Page 121 of 285

Steve Byrne „Songs From Home”

Pierwszy solowy album wokalisty, znanego nam już z zespołu Malinky, to płyta folkowa w niesamowicie klimatycznym stylu. Musze przyznać, że Steve zaskoczył mnie swoim podejściem do muzyki tradycyjnej. Jestem pod dużym wrażeniem.
Pisałem kiedyś, że Malinky są nowoczesne a jednak grają z szacunkiem dla tradycji. Na „Songs From Home” tego szacunku jest wielokrotnie więcej. Album nawiązuje swoim brzmieniem do takich klasyków, jak Dick Gaughan czy Steve Tilston.
Pod względem repertuarowym płyta „Songs From Home” również prezentuje się ciekawie. Są tu autorskie utwory, napisane specjalnie z myślą o tym albumie, jest kilka wierszy, z dopisaną muzyką, no i wreszcie czasem pojawia się coś tradycyjnego.
Album ten przyciąga jak magnez, nie ma na nim słabszych kawałków, choć też (jak to zwykle w takich przypadkach bywa) nic nie wybija się ponad poziom. Polecam każdemu, kto lubi piosenki.

Taclem

Strand Hugg „Un jour …un port …”

Bretońskie szanty i pieśni morskie chyba już na dobre zadomowiły się na naszej scenie, czas więc zajrzeć nieco głębiej na tamtejszą scenę i wyłuskać kapele, które mogą zaprezentować nam coś ciekawego.
Strand Hugg, to zespół u nas zupełnie nie znany, choć podejrzewam, że przyjąłby się świetnie. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że śpiewają znane piosenki po swojemu, czasem dodając coś od siebie.
Album „Un jour …un port …” otwiera chyba najbardziej rozpoznawalna z tamtejszych pieśni morskich, czyli „Harmonica”. Zagrana jest bardzo sympatycznie, słucha się tego wykonania z niekłamaną przyjemnością. Po niej następuje tradycyjna szanta „Tacoma”, czyli… to co znamy jako angielskie „Sacramento”! Podejrzewam, że porwaliby ta pieśnią niejeden z polskich festiwali. Zapewne rozpoznano by u nas również „La Margot”, choć ta wersja nieco różni się od proponowanej przez Stare Dzwony. Ich „Valparaiso” to z kolei angielskie „Good Bye Farewell”. Znamy też z polskich wykonań bretońską „Naviguant Dans Le Port de Nantes” – tu jest ona podana bardzo surowo, przez co urzeka swoją prostotą. Piosenek takich, jak „Paddy Lay Back”, „Rolling Down To Old Maui” czy „Amsterdam” też nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Za to „My Bonnie” kojarzyć pewnie będą tylko starsi miłośnicy morskich pieśni.
Mniej znane utwory, to np. autorski „Le Tour Du Monde”, nawiązujący do pięknej tradycji francuskich ballad, z kolei „Les Voyaguers de la Gatineau” to taka pieśń do śpiewania przez całą salę. „Henrick” to z kolei taka piosenka, której nie znamy, ale brzmi jak setki innych, podobnych.
Jeśli chcemy potańczyć w rytmach celtycko-morskich, to Sympatyczni Francuzi proponują nam kilka takich utworów, które same proszą się o taniec, np. „Reel Saint Sauyeur” i „Sirop D`Erable”.
To dość tradycyjnie zagrana muzyka, brzmienia są akustyczne, nie ma nawet basówki – gra za to kontrabas. Zdecydowanie nie jest to jednak muzyka przeznaczona wyłącznie dla osób starszych. Ostatnio pojawiają się bowiem opinie, że poza Polską muzyki morskiej słuchają wyłącznie gromady raczących się piwem staruszków, a nasz kraj jest szantowym Mesjaszem narodów. Nic bardziej mylnego, wielu naszym kapelom daleko do międzynarodowego poziomu, Strand Hugg biją ich na głowę, a przecież też nie są najlepszą kapelą na świecie. Po prostu grają solidnie i rzetelnie.

Taclem

Shirley Johnson „Where to now”

Muzyczna podróż po Europie w towarzystwie Shirley Johnson zaczyna się we Włoszech. Co ciekawsze utwór od którego artystka rozpoczyna swoją drugą płytę, to nie kompozycja tradycyjna, a słynne „Time To Say Goodbye”, znane choćby z repertuaru Andrei Bocelliego. Nie jest to najszczęśliwszy początek dla folkowej płyty. Nawet nie dlatego, że to nie utwór ludowy, a dlatego, że po prostu nie pasuje do tego zestawu.
Później jednak jest już bardziej tradycyjnie. Shirley ma chorwackie korzenie i mimo, że urodziła się w Stanach, to odkrywa z pasją muzykę z Bałkanów. Jest tu jej pełno.
Niestety dobór stylistyki, w której artystka się porusza jest dość bezkrytyczny. Obok świetnie zaaranżowanych i dobrze dobranych utworów znajdują się tu gnioty rodem z wiejskiej remizy. Owszem, to też folk, tyle, że jeśli się pokazuje, że potrafi się zagrać lepiej, to po co za chwilę obniżać poziom i zagrywać jak kiepska kapela z wesela?
Materiał zebrany na tej płycie, to rezultat wielu podróży, zwłaszcza do Europy wschodniej. Podejrzewam, że wówczas artystka nasłuchała się bardzo różnej muzyki – zarówno tej dobrze, jak i miernie wykonanej. Niestety nie potrafi najwyraźniej odsiać ziarna od plew.
Nie ukrywam jednak, że Shirley Johnson ma pomysł na granie. Nic dziwnego, że grała m.in. dla papieża Jana Pawła II na koncercie w Watykanie.

Taclem

Maja Birkeland & Trygve Traedal „Dansk cellomusikk”

Muzyka klasyczna zawsze była blisko ludowych inspiracji. Twórcy najpiękniejszych pereł klasyki inspirowali się często tradycyjnymi melodiami, zaś folkowi eksperymentatorzy nie raz sięgali po melodie znanych kompozytorów, aranżując je na folkowo.
Tym razem mamy do czynienia z muzyką z Danii, którą zagrano na fortepianie i wiolonczeli. Zadowoli ona zapewne wszystkich melomanów o ciągotach klasycznych, jest to bowiem płyta nagrana z wielkim pietyzmem.

Taclem

Madrigaia „Pleiades”

Od pierwszych dźwięków można się zakochać. Siedem kobiet, piękne głosy, delikatny akompaniament i świetne piosenki, wybrane z przeróżnych ludowych tradycji. Jest Bułgaria, coś ze świata arabskiego, Indie i cała masa innych miejsc. Nawet Polska!
Największe wrażenie robią tu przeróbki tradycyjnych piosenek ze świata arabskiego w połączeniu z Indiami, świetna jest też aborygeńska „Heart Song”. Doskonale też brzmią rzeczy z Bułgarii – „More Zajeni Se Guro” i „Zashto”. Również popularne francuskie „Tourdion” zostało zaśpiewane na wysokim poziomie, podobnie jak hebrajskie „Hine Ma Tov”. Z olbrzymią ciekawością wysłuchałem też piosenki „Dwa serduska”, reprezentującej nasz kraj. Wyszła bardzo dobrze, nieco zaskakująco, ale chciałbym, żeby w takiej stylistyce ktoś nasze ludowe utwory śpiewał.
Nie za bardzo udała się za to wycieczki do Ameryki Południowej, choć brazylijską pieśń „Ile aye” połączono z delikatnym hip hopem, to nie wypada ona rewelacyjnie. Nieco lepiej poszło przy argentyńskiej „La Cumparsita”.
„Pleiades” to drugi album kanadyjskiej grupy. Jeśli miałby on rzeczywiście być sprawdzianem dla zespołu, to Madrigaia zaliczyła ten sprawdzian z bardzo wysoką oceną.

Rafał Chojnacki

Lisa Lynne „Maiden`s Prayer”

Piękna i szalenie nostalgiczna płyta Lisy Lynne, to przykład na to, że w zalewie albumów nagrywanych przez celtyckich harfistów można jednak znaleźć coś bardzo ciekawego. Nawet bardziej znane melodie, takie, jak „Eleanor Plunkett” O`Carolana przedstawione są tu tak, że miło się ich po raz kolejny słucha. Nietrudno mi wyobrazić sobie, ze ktoś kupi tą płytę właśnie po to, żeby posłuchać co Lisa Lynne robi z takim standardem.
A tymczasem jest tu sporo innej muzyki i to ciążącej w nieco innym, niż celtyckie brzmienia kierunku. Lisa nagrała ten album z perskimi muzykami z Lian Ensemble, co zbliża płytę „Maiden`s Prayer” do bardziej globalnych brzmień. Nie zmienia to jednak faktu, ze album jest od początku do końca piękny.
Podstawową inspiracją była tym razem muzyka XV i XVI Wieku, choć zaaranżowana znacznie współcześniej. Nie po raz pierwszy na główny plan tematyczny wysuwają się tu pierwiastki żeńskie, jest to bowiem album nacechowany ideologicznie. Jeśli jednak nie przeszkadzają Wam takie klimaty, to zatopcie się w pięknym świecie celtyckiej harfy, fletów i bębnów.

Taclem

FolkPort „Come Away”

Norweski FolkPort gra celtyckiego rock z odrobiną innych naleciałością i trzeba przyznać, że robi to bardzo sprawnie. Co ciekawe swoje utwory piszą sami, czasem wspierając się np. tekstem tradycyjnej piosenki.
EP-ka „Come Away”, to tylko sześć utworów. Pierwszy z nich – „City Lights” – ma w sobie klimat lekkiego, akustycznego rocka, podbarwionego nieco folkową melodyjką. Z kolei „It`s Good To see You” jest taneczną melodią, nawiązującą nieco do brzmień muzyki dawnej, oczywiście również w folk-rockowej aranżacji.
Utwór „To His Love” to folkowa ballada, nieco w stylu Fairport Convention, podobnie jak „Still Waiting”, z pięknym solowym pasażem. Nieco żywszym utworem okazuje się być „A Walk In The Highlands”.
Kończąca utwór kompozycja „Fiddler`s Green”, to wesołe granie wykorzystujące tekst znanej rybackiej ballady. To ostatnie nagranie nie należy może do najlepszych, ale generalnie odbiór norweskiej grupy jest bardzo pozytywny.

Taclem

Untsakad

Zespół Untsakad powstał w 1992 roku i od tego czasu wyrobił sobie markę jednaj z najlepszych kapel folk-rockowych w Estonii. W repertuarze zespołu znajdują się zarówno własne kompozycje, jak i te oparte na melodiach celtyckich, estońskich a nawet słowiańskich.
Początkowo zespół występował głównie w nocnych klubach Tallina, dziś jest folk-rockową gwiazdą licznych festiwali.
Jak dotąd nagrali sześć płyt z mieszanym, celtycko-estońskim repertuarem.

Skład zespołu:
Jaanus Jantson – gitara, śpiew
Jaanus Polder – mandolina, śpiew
Ilmar Kald – skrzypce, śpiew
Margus Poldsepp – akordeon, śpiew
Marek Ratsep – gitara basowa, śpiew

Jarosław Adamów

Jarosław Adamów, to klarnecista, absolwent Akademii Muzycznej w Łodzi. Zaczynał jako muzyk współtworzący kwartet folkowy SIĘ GRA (1997-2001), z którym nagrał płytę Się gra i zdobył II nagrodę na I Festiwalu Polskiego Radia “Nowa Tradycja” (1998). Płyta otrzymała również tytuł Folkowego Fonogramu Roku 2000.
W 2002 roku – jako Jarek Adamów – zaczął realizować własne projekty muzyczne. Na V Festiwalu Muzyki Folkowej Polskiego Radia “Nowa Tradycja” wraz z Markiem Dudrą (bęben) otrzymał II nagrodę za ciekawy i oszczędny sposób wykonania archaicznych pieśni dziadowskich z towarzyszeniem liry korbowej.
W repertuarze muzyka ze Stalowej Woli znalazły się również jego własne kompozycje inspirowane głównie polskim i żydowskim folklorem muzycznym.
Adamów przez pewien czas współpracował z JAHIAR GROUP.
Opracował i wykonuje muzykę do spektaklu „Tejbełe i demon” powstałego w Ośrodku Brama Grodzka Teatr NN w Lublinie w 2002 r. W roku 2003 nagrał solową płytę Song sof the Mediewal Polish Bards. Adamów gra na niej na klarnecie, lirze korbowej, bębnie, sopiłkach oraz śpiewa. Płyta zdobyła III miejsce w konkursie Folkowy Fonogram Roku 2003.
Dyskografia: Się Gra CD, MTJ 2000; Songs of the Medieval Polish Bards CD, Global Village Music & Old Country Music, BMI 2003

Brobdingnagian Bards

Zespół ten tworzą Andrew McKee i Marc Gunn – muzycy, którzy za pośrednictwem Internetu sami wypromowali swoją twórczość. Podstawową część ich dorobku fonograficznego stanowią nagrania z muzyką celtycką –irlandzką i szkocką oraz brzmienia renesansowe, zaaranżowane na folkowo. Brobdingnagian Bards wywodzą się jednak z filkowego źródła i bynajmniej nie odcinają się od niego.
Filkowe piosenki pojawiają się na wszystkich sześciu płytach zespołu, zaś album „Memories of Middle Earth” jest w całości inspirowany twórczością Tolkiena. Marc Gunn ma też na swoim koncie płytę solową „Soul of a Harper” oraz singiel „Irish Drinking Songs For Cat Lovers”. Druga z tych płyt to typowy przykład wydawnictwa filkowego – w irlandzkich piosenkach pozmieniano teksty tak, by opowiadały o przygodach kotów.

Page 121 of 285

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén