Kategoria: Recenzje (Page 193 of 214)

Brenga Astur „Tornando al Abellugul Llar”

Jako że z muzyką galicyjską i asturyjską kontakt mamy w Polsce niewielki (choć z tego co mi wiadomo grono fanów rośnie), tym chętniej sięgnąłem po płytę jednej z bardziej znanych grup uprawiających ten rodzaj celtyckiego folka.
Brenga Astur to nazwa ktorą można przetłumaczyć jako „Siła/Moc Asturii”. Zespół gra tradycyjną muzykę celtycką z północnej Hiszpanii, niekiedy posiłkując się dźwiękami z Irlandii, Szkocji i Bretanii. Oprócz poszukiwań ciekawych melodii członkowie zespołu szukają też ciekawych brzmień, niekiedy wykorzystjąc w ich kreowaniu rockowe instrumentarium. Tam gdzie to pasuje dodają perkusję i gitarę basową, bez wątpienia wpisując się w ten sposób w poetykę folkrockową. A jednak ich muzyka wciąż zachowuje znaczną ilość pierwiastków tradycyjnych.
Wspaniałym przewodnikiem po tej płycie jest dołaączona do niej książeczka w której przeczytać możemy kilka słow (m.in. po angielsku) o każdym z prezentowanych utworów. Nie widzę więc sensu rozpisywać się o pochodzeniu poszczególnych utworach, ani o ilości gości na płycie. Wspomnę tylko o tym, że otwierający płytę „Esi guaje maróse” na szkockich dudach gra gościnnie znany nam już Eric Rigler z formacji Bad Haggis.
Tym co zawsze zwraca miją uwagę kiedy słucham muzyki asturyjskiej jest niesamowite brzmienie tamtejszych dud. Na tej płycie słyszymy zarówno dudy szkockie, jak i asturyjskie gaita. Można je porównać ze soba, słychać różnice jakie są w brzmieniu i technice.
O brzmieniu utworów decyduje również w dużej mierze Marta Arbaz, wokalistka grupy. Piosenki śpiewane są po asturyjsku, ale jak przystało na porządne wydawnictwo mamy tlumaczenia na angielski w załączonej książeczce.
Jeśli uda Wam się dostać tą płytę – polecam gorąco.


Taclem

Shannon „Loch Ness”

Debiut fonograficzny olsztyńskiej grupy Shannon nosi w sobie spore naleciałości klimatów średniowiecznych, choćby za sprawą „Turdion” i „Ballady Rycerskiej”.
Można też znaleźć nawiązania do muzyki ilustracyjnej, a to za sprawą klawiszowych pasaży pojawiających się w kilku utworkach. W sumie przybliża to zespół do dokonań Clannad, czy Loreeny McKennitt. Są tu również zapowiedzi późniejszego stylu grupy – szybkie folkowe granie. Jedno do czego mam spore zastrzeżenia, gdy po kilku latach od wydania tego materiału słucham go ponownie, to kobiece (a właściwie dziewczęce) wokale. Nie pasują one zbytnio do stylistyki w jakiej poruszał się wówczas zespół.
Pamiętam że Shannon swoim pojawieniem się na scenie folkowej wzbudził sporą sensacje. Grali muzykę celtycką, ale zupełnie inaczej, niż znane wówczas zespoły Carrantuohill i Open Folk. Folkowi puryści byli wstrząśnięci zarówno rockową werwą olsztyniaków, jak i ich żywiołowymi koncertami i doskonałym przyjęciem publiczności. Po latach Shannon ma już swoje miejsce na folkowej scenie, ma swoich wiernych słuchaczy i wymienia się go w czołówce celtyckiego grania w Polsce.
Po latach warto polecić starą kasetę przez wzgląd na ciekawe pomysły aranżacyjne i wykonawcze zespołu. No i oczywiście warto poznać jak Shannoni radzili sobie na początku swojej scenicznej kariery.


Taclem

Clandestine „To Anybody At All”

Bardzo dobra muzyka o tradycyjnym brzmieniu. Clandestine nie odkrywają Ameryki, mimo że z niej pochodzą. W tych dźwiękach najwięcej jest górzystej Szkocji.
Za sprawą użycia w zespole szkockich wielkich i małych dud instrumentalne utwory najbardziej kojarzą się z Battlefield Band, nieci też z Old Blind Dogs. To dobre skojarzenia, choć, jak już wspomniałem takie granie nie jest zbyt odkrywcze.
Najwięcej własnego charakteru zespół pokazuje w piosenkach. W większości odpowiada za nie gitarzystka i wokalistka Jennifer Hamel. Dysponuje ona pięknym głosem, niekiedy przywodzącym na myśl Dolores O’Riordan. Same piosenki też są bardzo dobre, Jennifer ma najwyraźniej duży talent do pisania .
Ze standardów zespół wykonuje „A World Turned Upside Down”. Zespół? Piosenka jest zaśpiewana a capella przez Jennifer i Emily Dugas (grająca również w kapeli na instrumentach perkusyjnych).
Pozaostała część zespołu też jednak nie próżnuje, również biorą udział w procesie twórczym. I tak dudziarz zespołu – E.J.Jones – jest autorem czterech tańców składających się na wiązankę „The Tidy Cottage”. Skrzypek – Gregory McQueen – jest autorem jednej z części „The Telfers Jigs”.
Najlepszym utworem jest tu według mnie piękna ballada „Miner’s Lullaby”.
Czuć w tej muzyce pasję, to ułatwia bardzo odbiór. Warto spotkać się z muzyką Clandestine i poznać ją bliżej.


Taclem

Dubliners „Further Along”

Bardzo nietypowy album Dublinersów. Dlaczego nietypowy ? Ano dlatego że na „Further Along” nie ma ani jednej kompozycji przy której widniałby napis ‚traditional’. A przecież The Dubliners to obok The Chieftains najbardziej znana tradycyjna formacja folkowa z Irlandii.
Pojawiają się tu utwory znane, jak „Dirty Old Town” (McColla), „Step it Out Mary” (McCarthy’ego), czy „Song for Ireland” (Colclough), oraz kompozycje innych irlandzkich autorów (Moore, Kavanagh. MacNeil). Jednak najciekawsze w całym zestawie są utwory napisane przez samych Dublinersów. ” AR Éirinn Ní Neosfainn Cé H” napisali Eamonn Campbell i Barney McKenna, podobie jak „Job of Journeywork”. ” Tá an Coileach Ag Fógairt an Lae” to spółka autorska Eamonn Campbell, Seán Cannon i John Sheahan. „St. Patrick’s Cathedral” i „Miss Zanussi/St. Martin’s Day” napisał sam Sheahan. Tytułowy „Further Along” też powstał dzięki współpracy Campbella, Cannona i Sheahana.
O ile repertuar może zaskakiwać, to już wykonawczo Dublinersi pozostakjąwierni tradycji… choć nie do samego końca. Zwykle nie grają przecież z didjeridu, a na tej płycie gościnnie pojawia się ten instrument, gra na nim z reszta basista grupy Altan – Steve Cooney.
Tradycja z łykiem nowoczesności, dla wszystkich pubowiczów rzecz obowiązkowa.

Taclem

Gilrain „Hallelujah…”

Gilrain to folk-rock grany przez naszych zachodnich sąsiadów. Grupa penetruje region muzyki folkrockowej, bez jakichkolwiek celtyckich naleciałości. Może jedynie riff z tytułowego „Hallelujah” skojarzy się niektórym z „Run Run Away”.
Żeby nie było wątpliwości w jakim kierunku podążają, grupa wykonuje tu piosenkę „Farewell Angelina” autorstwa Boba Dylana. „Pastures And Wastelands” też mogłoby się znaleźćw jego repertuarze.
Ale nie jest to kierunek jedyny, bo np. „Princes in Rags”, czy „Something in the Yard” noszą bardzo silne piętno grupy Waterboys.
Właściwie to można doszukiwać się jeszcze innych naleciałości (choćby U2), jednak nie o to tu chyba chodzi. Gilrain mają swój, dość charakterystyczny klimat i w nim czyją się najwyraźniej bardzo dobrze.
Wszystkie kompozycje – poza utworem Dylana – są autorstwa lidera grupy Jörga Müllera. Nie można mu odmówić talentu kompozytorskiego. Utworki okraszone są czasem typowo dylanowską harmonijką, niekiedy mamy ostre solówki, albo, jak w „Pastures And Wastelands”, jedno i drugie.
„Hallelulah…” stawiam na półce obok miejsko-folkowych klimatów grup takich jak Słodki Całus od Buby, czy Jak Wolność To Wolność. Towarzystwo raczej odpowiednie.

Taclem

Lash „Every Direction”

The Lash grają specyficzną odmianę muzyki punk-folkowej, nieco może spokojniejszą. Z jednej strony jest tu trochę typowo punk-rockowej rytmiki i wesołego klimatu, z drugiej zaś trudno odmówić muzykom znajomości folkowej sztuki, oraz pomysłów na ciekawe kompozycje. W większości utworów wiele ma do powiedzenia Mike Lynch – akordeonista zespołu.
Autorem większości kompozycji (poza tradycyjnymi i „The Lucky One”, gdzie napisał tylko tekst) jest wokalista, grający też na cytrze, mandolinie i banjo – Robert Klajda. Trzeba przyznać że pisze bardzo fajne piosenki.
Żywiołowy „Let The Demons Go” opowiada o tym że w każdym z nas drzemie Jekyll i Hyde. Z kolei spokojniejszy „The Lucky One” to piosenka szczęściarza któremu sprzyja szczęście, ale nie ma wpływu na swoje przeznaczenie. „Bad Tattoo” nosi w sobie elementy amerykańskiego rocka i country, zaś „Cat’s Imagination” ma typowo kanadyjskie brzmienie folkrockowe, co jest uzasadnione, jako że The Lash to kanadyjska kapela.
Dla mnie swoistym przebojem jest „Irish Cajun Polka Queen”, piosenka zawierająca tradycyjny „Reel Świętej Anny”. Dawno temu istniała już „Ballada o Reelu Świetej Anny” (polskie Cztery Refy wykonują ją jako „Balladę o pewnej melodii”). Widać ten bardzo fajny reel działa na wyobraźnię autorów piosenek.
Piosenka „Pagan Princes”, to sobie ciekawe skrzyżowanie klimatu The Pogues z gościnnym drugim wokalem Kitty Donahoe, przywodzącym nieco na myśl delikatny głos Maire Brennan. Miłe połączenie.
Kanadyjski luz w podejściu do muzyki daje o sobie znać również w „The Best Years”, czy „Protection”, gdzie melodyjne wokale towarzyszą lekko country’owym rytmom w pierwszym przypadku i funky-folkowym w drugim.
Zwraca na siebię uwagę bardzo klimatyczna piosenka „The Wolves Cry”, prowadzi ją właściwie wokal i akordeon, co daje bardzo fajny efekt.
Płytę kończy utwór „Wild Obsessions”… po nim trochę ciszy i jakies odjechane zabawy i improwizacje studyjne, bardzo milutkie.
Warto podarować sobie trochę luksusu z zespołem The Lash.

Taclem

Old Blind Dogs „Close To The Bone”

Recenzenci amerykańscy nazwali drugi album Old Blind Dogs połączeniam wspaniałych piosenek i smakowitych melodii instrumentalnych. W tej krótkiej recenzji trudno wyrazić złożoność muzyki granej przez zespół, lecz niewątpliwie mówi ona prawde o płycie.
Ciekawostką jest na pewno prezentowana przez zespół wersja utworu „Linden Rise”. Ten skoczny reel został napisany przez samego Jonny’ego Cunninghama, kiedy ten był członkiem kultowego Silly Wizard. Mamy tu również (podobnie jak na poprzedniej płycie „New Tricks”) muzyczną podróż przez wieki. A to za sprawą choćby „MacPherson’s Rant”, autorstwa Jamesa MacPhersona, powieszonego w Banff w roku 1700.
Na „Close to the Bone” znajdują się też ciekawe aranżacje dwóch piosenek znanych z często eksploatowanego zbioru „English and Scottish Popular Ballads” Francisa Jamesa Childa. Są to dość znane utwpry: „Cruel Sister” i „Twa Corbies”. Pierwszy to stara ballada o zamordowanej siostrze, która powraca pod postacią pięknej harfy, jej nową wersję zaprezentowała niedawno (na płycie „The Mask ant the Mirror”) Loreena McKennitt w utworze „The Bonny Swans”. Z kolei szkocką piosenkę o dwóch krukach znają choćby ci, którym dane było oglądać w Polsce koncerty Sands Family.
Na drugiej płycie Old Blind Dogs wykazują sporo konsekwencji. Choć instrumenty tworzą niekiedy niemal ścianę dźwięku (czyżby za sprawą mało selektywnego brzmienia ?), to słucha się płyty przyjemnie.

Taclem

Skolvan „Chenchet’n Eus An Amzer”

Przyznam ze ta płyta mnie zaskoczyła. Nie znałem nowych nagrań zespołu Skolvan, ale sam zespół pamietałem dość dobrze ze starych audycji Wojciecha Ossowskiego. W połowie lat 90-tych pojwiło sie w jego audycjach troche muzyki tego zespołu. Wówczas kojarzył mi sie on głównie z nieco melancholijną, a nawet smutną muzyką. Jednak czasy się zmieniają (tytul „Chenchet’n Eus An Amzer” oznacza właśnie to) i muzyka bretonskiego Skolvan tez nie stoi w miejscu.
Na „Chenchet’n Eus An Amzer” jest ona dość żwawa, wesoła i taneczna. Być może jest to w dużej mierze zasługa gości, których na tym albumie nie brakuje. Zdarzają sie więc i frazy lekko jazzowe, a także funkujaca sekcja rytmiczna. Nie jest to już jednak czysta bretonska muzyka taneczna do słuchania i tańczenia na Fest-Noz.
Zamiast tego otrzymujemy dojrzały produkt z gatunku bliższemu folkrockowi i projektom jazz-folkowym. Płyta godna polecenia.

Taclem

Various Artists „Scotland’s Dances & Marches”

Skromnie wydana płytka, o spokojnej szacie graficznej, bez charakterystycznej grubej książeczki zawierającej informacje o wykonawcach nie robi dobrego wrażenia. Jednak jest to wrażenie powierzchowne. Płyta zawiera doskonałą kolekcję 21 utworów instrumentalnych – właśnie tytułowych marszow i tańców szkockich.
Wszystkie utwory zachowano praktycznie w oryginalnej postaci, bez wprowadzania zmian w linii melodycznej czy modyfikacji instrumentalnych. Powoduje to co prawda znaczne – uproszczenie tonacji i sprowadzenie do roli prowadzących instrumentów dud i werbla. W efekcie – w pierwszej chwili posiada się wrażenie ze wszystkie utwory na krążku są identyczne, lecz jest to wrażenie ze wszech miar złudne. Każdy z utworów na płycie jest diametralnie inny – do tego stopnia że nawet trudno je z sobą porównywać. Same podtytuły kolejnych fragmentów zaś stanowią niejako wędrówkę zarówno poprzez geografie – jaki historię Szkocji.
Doskonała płyta, skierowana niestety jednak głównie do pasjonatów tradycyjnej muzyki szkockiej. Krążek ten będzie doskonałym źródłem do zapoznania się z olbrzymimi możliwościami tkwiącymi w tradycyjnych instrumentach ludowych – zwłaszcza w dudach. Płyty te niewątpliwie zaliczyć należy do kręgu „gorąco polecam”. .

Cashan

Broken Fingers Band „Nostalgia”

Od bluesa do folku zdecydowanie nie jest daleko, co udowadniają nam co jakiś czas artyści bluesowi. Tym razem wzieli się za to specjaliści od bluesa w szantach. Broken Fingers Band to formacja, która powstała by wspierać kapitana Waldemara Mieczkowskiego podczas występów, kiedy sam połamawszy palce nie mógl grać na gitarze. W rezultacie powstała ciekawa grupa, składająca się z Waldka (muzyka m.in. grupy Packet) i czlonków zespołu Słodki Całus od Buby, doświadczonych w miejskim folku i bluesie, z których większość miała za sobą staż w folkowych formacjach (Smugglers, Szela, Krewni i Znajimi Królika i inne).
Podstawą repertuaru BFB stały się śpiewane przez Mieczkowskiego piosenki nieżyjacego członka legendarnych Starych Dzwonów – Janusza Sikorskiego. Płytę archiwalną z nagraniami Sikorskiego prezentowałem tu jakiś czas temu, teraz kilka słów o swoistych coverach.
„Nostalgia”, „Ballada o wszechżonie”, czy „Do Anioła Stróża”, to piosenki które większość słuchaczy kojarzy właśnie z Mieczkowskim, gdyż Janusz Sikorski dość rzadko śpiewał je na koncertach. Dzis zasilają repertuar Gdańskiej Formacji Szantowej, w której grają Waldek Mieczkowski i Krzysiek Jurkiewicz (jeden z filarów Broken Fingers).
Z nieco innych piosenek na płytę trafiły dwa stare żeglarskie przeboje – „Tawerna pod dorodną flądrą” i „Ballada o nieznanych lądach”. Obie interpretacje BFB są dziś niemal klasyczne, wokal Mieczkowskiego pasuje do nich jak ulał – nic dodać, nic ujać.
Zespół mierzy się też z piosenkami Jerzego Porębskiego – innego Starego Dzwona, autora wielu popularnych żeglarskich przebojów. „Stary dziadek” i „Sztorm przy Georgii” to właśnie jego piosenki. Znacznie lepiej wychodzi ta pierwsza, nic to dziwnego, w końcu melodię zawdzięcza ona jednemu z najbardziej folkowych bluesów w historii – „St. James Infirmary”.
Blues i folk chodzą w parze, o tym pewnie jeszcze nie raz sie przekonamy.

Taclem

Page 193 of 214

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén