Kategoria: Recenzje (Page 170 of 214)

Irishields „The Last Night In Doolin”

Kapele folkowe z Włoch, grające muzykę ocierającą się o klimat celtycki zazwyczaj zaskakiwały mnie w specyficzny łącząc melodie z północy z południowym temperamentem. Tym razem zaskoczeniem może być… brak zaskoczenia. Co prawda zdarza się czasem odrobina niekonwencjonalnych rozwiązań (jak w bardzo ciekawym „The Good and the Evil”), ale to za mało, by w znaczący sposób wpłynąć na całość płyty.
Irishields to bardzo sprawnie grający zespół, dodatkowo na płycie są cztery ich autorskie kompozycje. Na pewno więc warto choćby dlatego ich posłuchać.
Jeśli jednak chodzi o brzmienie, trudno byłoby odróżnić Irishields od innych kapel tego typu.
Repertuar to w większości mniej lub bardziej znane tańce, które na pewno ruszyłyby z miejsca niejednego miłośnika irlandzkich pląsów. Autorskie kompozycje wpisują się ty też znakomicie.
Płyta głównie do tradycyjnego irlandzkiego tańca. Jeśli miałbym pokusić się o jakąś ocenę, to powiedziałbym że nieco powyżej średniej, czyli coś około 3+/4-.

Taclem

Marw „Irska hudba trochu jinak”

Marw to kapela z czeskiej Pragi, grająca muzykę irlandzka. Jak wskazuje tytuł tej króciutkiej płyty demo, Marw gra tą muzykę trochę inaczej. Na czym to polega ? Doprawdy nie wiem. Nie ma tu jakichś nowatorskich zagrywek, zmian stylistycznych, czy temu podobnych rzeczy.
Trzeba jednak przyznać że grupa Marw gra bardzo fajną muzykę. Z resztą nie tylko irlandzką, bo w zestawie zaplątał się też set tańców bretońskich. W muzyce Czechów czuć bardzo fajny klimacik, słychać ze posiedzieli trochę nad tymi utworami.
Jedyna piosenka – „Out of the Woods” nie pozawala w pełni ocenić zdolności śpiewającego ją Vojtecha Ettlera, więc wstrzymam się do czasu aż dane mi będzie usłyszeć jakiś bardziej rozśpiewany materiał. Póki co brzmi całkiem fajnie, zwłaszcza że wspiera go w chórkach Tereza Urbanova, której wokalizy zwiastują również bardzo ciekawe umiejętności.
Mam nadzieję że niedługo coś nowego ze strony Marw usłyszymy.

Taclem

Reel Feelings „Heroes”

Bardzo zgrabna płytka niemieckiego Reel Feelings. Grupa gra bardzo zgrabny celtycki folk-rock, czyli to, co zwykło się ostatnio nazywać celtic rockiem.
Członkowie zespołu postepują dość swobodnie z tradycyjnym materiałem, ale efekt jest zdumiewająco dobry. Czasem dopiszą jakąś melodie, czasem cały utwór jest ich autorstwa.
Niekiedy jest bardzo rockowo, taki „Fading Heroes” brzmi jakby powstał z połączenia muzyki irlandzkiej z brzmienem Dire Straits.
Niekiedy brzmienie grup jest bardziej brytyjskie, przywodzi na myśl Fairport Convention, lub Albion Band. Wzory są jak najbardziej słuszne, czasem myślę że brytyjska muzyka jest trochę zaniedbana.
Ciekawie brzmią gaelickie pieśni, zespół zbliża się wtedy w rejony zarezerwowane dla grup pokroju Capercaillie, lecz jest znacznie bardziej rockowy od szkockiego zespołu.
Płytę kończy elegancka ballada „Maire Bhruinneall” zagrana w stylu starego Steeleye Span.
Z tego co mi wiadomo grupa należy do lokalnych gwiazd, ale powoli też staje się coraz bardziej znana w całych Niemczech. Być może warto by pomyśleć o pokazaniu ich polskiej publiczności.

Taclem

Tim O’Brien „Rock In My Shoe”

Tim O’Brien prezentuje nam muzykę z pogranicza irlandzkiego folka, poetyckiego bluesa i country. Większość utworów to autorskie piosenki, niekiedy wspierają go kompozytorsko koledzy z zespołu towarzyszącego mu na płycie i koncertach. Bardzo blisko tej muzyce do dylanowskiej wersji amerykańskiego folka, choć O’Brien brzmi jednak bardziej tradycyjnie. Warto zaznaczyć że na kolejnym, wydanym po „Rock In My Shoe” albumie „Red On Blonde” Tim zmierzył się właśnie z utworami Boba Dylana. Tymczasem jednak pora na jego autorski repertuar.
Płyta zaczyna się bliżej Neshville, niż wyspiarskich pubów. Piosenka „Long Distance” mogłaby nawet zaszaleć na countrowych listach przebojów. Za to „Brother Wind”, mimo gitarowych slide’ów w tle to już rasowa folkowa ballada. Zwraca tu uwagę świetny głos Tima i ciekawa mandolina w tle (to z reszta też Tim).
Utwór tytułowy – „Rock In My Shoe” – to piosenka która dobrze obrazuje całą płytę. Nieco celtycki klimacik (inne tempo, ale kojarzy się z „The Great Song of Indifference” Geldofa), lekko country’owe tło i wokal Tima. Tak, to niewątpliwie wizytówka płyty.
Ballada „One Girl Cried” to też pogranicze, ale słucha się jej świetnie i nie zdziwiłbym się gdyby któryś z polskich wykonawców po usłyszeniu tej płyty włączył jądo swojego repertuaru.
W „Daddy’s On The Roof Again” najbliżej Timowi do bluesa. Czuć bardzo dobrze że ta muzyka nie jest mu obca. Z resztą nie tylko blues plącze się po nutkach Tima. Mamy tu też bluegrass w „Climbin’ Up a Mountain”.
W jedynym na płycie tradycyjnym utworze „Jonah And The Whale” pobrzmiewają dalekie echa utworu „Paddy And The Whale” i znów sporo bluesa. Pobrzmiewa on też w country-folkowym „Deep In the Woods”.
Jak już wspomniałem płyta folkowo-countrowa z naleciałościami bluesa. Na dodatek dobrze napisane piosenki i ciekawy wykonawca.

Taclem

Four Shillings Short „Of Labour and Love”

Płyta oczarowała mnie zarówno klimatem, jak i umiejętnościami muzyków. Bywa tu zarówno wesoło, skocznie i zabawowo, jak i nostalgicznie, nastrojowo, czasem wręcz smutno. Duet Aodh Og O Tuama i Christy Martin wraz z zaproszonymi muzykami dają sobie doskonale radę z celtyckim materiałem. Okazuje się jednak, że nie tylko. Kiedy po pięknej szkockiej balladzie „Both Sides the Tweed” następuje indyjski „Raga Padhari Dhun” całkiem zmienia się stylistyka, do głosu dochodzi sitar i można odnieść wrażenie że słuchamy już zupełnie innej płyty. Muzycy grający na codzień po celtycku rzadko decydują się na takie eksperymenty.
Również jedna z moich ulubionych ballad – „Susana Martin” – w wersji Four Shillings Short wypada bardzo ciekawie. Właśnie takie piosenki pasują do duetu Aodh Og/Christy. Klimat opowieści o czarownicy w połączeniu z magiczną muzyką grupy tworzy atmosferę znaną z książek fantasy. Dzięki ciekawemu graniu i pięknemu głosowi Christy możemy na chwilę zanurzyć się w innym świecie.
Z kolei kiedy śpiewa Aodh Og, mamy do czynienia ze stylistyką mogącą kojarzyć się z tradycją bardów. Nawet jeśli jest to piosenka nawiązująca nieco do country, jak „Have A Nice Day”.
Piosenka „Spitting Cousins” łączy w sobie inspiracje zaczerpnięte z celtyckich ballad z brzmieniem indyjskiego sitaru (według tego samego patentu zagrano „Ramble Away”). To też ciekawy pomysł, przyznam jednak że takie ballady wolę w czysto „wyspiarskich” aranżacjach, tu za przykład niech posłuży „The Bigler”.
Płytę kończy dość typowy rodzaj piosenki. „Common Thread” to typowy utwór w stylu „jeszcze kiedyś się spotkamy”.
Album można podsumować jako udany, ciekawe zaaranżowany i wykonany.

Taclem

Common Ground „Wings of Silver”

Zespół Common Ground przesłał mi cały pakiet swoich wydawnictw i z czystym sercem mogę orzec, że „Wings of Silver” to ich najlepszy album. W odróżnieniu od płyt koncertowych i skladanek (nawet tych tematycznych) mamy tu do czynienia z regularnym studyjnym albumem i czuć, że zespół miał wyraźną koncepcję tego, co chce zawrzeć na płycie.
Album jest momentem przełomowym w historii zespołu, gdyż podczas jego nagrywania zmarła z grupy wokalistka Cheryl Cloud. Przypomnę że zespół zaczynał jako akompaniatorzy tej wokalistki.
Cheryl życzyła grupie jak najlepiej, bo od początku dawała do zrozumienia, że chce, by zespół dokończył album, nawet jeśli jej miałoby zabraknąć. To paradoksalne, że na płycie, na którą napisała niemal cały materiał (11 piosenek) jest bardzo niewiele jej udziału.
Jednak jak widać grupa nie poddała się i nagrała płytę ciekawą. Common Grounds grają do dziś, choć nie mając tak płodnej autorki jak Cheryl, tworzą znacznie mniej materiału. Nie dziwią więc publikacje, na których poznajemy niepublikowane nagrania z Cheryl, oraz utwory jej autorstwa zarejestrowane na koncertach.
Wróćmy na chwilę do „Wings of Silver”. Jak zwykle w przypadku Common Ground sporo tu amerykańskiego folk-rocka z odrobiną brytyjskich korzeni. Ciekawostką jest tu „Sidh Beg Sidh Mor”, znana melodia irlandzka autorstwa Thurlogha O`Carolana. Czasem trochę żałuję, że zespół nie poszedł bardziej w bardziej celtyckim kierunku, ale patrząc na to z drugiej strony – kapel celtyckich mamy przecież całe mnóstwo.

Taclem

Michael Grey „Shambolica”

Rzadko zdarza mi się recenzować solowe płyty dudziarzy, a ten album jest właśnie taką płytą.
Na szczęście Michael nie gra tu sam. Mówię „na szczęście”, bo mimo iż lubię dźwięk tego instrumentu nie jestem pewnien czy wytrzymałbym całą płytę grana przez jednego tylko dudziarza. Michaela wspiera tu wielu dobrych muzyków i wokalistów. Co prawda ich nazwiska nie należą do najbardziej znanych w folkowym światku, ale to nie umniejsza wcale ich umiejętności.
Płyta brzmi dość nowocześnie, nie brakuje na niej fuzji stylistycznych. Mozna tu znaleźć elementy rocka, a nawet celtic funky. Dominuja jednak oczywiście dudy, tradycyjne i szkockie jak sam Braveheart.
O barwie niektórych utworów decydują podkłady. Dlatego też bardziej unowocześnione utwory, jak „Between Hope and Union”, czy „Maple Leaf Lounge” przypominać mogą galicyjskiego pop dudziarza – Hevię. Uważam jednak, że mimo iż na produkcję Greya nie wydano tyle kasy, co na Hevię, to jest to ciekawsza płyta.
Niesamowitam ballada „My Heart`s in the Highlands” zaśpiewana przez Dave`a Martina brzmi niemal jak jakaś typowa rockowa ballada z repertuaru dobrze grającej grupy. Podejrzewam że U2 nie powstydziłoby się takiego wykonania tego znanego wiersza Roberta Burnsa.
Nie ma co ukrywać że to głównie pozycja dla miłośników brzmień ze Szkocji. Ale za to naprawdę godna polecenia.

Taclem

Mat Dickson „The Keeper`s Log”

Instrumentalna muzyka z pogranicza celtyckiego folku i progresywnego rocka.
Klawiszowe pasaże, rodem z utworów Enyi towarzyszą tu akustycznej i elektrycznej gitarze. Tu z kolei można się troszkę pokusić o porównania z Mike`iem Oldfieldem.
Celtyckich brzmień nie brakuje, podobnie jak w niektórych utworach Mike`a, dużo tu też przestrzeni i swoistej atmosfery.
„The Keeper`s Log” to druga płyta Mata Dicksona, piewsza nosiła tytuł „The Lighthouse Keeper”. Oba albumy powstały z fascynacji kompozytora pięknem morskich latarni.
Warstwę fabularną albumu podszeptują nam tytuły. To one wraz z klimatem nagrań stanowią dla nas przewodnik po tym co Dickson chciał opowiedzieć.
Na pewno płyta spodoba się wielbicielom muzyki ilustracyjnej i relaksacyjnej. Natomiast jeśli ktoś poszukuje bardziej folkowych klimatów, może nie znaleźć to wiele dla siebie.

Taclem

Serart „Serart”

Muszę przyznać że z tej strony nie spodziewałem się płyty folkowej. Serj Tankian jest znany młodzieżowej publiczności jako charyzmatyczny lider nu metalowego zespołu System Of A Down. Przyzwyczaił nas dotąd raczej do ciężkiego grania, nie zaś do eksperymentów łączących ze sobą muzykę etniczną i klasyczną z jazzem i rockiem.

Drugim muzykiem odpowiedzialnym za powstanie projektu Serart jest Arto Tuncboyaciyan, artysta znany z awangardowego podejścia do muzyki folkowej, współpracujący dotąd z takimi wykonawcami jak Chet Baker, Al DiMeola, Joe Zawinul, Paul Winter i The Earth Band. Ma też własny zespół The Armenian Navy Band.

Starcie tych dwóch osobowości zaowocowało brzmieniami w których znajdą coś dla siebie chyba wszyscy miłośnicy muzyki swiata, takiej jaką gra się dzisiaj. Etniczne korzenie głęboko wnikają tu w elektroniczany grunt. Mamy też coś na kształt muzyki folmowej, czy może nawet klasycznej. Całość sprawia wrażenie właśnie muzyki ilustracyjnej, niekiedy nieco opętańczej („Love is the Peace”) innym razem spokojnej, jak w balladzie „Leave Melody Counting Fear”.

Ciekawe czy wydawca zadba o odpowiednią promocję i muzykę Serart będziemy mogli usłyszeć w radiu.

Bonusem do wydania jest krązek DVD z prezentacja multimedialną.

Taclem

Various Artists „Celtic Mist”

Wytwórnia Maggie`s Music działa na bardzo przyjacielskich zasadach. Muzycy często wspierają się wzajemnie w nagraniach. Tym razem utworzyli wspólny projekt, który obejmuje najbardziej klimatyczne nagrania z ich ostatnich płyt.
Zaczynamy od Karen Ashbrook z utworem Dougiego MacLeana zatytułowanym „The Ospray”. Potem mamy dudziarski „Éirigh Suas A Stoirín” z płyty Ala Petteway`a.
Na chwilę zatrzymajmy się przy „Skye Aire” – utworze granym przez Maggie Sansone. Jest to piękna kolekcja nastrojowych szkockich airs granych ma cymbałach z delikatnym akompaniamentem skrzypiec i gitary. Rewelacyjny utwór o spokojnym klimacie, doskonały jako ilustracja jakiegoś filmu, czy repertażu.
Wiązanka melodii zagranych na harfie przez Sue Richards dobrze wpasowuje się w narzucony przez Maggie klimat. Z podobnym utworem powraca Karen Ashbrook.
W „Feuntuen an Aod” pojawiają się wreszcie żywsze nuty. Robin Bullock nawiązuje tam nieco do muzyki dawnej, łącząc ją z melodią bretońską. Doskonale brzmi tu klarnet i sopranowy saksofon.
Kolejny utwór Ala Petteway`a, to „Sundog”, gdzie główne partie gra fortepian i gitara. Mało celtyckie instrumentarium ? Owszem, ale efekt bardzo fajny.
„Rebecca`s Hymn” pochodzi z płyty Bonnie Rideout i odwołuje się do powieści Waltera Scotta zatytułowanej „Ivanhoe”. W tym utworze zachwycają z kolei przejmujące dźwięki uilleann pipes.
Harfistka Sue Richards wraca w „Da Day Dawn” to melancholijnej tematyki poprzednich utworów granych na harfach i cymbałach. Nie na długo jednak, w ślad za nią podąża Maggie Sansone z utworem „Get Up Early”. Też jest tu nastrojowo, ale znacznie żywiej.
Kolekcja airs wykonywanych przez Bonnie Rideout pozwala nam poznać piękne brzmienie szkockiej muzyki granej na skrzypcach. Z kolei „Mná na hÉireann” to słynne „Woman of Ireland”, tu zagrane przez grupę Celtori. Tą piękną gaelicka pieśń napisał sam Sean O`Riada, człowiek u którego terminował m.in. Paddy Moloney, założyciel legendarnych The Chieftains.
Na zakończenie dostajemy chyba najbardziej naną melodię w tym zestawie – „Wild Mountain Thyme”. Wersja ta pochodzi z albumu, który zaresjestrował Al Petteway i jest nieco nieortodoksyjna. Zamiast aranżacji wokalnej mamy tu instrumentalną wersję, zagraną na gitarze i uilleann pipes.

To że poszczególne utwory wykonują różni artyści, tak naprawdę znaczy tylko tyle, że melodie te znalazły się na albumach podpisanych ich nazwiskami. W rzeczywistości składy tu się przeplatają i gościnnych występów jest bardzo dużo.
Bardzo sympatyczna płyta, zwłaszcza dla miłośników bardziej klimatycznego odcienia muzyki celtyckiej.

Taclem

Page 170 of 214

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén