Tim O’Brien prezentuje nam muzykę z pogranicza irlandzkiego folka, poetyckiego bluesa i country. Większość utworów to autorskie piosenki, niekiedy wspierają go kompozytorsko koledzy z zespołu towarzyszącego mu na płycie i koncertach. Bardzo blisko tej muzyce do dylanowskiej wersji amerykańskiego folka, choć O’Brien brzmi jednak bardziej tradycyjnie. Warto zaznaczyć że na kolejnym, wydanym po „Rock In My Shoe” albumie „Red On Blonde” Tim zmierzył się właśnie z utworami Boba Dylana. Tymczasem jednak pora na jego autorski repertuar.
Płyta zaczyna się bliżej Neshville, niż wyspiarskich pubów. Piosenka „Long Distance” mogłaby nawet zaszaleć na countrowych listach przebojów. Za to „Brother Wind”, mimo gitarowych slide’ów w tle to już rasowa folkowa ballada. Zwraca tu uwagę świetny głos Tima i ciekawa mandolina w tle (to z reszta też Tim).
Utwór tytułowy – „Rock In My Shoe” – to piosenka która dobrze obrazuje całą płytę. Nieco celtycki klimacik (inne tempo, ale kojarzy się z „The Great Song of Indifference” Geldofa), lekko country’owe tło i wokal Tima. Tak, to niewątpliwie wizytówka płyty.
Ballada „One Girl Cried” to też pogranicze, ale słucha się jej świetnie i nie zdziwiłbym się gdyby któryś z polskich wykonawców po usłyszeniu tej płyty włączył jądo swojego repertuaru.
W „Daddy’s On The Roof Again” najbliżej Timowi do bluesa. Czuć bardzo dobrze że ta muzyka nie jest mu obca. Z resztą nie tylko blues plącze się po nutkach Tima. Mamy tu też bluegrass w „Climbin’ Up a Mountain”.
W jedynym na płycie tradycyjnym utworze „Jonah And The Whale” pobrzmiewają dalekie echa utworu „Paddy And The Whale” i znów sporo bluesa. Pobrzmiewa on też w country-folkowym „Deep In the Woods”.
Jak już wspomniałem płyta folkowo-countrowa z naleciałościami bluesa. Na dodatek dobrze napisane piosenki i ciekawy wykonawca.
Taclem

Dodaj komentarz