Autor: Rafał Chojnacki (Page 149 of 285)

Aranis

Ta młoda grupa z Belgii określa swoją muzykę, jako postfolk. Tradycyjne środki wyrazy służą in do odgrywania swych własnych utworówm w których łączą elementy folku, rocka i jazzu. Głównym kompozytorem zespołu jest jego basista – Joris Vanvinckenroye.

Skład zespołu:
Joris Vanvinckenroye – kontrabas
Linde de Groof – skrzypce
Liesbeth Lambrecht – skrzypce
Marjolein Cools – akordeon
Jana Arns – flet
Axelle Kennes – fortepian
Stijn Denys – gitara

Akelei

Folkowy kwartet z Belgii, początkowo grający muzykę z Flandrii, z czasem siegający również po brzmienia z innych ziem Europy Zachodniej. Członkowie grupy sami tworzą część repertuaru.
Skład zespołu:
Stefan Bosmans – flety, dudy flamandzkie, gitara, wokal
Luk Indesteege – skrzypce, kontrabas
Hedwig Lenaerts – wiolonczela
Rik Vandenberghe – skrzypce, flety, instrumenty perkusyjne

Sushee „Irish Groove”

Korzenie krakowskiego Sushee (do niedawna nazwa brzmiała Sushi) sięgają do muzyki irlandzkiej, ale nazwać ich kapelą celtycką bym się nie odważył. Płyta nazywa się wprawdzie „Irish Groove”, ale dominują tu autorskie kompozycje i całkiem nowe przemyślenia muzyczne na temat muzyki irlandzkiej.
Całość zachowuje charakter typowy dla muzyki z Zielonej wyspy, jednak widać, że nad tymi utworami ktoś dłużej posiedział. Może nie nad wszystkimi, bo np. „Czas” czy „”, to przykłady prostszego grania, mniej w nich miejsca na kombinacje. Porównajcie to z aranżacjami „Drabinki”, czy „karawany, a na pewno będziecie wiedzieć o czym mówię. Kwintesencją płyty jest utwór tytułowy. Jest tu coś z jazzu i folk-rocka. Polecam.
Dobrze wychodzą zespołowi piosenki. „Erotyk”, oparty na klasycznym „Morrison`s Jig”, to świetny pomysł na folkowe wyznania, sami muzycy przyznają się do inspiracji piosenką „Wiatr i strzyga” z repertuaru zespołu Krążek. Rzeczywiście inspiracje te słychać.
Dobrze brzmi też „Gra o Ferrin”. Lubię takie folk-rockowe granie, a Małgorzata Danek, wokalistka zespołu, świetnie się w nim odnajduje.
Ci, którzy pamiętają jeszcze zespół Perskie Odloty mogą sobie porównać drogę ewolucyjną, jaką przeszli niektórzy z grających w Sushee muzyków. Jest to bowiem grupa, która powstała na gruzach tamtej szantowej formacji.
Trochę szkoda, że jest tu jedynie osiem utworów. Po kilku latach istnienia zespołu (i ledwie jednaj opublikowanej demówce) oczekiwania są jakby nieco większe. Nie ma jednak co narzekać. Mam nadzieję, że płyta chwyci i zespół nagra wkrótce coś nowego.

Taclem

Stasiek Wielanek „City Boy”

Zremasterowali Staśka Wielanka. I to bynajmniej nie jego nagrania, ale jego samego. Całkiem nowe brzmienie, młoda kapela. Po romansach m.in. z disco polo, mamy przebojowe wejście w klimaty pop-folkowe, czasem niemal folk-rockowe. Jak to wyszło? O dziwo bardzo dobrze. Stasiek jest co prawda tak samo charakterystycznym wokalista, jak np. Tom Waits, ale okazuje się, że ciekawe aranżecje ratują tą płytę. W sumie nie tylko to jest tu plusem. Nowe piosenki są po prostu bardzo dobre i co najważniejsze współczesne, a jednocześnie warszawskie. Nie zabrakło dresiarzy z blokowisk, podejrzanych elementów z targowisk i podwórek. Czarna Mańka i apasze, to już tylko wspomnienia i w takim kontekście śpiewa o nich Wielanek. Są też klimaty rodem z Internetu – o wirtualnej miłości, są dilerzy i złodzieje z innych okolic, kradnący – bez starego, złodziejskiego honoru – w Warszawie.
Muzyka właściwie niewiele się zmieniła, wszystkie melodie (ale tylko melodie!) napisał Wielanek. Jednak zagrano je nieco inaczej, odmłodzona kapela (zespół Kameleon) i zawodowy aranżer – Hadrian Tabęcki – robią swoje. Smaczków tu nie brakuje.
Nie przepadałem wcześniej za Staśkiem Wielankiem i jego wokalną manierą, ale doceniam jego wkład w popularyzację warszawskiego folkloru. Tym razem muszę też oddać należny honor jego nowej, godnej polecenia płycie.

Taclem

Dom o Zielonych Progach „Dom o Zielonych Progach”

Warto pojawić sięczasem na festiwalach turystycznych, czy też poezjowo-spiewanych. Z takiej właśnie wyprawy przywiozłem płytę grupy Dom o zielonych progach. Jest to kapela, która od kilku lat coraz lepiej radzi sobie na scenie poezji śpiewanej. Sporo dobrego zrobił dla grupy ich udział w przedsięwzięciu pt. „W górach jest wszystko, co kocham”, które jest czymś na kształt objazdowego festiwalu.
W muzyce Domu o Zielonych Progach znaleźć możemy wszystko to, co charakteryzuje klasyków gatunku – Stare Dobre Małżeństwo i Wolną Grupę Bukowina. Od pierwszej z tych grup DOZP różnią przede wszystkim fajne, żeńskie wokale, do drugiej im jakby bliżej. Oczywiście można tu mówić jedynie o inspiracjach, gdyż Domownicy grają głównie utwory autorskie, lub nalisane do wierszy współczesnych poetów, czasem tylko sięgając po klasyków, takich jak Jerzy Harasymowicz.
Sięgając po płytę „Dom o zielonych progach” zdziwiłem się widząc wśród utworów dwie piosenki tradycyjne, jedną beskidzką, drugą łemkowską. Wpasowują się one świetnie w opowieści o wędrowani i górach.
Dom o zielonych progach to jedna z najciekawszych grup jakie ostatnio wyłowiłem z nurtu turystyczno-poetyckiego, choć nie jedyna. O kolejny ch napiszę niebawem.

Taclem

Czerwie „Padlina”

Zespół czerwie to formacja, która można chyba określić mianem art folkowej. Pisze „chyba”, bo zdecydowanie wymykają się jednoznaczej ocenie. Znam z resztą ich wcześniejsze nagrania, często tych samych utworów, co tu i obecnie brzmią one nieco inaczej, niż kiedyś. Czy lepiej? Chyba nie.
Album otwiera „Cubryna”, na pewno można ją nazwac przebojem zespołu. Niby to ta sama piosenka, co na demówce zespołu, ale zniknął gdzieś klawy akordeon, mniej w nim folku. Lepsza jest za to produkcja. Właściwie jest to wyznacznik całego albumu. Wszystko zagrane jest lepiej, czasem może nawet ciekawiej, ale czasem gubią gdzieś duszę swych piosenek. Nawet gdy uciekają w pastisz wszystko brzmi jakby było wymodelowane. Może dlatego najbardziej podoba mi się tu folk-rockowy „Nowy Zamęt”.
Na „Padlinie” pojawia sięsporo znamienitych gości, głównie z klimatów jazzowych, ale jest też choćby Maciek Maleńczuk.
Długo się zastanawiałem co o tej płycie napisać, teraz już wiem, że jednak to dobra płyta. Mam jednak nadzieję, że zespołowi wystarczy odwagi, by zagrać w przyszłości może mniej wygładzoną, ale na pewno bardziej szczerą muzykę. Powtarzam, że dotyczy to przede wszystkim aranżacji, bo piosenki same w sobie są w większości bardzo dobre.

Taclem

Augie March „Sunset Studies”

Kolejna porcja lekkiej, folk-rockowej muzyki z odrobiną psychodelii. Zespół Augie March przyzwyczaił nas już do takiego grania. Nie bez powodu uważa się ich za jedną z najlepszych grup w rodzinnej Australii.
Juz od pierwszego, rozbudowanego utworu „The Hole In Your Roof” słychać wyraźnie, że nie specjalnie zależy im na zdobywaniu miejsca w komercyjnych rozgłośniach radiowych. W ich muzyce jest coś nierzeczywistego, a jednocześnie są one melodyjne i potrafią zapaść w pamięć.
Augie March określa się często jako zespół poetycko-rockowy i zapewne coś w tym stwierdzeniu jest. Tyle, że to szufladka bardzo pojemna, Australijczycy wylądowaliby w niej pewnie zarówno obok Boba Dylana, jak i The Beatles. W sumie można by znaleźć również takie wpływy, ale byłaby to chyba lekka przesada.
Nie pierwszy raz odniosłem wrażenie, że muzyka tej grupy jest nieco senna, czasem pokazuje ostrzejsze pazurki, ale generalnie to mamy do czynienia raczej z wolnymi, a jednocześnie ciekawie zagranymi utworami.

Rafał Chojnacki

Môr Gwyddelig „Wake the Dragon”

Môr Gwyddelig to walijska nazwa Morza Irlandzkiego. Myliłby się jednak ten, kto sugerowałby , że zespół ten wykonuje muzykę walijską. Zdarza im się również ten repertuar, ale sprawiedliwie dzielą go między Walię, Wyspę Manx, Szkocję i Irlandię. Trzy różne gaelickie dialekty, do tego czasem coś po angielsku – tak właśnie przedstawia się program grupy Môr Gwyddelig na płycie „Wake the Dragon”.
Tytułowy utwór stanowi doskonałe zaproszenie do zapoznania się z resztą płyty. Później mamy m.in. piękną pieśń „Caidé Sin Do`n Té Sin”, jedną z moich ulubionych ballad irlandzkich. Jest też pieśń „Buain a Rainich”, której melodię – dzięki grupie Open Folk – zna w Polsce każdy fan muzyki celtyckiej. Tu mamy piękne wykonanie a cappela, w gaelicu i po angielsku.
Ciekawostką są tu utwory autorskie, podejrzewam, że nawet słuchacze znający dobrze muzykę celtycką mieliby problemy z rozróżnieniem co jest nowego, a co sięga wgłąb przeszłości.
Môr Gwyddelig bardzo archaicznie aranżują swoją muzykę, czasem można mieć wrażenie, że to niemal muzyka dawna. Po części tak jest, gdyż najstarsze z tych utworów sięgają XVI wieku.

Taclem

Lisa Dancing-Light „Sophia Songs”

„Sophia Songs” to album bardzo multikulturowy. Są tu elementy celtyckie, cygańskie, nawiązania do muzyki dawnej i kultury indian Ameryki Północniej. W jednym z utworów pojawiają się nawet knajpiane klimaty barowa, z nieodłącznym w tej sytuacji pianinem. Mówię tu o piosence „Winds of Change”
Wszystkie te połączenia możliwe są za sprawą Lisy Dancing-Light, córki Irlandki i Holendra, mieszkającej w amerykańskich Rocky Mountains.
„Sophia Songs” to począwszy od „K`ai – Song of the Mermaid” pieśni natchnione. Nawiązują one w dużej mierze do sufizmu, celebrują Boginę Wiedzy.
Właściwie nie ma tu kiepskich piosenek, o ime oczywiście zaakceptujemy całą koncepcję albumu. Trzeba przyznać, że wśród neo-pogańskich albumów płyta ta i tak wyróżnia się starannością realizacji i wydania.
Najbardziej znany z tutejszych utworów – „The Earth, The Air, The Fire, The Water Return” – został przez Lisę zaopatrzony w nową melodię. Cała reszta, to utwory autorskie, pięknie zaśpiewane przez Lisą. Wyróżniłbym wśród nich „Oh Great Wave”, „Hymn To Sophia” i „Spirit of the Wind”.

Taclem

Kelly Mulhollan „Never Ending Conversation”

Kelly Mulhollan to połowa duetu Still on the Hill. W swoim rodzimym zespole wykonuje on mieszankę muzyki celtyckiej z autorskim folkiem. Solowa płyta „Never Ending Conversation” przynosi nam coś, co w Polsce nazwalibyśmy poezją śpiewaną.
Liryki Blake`a, Audena, Cummingsa, czy Hughes`a, to doskonała baza do pięknych i niesłychanie nastrojowych piosenek. Słuchając niektórych utworów można odnieść czasem wrażenie, że inspiracją dla Kelly`ego Mulhollana nie był wcale Bob Dylan – mimo iż to harmonijka ustna pobrzmiewa w wielu utworach – a Nick Cave. Oczywiście Granie na tej płycie jest zdecydowanie bardziej folkowe, niż u Australijczyka, ale dość ponury nastrój poezji wspomnianych już panw niewątpliwie się artyście udzielił.
W nagraniach wsparła Kelly`ego jego koleżanka z zespołu, Donna Stjerna. Muzycznie płyta rzeczywiści oscyluje wokół „krainy łagodności”. Czyżby więc na całym śiwecie w podobny sposób myślano o śpiewaniu poezji. Różnica taka, że na Zachodzie nazywa się ją po imieniu, to współczesny folk.
Gdybym miał wyróżnić jakieś utwory, wymieniłbym przede wszystkim „Night”, „The Garden of Love” i „God to a Hungry Child”.

Taclem

Page 149 of 285

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén