Miesiąc: Sierpień 2005 (Page 4 of 4)

Serencza

Grupa Serencza pochodzi z Gorlic i działa jako Stowarzyszenie Promocji Twórczości Łemkowskiej. W 1997 roku założyli ją Romek Korbicz, Petr Kwoka i Mirek Trochanowski. W twórczości tej grupy muzyka łemkowska przeobraża się we współczesny, aczkolwiek wciąż akustyczny, folk. Nowe aranżacje, czasem przesiąknięte klimatami z innych stron świata, sprawiają, że tradycyjne pieśni i tańce stają się bardziej atrakcyjne dla współczesnej publiczności.
Jak dotąd na koncie mają płytę „Pid obłoczkom” wydaną w 2004 roku.
Skład zespołu:
Mirosław Bogoń – gitara, akordeon, wokal
Roman Korbicz – mandolina, kontrabas, wokal
Jakub Dziubyna – skrzypce
Łukasz Dembski – instrumenty perkusyjne
Eugeniusz Korbicz – wokal, instrumenty „przeszkadzające”
Anna Drejowicz – wokal
Damian Troczanowski – kontrabas, akordeon, wokal
Łukasz Rajczak – sopiłki, flety

Cadenza

Cadenza, to aktualnie jedna z młodych `nadziei muzyki irlandzkiej`. Jako zespół pochodzą z hrabstwa Silgo, skąd jest też autorka części repertuaru, harfistka i wokalista – Deirdre Bryon-Smith. Nad repertuarem współpracuje z nią Szwajcarka – Anna Houston.
W 1999 roku ukazał się pierwszy album grupy Cadenza, zatytułowany „Making Waves”, zaś w 2004 jego kontynuacja,. czyli płyta „Attic Notes”.
Skład zespołu:
Deirdre Byron-Smith – wokal, harfa
Anna Houston – wiolonczela, banjo, mandolina
Ray Coen – gitara, wokal

Zakopower „Music Hal”

Całkiem niedawno, słuchając świetnej płyty Zuzany Mojzisowej ze Słowacji, utyskiwałem na kiepską kondycję pop-folkowej muzyki w Polsce, głównie w kontekście rodzimej góralszczyzny. Zakopower to niejako odpowiedź na moje zapotrzebowanie. Zgrabnie zaaranzowane piosenki inspirowane góralskim klimatem.
Ojcem chrzestnym projektu Zakopower i autorem muzyki jest Mateusz Pospieszalski (znany choćby z Voo Voo), występują tu też gościnnie jego bracia. Za stronę etniczną odpowiadają Sebastian Karpiel, Bartłomiej Kudsik, Wojciech Topa i Józef Chyc.
Współczesne piosenki traktują o tematach dość uniwersalnych i współczesnych, pisane jednak są przez górali, co zapewnia autentyczne brzmienie. Pop objawia się tu w tłach. Skrecze, beaty, czasem jakieś elementy trip hopowe, ogólnie za nowoczesnością przemawia tu elektronika. Trzeba przyznać, że ostatnimi laty takie produkcje się w Polsce nieco się zmieniło. Podkłady nie brzmią już jak zagrane na domowym Casio. Na „Music Hal” nawiązują one ponoć do współczesnych trendów w muzyce klubowej. Cokolwiek by to miało znaczyć.
Bardzo jestem ciekaw jak temu projektowi się powiedzie. Mimo przystępnej formy może się okazać, że nie trafi on w szerokie gusta, a taki jest przecież jego cel. Patrząc na to jaka muzyka jest teraz popularna nieco się o tą płytę obawiam. Pojawia się co prawda w telewizji i w radio, ale czy pop-folk na niezłym poziomie nie okaże się za trudny? Cóż, mam nadzieję, że nie, bo Zakopower mnie zaintrygował i chciałbym kiedyś posłuchać czy jeszcze coś będą mieli do powiedzenia.

Taclem

Lewron Orchestra „Olza”

Czesi okrzyknęli tę płytę czarnym koniem muzyki niezależnej. Nie dość, że płyta stała się kasowym przebojem u naszych południowych sąsiadów, to teraz trafiła (co prawda pod szyldem bardzo komercyjnego wydawcy, ale jednak) do dystrybucji w Polsce.
„Olza”, to muzyka ilustrująca multimedialne show pod tym samym tytułem. Tworzyli je tancerze z Polski, oraz muzycy i śpiewacy z Czech i Słowacji. Całość miała swoje premierę w Cieszynie.
Trzeba przyznać, że w okolicach Cieszyna coraz więcej inicjatyw artystycznych łączy, a nie dzieli mieszkańców z obu stron granic. Tak jest też ze wspomnianym tu show.
Bez strony wizualnej muzyka ta pewnie sporo traci, czasem brzmienie nasuwa wyraźne skojarzenia z soundtrackami do filmów. Całość jednak utrzymana jest w klimatach world music i jako pozycja z tego gatunku bardzo dobrze się broni. Myśle, że miłośnicy Vangelisa, Enyi, czy Deep Forest mogą czuć się usatysfakcjonowani.

Taclem

Serencza „Pid obłaczkom”

Zespół Serencza proponuje nam współcześnie zagraną muzykę łemkowską. Nie ma tu folk-rockowych galopad, jest za to świetny, akustyczny puls i ciekawe interpretacje tematów tradycyjnych. Jest tu świeżość, którą ostatnimi czasy coraz trudniej u polskich kapel znaleźć. Większość rodzimej sceny idzie w profesjonalizm, zapominając często o tym co najważniejsze. Serenczy udaje się połączyć dobre granie z żywiołowością, a przynajmniej ze sporym wyczuciem.
Stare łemkowskie pieśni i tańce poddane zostały sporej obróbce. Dzięki temu są pewnie jeszcze bardziej atrakcyjne dla ucha. Czasem w brzmieniach gitary zabrzmi coś hiszpańskiego, czy może nawet andyjskiego, innym razem w rytmie delikatnie zakołysze się reggae. Świetnie sprawdza się w kilku miejscach saksofon. Nadaje on muzyce nieco jazzowego charakteru.
Skojarzenia z innymi gatunkami są jednak tak lekkie, że równie dobrze mogą być wyłącznie imaginacją słuchacza.
Brakuje mi w polskim folku takich kapel, jak Serencza. Chciałbym usłyszeć muzykę np. z Kurpiów, czy z Kaszub, zagraną z taką lekkością i tak przemyślaną. Póki co okazuje się jednak, że muszę się zadowolić dobrze zagraną muzyką łemkowską.

Taclem

Folkabbestia „Pèrche”

Najnowsza, koncertowa (tylko dwa pierwsze utwory zarejestrowano w studiu) płyta włoskiej grupy Folkabbestia przynosi nam muzykę, do której ta ekipa już dawno nas przyzwyczaiła. Radosny, słoneczny folk-rock z elementami ska, czasem troszkę ballady i na urozmaicenie śródziemnomorskich klimatów jeszcze szczypta muzyki irlandzkiej na koniec („U Frikkettone”). Tak właśnie prezentuje się album.
Płytę „Pèrche” włoski kwartet nagrał w towarzystwie kilkorga gości, dlatego obok znanych z poprzednich nagrań skrzypiec pojawia się też choćby fisharmonia.
Muzyka tej grupy zawsze kojarzyła mi się z uśmiechem na twarzy. I tak jest też tym razem. Przy utworach takich, jak „Canzone D`Amore”, czy „Le Vie Del Folk” trudno się nie uśmiechnąć. Dominuje nastrój zabawy, ale jest też kilka momentów spokojniejszych, bardziej refleksyjnych, jak np. w „Cicce Pe`”, piosence ze świetną dylanowską harmonijką.
Po kilku utworach okazuje się jednak, że coś tu nie gra. Szybkie kawałki mogą się wydać nieco siermiężne. Rzeczywiście rytmika czasem przywodzi na myśl raczej zabawę w strażackiej remizie, niż przemyślane granie folk-rocka. Być może tak właśnie brzmi Folkabbestia na koncertach. Pamiętam, że Włosi powoływali się kiedyś na inspirację The Pogues. Niestety, tamta grupa potrafiła nawet przy punk-folkowych jazdach zadbać o ciekawą i niebanalną warstwę rytmiczną. Tu niestety jest czasem za ciężko i za prosto. A szkoda, bo piosenki są przecież bardzo fajne. Takiego „La Fuga In Fa” nie da się przecież zarżnąć tak łatwo.
Możliwe, że na koncercie bawiłbym się setnie, ale jeśli chodzi a słuchanie płyt w domowych pieleszach, to chyba jednak niewiele utworów z tego albumu będę w przyszłości odtwarzał. Skupię się raczej na starszych, lepiej zagranych albumach studyjnych.

Taclem

Cadenza „Attic Notes”

Druga płyta irlandzko-szwajcarskiej Cadenzy, to album nastrojowy, ale też czasem bardzo żywiołowy. Tradycyjne granie rodem z Zielonej Wyspy ubrano tu w nowe szatki.
Momentami muzyka Cadenzy kojarzy się ze starym Clannadem („Prelude”, „Through this haze”), częściej jednak z grupą Dervish („The attic jig”). Dobra stroną kapeli są wokaliści – autorka części piosenek Deirdre Byron-Smith i gitarzysta Ray Coen. Zwłaszcza, gdy śpiewają razem („Free and easy”) brzmi to świetnie.
Dobre brzmienie płyty, to również zasługa gości zaproszonych do nagrań. W studiu grupę Cadenza wsparli m.in. Steve Wickham (muzyk z The Waterboys), Junior Davey (znany bodhranista), oraz basista Dave Carty (znany z zespołu Mairtina O`Connora).
„Making Waves” to album udany, dzięki niemu będę na pewno zwracał teraz większą uwagę na nazwę grupy Cadenza.

Rafał Chojnacki

Augie March „Strange Bird”

„Strange Bird”, to pierwsza płyta australijskiej grupy Augie March, która ukazała się w Stanach Zjednoczonych (reedycja w 2004 roku). Spotkałą się tam z dobrym przyjęciem, z entuzjazmem pisano o niej m.in. w „Rolling Stone”. Na płycie taj jeszcze bardziej niż przedtem zespół odpłynął w kierunku brzmień psychofolkowych. Takie granie, popularne w latach 70-tych, zarówno na Wyspach Brytyjskich, jak i w Ameryce, przezywa obecnie swój renesans. Glenn Richards, wokalista i autor tych wszystkich piosenek ciekawie wpisuje się w tradycję śpiewających poetów.
Tam gdzie kończy się na chwilę psychodelia zespół zyskuje nagle niesamowitą werwę. „This Train Will Be Taking No Passengers” brzmi, jakby Johnny Cash spotkał się z The Pogues. Kto wie, czy to nie jedna z najlepszych piosenek Augie March w ogóle, bo, że to najmocniejszy punkt tej płyty – nie wątpię. Innym razem mamy knajpianą balladkę zagraną z niemal punkowym brudem („Song In The Key Of Chance”).
„Strange Bird” to jak na razie ostatnia i najdojrzalsza z dotychczasowych płyt Australijczyków.

Rafał Chojnacki

Page 4 of 4

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén