Miesiąc: Wrzesień 2007 (Page 1 of 2)

Turlach Boylan „The Tidy Cottage”

Turlach Boylan urodził się w północnoirlandzkim hrabstwie Derry, ale później przeniósł się do County Antrim, gdzie ćwiczył pod okiem Johnego Kennedy`ego, irlandzkiego mistrza fletu. Obecnie jest to jeden z najbardziej utalentowanych flecistów grających muzykę irlandzką w Stanach Zjednoczonych. Grywa między innymi z takimi formacjami, jak Clandestine czy The Scottish Rogues.
„The Tidy Cottage” to jego druga solowa płyta, a za razem nagrana z siostrą i bratem (Sheila jest skrzypaczką, a
Ruairi to również flecista). Towarzyszą im zaprzyjaźnieni muzycy, nadając czasem nieco inne brzmienie tradycyjnej muzyce preferowanej przez Turlacha.
Dla wielbicieli irlandzkich fletów to pozycja obowiązkowa, inni miłośnicy celtyckiego grania na pewno też odnajdą tu wiele dla siebie.

Taclem

Tim Stafford „Endless Time”

Tim Stafford, to jeden z najbardziej pracowitych muzyków na amerykańskiej scenie. Współpracował z całą masą wykonawców, w tym również z tymi najlepszymi, jak choćby z Alison Krauss i grupami, takimi jak Dusty Miller czy Blue Highway. Zarówno gra, jak i piosenki Tima, zakorzeniły się na stałe w amerykańskim bluegrassie. Jego utwory mają w swoim repertuarze m.in. Ronnie Bowman, Dan Tyminski, Jim Hurst, czy Scottie Sparks.
Jak przystało na rasowego gitarzystę Tim głownie gra. Śpiewanie zostawia zaproszonym gościom. Jeśli jednak skupimy się na jego gitarze, to przez długi czas przyjdzie nam zbierać z ziemi szczękę. Ja wciąż nie mogę uwierzyć, że na akustycznej gitarze można grać takie cuda.
Zwykle jest tak, że faworyzuję piosenki, stawiając je wyżej niż utwory instrumentalne, przez wzgląd na dodatkową treść, jaką niosą ze sobą ich teksty. Co prawda piosenkom Tima niczego nie brakuje, ale dopiero instrumentalne kompozycje pozwalają w pełni docenić jego kunszt muzyczny i kompozytorski.

Taclem

Terry McKenna „Throw the House Out of the Windowe”

Terry McKenna wziął sobie na barki nie lada zadanie. Zaprezentowanie starych melodii w sposób taki, żeby współczesny słuchacz mógł z przyjemnością ich posłuchać, nie jest proste. Zwłaszcza jeśli nie chce się dokonywać gwałtu na muzyce sprzed wieków.
„Throw the House Out of the Windowe” to album zawierający przeróbki utworów z Anglii, Szkocji i Irlandii, datowanych na XVI-XVIII wiek. W tak nietypowym przedsięwzięciu wspierają Terry`ego doskonali muzycy, m.in. Ben Grossman.
Zgodnie z założeniami autora tej płyty, muzyka tu prezentowana była w swoim czasie odpowiednikiem dzisiejszej muzyki pop. Może rzeczywiście coś w tym jest.

Taclem

K.C. McKanzie „The Widow Tries To Hide”

O płycie „Weird tunes from a wild mind” autorstwa K.C. McKanzie pisałem niedawno, że w doskonały sposób łączy nowe piosenki ze stylistyką gitarowego folku lat 70-tych. Na nowej płycie mamy czternaście nowych utworów napisanych przez K.C.
Drugi album pokazuje nam, że piosenkarka coraz bardziej zanurza się w dark folkowej stylistyce, komponując nie tylko ballady, ale i nieco żywsze piosenki, osadzone w mrocznej stylistyce rodem z „Murder Ballads” Nicka Cave`a. Mimo że środki wyrazu na „The Widow Tries To Hide” są nieco uboższe niż na legendarnej płycie tego ostatniego artysty, to możliwe, że jego miłośnicy polubią też K.C.
Piosenkarka ucieka od banału, takie utwory, jak „Holy Branches”, „These Embers” czy „” stawiają ją w jednym rzędzie z klasykami autorskiego folku. Na pewno warto też dać się porwać takim balladom, jak „Hobo´s Lullaby”.
Ciekawie brzmią momenty, kiedy muzyka wyrywa się z dark folkowej specyfiki. Tak jest choćby z piosenką „His Whore”, gdzie muzyka dryfuje w kierunku akustycznego folk-rocka.
K.C. niewątpliwie jest uzdolnioną wokalistką, sprawnie akompaniującą sobie na gitarze. Ale to przede wszystkim wyśmienita autorka piosenek.

Rafał Chojnacki

Icewagon Flu „The Great American Something”

Lekki amerykański folk rock z delikatnym irlandzkim zacięciem to od wielu lat domena zespołu Icewagon Flu. To co słyszymy na płycie „The Great American Something” to konsekwentny rozwój stylistyki znanej już z płyty „Trouble Has A Car”. Poprzedni album, „Off The Wagon”, był hołdem oddanym celtyckim korzeniom folk-rockowego brzmienia, na nowej płycie Amerykanie wracają do autorskiego repertuaru, trzeba przyznać że robią to ze sporym wdziękiem.
Muzykę Icewagon Flu zwykło się umieszczać gdzieś między Wilco a The Pogues. Jednak bez względu na to jak będziemy chcieli ją zaszufladkować, to wciąż jest to granie od którego po prostu robi się radośniej na sercu. Do tej pory tego typu emocje spotykałem często u kapel kanadyjskich, pokroju Great Big Sea. Teraz okazuje się że również Nowojorczycy potrafią tak zagrać.
„The Great American Something” to płyta, która może spodobać się również fanom rocka. Została porządnie wyprodukowana, a grający tu muzycy po prostu świetnie sobie radzą ze swoim rzemiosłem. Podejrzewam, że piosenki takie jak „Clowns & Jokers”, „Talk to Me” czy „Two-Wheel Drive” miałyby szansę nawet na naszych listach przebojów.

Rafał Chojnacki

Gogol Bordello „Not A Crime”

Zespół Gogol Bordello podbił ostatnio serca jurorów z BBC. Grupa została zwycięzcą nagrody BBC Awards w kategorii World Music. Prezentowany tu singiel, to fragment płyty „Gypsy Punk”, której tytuł doskonale ilustruje muzyczne inspiracje członków zespołu.
Mimo że grupa Gogol Bordello powstała w Nowym Jorku, to inspiracją jest dla nich muzyka z Europy Wschodniej. Dominują motywy punkowe z rosyjską harmoszką, albo ska-punk zagrany na cygańską nutę. Trzeba przyznać że brzmi to dość oryginalnie.

Elizabeth LaPrelle „Rain And Snow”

Elizabeth LaPrelle pochodzi ze stanu Virginia i wraz z przyjaciółmi nagrała płytę zawierającą zestaw starych ballad. Generalnie mieści się on w granicach amerykańskiego folku z lekkim odskokiem w kierunku europejskich korzeni. Dzięki temu album powinien spodobać się też miłośnikom muzyki celtyckiej.
Album ten wpisuje się doskonale w amerykańską modę na odkrywanie akustycznych brzmień w amerykańskich korzeniach. Jak sama artystka przyznaje są to w większości piosenki, których nauczyła się od rodziców. Znajdują się tu też ballady znane z płyt Joan Beaz, Carter Family czy z kolekcji Alana Lomaxa.
Mimo że podczas nagrań Elizabeth LaPrelle była szesnastoletnią dziewczyną, to jej głos jest już na tyle dojrzały, by doskonale sprawdzać się w prezentowanym przez nią repetuarze. Słychać to zwłaszcza w piosenkach wykonywanych bez akompaniamentu. Amerykanka świetnie panuje tu nad swom głosem.
„Rain And Snow” to bardzo porządna płyta. Po tej porcji starych ballad z niecierpliwością czekam na nową, zapowiadaną już płytę Elisabeth.

Taclem

Waterboys „Book of Lightning”

Ostatnimi czasy Mike Scott nie rozpieszczał nas swoimi nowymi nagraniami. Owszem, wydał rok temu koncertowy zestaw swoich największych przebojów z ostatnich kilku płyt, jednak nie wywarło to większego wrażenia na jego fanach. Od takich gość jak Scott oczekuje się co jakiś czas kosza pełnego muzycznych kwiatów, jak na zadeklarowanego wędrownika i romantyka przystało. No i wreszcie jest. Po dobrych czterech latach od wydania ostatniej studyjnej płyty, otrzymujemy kolejną pozycję sygnowaną jako the Waterboys. Rozumiem, że piękne płyty nie powstają na zamówienie, że artyście nie zawsze nad uchem wisi Muza, że nie codziennie zupa bywa dobrze doprawiona…no właśnie. Artystą się jednak bywa, czasami rzadziej niżby się chciało, niestety.
„Book of Lightning” jedynie z racji tytułu łączy pierwiastek mądrości i natchnienia…niestety piorun geniuszu nie strzelił tym razem w pana Scotta. Płyta jest marnej jakości, zabrakło na niej niemal wszystkich dotychczasowych atutów artysty. Cała pierwsza część wypełniona jest czymś w rodzaju heavy folka, zagracona przesterowanymi gitarami, przesterowanymi skrzypcami, mocnym beatem perkusji i ciężkim brzmieniem organów. Ma się wrażenie, że zespół przytył ponad miarę i zaczął grać na siłę, bez polotu i radości. Wpadają z jednej skrajności w drugą potykając się nawet o tłuste country. Diaboliczny śpiew Scotta zastąpił niegdysiejszy natchniony głos marzyciela, a kolega Wickham gra tylko jednym, serdelkowatym palcem na swych fiddlach.
Na szczęście druga część płyty pozwala zachować resztki nadziei na kolejną rezurekcję Scotta. Przepiękne „Sustain” (co za trąbka !!!) czy też uroczy „The man with the wind at his heels” (jakbym słuchał dylanowskiej sesji „Oh Mercy” z pogłosami pana Eno) ratują resztki mojego dobrego zdania o the Waterboys. I chociaż słucham tego jak kontynuacji sesji „Universal Hall” to dobre i to, bo mógł nas pan artysta zaskoczyć pieśniami gospel lub wręcz rockiem chrześcijańskim….wiem, wiem czepiam się ale liczę, że Mike się w końcu zreflektuje i nagra znowu coś z instrumentami akustycznymi a w jego głosie odnajdę w końcu słońce i radość tworzenia Wielkiej Muzyki. Alleluja Mike, alleluja !

LechoEcho

Stary Szmugler „5 Years Old”

Pięcioletnia whisky to jeszcze żaden rarytas, ale zespół z takim stażem można już potraktować całkiem poważnie. Ta właśnie płyta pokazuje stan w jakim znajduje się szczecińska grupa Stary Szmugler po pięciu latach działania.
Już wcześniej, na debiutanckim krążku „…z przemytu” dali się poznać jako morscy folkowcy z prawdziwego zdarzenia, dążący nawet w kierunku folk-rocka. Na poprzedniej płycie mogliśmy usłyszeć sporo autorskich kompozycji, świetnie wpisujących się w nurt żeglarskiego grania.
Album „5 Years Old” jest pod tym względem podobny, zawiera siedem kompozycji Kuby Knoblocha i trzy utwory tradycyjne z jego tekstami. Całości dopełnia instrumentalny utwór autorstwa skrzypaczki zespołu, Ani Kaźmierskiej i gitarzysty Staśka Durdy. Przyjrzyjmy się zatem dokładniej jak to wszystko brzmi.
Otwierająca płytę piosenka „Hej bracia” to żywa melodia z lekko folk-rockowym aranżem, wpisująca się z jednej strony w poetykę takich zespołów jak Krewni i Znajomi Królika (z najlepszego okresu płyty „Tańczony”), z drugiej zaś ma w sobie autorskie piętno Starego Szmuglera. Po tym szybkim, tanecznym utworze otrzymujemy wyciszającą „Kołysankę”. Oprócz spokojnego, ale ciekawego aranżu mamy tu też dobre wokale, to rzadkie wśród kapel folkowych, a i szantowcy nie zawsze tak fajnie sobie z tym radzą.
Świetnie rozwijająca się z początku piosenka „Nowy dom” razi niestety nieco sztampowym rozwiązaniem. Takich piosenek było już sporo, gdyby wrocławska Róża Wiatrów grała swego czasu z perkusją, to spora część ich repertuaru brzmiałaby pewnie podobnie. Nie jest to zła piosenka, tyle że nowatorstwa w niej za grosz.
Znacznie lepiej jest z „Bogiem morza”, tu mamy do czynienia z piosenką o fajnym, folkowym charakterze. Ciekawie też brzmi instrumentalna wstawka w połowie tego dość długiego utworu.
Kolejna ballada nosi tytuł „Pytania”. Jej melodia, choć autorem jest Kuba Knobloch, bardzo mocno kojarzyć się może ze słynnym „Portem Amsterdam” Jaquesa Brela. Być może to kwestia aranżacji, lub nieświadomej inspiracji, ale skojarzenie jest silne. Nie zmienia to faktu, że mamy do czynienia ze śliczną piosenką.
Szybka „W morze wypływamy”, oparta na tradycyjnej melodii jest też niezłym łamańcem wokalnym dla śpiewaków. Mam wrażenie, że po kilku piwach publiczność może mieć problem z tym utworem. Warto jednak zauważyć, że mimo iż Stary Szmuggler korzysta z niewielu tradycyjnych melodii, to wybiera te mniej w Polsce popularne. Należą im się za to pochwały.
Wyciszająca „Pieśń przypływu” to jedna z najlepszych (jeśli nie najlepsza) piosenek na tej płycie. Niesamowity klimat tej kompozycji świetnie sprawdziłby się w formie singla promującego album.
Ciekawie brzmi też instrumentalny utwór „Wyprawa po zioło”. Nie jest to co prawda typowy celtycki taniec, a raczej fantazja muzyków na temat folkowych brzmień. Uwagę zwraca gościnny udział Dariusza Kabacińskiego na gitarze elektrycznej.
Odpływając wraz z zespołem na „Nieznany ląd” możemy znów pokołysać się w folk-rockowych rytmach, w tym przypadku zbliżających Starego Szmuglera do popularnej Orkiestry Dni Naszych.
Ostatni z utworów to piosenka na swój sposób okazyjna – „Tall Ship’s Races”. Premiera płyty odbyła się gdy do Szczecina zawijały wielkie żaglowce w ramach tej właśnie imprezy. Podejrzewam, że ta piosenka musiała spodobać się zarówno załogom statków, jak i publiczności. Najprawdopodobniej z resztą spodobałaby im się cała płyta, bo to album, który może się podobać.
Druga płyta grupy Stary Szmugler nie jest wolna od grzechów, ale trudno wskazać na rynku taką, która byłaby wolna od wad. „5 Years Old” to jedna z ciekawszych propozycji jakie pojawiły się ostatnimi czasy na scenie szantowo-folkowej.

Taclem

Lucyan „Flute Meditations”

Dwie bardzo długie kompozycje wypełniają płytę z 1994 roku, którą Lucjan Wesołowski zatytułował „Flute meditation”. Aktualna reedycja na płycie kompaktowej ukazała się w Budapeszcie. Nic dziwnego związki polskiego muzyka z Węgrami zawsze były dość silne.
Album ten zawiera w głównej mierze muzykę wywodząca się z nurtu new age (choć w formie akustycznej, bez zbędnej elektroniki, choć brzmienia syntezatorów gdzieś w tle pobrzmiewają), jednak nad tymi kompozycjami wciąż unosi się duch muzyki świata. Główny nacisk jest tu położony na Indie, głównie za sprawą instrumentarium. Lucyan gra tu głównie na indyjskim flecie bansoori. Towarzyszy mu w tych nagraniach Mirosław Rajkowski, który zasłynął płytami z muzyką ambient, ale tu gra na indyjskiej tanpurze i eolskiej harfie. Dzięki takiemu instrumentarium muzykom daje się uciec od banalnych, płaskich brzmień z komputera.
Lucyan doskonale pokazuje się tu jako również jako kompozytor. Świetnie rozumie muzyke, którą gra, dzięki czemu jego autorskie utwory brzmią, jakby były współczesnymi transgresjami tradycyjnej muzyki indyjskiej.

Taclem

Page 1 of 2

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén