Kategoria: Recenzje (Page 116 of 214)

Cajole „Un-Reel”

Belgijska grupa Cajole raczy nas niezłym albumem z folk-rockowa muzyką z Irlandii i okolic. Te okolice, to między innymi autorskie kompozycje członków zespołu. Zwłaszcza we własnych kawałkach zespół zbliża się do formuły pop-folkowej. Nie brzmi to jednak źle. Nie ma lekości The Corrs, ale nie ma też przesłodzenia, często w tej formule spodziewanego.
Czasem możemy znaleźć bardzo rockowe nawiązania, np. w „The Wacko Breton” pobrzmiewają echa gitary Lenny`ego Kravitza. W „Dirty Old Town” mamy do czynienia z pastiszem reggae. Do czego nawiązuje „Jazzy Pipes” nie musze chyba pisać. Zaś „The great song of indifference” Boba Geldofa, zagrane jako ska (z dudami zamiast trąbek), to porawdziwa rewelacja. Szczytem jest przeróbka „Loch Lomond”. Ciekawe, czy poznacie.
W muzyce grupy Cajole podoba mi się oryginalne podejście do tematu. Fajne rytmy, bez zbędnych kombinacji, ale nie prostackie. Słowem – granie na poziomie.
Ciekawą postacią jest tu dudziarz, producent i muzyk wspierający wiele innych projektów – Peter Derudder. To rzeczywiście zdolny facet, zaczynam się przyglądać jego poczynaniom z coraz większą ciekawością.

Rafał Chojnacki

Finisterra „Als die Erde eine Scheibe war”

Spodziewałem się płyty nieco mocniejszej, bardziej metalowej, tymczasem zespół Finisterra trochę mnie zaskoczył. Więcej tu podbarwionego średniowieczem folk-rocka, niż folk-metalu, mimo, że to właśnie na tej ostatniej scenie niemiecka grupa ostatnimi czasy bryluje.
Nawet mocniejsze kawałki, jak „Skudrinka” czy „Schondilg” nawiązują raczej do hard rocka, niż do metalu. Czasem jest tez coś dla miłośników gotyku. Wciąż jednak pozostajemu w kręgu muzyki dawnej i folku.
Mimo, że Finisterra gra dość dobrą muzykę, to nie dorasta do pięt takim formacjom, jak In Extremo, czy Schandmaul. Same szczere chęci i kilka pomysłów też nie wystarczą. Mimo, że jest tu kilka miłych dla folkowego ucha fragmentów (np. „Vite perdite tranx”), to niestety ich fonograficzny debiut (a taką właśnie płytą jest „Als die Erde eine Scheibe war”) uznaję za niezbyt udany.

Taclem

Do odsłuchania w Sieci:

  • Totus floreo
  • Vite perdite tranx
  • Skudrinka
  • Violenca
  • Quid habis?
  • (Pliki znajdują się na serwerze zespołu. W razie komplikacji piszcie do nas)

    Dreamcraft „Echoes of ancient songs”

    Dreamcraft, to duet, który tworzą Gary MacLeman (wolal, gitary) i Geertien Wijnhoven (wokal, skrzypce, gitara). N tej płycie towarzyszą im goście, niektórzy wręcz znakomici, jak Paddy Keenan, czy Tommy O`Leary.
    Pomysłowo zagrana muzyka celtycka jest zawsze w cenie. Dlatego takie grupy, jak Dreamcraft nigdy nie znikną ze sceny. Piosenki Gare`ego, świetnie zaaranżowane, oraz kilka utworów tradycyjnych, to przepis na pierwszą płytę grupy Dreamcraft. W 2003 roku drugi raz uda im się ta sztuka ale muszę przyznać, że jest coś takiego w tym debiucie, że słucha się go lepiej, niż kolejnej płyty, zatytułowanej „Wombat Shuffle”. Tam było dobrze, ale tu jest po prostu świetnie. Granie jest różnorodne – od klimatu ceilidh, do natchniony, niemal mistycznych brzmień, poprzez lekkiego folk-rocka w stylu The Waterboys.
    Na pewno nie raz wrócę do tej płyty i to już niedługo.

    Taclem

    Emily Smith „A Different Life”

    Pierwsza opinia, z jaką spotkałem się na temat Emily Smith, to pochwały ze strony skrzypka Battlefield Band – Johna McCuskera. Już ta rekomendacja powinna mnie zachęcić do sięgnięcia po muzykę Emily. Jednak jej płyta „A Different Life” wpadła mi w ręce niemal zupełnie przypadkowo.
    Mamy tu do czynienia ze zdolną wokalistka, która gra dodatkowo na fortepianie i akordeonie. Towarzyszy jej również bardzo dobra grupa muzyków. Dla niektórych słuchaczy ważną informacją może być fakt, że na fletach gra na tej płycie Brian Finnegan z zespołu Flook.
    Tradycyjne piosenki „The Bonny Labouring Boy”, „The Lochmaben Harper”, „The Lowlands of Holland” i „Far o`er the Forth”) mają tu często nowe moelodie, sąsiadują też z autorskimi kompozycjami Emily („Always A Smile”, „Edward of Morton”, „Go To Town”, „Bonny Baby Kate”). Te drugie, to głównie ballady, choć np. „Edward of Morton” spokojnie mogłaby konkurować z tradycyjnymi pieśniami, takimi jak choćby „Matty Grove”. To ten sam potencjał, a Emily tworzy piosenki niemal tchnące tradycją. Warto dodać, że piosenka „Always A Smile” opowiada o podróży, jaką odbyła jej babcia – Genowefa z Polski do dalekiej Szkocji.
    Całość uzupełniają instrumentalne kompozycje skrzypka – Jamie McClennana. Zwłaszcza set zatytułowany „The Salt Necklace” zasługuje na uwagę, wykorzystano w nim bowiem motywy asturyjskie.
    Na „A Different Life” znajdziemy też jeden cover. Jest to piosenka „Strong Winds For Autumn”, napisana przez Boba McNeilla, Szkota, którego Emilie poznała w Nowej Zelandii.
    Od dawna nie słyszałem tak obiecującej artystki. Mam wrażenie, że Emily za jakiś czas stanie się jedną z bardziej znanych wokalistek folkowych na Wyspach. Pozostaje też mieć nadzieję, że kolejne jej płyty dadzą nam tą samą, zaklętą w dźwieki muzykę, którą można cieszyć się na „A Different Life”.

    Taclem

    Faun „Renaissance”

    Trzeci album niemieckiego zespołu Faun, nagrany po rewelacyjnej płycie „Licht”, to kolejna dawka muzyki folkowej, połączonej z muzyką dawną. Zgodnie z tytułem przenosimy się teraz do epoki renesansu, ale już sama okładka płyty informuje nas, że będzie tu więcej elementów, dodając do tego brzmienia średniowieczne i jakieś nawiązania do muzyki pogańskiej.
    Od początku płyty (czyli od kompozycji „Satyros”) okazuje się, że jest bardzo dobrze, choć nieco inaczej niż dotąd. Więcej jest wokaliz, mniej cięzkich brzmień bębnów, których sporo było na „Licht”.
    „Renaissance” to płyta znacznie bliższa muzyce dawnej, niż poprzednie albumy. Jest tu wciąż folkowe tchnienie i wciąż wyraźnie słychać, że to zespół Faun. Jednak nie da się nie zauważyć znacznego rozwoju, jaki się w tej grupie dokonał.
    Najbliżej do brzmień z poprzedniej płyty dotarł taneczny utwór „Rhiannon”, melodia zdradzająca wpływy celtyckie. Z resztą wpływy są tu przeróżne, bo już w kolejnym utworze („Sirena”) można usłyszeć inspiracje arabskie. To z resztą utwór, który kojarzy sięnieco z dokonaniami zespołu Dead Can Dance (choćby z takim „Rakim”).
    Faun to kapela, którą polecam od dawna miłośnikom grania mającego coś wspólnego z muzyką dawną. Nowa płyta tylko pogłebia moje przekonanie, że słusznie to robię.

    Taclem

    Toe Sucking Cowgirls „Thirteen Thongs”

    W większości żeńska grupa Toe Sucking Cowgirls, pochodząca z Australii, proponuje nam mieszankę bluegrassu z cajun, odrobiną swingu („Bonk Donga Bop”) i masą folkowych i countrowych nawiązań. Grają przede wszystkim bardzo żywiołowo, czuć tu radość grania.
    „Thirteen Thongs” to ich drugi krążek, mają więc już za sobą jakieś doświadczenia. Czuć, że dobrze wyczuwają klimat granej przez siebie muzyki. Piękne folkowe ballady („Run When I Want To”, „Tennant Creek”) przetykają ostrym bluegrassem („Winds Of Change”).
    Grupa świetnie radzi sobie z folkowymi klimatami rodem ze Stanów. Elementy zydeco („Waiting For You”, „Two Pot Screamer”), polki („Magda”), a nawet folkowy odcień bluesa („Hippie Shampoo”) to właśnie muzyka w której dziewczyny czują się najpewniej. Gorzej jest z country rockiem (w „Plastic Jesus”), ale i to da się przeżyć.
    Jak już wspomniałem to bardzo radosna płyta, doskonale więc nada się na słoneczny dzień, albo do poprawy nastroju.

    Taclem

    Do odsłuchania w Sieci:

  • Winds Of Change
  • Tennant Creek
  • Bonk Donga Bop
  • (Pliki znajdują się na serwerze zespołu. W razie komplikacji piszcie do nas)

    Abraxas „Ruina Montium”

    Zespół Abraxas należy do tej samej grupy zespołów, co Aira da Pedra, a przypomnę, że album tamtej kapeli – „Arantigua” – zdobyła u nas na początku roku tytuł płyty miesiąca.
    Piękne granie w iberyjsko-celtyckim klimacie, to coś, co docenią zapewne fani takich formacji, jak Felpeyu. Abraxas momentami zbliża się właśnie do brzmień tej kapeli, choć nie ma tu jeszcze tyle przestrzeni w brzmieniach.
    Z drugiej strony takie kompozycje, jak „Cantirel” czy „Ancares” sprawiają, że Abraxas to już klasa sama w sobie. To dojrzała kapela i nie ma co za bardzo ich do kogoś porównywać.
    Pojawiają się tu zarówno elementy asturyjskie, jak i galicyjskie, a wszystko to podlane lekkim rockowym sosem.
    Płyta jest utrzymana raczej w pozytywnych klimatach, możliwe, że to za sprawą gorącego hiszpańskiego słońca, które ogrzewa celtyckie serca. „Ruina Montium” to album dla każdego, bez względu na to jaki rodzaj folku lubi. Podejrzewam, że uda się tu coś znaleźć również dla tych, którzy dotąd za takim graniem nie przepadali.

    Rafał Chojnacki

    Do odsłuchania w Sieci:

  • Mix otworów w MP3
  • (Pliki znajdują się na serwerze wydawcy. W razie komplikacji piszcie do nas)

    Bagas Degol „Demo”

    Dobrze jest usłyczeć czasem coś ciekawego z Walii lub z Kornwalii. Muzyka ta przypomina nam wówczas, że świat wyspiarskich Celtów nie kończy się na Irlandczykach i Szkotach.
    Na początek dostajemy świetny, surowy kawałek, w którym dudy i saksofon grając unissono tworzą świetny klimat. W drugim utworze bojowy klimat jest odzwierciedlony w grze bębnów. Tło dla melodii okazuje się być czasem równie ważne, jak ona sama.
    Trzeci utwór przywodzi na myśl dawne wieki. Być może takie melodie grano kiedyś na kornwalijskich wsiach. Kolejna jest instrumentalna ballada, podniosła i dumna, kojarząca sięz podobnymi utworami ze Szkocji. Z kolei ostatni, piaty utwór z tej demówki jako zywo kojarzy sięz graniem bretońskim.
    Bagas Degol zaostrzyli tą demówką mój apetyt. Mam nadzieję, że niedługo wpadnie mi w łapki ich pełnowymiarowa płyta.

    Rafał Chojnacki

    Augie March „Sunset Studies”

    Kolejna porcja lekkiej, folk-rockowej muzyki z odrobiną psychodelii. Zespół Augie March przyzwyczaił nas już do takiego grania. Nie bez powodu uważa się ich za jedną z najlepszych grup w rodzinnej Australii.
    Juz od pierwszego, rozbudowanego utworu „The Hole In Your Roof” słychać wyraźnie, że nie specjalnie zależy im na zdobywaniu miejsca w komercyjnych rozgłośniach radiowych. W ich muzyce jest coś nierzeczywistego, a jednocześnie są one melodyjne i potrafią zapaść w pamięć.
    Augie March określa się często jako zespół poetycko-rockowy i zapewne coś w tym stwierdzeniu jest. Tyle, że to szufladka bardzo pojemna, Australijczycy wylądowaliby w niej pewnie zarówno obok Boba Dylana, jak i The Beatles. W sumie można by znaleźć również takie wpływy, ale byłaby to chyba lekka przesada.
    Nie pierwszy raz odniosłem wrażenie, że muzyka tej grupy jest nieco senna, czasem pokazuje ostrzejsze pazurki, ale generalnie to mamy do czynienia raczej z wolnymi, a jednocześnie ciekawie zagranymi utworami.

    Rafał Chojnacki

    Czerwie „Padlina”

    Zespół czerwie to formacja, która można chyba określić mianem art folkowej. Pisze „chyba”, bo zdecydowanie wymykają się jednoznaczej ocenie. Znam z resztą ich wcześniejsze nagrania, często tych samych utworów, co tu i obecnie brzmią one nieco inaczej, niż kiedyś. Czy lepiej? Chyba nie.
    Album otwiera „Cubryna”, na pewno można ją nazwac przebojem zespołu. Niby to ta sama piosenka, co na demówce zespołu, ale zniknął gdzieś klawy akordeon, mniej w nim folku. Lepsza jest za to produkcja. Właściwie jest to wyznacznik całego albumu. Wszystko zagrane jest lepiej, czasem może nawet ciekawiej, ale czasem gubią gdzieś duszę swych piosenek. Nawet gdy uciekają w pastisz wszystko brzmi jakby było wymodelowane. Może dlatego najbardziej podoba mi się tu folk-rockowy „Nowy Zamęt”.
    Na „Padlinie” pojawia sięsporo znamienitych gości, głównie z klimatów jazzowych, ale jest też choćby Maciek Maleńczuk.
    Długo się zastanawiałem co o tej płycie napisać, teraz już wiem, że jednak to dobra płyta. Mam jednak nadzieję, że zespołowi wystarczy odwagi, by zagrać w przyszłości może mniej wygładzoną, ale na pewno bardziej szczerą muzykę. Powtarzam, że dotyczy to przede wszystkim aranżacji, bo piosenki same w sobie są w większości bardzo dobre.

    Taclem

    Page 116 of 214

    Powered by WordPress & Theme by Anders Norén