Kategoria: Recenzje (Page 97 of 214)

Lisa Lynne „Maiden`s Prayer”

Piękna i szalenie nostalgiczna płyta Lisy Lynne, to przykład na to, że w zalewie albumów nagrywanych przez celtyckich harfistów można jednak znaleźć coś bardzo ciekawego. Nawet bardziej znane melodie, takie, jak „Eleanor Plunkett” O`Carolana przedstawione są tu tak, że miło się ich po raz kolejny słucha. Nietrudno mi wyobrazić sobie, ze ktoś kupi tą płytę właśnie po to, żeby posłuchać co Lisa Lynne robi z takim standardem.
A tymczasem jest tu sporo innej muzyki i to ciążącej w nieco innym, niż celtyckie brzmienia kierunku. Lisa nagrała ten album z perskimi muzykami z Lian Ensemble, co zbliża płytę „Maiden`s Prayer” do bardziej globalnych brzmień. Nie zmienia to jednak faktu, ze album jest od początku do końca piękny.
Podstawową inspiracją była tym razem muzyka XV i XVI Wieku, choć zaaranżowana znacznie współcześniej. Nie po raz pierwszy na główny plan tematyczny wysuwają się tu pierwiastki żeńskie, jest to bowiem album nacechowany ideologicznie. Jeśli jednak nie przeszkadzają Wam takie klimaty, to zatopcie się w pięknym świecie celtyckiej harfy, fletów i bębnów.

Taclem

Madrigaia „Pleiades”

Od pierwszych dźwięków można się zakochać. Siedem kobiet, piękne głosy, delikatny akompaniament i świetne piosenki, wybrane z przeróżnych ludowych tradycji. Jest Bułgaria, coś ze świata arabskiego, Indie i cała masa innych miejsc. Nawet Polska!
Największe wrażenie robią tu przeróbki tradycyjnych piosenek ze świata arabskiego w połączeniu z Indiami, świetna jest też aborygeńska „Heart Song”. Doskonale też brzmią rzeczy z Bułgarii – „More Zajeni Se Guro” i „Zashto”. Również popularne francuskie „Tourdion” zostało zaśpiewane na wysokim poziomie, podobnie jak hebrajskie „Hine Ma Tov”. Z olbrzymią ciekawością wysłuchałem też piosenki „Dwa serduska”, reprezentującej nasz kraj. Wyszła bardzo dobrze, nieco zaskakująco, ale chciałbym, żeby w takiej stylistyce ktoś nasze ludowe utwory śpiewał.
Nie za bardzo udała się za to wycieczki do Ameryki Południowej, choć brazylijską pieśń „Ile aye” połączono z delikatnym hip hopem, to nie wypada ona rewelacyjnie. Nieco lepiej poszło przy argentyńskiej „La Cumparsita”.
„Pleiades” to drugi album kanadyjskiej grupy. Jeśli miałby on rzeczywiście być sprawdzianem dla zespołu, to Madrigaia zaliczyła ten sprawdzian z bardzo wysoką oceną.

Rafał Chojnacki

Maja Birkeland & Trygve Traedal „Dansk cellomusikk”

Muzyka klasyczna zawsze była blisko ludowych inspiracji. Twórcy najpiękniejszych pereł klasyki inspirowali się często tradycyjnymi melodiami, zaś folkowi eksperymentatorzy nie raz sięgali po melodie znanych kompozytorów, aranżując je na folkowo.
Tym razem mamy do czynienia z muzyką z Danii, którą zagrano na fortepianie i wiolonczeli. Zadowoli ona zapewne wszystkich melomanów o ciągotach klasycznych, jest to bowiem płyta nagrana z wielkim pietyzmem.

Taclem

Shirley Johnson „Where to now”

Muzyczna podróż po Europie w towarzystwie Shirley Johnson zaczyna się we Włoszech. Co ciekawsze utwór od którego artystka rozpoczyna swoją drugą płytę, to nie kompozycja tradycyjna, a słynne „Time To Say Goodbye”, znane choćby z repertuaru Andrei Bocelliego. Nie jest to najszczęśliwszy początek dla folkowej płyty. Nawet nie dlatego, że to nie utwór ludowy, a dlatego, że po prostu nie pasuje do tego zestawu.
Później jednak jest już bardziej tradycyjnie. Shirley ma chorwackie korzenie i mimo, że urodziła się w Stanach, to odkrywa z pasją muzykę z Bałkanów. Jest tu jej pełno.
Niestety dobór stylistyki, w której artystka się porusza jest dość bezkrytyczny. Obok świetnie zaaranżowanych i dobrze dobranych utworów znajdują się tu gnioty rodem z wiejskiej remizy. Owszem, to też folk, tyle, że jeśli się pokazuje, że potrafi się zagrać lepiej, to po co za chwilę obniżać poziom i zagrywać jak kiepska kapela z wesela?
Materiał zebrany na tej płycie, to rezultat wielu podróży, zwłaszcza do Europy wschodniej. Podejrzewam, że wówczas artystka nasłuchała się bardzo różnej muzyki – zarówno tej dobrze, jak i miernie wykonanej. Niestety nie potrafi najwyraźniej odsiać ziarna od plew.
Nie ukrywam jednak, że Shirley Johnson ma pomysł na granie. Nic dziwnego, że grała m.in. dla papieża Jana Pawła II na koncercie w Watykanie.

Taclem

Strand Hugg „Un jour …un port …”

Bretońskie szanty i pieśni morskie chyba już na dobre zadomowiły się na naszej scenie, czas więc zajrzeć nieco głębiej na tamtejszą scenę i wyłuskać kapele, które mogą zaprezentować nam coś ciekawego.
Strand Hugg, to zespół u nas zupełnie nie znany, choć podejrzewam, że przyjąłby się świetnie. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że śpiewają znane piosenki po swojemu, czasem dodając coś od siebie.
Album „Un jour …un port …” otwiera chyba najbardziej rozpoznawalna z tamtejszych pieśni morskich, czyli „Harmonica”. Zagrana jest bardzo sympatycznie, słucha się tego wykonania z niekłamaną przyjemnością. Po niej następuje tradycyjna szanta „Tacoma”, czyli… to co znamy jako angielskie „Sacramento”! Podejrzewam, że porwaliby ta pieśnią niejeden z polskich festiwali. Zapewne rozpoznano by u nas również „La Margot”, choć ta wersja nieco różni się od proponowanej przez Stare Dzwony. Ich „Valparaiso” to z kolei angielskie „Good Bye Farewell”. Znamy też z polskich wykonań bretońską „Naviguant Dans Le Port de Nantes” – tu jest ona podana bardzo surowo, przez co urzeka swoją prostotą. Piosenek takich, jak „Paddy Lay Back”, „Rolling Down To Old Maui” czy „Amsterdam” też nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Za to „My Bonnie” kojarzyć pewnie będą tylko starsi miłośnicy morskich pieśni.
Mniej znane utwory, to np. autorski „Le Tour Du Monde”, nawiązujący do pięknej tradycji francuskich ballad, z kolei „Les Voyaguers de la Gatineau” to taka pieśń do śpiewania przez całą salę. „Henrick” to z kolei taka piosenka, której nie znamy, ale brzmi jak setki innych, podobnych.
Jeśli chcemy potańczyć w rytmach celtycko-morskich, to Sympatyczni Francuzi proponują nam kilka takich utworów, które same proszą się o taniec, np. „Reel Saint Sauyeur” i „Sirop D`Erable”.
To dość tradycyjnie zagrana muzyka, brzmienia są akustyczne, nie ma nawet basówki – gra za to kontrabas. Zdecydowanie nie jest to jednak muzyka przeznaczona wyłącznie dla osób starszych. Ostatnio pojawiają się bowiem opinie, że poza Polską muzyki morskiej słuchają wyłącznie gromady raczących się piwem staruszków, a nasz kraj jest szantowym Mesjaszem narodów. Nic bardziej mylnego, wielu naszym kapelom daleko do międzynarodowego poziomu, Strand Hugg biją ich na głowę, a przecież też nie są najlepszą kapelą na świecie. Po prostu grają solidnie i rzetelnie.

Taclem

Steve Byrne „Songs From Home”

Pierwszy solowy album wokalisty, znanego nam już z zespołu Malinky, to płyta folkowa w niesamowicie klimatycznym stylu. Musze przyznać, że Steve zaskoczył mnie swoim podejściem do muzyki tradycyjnej. Jestem pod dużym wrażeniem.
Pisałem kiedyś, że Malinky są nowoczesne a jednak grają z szacunkiem dla tradycji. Na „Songs From Home” tego szacunku jest wielokrotnie więcej. Album nawiązuje swoim brzmieniem do takich klasyków, jak Dick Gaughan czy Steve Tilston.
Pod względem repertuarowym płyta „Songs From Home” również prezentuje się ciekawie. Są tu autorskie utwory, napisane specjalnie z myślą o tym albumie, jest kilka wierszy, z dopisaną muzyką, no i wreszcie czasem pojawia się coś tradycyjnego.
Album ten przyciąga jak magnez, nie ma na nim słabszych kawałków, choć też (jak to zwykle w takich przypadkach bywa) nic nie wybija się ponad poziom. Polecam każdemu, kto lubi piosenki.

Taclem

Untsakad „10”

Estońska formacja Untsakad nagrała ten album w 2002 roku. Z moich obliczeń wynika, że to szósty album, wydany na dziesięciolecie istnienia zespołu.
Untsakad uważani są za estońskich The Pogues, zapewne przez celtyckie ciągoty w niektórych utworach, grają jednak nieco lżej. Na tej płycie też są takie utwory. Jest „Härmoonika”, czyli stara bretońska piosenka żeglarska. Po irlandzku zaczyna się też „Maffiamiis nummer üts”. Z kolei „Isa mind ei sallind nagunii”, to estońska wersja piosenki „Her Father Didn`t Like Me Anyway” autorstwa Gerry`ego Rafferty, przypomniana nie tak dawno temu przez Shane`a MacGowana. Z resztą frontman The Pogues jest tu najbardziej wykorzystywanym źródłem, jego piosenki stały się podstawą do „Maffiamiis nummer üts” i „Jouluöö muinasjutt” (to słynne „Fairytale in New York”!).
Nie brakuje też bardziej swojskich dla wschodnich Europejczyków rytmów. Tak jest choćby w „Hüva ohtut” czy świetnie zaaranżowanym utworze. Są też elementy znacznie bardziej słowiańskie, jak rosyjsko-brzmiąca melodia „Saara”,
Do najlepszych utworów zaliczyłbym tu „Suu laulab süda muretseb”, „Joomaja laul”
Co prawda muzyka zawarta na „10” to w większości bardzo fajne kompozycje, ale niestety maniera wykonawcza Estończyków bywa trochę męcząca. Grają oni niestety czasem zbyt przaśnie i popadają w kicz. Wystarczy posłuchać „Esmakordselt sind ma nägin”, żeby wiedzieć o czym mówię.

Rafał Chojnacki

Volkovtrio „XIX98”

Vladimir Volkov to skrzypek i basista. Towarzyszą mu Arkady Shilkloper na rogach i didgeridoo oraz Sergei Starostin, który śpiewa, gra na fletach, klarinecie i birbine. Efektem ich współpracy są cztery płyty, z których pierwszą udało mi się właśnie zdobyć.
Już pierwszy z utworów – „За нашей деревней” – robi bardzo dobre wrażenie. Klimatyczny, spokojny, a jednocześnie piękny śpiew Starostin wprowadza nas w atmosferę płyty.
Jeszcze ciekawiej robi się, kiedy do tego wszystkiego dodamy odrobinę elektroniki, czyli niepokojący podkład. Kojarzy się ona wówczas z mroczną północą Rosji.
Nniekiedy pojawiają się nieco inne brzmienia, bardziej taneczne, co prawda kontrastują one z resztą materiału, ale w sposób nie powodujący zgrzytó stylistycznych.
Zamykający płytę „Вдоль по морю” brzmi niemal jak stare bretońskie gwerze z ich lamentowymi zaśpiewami.
Musze przyznać, że projekt ten nieco mnie zaskoczył i to bardzo pozytywnie. Podejrzewam, że za naszą wschodnią granicą kryje się jeszcze sporo dobrych zespołów, u nas praktycznie nie znanych.

Taclem

Afro Celt Sound System „Anatomic”

Afrykańscy Celtowie wracają. Tym razem ich muzyczna droga wiedzie między innymi przez Ruandę, reprezentowaną przez Dorothee Munyaneza i Uzbekistan, z którego pochodzi Sevara Nazarkhan. Znów są irlandzkie flety, dudy i bębny oraz afrykańska kora ale również greckie bouzouki.
Otwierający płytę utwór „When I Still Need You”, to kwintesencja aktualnych wątków w muzyce Arfo Celts. Odrobina elektroniki zmieszana z folkiem tworzy bardzo sympatyczne world music, jednocześnie wysmakowane, ale też dość łatwe w odbiorze. Bardzo ciekawe są też utwory, w których udziela się Dorothee Munyaneza, zespół poznał się z nią przy okazji pracy nad ścieżka dźwiękową do filmu „Hotel Ruanda”, jak widać współpraca przyniosła ciekawe efekty.
Nowa płyta to najbardziej nastrojowy ze wszystkich dotychczasowych albumów zespołu. Słychać wyraźnie, że nieco już okrzepli, również fani zespołu – a tych na świecie jest sporo – wymagają chyba od nich obecnie nieco więcej, niż jeszcze kilka lat temu. Nie znaczy to, że nie ma tu świetnych ludowych tańców, osadzonych w nowej poetyce zespołu. Wręcz przeciwnie. Wszystko to tworzy wybuchową mieszankę, którą muzycy zatytułowali „Anatomic”.

Rafał Chojnacki

Ancient Future „Visions of a Peaceful Planet”

Jakiś czas temu miałem do czynienia z nową płytą zespołu Ancient Future (mowa o albumie „Planet Passion”), która wydała mi się kwintesencją tego, co podoba mi się w gatunku world music. Połączenie brzmień z różnych kultur z odrobiną mieszanek stylistycznych, to w mojej opinii właśnie sedno tego terminu.
Kiedy tylko udało mi się dotrzeć do innych albumów Ancient Future, natychmiast postanowiłem ich posłuchać i coś o nich napisać.
„Visions of a Peaceful Planet” to płyta z 1979 roku, najstarszy album w dyskografii zespołu, odróżniający się nieco od „Planet Passion”. Matthew Montfort, Benjy Wertheimer i reszta zespołu stworzyli na nim coś w rodzaju muzycznej wycieczki do Indii. Ten album nie jest jeszcze tak różnorodny, nakierowano go raczej na brzmienia z pogranicza jazzu i ambientu, osadzone głęboko w muzyce etnicznej.
Dopiero słuchając tej skądinąd dobrej płyty, otrzymujemy odpowiedź na pytanie o klasę zespołu. Nie ma wątpliwości, że to dziś wielka kapela, warto więc zwrócić uwagę na ich początki.

Rafał Chojnacki

Page 97 of 214

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén