Zremasterowali Staśka Wielanka. I to bynajmniej nie jego nagrania, ale jego samego. Całkiem nowe brzmienie, młoda kapela. Po romansach m.in. z disco polo, mamy przebojowe wejście w klimaty pop-folkowe, czasem niemal folk-rockowe. Jak to wyszło? O dziwo bardzo dobrze. Stasiek jest co prawda tak samo charakterystycznym wokalista, jak np. Tom Waits, ale okazuje się, że ciekawe aranżecje ratują tą płytę. W sumie nie tylko to jest tu plusem. Nowe piosenki są po prostu bardzo dobre i co najważniejsze współczesne, a jednocześnie warszawskie. Nie zabrakło dresiarzy z blokowisk, podejrzanych elementów z targowisk i podwórek. Czarna Mańka i apasze, to już tylko wspomnienia i w takim kontekście śpiewa o nich Wielanek. Są też klimaty rodem z Internetu – o wirtualnej miłości, są dilerzy i złodzieje z innych okolic, kradnący – bez starego, złodziejskiego honoru – w Warszawie.
Muzyka właściwie niewiele się zmieniła, wszystkie melodie (ale tylko melodie!) napisał Wielanek. Jednak zagrano je nieco inaczej, odmłodzona kapela (zespół Kameleon) i zawodowy aranżer – Hadrian Tabęcki – robią swoje. Smaczków tu nie brakuje.
Nie przepadałem wcześniej za Staśkiem Wielankiem i jego wokalną manierą, ale doceniam jego wkład w popularyzację warszawskiego folkloru. Tym razem muszę też oddać należny honor jego nowej, godnej polecenia płycie.

Taclem