Kategoria: Recenzje (Page 109 of 214)

Shanty Boys „Sea To Sea”

Kanadyjska grupa Shanty Boys okazuje się być kolejną utalentowaną grupą, sięgająca po repertuar morski. Ciekaw jestem, czy to sukces Great Big Sea tak na nich wpłynął, czy też raczej powodem jest prawdziwa miłość do takiej muzyki.
Zarówno wykonania, jak i autorskie kompozycje, które zdominowały płytę sugerują, że prawdziwa jest ta druga opcja. Świetne piosenki autorstwa Patricka Bourke`a są tu bardzo fajnie zaaranżowane. Otrzymujemy współczesną muzykę celtycką z lekkiej, folk-rockowej aranżacji. Niektóre z nich brzmią, jakby początkowo były komponowane tylko na głos i gitarę (np. „The Drinking of Whisky”). Większości z nich nowe aranże jednak nie zaszkodziły.
Pat ma wyjątkową zdolność do pisania piosenek bardzo wiernie wpisujących się w celtycką poetykę. Takie utwory, jak „Wings of the Sparrow”, czy „A Fishermans Daughter”, to jedne z najciekawszych współczesnych piosenek morskich, jakie słyszałem.
Zastanawiam się, czy grupa ta nie zdobyłaby u nas popularności na scenie szantowej. Być może warto byłoby ją do nas sprowadzić.

Taclem

McDades „For Reel”

Trio w skład którego wchodzą Solon i Jeremiah McDade i Shannon Johnson, to przykład na to, że pochodząca z Kanady grupa może brzmieć bardzo stylowo i nie ustępować Irlandczykom na poletku celtic folku.
Zespół to doświadczony, każde z trójki muzyków grało już w różnych składach lub dbało o swoją karierę solową. Ich nazwę, jako zespołu po raz pierwszy wspomniano przy okazji albumu „Cowboy Celtic” Davida Wilkie`a, gdzie The McDades wymienieni są jako zespół towarzyszący.
„For Reel” to ich debiut. Pierwsze utwory przywodzą na myśl nowoczesne granie irlandzkie w akustycznej formie. Jeśli termin coel nua coś Wam mówi, to jesteście na dobrym tropie. Jeśli nie, to dodam tylko, że to bardzo czujnie zagrana muzyka, w której energia płynie z niesamowitych emocji, a nie z elektrycznych gitar i bałaganiarskiego zacięcia.
Znakomita, bardzo klimatyczna i rozimprowizaowana adaptacja „The Rocky Road to Dublin” zwiększa jeszcze walory tej płyty. No i możemy w niej posłuchać świetnego wokalu Shannon Johnson.
Z kolei „The Linden Tree” to wokalny popis, jaki daje nam Jeremiah McDade. Facet brzmi trochę jak Simon Nicol w najlepszych latach. Ciekawie brzmi też jazzująca wstawka pod koniec tej piosenki.
Swietnie brzmi też „V`la l`Bon Vent”, nawiązująca do francuskojęzycznej tradycji Quebecku.
Bardzo dobry album, na przyzwoitym poziomie. Godny polecenia.

Taclem

Bogside Zukes „Sink or Swim”

Pochodzą z Chicago, mimo to nie ma w ich składzie żadnego Polaka. Dlaczego zwracam na to uwagę? Otóż kapela ta świetnie poradziłaby sobie na polskiej scenie szantowej. Mieszanka irlandzkich i emigranckich tematów, plus trochę morskiego folku w kanadyjskim stylu (ze wskazaniem na Great Big Sea), to właśnie jeden z najlepszych przepisów na polską kapele szantową. Oczywiście mówimy tu cały czas o szantach w potocznym rozumieniu, odczytywanych jako morskie piosenki folkowe.
Jak zwykle w przypadku zespołu, który miesza w swoim repertuarze piosenki znane z mniej znanymi, stawiam na te drugie. Posłuchajcie „Highwayman” czy „Courted a Wee Girl”, a zrozumiecie dlaczego.

Taclem

Dust Rhinos „Up Your Kilt”

Trzecia płyta kanadyjskiej grupy Dust Rhinos to porcja dobrze zagranej, bardzo rozrywkowej muzyki, mieszczącej się w granicach celtyckiego rocka. Mimo, że zaplątał się tu taki kawałek, jak „Whiskey in the Jar”, to dominuje na szczęście nieco ambitniejsze, autorskie granie. Sam evergreen też zagrany jest z jajem.
Przez ostanie kilka lat Dust Rhinos pozbyli się etykietki „kanadyjskich The Pogues” i realizują własny, bardzo ciekawy program. Potrawią zaśpiewać a cappella, jak w „A Dozen Bloody Roses”, oraz ostro przygrzać, jak w „Cheers to You”.
Wszystko to jest bardzo przaśne i rozrywkowe, ale takiej właśnie muzyki oczekuję po tej kapeli. Dlatego też mimo pewnej pretensjonalności uważam „Up Your Kilt” za album udany.

Taclem

Emerald Rose „Archives of Ages to Come”

Emerald Rose wydają sporo, ale często powtarzają im się piosenki. A to w innych wersjach, a tu w wersjach live jako bonusy. Wydali chyba już z sześć płyt, a tymczasem najnowsza – „Archives of Ages to Come” – to dopiero drugi długogrający krążek studyjny w dorobku zespołu.
Muzyka tu zawarta jest bardziej niż dotąd dojrzała. Pogański celtic rock w akustycznym (nie zawsze!) wydaniu wyraźnie nieco okrzepł. Mimo, że np. otwierający płytę utwór „Come To The Dance” znam dość dobrze (tak jak kilka innych z tego albumu), to dopiero tu brzmi właściwie. Widać, ze do tej płyty byli naprawdę dobrze przygotowani. Właściwie nie ma tu przypadkowych kompozycji. Nawet gdy trafiamy na tradycyjną „Queen of Argyll” to pasuje ona do koncepcji albumu. Podobnie ma się rzecz z „Irish Heartbeat” Van Morissona.
Jak dotąd to najlepsza płyta w dorobku Emerald Rose.

Taclem

Emerald Rae „Contemplaytion”

Nietuźinkowa płyta utalentowanej szkockiej skrzypaczki. Emerald Rae wygrała w 2004 roku National Scottish Fiddle Champion. Nic więc dziwnego, że od razu ukazuj się jej płyta. Wcześniej współpracowała z takimi gwiazdami folku, jak Alasdair Fraser, czy Natalie MacMaster.
Płyta pełna jest muzyki, zarówno bardziej tradycyjnej, nieco w stylu kanadyjskich kitchen party, innym zaś razem nowoczesnej. Tytułowa kompozycja, otwierająca płytę, to świetny duet skrzypiec i wiolonczeli. Takie granie robi wrażenie. Emerald również ładnie śpiewa, pozostaje więc pogratulować jej wszechstonności.
Czasem pobrzmiewa tu jazz, czasem klasyka, jednak niezachwiany pozostaje wciąż duch szkockiego folku.
Płyta „Contemplaytion” należy do tych krążków, których słucha się z uwagą. Warto spróbować.

Taclem

GiveWay „Inspired”

Cztery dziewczyny z okładki, to siostry Jognson: Fiona, Kristy, Mairi i Amy. Grają tradycyjną szkocką muzykę, dając jej sporo nowoczesnego, jazzowego feelingu. Czasem jest trochę bardziej folk-rockowo, ale zespół cały czas panuje idealnie nad dźwiękami. Nie ma mowy, żeby muzyka wymknęła się w kierunku siermiężnego grania.
„Inspired” to drugi album Szkotek. Jak dla mnie to już w pełni profesjonalnie brzmiąca kapela. Nic dziwnego, jeśli za mentorów mają takie osobowości folku, jak Aly Bain i Phil Cunningham. Ten ostatni jest z resztą producentem płyty.
Nigdy nie ukrywałem, że lubię piękne celtyckie airs. Tu urzekła mnie melodia „Roddy’s”, doskonała jest też „Pipe Slang”. Świetnie też słucha się starej szkockiej piosenki „Rockin’”. Nigdy nie byłem fanem tej piosenki, choć np. Dick Gaughan śpiewał nieźle. Tu nabrała nowego życia.
GiveWay to do niedawna jedna z nadzieji szkockiego folku. Po tej płycie stwierdzam, że nadzieje się spełnia.

Taclem

Kukuruza „Endless Story”

Czołowy rosyjski bluegrass band zaczyna swoją płytę wyjątkowo jazzowo. Zacząłem się zastanawiać nawet co się stało. Ale już po chwili okazało się, że wszystko jest na swoim miejscu. Po prostu poniosło ich nieco w klimaty dixie, a stamtąd do jazzu mieli już niedaleko. Za raz jednak wracają do śpiewanego po rosyjsku i angielsku bluegrassu i country.
Niestety nie dysponuję rosyjską edycją płyty i tytuły mam tylko po angielsku, nie przeszkadza to jednak w identyfikacji piosenek. Co prawda napisanie, że bardzo podoba mi się „If I Know Where” nie bardzo oddaje sedno tego, że po prostu lubię ładną, rosyjską balladę, ale cóż, musimy tak to zostawić.
Angielskie piosenki na płycie, to covery Leonarda Cohena, Willie Nelson i Paula Anki. Przyznam szczerze, że bez tych dwóch ostatnich spokojnie by się obyło. Rosyjskojezyczna część albumu podoba mi się znacznie bardziej.

Taclem

Lucyan Wesolowski „Relaxing”

Lucjan Wesołowski (szerzej znany po prostu jako Lucyan, również członek projektów Orientacja Na Orient i Shakti Vilas), to jeden z ciekawszych twórców muzyki relaksacyjnej lat 80-tych. To jego pierwsza solowa płyta, lecz można więc powiedzieć, że jest już muzykiem bardzo doświadczonym.
W czasach, kiedy wielu muzyków uciekało w klawiszowe pasaże, Lucyan tworzył muzykę w oparciu o piękne brzmienia gitary, sitaru i innych instrumentów strunowych, różnych fletów i instrumentów perkusyjnych. Wszystko to stwarza świetną mieszankę klimatycznych brzmień i współczesnej muzyki folkowej.
Piekne, dojrzałe melodie, które spodobają się miłośnikom folkowych grup, tak różnych jak Clannad czy Kwartet Jorgi.

Taclem

Malinky „The Unseen Hours”

Trzecia płyta szkocko-irlandzkiej grupy Malinky przynosi nam poważną zmianę. Na miejscu wokalistki Karine Polwart pojawia się bowiem młoda twarz. Fiona Hunter okazuje się dysponować chyba jeszcze lepszymi warunkami głosowymi, bardziej pasującymi do nietuźinkowej muzyki granej przez tą grupę.
Korzenie muzyczne Malinky tkwią z jednej strony w brzmieniach takich grup, jak Pentangle, z drugiej zaś proponują oni dość nowoczesne myślenie o muzyce. Sprawdza się to świetnie.
Już otwierający płytę „Edom o Gordon” zrobił na mnie świetne wrażenie. Gdyby Hedningarna grała muzykę celtycką, mogłaby tak brzmieć. Udowadniają to także w „The Bonnie Banks o Fordie”, gdzie instrumentalna partia zdradza skandynawskie korzenie. Równie mroczna jest śpiewana przez Steve Byrne`a piosenka „Hughie the Graham”. W innych momentach grupie bliżej do szkockiej klasyki, tak jest np. w pięknej balladzie „Clerk Saunders” i w piosence „King Orfeo”.
Płyta jest dość długa, co pozwala nam obcować z muzyką Malinky przez sporą ilość czasu. To dobrze, bo na następny ich album pewnie przyjdzie nam długo poczekać.

Taclem

Page 109 of 214

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén