Deb Sandland proponuje nam na swojej płycie piosenki takich autorów, jak Mike Scott (lider The Waterboys), Nick Cave, Paul Simon i Bill Caddick. Całość wzbogacają inspiracje tradycyjnymi pieśniami folkowymi. Wokalistkę wspiera inny znany folkowiec – Phil Beer – grający gdzieniegdzie na drugiej gitarze, skrzypcach i gitarze basowej. Na plycie jest też sporo innych gości, dzięki czemu album Deb ma bardzo pełne i przestrzenne brzmienie.
Jako że Deb to wokalistka, to nic dziwnego, że są tu wyłącznie piosenki. Wybór utworów jest wyjątkowo trafny, pasują one do dość głębokiego, ale jednak delikatnego głosu artystki.
Nawet próbka polifonicznego śpiewu w „Ivy Is Good” wypada tu bardzo dobrze. Myślę że wokalistka sprawdziłaby się dobrze również w znacznie bardziej tradycyjnym repertuarze, niż ten prezentowany na płycie.
Najbardziej ciekawiło mnie jak Deb poradzi sobie z piosenką Nicka Cave`a. „Henry Lee” to piosenka orginalnie nieco szaleńcza. Tego właśnie pierwiastka zabrakło w wersji śpiewanej przez Deb i Phila.
Inną piosenką, z którą Deb zechciała się zmierzyć, to „Wind That Shakes The Berley”. Wciąż pamiętam jak piosenkę tą śpiewała Lisa Gerrard w czasach słynnego Dead Can Dance. Trudno byłoby mi ocenić jakoś sprawiedliwie wersję Deb, bo wyraźnie do swej poprzedniczki nawiązuje, jednak robi to bardzo dobrze.
Płyta jest bardzo spokojna i stonowana. U mnie trafiła na początek jesieni i wpasowała się idealnie.
Taclem

Dodaj komentarz