Autor: Rafał Chojnacki (Page 204 of 285)

Crasdant „Crasdant”

Walijska muzyka folkowa gości u nas bardzo rzadko, a szkoda.
Crasdant, to kapela, w której gra znany walijski harfista – Robin Huw Bowmen. Towarzyszą mu Andy McLauchlin grający na fletach, Stephen Rees na skrzypcach i akordeonie, oraz Huw Williams – stepujący gitarzysta. Nie, to nie żarty, w kilku utworach słychać wyraźnie taneczne stukanie.
Zespół Crasdant proponuje muzykę na wskroś tradycyjną, kojarzącą się nawet z takimi kapelami jak The Chieftains, ale nieco inaczej brzmiącą. Widać że walijska grupa ma silną potrzebę zaznaczenia odrębności swojej muzyki, Dlatego też instrumenty brzmią inaczej, z resztą Bowmen używa typowo walijskiej harfy.
Wciąż jednak pozostajemy w kręgu muzyki celtyckiej – mniej popularnej, ale bynajmniej nie mniej ciekawej. Faktem jest, że to raczej album dla tradycjonalistów, miłośnicy nowocześniejszych odmien folka przejdą obok tej płyty obojętnie.
Crasdant udowadnia nam, że prezentowana tu muzyka z Walii ma bardzo głębokie korzenie. Spora część repertuaru na tej płycie to melodie z XVIII i XIX wieku. Wszystkie utwory zamieszczone na płycie opatrzono stosownym opisem w języku walijskim i angielskim. Dzięki temu można się sporo dowiedzieć o tych tradycyjnych melodiach z południowo-zachodniej części Brytanii. Myślę że sympatycy celtyckich dźwięków powinni posłuchać tej płyty, żeby uzmysłowić sobie, że wyspiarska muzyka celtycka nie kończy się na Irlandii i Szkocji.

Taclem

Hestela „Colori e Armonie”

Album tej włoskiej grupy zaczyna się od dźwięków przypominających raczej projekt Afrocelts. Szybko jednak elektronika ustępuje miejsca rockowej gitarze, która od tej pory wiernie sekunduje akordeonowi. Do tego dochodzą wokale i wokalizy w wykonaniu Alessandry Ferri. Tak oto zaczyna się płyta „Colori e Armonie”, która od pierwszego wejrzenia oczarowała mnie wdziekiem i klimatem.
Punktem wyjścia jest tu celtycka muzyka folkowa, jednak włoska grupa z tego źródła czerpie tylko samą stylistykę. Autorami wszystkich kompozycji są członkowie zespołu. Owszem, pojawiają się tu cytaty ze znanych melodii tanecznych, ale to raczej ozdobniki.
Mimo folk-rockowej estetyki sporo na płycie specyficznej dla śródziemnomorskich wykonawców melancholii. Mamy tu do czynienia z naprawdę fajnymi piosenkami, nawet jeśli elementy folkowe w kilku kawałkach pojawiają się tylko sporadycznie, to w niczym nie przeszkadza to w odbiorze płyty.
Czuć, że Hestela wyraźnie wie co chce osiągnąć, mają swoje brzmienie i dzięki nim ponownie przekonałem się o niezwykłości włoskich wykonawców inspirujących się muzyką celtycką.
Rockowej sekcji i odrobinie delikatnej elektroniki towarzyszą tu skrzypce, dudy, harfa i tin whistles. Świetnie brzmią gitarowo-skrzypcowo-akordeonowe motywy inspirowane irlandzkim folkiem w utworach instrumentalnych. Niekiedy jednak głównym instrumentem jest głos Alessandry – największy atut grupy.
Nie chciałbym ich porównywać do innych kapel, bo w swoich utworach są naprawdę oryginalni. Warto pochwalić za to całą grupę. Brzmienie przywodzi niekiedy na myśl klimaty fantasy, nie zdziwiłbym się też, gdyby grupę nazwano art-folkową. Pod tym względem przypominają nasz rodzimy Kontraburger, tyle że środki wyrazu Włochów są zdecydowanie bardziej rockowe.
Mimo że na płycie mamy dziesięć dość długich kompozycji, to czas spędzony z grupą Hestela mija bardzo szybko.

Taclem

Dún an Doras „Sweet & Sour”

Czeska grupa Dún an Doras nie jest bynajmniej debiutantem, niektórzy uważają, że to najlepszy zespół grający muzykę celtycką za naszą południową granicą. Jednak „Sweet & Sour” jest ich debiutem na szerokich wodach folkowej fonografii, pierwszą płytą w większej wytwórni. Płyta jest bardzo dobra – a jak na grupę nie składającą się z irlandzkich autochtonów, to rewelacyjna.
Już przy ich drugiej demówce z 2002 roku zdradzali ciągoty do grania w stylistyce „coel nua” i podobieństwa do takich zespołów jak Lunasa, czy Solas. Teraz dorzuciłbym jeszcze irlandzki Dervish. Wokalistka śpiewająca z Dún an Doras – Kateřina García – ma co prawda inną barwę głosu, niż Cathy Jordan, jednak ma również niesamowite możliwości i jej głosu słucha się po prostu świetnie. Udowadnia to z resztą w zaśpiewanym a capella utworze „Both Sides the Tweed” z tekstem Roberta Burnsa i muzyką Dicka Gaughana.
Polskiego słuchacza od razu przykuje do płyty tytul jednego z instrumentalnych utworów – „Road to Wroclaw”. No cóż, zespół zdążył się u nas najwidoczniej zadomowić, skoro wiedzą jak wyboista jest droga do Wrocławia – w ich mniemaniu równie skoczna jak jig. W tej samej wiązance utworów mamy jednak większą niespodziankę – „Karlov Gankino”. Po kapeli znanej jako grupa grająca muzykę irlandzką nie spodziewałem się wschodnio-europejskiej melodii. Na dodatek kawałek ten zagrano z lekkością właściwą właśnie irlandzkim kapelom. Rewelacja!
Muzycy Dún an Doras dają się również poznać jako autorzy nowych melodii pisanych na modłę tradycyjnych irlandzkich tańców. W momencie kiedy dodamy do tego ciekawe i dynamiczne aranżacje otrzymujemy wysokiej jakości folkową produkcję. Ta płyta udowadnia, że muzykom nie powinno się patrzeć w paszporty.
Jak przystało na tak dobrą płytę, „Sweet & Sour” to album przy którym można potańczyć sobie po celtycku, a można też posłuchać. Właściwie do tego drugiego nadaje się jeszcze bardziej niż do pierwszego. Polecam wszystkim, których serca wrażliwe są na dobrą folkową muzykę.

Taclem

Anwyn & George Leverett „Songs from Shadow Wood”

Celtycka harfa, cymbały i irlandzkie flety – to podstawowe instrumentarium użyte na tej płycie. Przy takim zestawie narzędzi wykonawczych możemy być pewni, że będzie raczej spokojnie. I tak rzeczywiście jest – płyta urzeka ładnymi melodiami, zwłaszcza, że czasem pojawiają się też partie grane na lirze korbowej, skrzypcach, cytrze i citternie.
Przyznam szczerze, ze ta muzyka ożywa dopiero kiedy słucha się jej na dobrym sprzęcie. Początkowo słuchając jej na słuchawkach nie doceniłem w pełni jej uroku. Dopiero dobry zestaw nagłaśniający wydobył wszelkie smaczki.
Warto jeszcze na chwilkę zatrzymać się przy wokalu, jest to jeden z bardziej charakterystycznych elementów w każdej grupie muzycznej. Anwyn jest śpiewaczką obdarzoną pięknym głosem – bardzo łatwo można znaleźć wiele porównań z najlepszymi brytyjskimi wokalistkami folkowymi.
Tradycyjne brzmienie duetu Anwyn & George pozwala na oderwanie się od codzienności. Jeśli lubicie tak grane melodie, to płyta ta potrafi zaczarować. To muzyka lasu… ciekawe czy tylko mi kojarzy się ona z elfami?

Rafał Chojnacki

Naked Feet

Zespół Naked Feet powstał w 1999 roku w południowo-zachodniej części Brytanii zwanej Kornwalią. Od samego początku zespołowi przewodzi charyzmatyczna wokalistka i autorka piosenek – Julie Elwin.
Naked Feet stali się od tego czasu znaną kapelą w kręgach pop-folkowej muzyki celtyckiej, posiadają charakterystyczne brzmienie i rzeszę fanów i sympatyków.
W 2002 roku występowali między innymi jako gwiazdy koncertu BBC Music Live w Marazion, który transmitowany był w radio i telewizję. Gościni również w programie niemieckiej telewizji państwowej, a fragmenty ich występów z rożnych krajów Europy również były emitowane.
Regularnie występują przede wszystkim w miejscu, skąd wywodzą się ich muzyczne korzenie – w Kornwalii. Tam są najbardziej znani, jako że spora częśc ich repertuaru śpiewana jest w tamtejszym dialekcie.
W kwietniu 2003 roku piosenka „Mor Menta Sewia” („Chodź ze mną”) wygrała doroczny konkurs International Pan Celtic Song Contest w Irlandii.
Jednym z najciekawszych przedsięwzięć z udziałem grupy Naked Feet były występy w ramach Eden Project, z takimi wykonawcami, jak Ralph McTell i Show of Hands.

Taclem

Kùtin

Słowo „kùtin” oznacza w języku kaszubskim tyle co „czarodziej”. Zespół noszący tą nazwę powstał w 2002 roku w środowisku absolwentów i studentów Akademii Muzycznej w Gdańsku. Grupa wykonuje muzykę z pogranicza folku i poezji śpiewanej z elementami jazzu. Ich koncerty odbywają się często przy okazji imprez promujących lulturę kaszubską. Grali m.in. na wręczeniu Medali Stolema, na Zapustach, oraz na Zjeździe Kaszubów w Słupski. Mająrównież na koncie występ w Bautzen na Festiwalu Mniejszosci Narodowych „Voices of Europe”.
Grupa wydała płytę zatytułowaną „Òpòwiesc”. Wszystkie teksty zarejestrowane na tej plycie napisano w języku kaszubskim.
Skład zespołu:
Agnieszka Bradtke – śpiew, fortepian
Joanna Łosowska-Stojek – flet
Artur Sekura – gitara
Aleksander Kamiński – klarnet, saksofon
Krzysztof Zimermann – akordeon
Janusz Bejer – kontrabas
Kontakt z zespołem: kutin@zk-p.pl

Taclem

West of Eden „A stupid thing to do”

Podstawowym, a a przynajmniej pierwszym atutem grupy West of Eden jest wokalistka Jenny Schaub. Dzieki jej bardzo miłemu wokalowi pop-folkowa muzyka zespołu nabiera bardzo ciekawego odcienia. Jest ona również akordeonistką i autorką tekstów.
Mimo że grupa pochodzi ze Szwecji, to etniczne korzenie ich muzyki sięgają raczej w kierunku Irlandii. Te bardziej wesołe piosenki kojarzyć się moga z zespołem The Corrs. Innym razem żywe rytmy przywodzą na myśl The Waterboys.
W bardziej lirycznych utworach – na czele z „Relationship” – wokal Jenny przypomina nieco głos Karen Matheson z Capercaillie.
Wszystkie utwory pospisane są przez Jenny i Martina Schaubów. Trzeba przyznać, że to bardzo dobre kompozycje, nie odbiegające od tego, co proponują wspomniane powyżej grupy. Słyszalne w każdym utworze celtyckie elementy wyraźnie umieszczają zespół na scenie folkowej.
Ciekaw jestem, czy jest to efekt niedawnej trasy po Irlandii? Być może. Wkrótce będę mógł się o tym przekonać słuchając starszych nagrań zespołu. Mam nadzieję, że będzie to produkcja na równie wysokim poziomie.

Taclem

In The Kitchen „Live!”

Włoska kapela grająca celtyckiego folk-rocka? No prawie. Jest to folk-rock z elementami folku z Zielonej Wyspy, jednak dominuje tu autorska twórczość Włochów, na dodatek pisana w rodzimym języku Erosa Ramazotti.
Nie martwcie się jednak, nie ma tu sielankowej atmosfery, bo In The Kitchen to grupa której bliżej do The Pogues, niż do plażowych lowelasów.
Album „Live!” to oczywiście koncert grupy, zarejestrowany został w miejscowości Varallo. Żywiołowa muzyka spotkała się z taką samą reakcją publiczności. Ostre gitarowe riffy i skrzypcowe galopady najwyraźniej mają we Włoszech spore grono sympatyków.
Jak już wspomniałem dominują piosenki autorskie – po włosku. Jednak jest tu kilka wyjątków – instrumentalne irlandzkie melodia „Scartaglen Polka” i „The Mist Covered Mountain”, a przede wszystkim piosenka „Dirty Old Town”. Przypominają one, że właśnie od takiej muzyki zaczynało In The Kitchen.
Własne utwory, pisane przez niemal wszystkich muzyków grupy zawierają niekiedy niewielkie cytaty z irlandzkich melodii. Jednak brzmienie włoskiego jezyka sprzyja nieco innym melodiom, podejrzewam więc, że wśród inspiracji jest też muzyka śródziemnomorska.
In The Kitchen przypomnieli mi o różnorodności włoskiej sceny folkowej. Sam zespół umieścić można na tej samej półce, co rewelacyjny Ned Ludd. Na korzyść tych drugich przemawia studyjna produkcja albumu, ale piosenki są równie dobre. In The Kitchen są może zespołem nieco wyraźniej rockowym, jednak przez rocka, ska i odrobinę punku wciąż przebija się u nich folk.
Album koncertowy, to jak dotąd jedyna pozycja w dyskografii grupy. Ciekaw jestem kiedy ukaże się płyta stucyjna, i jaki będzie zawierała materiał. Póki co raczę się płyta „Live!” i też jest nie źle. Polecam, zwłaszcza jeśli chcielibyście się przekonać jak The Clash zagraliby „Dirty Old Town”.

Rafał Chojnacki

ZAR „Tusind Tanker”

ZAR to kapela z Danii. Z zadowoleniem stwierdzam, ze wzorem irlandzkich i szkockich kapel Duńczycy zaczęli kombinować ze swoją tradycyjną muzyką. „Tusind Tanker” to przykład płyty jazz-folkowej.
Atutem ZAR jest przede wszystkim świetnie spiewająca wokalistka – Sine Lahm Lauritzen. Charakterystyczna lekka chrypka tej śpiewaczki łatwo wpada w ucho. Muzycy nie pozostają w tyle, a skrzypcowe duety – Christopher Davis Maack i Rune T. Sorensen – dodają albumowi smaku.
Są tu zarówno kompozycje tradycyjne, jak i zespołowe. W przypadku tradycyjnej muzyki duńskiej, którą znam bardzo mało, interesują mnie zwłaszcza te ludowe utwory i sposób ich ukazania, Nie znaczy to bynajmniej, że autorskie melodie i piosenki są gorsze.
Tradycyjny repertuar to większość płyty. Jest tu spokojny i lekko bujający nas „Jeg kan se pa dine ojne”, a także skoczna i lekka wiązanka tańców „Bohmerdans” – zaaranżowana w stylistyce zbliżonej niecoe do Fairport Convention. Kolejna piosenka – „En yndig og frydefuld sommertid” – to miłosna opowieść dziewczyny oczekującej na ukochanego.
„Generalen” to taniec nazywający się „rheinlander”, przy czym grupa zaznacza, że gra go nieco wolniej, niż brzmi on w rzeczywistości. Tytułowy „Tusind Tanker” to opowieść o utraconej miłości. Głosowi Sine towarzyszą tam początkowo tylko miekkie dźwięki kontrabasu na którym gra Steffan Sogard Sorensen. Później powoli dołącza do niego gitarzysta Rasmus Zeeberg i któryś ze skrzypków. Powstaje w ten sposób piękna jazzowa ballada, będąca w rzeczywistości ludową piosenką. Jako że śladem tytułowego utworu idą też inne, sporo tu o kochaniu, miłości i dziewczęcych uczuciach. „Karlighedstraet” to z kolei opowieść o szukaniu prawdziwego i jedynego ukochanego.
Wiązanka dwóch tańców dwóch różnych regionów Danii została zatytułowana „Danske reels”. Okazuje się, że ten popularny na Wyspach Brytyjskich rodzaj tańca pojawia się też w folklorze Duńczyków.
Album zamyka piękna ballada „Et Kys”, której tytuł znaczy tyle, co „Pocałunek”. Myślę, że taie zakończenie się tej bardzo miłosnej płycie należało. Zwłaszcza że album to przedni i warty polecenia każdemu, kto nie boi się mariażu folku z lekkim i łatwym w odbiorze jazzem.

Album został Płytą Miesiąca serwisu Folkowa.art.pl w miesiącu lutym 2004

Taclem

Peca „Concert”

Zespół Peca pochodzi z Budapesztu i gra mieszankę muzyki bałkańskiej z wpływami dźwięków z rejonów Afryki i Hiszpanii. Szefem tej formacji jest Gábos Barna (gitara, flety), znany wcześniej przede wszystkim z Gábos Barna Trio.
Płyta jest zapisem koncertu, co oczywiście sugeruje tytuł. Brzmienie nie jest może rewelacyjne, ale pomysły muzyczne serwowane przez grupę zasługują na uwagę. Muzyka zaaranżowana kest folk-rockowo, ale sporo w niej wyczucia i na pewno nie można jej nazwać prostą.
Niestety nie mam póki co tytułow utworów, ale zwłaszcza te latynoskie utwory robią wrażenie. Po melodiach w których źródeł można doszukać się na bałkanach możemy łatwo zauważyć, że Gábos jest fanem Jethro Tull – mamy tu momentami podobne partie fletów. Z resztą praktykował on kiedyś również muzykę irlandzką, gdzie wykorzystywał podobne brzmienia. Rezultatem takich brzmień i inspiracji jest niesamowita fuzja dźwięków – ciekawych i łatwo przyswajalnych, lecz ciążących również w kierunku ethno-jazzu. Innym zaś razem pojawiają się wpływy reggae, zmieniając zakręconą melodię w rozbujane rytmy rodem z Jamajki.
Cztery długie, rozbudowane utwory, więc mimo że liczebnie jest ich mało, to sporo tu dobrej muzyki.

Taclem

Page 204 of 285

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén