Najnowsza, koncertowa (tylko dwa pierwsze utwory zarejestrowano w studiu) płyta włoskiej grupy Folkabbestia przynosi nam muzykę, do której ta ekipa już dawno nas przyzwyczaiła. Radosny, słoneczny folk-rock z elementami ska, czasem troszkę ballady i na urozmaicenie śródziemnomorskich klimatów jeszcze szczypta muzyki irlandzkiej na koniec („U Frikkettone”). Tak właśnie prezentuje się album.
Płytę „Pèrche” włoski kwartet nagrał w towarzystwie kilkorga gości, dlatego obok znanych z poprzednich nagrań skrzypiec pojawia się też choćby fisharmonia.
Muzyka tej grupy zawsze kojarzyła mi się z uśmiechem na twarzy. I tak jest też tym razem. Przy utworach takich, jak „Canzone D`Amore”, czy „Le Vie Del Folk” trudno się nie uśmiechnąć. Dominuje nastrój zabawy, ale jest też kilka momentów spokojniejszych, bardziej refleksyjnych, jak np. w „Cicce Pe`”, piosence ze świetną dylanowską harmonijką.
Po kilku utworach okazuje się jednak, że coś tu nie gra. Szybkie kawałki mogą się wydać nieco siermiężne. Rzeczywiście rytmika czasem przywodzi na myśl raczej zabawę w strażackiej remizie, niż przemyślane granie folk-rocka. Być może tak właśnie brzmi Folkabbestia na koncertach. Pamiętam, że Włosi powoływali się kiedyś na inspirację The Pogues. Niestety, tamta grupa potrafiła nawet przy punk-folkowych jazdach zadbać o ciekawą i niebanalną warstwę rytmiczną. Tu niestety jest czasem za ciężko i za prosto. A szkoda, bo piosenki są przecież bardzo fajne. Takiego „La Fuga In Fa” nie da się przecież zarżnąć tak łatwo.
Możliwe, że na koncercie bawiłbym się setnie, ale jeśli chodzi a słuchanie płyt w domowych pieleszach, to chyba jednak niewiele utworów z tego albumu będę w przyszłości odtwarzał. Skupię się raczej na starszych, lepiej zagranych albumach studyjnych.

Taclem