczem Clannadu. Później jest nieco spokojniej, choć porywające utwory, takie jak „The Butterfly” czy „A Winter Story” nadal brzmią dość mocno.
Sporą ciekawostką są piosenki nawiącujące bardziej do world music, niż do celtyckiego folku. Mimo irlandzkich korzeni tak właśnie brzmi choćby „O Boro Braindi Braindi” i „Maire Mhor”.
„Circle Of The Sun” to płyta o celtyckich świętach i inych znamionach kalendarzowego roku obchodzonego wedlug dawnych wierzeń. W ten sposób wpisuję się ona również w nurt albumów pagan-folkowych. Myślę jednak, że bez względu na szufladki Aine pozostanie po prostu jedną z kilku najoryginalniejszych artystek w tej branży. I to jest najważniejsze.
Kanadyjska grupa Men in Kilts, to przedstawiciele nurtu celtic rock w muzyce folkowej.
Grupa powstała w 1999 roku i inspiruje się przede wszystkim muzyką celtycką i nurtem French Canadian. Atutem zespołu są żywiołowe koncerty, na ktorych prezentują mieszankę tradycyjnych melodii i piosenek, z własnymi utworami. Całość podana jest w atrakcyjnej, rockowej formie.
Zespół występuje w klubach, pubach i na festiwalach. Jak dotąd mająna koncie trzy płyty Men in Kilts, Commando i Get Craic`n.
Kontakt z zespołem: info@encoreentertainment.ca
Projekt Gor powstał w wyobraźni Francesco Banchiniego, na co dzień muzyka zespołu Ataraxia, znanego z neo-folkowych i neo-średnioweicznych brzmień.
W latach 1999 i 2000 Francesco był dyrektorem Festiwalu Średniowiecznego w Campanii, co zaowocowało dużą ilością inspiracji. Część z nich znalazła się w 2000 roku na płycie „Bellum Gnosticorum” – pierwszym albumie sygnowanym nazwą Gor.
Kolejne płyty wydawane przez Francesco noszą tytuły: „Ialdabaoth” (2001), „Phlegraei” (2002), „Qumran” (2003), „Croisades” (2004) i „Ciganko” (2005). W międzyczasie współpracował też z zespołem Jack Or Jive przy płycie „Soleil”.
Kołobrzeska grupa Cisza Jak Ta wywodzi się z nurtu piosenki poetyckiej i turystycznej, jednak z czasem w jej brzmieniu zaczęło się pojawiać więcej brzmień zaczerpniętych z irlandzkiej muzyki folkowej.
Zespół ma obecnie na koncie cztery płyty „Zielona magia”, „Sen natchniony”, „Chwile” i „Koncert w Radio Gdańsk”.
Skład zespołu:
Aleksandra Frąckowiak – flet poprzeczny, wokal
Ilona Karnicka – skrzypce, wokal
Dariusz Bądkowski – gitara basowa
Hubert Liczbański – klarnet, djembe
Michał Łangowski – gitara elektroakustyczna, wokal
Mariusz Skorupa – gitara elektroakustyczna, gitara solowa, harmonijka ustna
Zespół o enigmatycznie brzmiącej nazwie Brzmienie Ciszy (a właściwie BrzmieniE CiszY) powstał w 1994 roku, jako duet wykonujacy piosenkę poetycką z podkładem z klawisza. Wydana wówczas własnym sumptem kaseta „Muzyka serca” zniknęła w czeluściach zapomnienia.
Grupa rozpadła się w 1997 roku, jednak tworzacy ją muzycy o ksywach Bobozaur i Łza dalej występowali na turystycznych i poetyckich estradach. Od czasu do czasu nazwa zespołu powracała, by wreszcie w 2000 roku zespół powrócił na scenę, tym razem jako trio w dość ustabilizowanym składzie. W jego skład obok Łzy wchodzili Mackitty i Karola. Z czasem skłąd jeszcze się rozrósł
Grupa ma na swoim koncie autorską płytę „Szczęście śpi wśród bezdroży…”.
Skład zespołu:
Olka – wokal
Dźingi – gitara, flet prosty i harmonijka ustna
Ziarenko – gitara, wokal
Łza – gitara, wokal
Patrząc na okładkę płyty spodziewałem się ostrej folk-metalowej rzeźni. Zwykle kapele wydające tak swoje płyty grają ekstremalny metal, wplatając gdzieniegdzie piszczałki, dudy, czy skrzypce.
Nastrojowe intro z dudami właśnie pominąłem, uznałem bowiem, że ma za zadanie uśpić moją czujność. Jednak utwór drugi („Winds of One Thousand Winters”), po którym spodziewałem się już wbicia w fotel, zaskoczył mnie naprawdę. Owszem, gitarki grają czasem jak w starym, dobrym Black Sabbath, ale nie ma mowy o brutalnej muzyce. To folk-metal podbarwiony gotykiem. W „The Serpent and the Black Lake” okazało się, że również doom metalem spod znaku My Dying Bride czy Moonspell. Czasem potrafią przyspieszyć i nagle pojawia się tin whistle. Wówczas muzyka przypomina najlepsze fragmenty z płyt Waylandera, uznanego za jeden z ciekawszych zespołów na scenie folk-metalowej.
Nie jest tak, że płycie w ogóle brakuje brutalności, ale jest ona dawkowana w rozsądny sposób.
Norweska grupa Folque to jedno z moich najciekawszych odkryć w temacie europejskiego folk-rocka. Jeśli posłuchamy właśnie płyty „Folque”, pierwszej w duskografii Norwegów, to od pierwszych nut zrozumiemy o co chodzi. Szkocka ballada „Alison Gross” zaśpiewana tu po norwesku daje poczucie połączenia dwóch światów – celtyckiego i skandynawskiego. Całość ubrana jest w zgrabne, folk-rockowe granie.
Nie brakuje tu pięknych ballad, takich jak „Harpa”, „Ravnene” (rewelacyjna norweska wersja szkockiego „Twa corbies”) czy „Sinclairvise”.
Podejrzewam że w 1974 roku ta muzyka musiała robić jeszcze większe wrażenie. Fairport Convention stawiało wtedy pierwsze, niezbyt jeszcze pewne kroki, a tymczasem w Norwegii wyrosła im spora konkurencja. I powiem Wam cośjeszcze o tych starych nagraniach: brzmią dziś doskonale. Wiem, że mam do czynienia z remasterowaną kopią, ale to nie zmienia faktu, że sama muzyka też się nie zestarzała. Dziś szłuchając Folque dochodzę do wniosku, że gdyby nie ta grupa nigdy nie powstałby tak świetny zespół, jak amerykański Tempest, dowodzony właśnie przez Norwega, Liefa Sorbye.
Album „Čechomor” zespołu Čechomor to jedna z najciekawszych pozycji w bogatej dyskografii tej grupy. Wvrew pozorom to nie pierwsza, a trzecie płyta sygnowana przez ten zespół. Tyle tylko, że poprzednie dwie opisane były pełną nazwą – Českomoravská hudební společnost.
„Čechomor” to więc w pewnym sensie debiut, ale nie tak do końca.
Słuchając albumu dochodzę do wniosku, że chyba jeszcze nikt tak nie grał czeskiej muzyki. Utwór taki jak „Michálek” mógł powstać w głowach zakreconych Skandynawów z Hoven Droven. Ale u Czechów? Prędzej uwieżyłbym, ze można tam nagrać np. „Proměny” – to też doskonały kawałek, tyle że bardziej pasujący do kapeli zza południowej granicy. Z resztą większość utworów ma słowiańską duszę. Najciekawiej brzmią jednak te, które zaskakują czymś. Ostra, niemal punk-folkowa wersja „Górali” mogłaby stanąć w jednym rzędzie z najlepszymi utworami The Pogues. Na dodatek słychąc selektywnie instrumenty, a w głosach niemal nie można poznać że nie śpiewają tego Polacy. Rewelacja.
Mimo iżrację miał znajomy Czech mówiąc, że czeski folk to nie tylko Čechomor, jednak ja wciąż pozostaję przy zdaniu, że to przede wszystkim Čechomor.
Dawno nie zwiedzaliśmy na Folkowej folk metalowych krain, gdzie królują smoki i dzielni wojownicy. Almora proponuje nam taką właśnie wycieczkę w świat, gdzie dźwięki folkowe mieszają się z heavy metalem.
Zespół ten doskonale potrafi łączyć i dzielić. Po folkowym „Change” następuje metalowy „Heaven`s Fire Gates”, zaś po nim doskonale łączący ba gatunki „Cyrano”, w którym pojawiają się na dodatek brzmienia pokrewne z Jethro Tull. Właśnie takie połączenia na płycie dominują, choć nie brakuje przewagi któregoś z elementów. Nie zabrakło też oczywiście ballady.
Najciekawsze w całej historii grupy Almora jest według mnie to, że zespół ten pochodzi z Turcji. Grali dotąd m.in. u boku Theriona, Opeth i Ronniego Jamesa Dio. Ponoć poza swoim krajem są bardziej popularni niż u siebie. Nic dziwnego, jest to bowiem muzyka osadzona raczej w anglosaskim kręgu. Coś jakby skrzyżować Blackmore`s Night, z Jethro Tull i Iron Maiden.
