Page 229 of 285

Duarte „Entr`acte”

Włoski duet Duarte to grupa posługująca się różnymi instrumentami strunowymi. Gianluca Gentili i Luciano Monceri grają na takich instrumentach jak: gitary, bouzouki i harfa celtycka. Całość wzbogacają czasem instrumenty perkusyjne, takie, jak łyżki czy irlandzki bodhran.
Inspiruje ich muzyka celtycka, latynoska i bałkańska. Nie pozostają też głusi na rodzime, włoskie melodie.
Kogo może zainteresować muzyka Duarte ? Przede wszystkim tych, którzy lubią relaks przy niebanalnej muzyce. Nie bójcie się, nie jest to muzyka new age, ani żadne inne klawiszowe pomrukiwania.
Duarte czasem nieźle jazzują. Czuć że takie frazy im nieobce. Muzyka etniczna stała się więc dla nich pretekstem do dalszych poszukiwań.
Luciano możemy tez posłuchac w innej włosiej grupie. Mowa tu o znanym i utytułowanym zespole Ogam, który też gościmy na łamach „Folkowej”.

Taclem

Dockside „Three Sheets To The Wind”

Kanadyjska formacja Dockside specjalizuje się w muzyce celtyckiej, a dokładniej w jej bardziej morskiej odmianie. Myślę że to kolejna kapela, którą mógłby się zainteresować rodzimy ruch szantowy.

Płyta „Three Sheets To The Wind” zawiera mieszankę muzyki tradycyjnej i współczesnych, częściowo autorskich kompozycji.

Najważniejszą postacią w zespole okazuje się Chris Carney, wokalista i autor części materiału. Jego doświadczenie z innych zespołów (m.in. The Acme String Ensemble, The Boothill Body Snatchers, Round Oak String Band i wiele innych) zaprocentowało sporym obyciem. Pewny i zdecydowany męski głos dobrze się z tą muzyką komponuje. W zespole towarzyszą mu Janette Duncan (grająca na skrzypcach, mająca doświadczenie w muzyce klezmerskiej, greckiej i wschodnioeuropejskiej) i Roxanne Oliva (młoda akordeonistka, mająca na koncie m.in. współpracę z Tomem Waitsem).

Instrumentalne utwory brzmią tu surowo, czuć, że nie nakładano w studiu dodatkowych instrumentów, to spora zaleta, jeśli brać pod uwagę „uczciwość” brzmienia grupy. Dzięki temu możemu mieć pewność że te same utwory na koncertach zabrzmią niemal tak samo.

Moją uwagę jednak najbardziej przykówały piosenki Chrisa, zwłaszcza piękna „Grandfather`s Song”, mająca w sobie coś z uroku ballad grupy The Battlefield Band.

Materiał ten to spore źródło inspiracji dla młodych zespołów któe poszukiwałyby nieznanych jeszcze w Polsce utworów. Chyba jedynie tradycyjna „High Barbary” jest u nas znana dzięki interpretacji Czterech Refów.

Taclem

Dikanda „Muzyka czterech stron wschodu”

„Muzyka czterech stron wschodu” powoli coraz częściej wymieniana jest jako płyta kultowa. Właściwie nie powinno to dziwić, zespół zapracował na swoją renomę, nagrał całkiem niedawno drugi album, jednak nie zanosi się na to żeby przebił on popularnością pierwszą płytę.

Na debiucie usłyszeć można melodie i pieśni z Bułgarii, Węgier, Macedonii, Rosji, Białorusi, Ukrainy i Polski. Są to w większości pieśni żydowskie, cygańskie i bałkańskie. Ciekawe aranżacje i świetne wokale zapewniły Dikandzie miejsce w czołówce polskich kapel folkowych. Warto zaznaczyć że na płycie gościnnie pojawił się na nim m.in. Krzysztof Trebunia-Tutka, oraz muzycy współtworzący niegdyś Dikandę – kontrabasiści Paweł Baska i Tomasz Pikulski.

Oprócz melodii ludowych grupa proponuje też własne utwóry, stylowo zbliżone do poetyki folkowej krajów, po których muzykę sięgają.

Dikanda potrafi oczarować, przede wszystkim pięknym śpiewem, choć instrumentaliści i instrumentalistki też mają się czym pochwalić. Za stronę wokalną odpowiedzialna jest przede wszystkim główna śpiewaczka zespołu – Violina Janiszewska.

Znane pieśni, takie jak „Gajde Jano”, czy „Jovano Jovanke” w wersjach znanych z tej płyty mają szansę stać się (przynajmniej u nas w kraju) najbardziej znanymi interpretacjami.

Taclem

Depot „Payday”

Depot to duecik, który tworzą Mat Walklate i Andy Pyatt. Mata znamy z jego solowej plyty, gdzie grał głównie muzykę irlandzką. Tymczasem w Depot gra bardzo tradycyjnego bluesa.
Muzycznie najwięcej tu Andy`ego, który nagrał wszystkie gitary. To on odpowiada za tradycyjne, czasem może nieco ortodoksyjne brzmienie prezentowanych tu bluesów. Mat doskonale wpasował się w konwencje ze swoim wokalem, fletem i harmonijką ustną. Fakt, że tam gdzie pojawia się flet – jak w „In my Sight” – robi się nagle niemal irlandzko.
Harmonijka w „Cold in Hand” też nadaje utworowi ciekawe brzmienie. To bardzo fajna ballada folkowa, a harmonijka brzmi tu jakby skrzyżowano ja z jakimś etnicznym instrumentem pokroju didjeridoo.
O tradycji bluesowo-folkowaj nie dadzą nam zapomnieć zarówno brytyjscy, jak i amerykańscy klasycy. To dobrze że ktoś kontynuuje ich dzieło. Nad płytą unosi się duch Hookera i Van Morissona. To chyba nie najgorzej, prawda ?

Taclem

Deb Sandland „My Prayer”

Deb Sandland proponuje nam na swojej płycie piosenki takich autorów, jak Mike Scott (lider The Waterboys), Nick Cave, Paul Simon i Bill Caddick. Całość wzbogacają inspiracje tradycyjnymi pieśniami folkowymi. Wokalistkę wspiera inny znany folkowiec – Phil Beer – grający gdzieniegdzie na drugiej gitarze, skrzypcach i gitarze basowej. Na plycie jest też sporo innych gości, dzięki czemu album Deb ma bardzo pełne i przestrzenne brzmienie.
Jako że Deb to wokalistka, to nic dziwnego, że są tu wyłącznie piosenki. Wybór utworów jest wyjątkowo trafny, pasują one do dość głębokiego, ale jednak delikatnego głosu artystki.
Nawet próbka polifonicznego śpiewu w „Ivy Is Good” wypada tu bardzo dobrze. Myślę że wokalistka sprawdziłaby się dobrze również w znacznie bardziej tradycyjnym repertuarze, niż ten prezentowany na płycie.
Najbardziej ciekawiło mnie jak Deb poradzi sobie z piosenką Nicka Cave`a. „Henry Lee” to piosenka orginalnie nieco szaleńcza. Tego właśnie pierwiastka zabrakło w wersji śpiewanej przez Deb i Phila.
Inną piosenką, z którą Deb zechciała się zmierzyć, to „Wind That Shakes The Berley”. Wciąż pamiętam jak piosenkę tą śpiewała Lisa Gerrard w czasach słynnego Dead Can Dance. Trudno byłoby mi ocenić jakoś sprawiedliwie wersję Deb, bo wyraźnie do swej poprzedniczki nawiązuje, jednak robi to bardzo dobrze.
Płyta jest bardzo spokojna i stonowana. U mnie trafiła na początek jesieni i wpasowała się idealnie.

Taclem

Craic Wisely „Shame Us”

Pierwsze dźwięki płyty skojarzyły mi się od razu z naszą rodzimą kapelą o nazwie Słodki Całus od Buby. Ale nie, okazuje się, że to amerykańska grupa Craic Wisely, grająca tak swojego akustycznego folk-rocka. Z resztą głównie w celtyckim sosie. Pelno tu tradycyjnych piosenek, dość żywiołowo zagranych. Kojarz mi sięto nieco z inną kapelą zza oceanu, mianowicie zespołem Amadan.
Piosenki irlandzkie brzmią tu bardzo koncertowo, czuć, ze zespół ma spore doświadczenie jeśli chodzi o granie takich numerów na koncertach. Fajnie brzmi urozmaicenie irlandzkiego instrumentarium harmonijką ustną.
Wokalista grupy, Todd Herring spokojnie radzi sobie za równo z żywiołowymi „drinking songami”, jak i z balladami, które kołyszą pubową publicznością.
Gdyby repertuar był trochę mniej oklepany była by to bardzo dobra płyta. Tak jest tylko niezła.

Taclem

Cotton Cat „Koncert”

Koncertowa odsłona grupy Cotton Cat wydaje się być nieco prawdziwsza, niż nagrania studyjne. Pamiętam że odkąd znam ten zespół zawsze podobał mi się wokal Anety Michalskiej i zawsze nie podobał mi się głos Kuby Michalskiego. Pod tym względem nic się nie zmieniło. Ciekawe rzeczy natomiast dzieją sie w grze innego (nie mam pojęcia czy stałego) członka zespołu, Piotra Szewczenko. Gitarzysta ten zagrał na rejestrowanym koncercie naprawdę sporo fajnych dźwięków.

Nie ulega natomiast wątpliwości, że jest na płycie kilka piosenek których warto posłuchać. Należy do nich na pewno „He Moved Through The Fair” z fajnym wokalem Anety. Również autorskie piosenki z pogranicza folku i poezji śpiewanej zasługująna uwagę. „Skrzydła” to przykład takiej „ostrej” balladki, bardzo fajnej i ciekawie, choć oszczędnie zagranej. Piosenka „Free” to właściwie utwór z pogranicza popu i akustycznego rocka. Jednak w koncepsji artystycznej zespołu odnajduje się nie najgorzej. Najlepszą z kompozycji na płycie jest utwór „Dzień za dniem”. Współczesna kompozycja w klimacie utworow celtyckich kojarzyc się może nieco z polularnym zespołem Blackmore`s Night.

Głos Kuby psuje dość dobrze do wesołej piosenki „Nie wydam córki swej za żeglarza”, wyglądającej na tłumaczenie jakiejś starej portowej ballady. Również piosenka „W Dublinie” wychodzi prawie dobrze.

Ciekawostką w wykonaniu grupy Cotton Cat może być utwór „Go down Moses” będący oryginalnie kompozycją z gatunku gospel. W tej wersji pobrzmiewają echa bluesa i amerykańskiego folku.

Plytę koncertową Cotton Cat można uznać za swoistą kwintesencję stylu zespołu, z wszelkimi jego wadami i zaletami.

Taclem

Cosmic Drone „Cosmic Drone”

Myślę że płyty tej powinien posłuchać każdy, kto kocha lirę korbową i dobrego folk-rocka.
Stéphane Durand grający na tej płycie napisał w liście do mnie „Wiesz, na płycie nie ma żadnych gitar elektrycznych, to tylko moja lira korbowa…”. Muszę przyznać że mocno mnie to zaskoczyło. Ale jeśli dokładnie posłuchacie, to rzeczywiście instrument ten nie brzmi jak gitara.
Oprócz przesterowanej liry mamy tu też partie czyste, a także inne instrumenty, które sprawiają, że Celtic Drone staje się art-folk-rockowym projektem. Źródeł koncepcji takiego grania szukać można choćby w angielskim zespole Jethro Tull, ale nie wiem czy muzycy zgodzą się z takim porównaniem.
Autorem niemal wszystkich kompozycji jest Stéphane. Są tu zarówno wesołe i taneczne utwory, jak „Orokhan”, jak również bardziej nastrojowe, jak tytułowy „Cosmic Drone”, czy „St. Denis en Valse”.
Elementy folkowe, to nie jedyna inspiracja, słychać tu wyraźnie, że mzycy lubią jazz, ale nieobce im też funky (sporo tu połamanych rytmów).
Z kolei wstęp do „La Belle Etoile” brzmi jak muzycha organowa, z resztą cały utwór jest podniosły i patetyczny.
„L`Arrogante” i niesamowity mix tego utworu to wprowadzenie liry korbowej w XXI wiek. Doskonały pomysl na połączenie dość smutnej melodii tanecznej z odrobiną elektroniki przyniósł bardzo dobre rezultaty.
„Cosmic Drone”, to płyta zarówno dla wielcicieli muzyki celtyckiej, jazz-folku i art-rocka, ale przede wszystkim dla każdego, kto chce posłuchać mistrzowskiej gry na lirze korbowej.
I think that everyone who loved hurdy gurdy must listen this record. Stéphane Durand, hurdy-gardy player wrote me in letter : „On the cd there`s no electric guitar you know, it`s only my hurdy-gurdy …”. I must say, that I`m very surprised. But if you listen very precisely, you can tell, that this instrument really doesn`t sound like the electric guitar.
Beside overdrived hurdy-gurdy, there is also much pieces with clean tones. This, and also other music instruments construct very art-folk-rock sound. I think, that one of sources for Cosmic Drone`s inspiration may be Englis group Jethro Tull, but the musicans may not consent me.
Almost all compositions was writen by Stéphane. There is funny dances (like „Orokhan” for example), but also more ambience tunes (like „Cosmic Drone” or „St. Denis en Valse”).
Folk music elements it`s not only one music, that inspired Stéphane Durand i his compositions and arragments. I think, that musicans from Cosmic Drone like also jazz and probably little funky (there is so much `broken` rythms).
Begining of „La Belle Etoile” sounds like church-organ theme, whole tune is also very pathetic.
„L`Arrogante” (and their amazing mix) takes hurdy-gurdy into 21st Century. There is a fusion of minor dance melody and a little bit of electronic, and it`s give very succesful results.
I can recommend „Cosmic Drone” CD for everyone who like celtic music, jazz-folk and art-rock, but in first place for everyone who want to listen mastery hurdy-gurdy playing.

Taclem

Corvus Corax „Seikilos”

Niemiecką grupę Corvus Corax zazwyczaj kojarzy się z muzyką dawną. Jest w tym tyle samo prawdy, co i przekłamania. Muzycy korzystają co prawda często z oryginalnych źródeł, jednak efektem końcowym są kompozycje często przearanżowane, niekiedy ze sporym wkładem autorskim grających instrumentalistów.

Corvus Corax odwołują się też do muzyki folkowej, na „Seikilos” znajdujemy odwołania do dawnej muzyki greckiej. Jak i na poprzednich płytach, tak i tu wiele jest improwizacji i własnych pomysłów. Grecka muzyka w wersji Corvus Corax nie przypomina raczej tej, którą usłyszeć mogliśmy na rodzimej płycie z Gardzienic zawierającej próby odtworzenia antycznej muzyki i śpiewu. Jednak nie znaczy to że Niemcy nagrali album gorszy. Bynajmniej, jest to poprostu inne spojrzenie na ten temat.

Swoistym urozmaiceniem mogą tu być trzy utwory nie bazujące na tematach greckich. Są to „Chou chou sheng” – oryginalny chiński marsz, „Ballade de mercy” – ballada autorstwa Francois Villona, oraz „Aia” – pieśń staroniemiacka.

Płyta mieści się w takiej mocnej średniej jak na dokonania tego zespołu.

Taclem

Pat Cooksey „Words”

Pat Cooksey to jeden ze starszych irlandzkich twórców, występował m.in. z The Clancy`s, jego największa aktywność przypadała właśnie na przełom lat 60-tych i 70-tych. Napisał trochę piosenek, wśród których są dwa folkowe hity, oba znalazły się na tej płycie – „The Reason I Left Mullingar” i „The Sick Note” (znane bardziej jako „Why Paddy`s Not At Work Today”).
Artysta mieszka obecnie w Alpach i z tego co mi wiadomo niemal wogóle nie nagrywa, a koncertuje głównie w Niemczech. Dlatego też jego dyskografia zamyka się w dwóch albumach – omawianym „Words”, oraz „Live in Nürnberg”. Mimo to Pat wciąż pisze nowe piosenki i to dla nich właśnie warto po te płyty sięgnąć.
Z nowszych, bądź mniej znanych utworów Pata Cooksey`a na płytę „Words” trafiły piosenki : „Mary Anne”, „Song For Hamish”, „We Were There”. Całość uzupełniają utwory tradycyjne i kilka współczesnych, lecz nie mniej klasycznych, jak choćby „Raglan Road” Patricka Kavanagha.

Taclem

Page 229 of 285

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén