Page 119 of 285

Julia Doszna

Julia Doszna spiewa o sobie, górach ludziach i Bogu Spiewa tym co przeżywa kobieta stojaca na swojej ojczystej od prawieku ziemi. Tematyką jej pieśni jest miłość. Miłość do Boga. Miłość do Łemkowszczyzny, a także zwyczajna, pełna wzlotów i upadków miłość ludzka. Bo dla Julii „spiewać”, „istnieć” i „”kochać” znaczy to samo. Julia Doszna uprawia spiew solowy. W nim odsłania się najbardziej- to ten rodzaj śpiewu jest najczystszą formą przekazu. Oprócż śpiewu a capella słyszymy śpiew Julii z towarzyszeniem gitary klasycznej. Artystka współpracowała również z kapelą ludową, gdzie akompaniament jest bliższy tradycji łemkowskiej – w zespole usłyszeć można było akordeon, skrzypce, klarnet, kontrabas.

Celtic Cross

Duet Celtic Cross tworzą muzycy ukrywający się pod pseudonimami I.D. Guy i Zero. Jest to mieszanka tradycyjnych brzmień z własnymi utworami, nagrywana przy pomocy komputerów. Co ciekawsze zespół sporo koncertuje.
Twórcy Celtic Cross nagrywają cześć ścierzek na własnych instrumentach, korzystają też z sampli i doprodziejstw elektroniki. Swoją muzykę sami nazywają turbo folkiem.
Od 1996 roku (kiedy powstali) nagrali cztery albumy, są to: „Far Canal Fire”, „Folk`n`L.I.”, „Folk de Future” i „Live St. Pads Derby”.

Skład zespołu:
I.D. Guy – wokal, gitara, harmonijka ustna
Zero – wokal, gitara, mandolina, banjo, spędza zbyt wiele czasu przy komputerze

Celtic Cross w Internecie: www.celticcross.co.uk

Beskid – Hej!

Kapela góralska Beskid – Hej! to jedna z najbardziej doświadczonych grup prezentujących muzykę polskich górali. Grywają zarówno na imprezach plenerowych, festiwalach, jak i na prywatnych koncertach, np. dla znanych osób – tak było choćby w przypadku ślubu Edyty Górniak z Darkiem Krupą.
Występom zespołu towarzyszy zwykle program rozrywkowy, zawierający elementy ludowego humoru i satyry.
Grupa ma na koncie dwa albumy: „Hej, bystro woda” i Hej, malućki malućki”

Zespół w Internecie: www.kapela.bielsko.com.pl

Zuzana Mojžišová „Zuzana Mojžišová”

Słowacka wokalistka Zuzana Mojžišová znana była wcześniej ze współpracy z folk-rockową grupą Jej Družina (obecnie Družina). Później gościnnie pojawiała się na scenie m.in. z Cechomorem. Teraz kontynuuje swoją pracę na własny rachunek.
Wesoły folk-rockowy utwór „Piurko” to świetny pomysł na rozpoczęcie płyty. Jest lekki, beskidzki i bardzo sympatyczny. Rozkołysana piosenka „Mlynare” i ballada „Vienok” kontynuują dobrą passę.
W świetną rytmikę „Duchny” wchodzą nagle góralskie, acz orkiestrowo aranżowane smyki, to świetny początek utworu. Dalej jest tylko lepiej, bo dochodzą jeszcze natchnione wokalizy i śpiew Zyzany. Z kolei „Šuchon” zaczyna się prawie tradycyjnie. Później jednak okazuje się fajnie bujającą balladką pop-folkową.
„Ulijana” to początkowo mocny zaśpiew z towarzyszeniem akordeonu. Pojawiają się też dudki, a później całość dryfuje w kierunku kolejnej, tym razem bardziej jazzowej ballady.
W „Muriena” mamy funkujący bas i fajną ludową piosenkę. To często spotykany schemat wśród grup folk-rockowych na Zachodzie, sprawdza się jak widać również przy muzyce słowiańskiej.
Natchniony, lekko mistyczny klimat pojawia się nam w utworze „Nebraňte”. Nieco tam udziwniono, ale za to jest bardzo ciekawie. „Vjej vjetríčku”, to kolejna góralska ballada. Bardzo ładna i ślicznie zaśpiewana.
W „Vínečko” jest coś z rytuału. Może to przez te afrykańskie bębny i konkretną, selektywną sekcję. Również dudy zmierzają w tym samym kierunku. A przecież utwór jest o czymś tak trywialnym, jak piwo.
„Haji beli” to piosenka zwiewna, łagodna i pełna przestrzeni. Jeszcze tylko instrumentalny bonus i płyta się kończy. Szkoda, że tak szybko.
Od razu rzuca się w uszy dobra produkcja płyty. A przy okazji Zuzanie udaje się na tym albumie coś, czego nie dokonał ani zespół Brathanki, ani Hania Chowaniec-Rybka, ani nikt z naszej strony granicy. Umiejętnie łączy pop i rock z góralskim folkiem. Nie ma tu obciachu, ale też nie jest to pretensjonalny i płytki produkt. Z innych polskich grup chyba tylko Maidensom udała się jak dotąd ta sztuka.

Taclem

William Pint & Felicia Dale „Seven Seas”

Amerykański duet William Pint i Felicia Dale to wykonawcy znani z koncertów w naszym kraju. Występowali m.in. na festiwalu szantowym w Iławie. Dzięki temu czasem można było w naszych sklepach trafić na ich płyty. „Seven Seas”, to – jak na razie – album najnowszy. Podobnie, jak na poprzednich płytach duetu mamy tu do czynienia z autorskimi aranżacjami pieśni morskich, wzbogaconymi przez utwory tworzone przez członków duetu.
Zaczyna się od nowej aranżacji morskiej pieśni „High Barbaree”, w której świetnie sprawdza się lira korbowa, na której grywa Felicia. Pieśń „Oh Mary, Come Down!” jest z kolei wykonana w sposób dość archaiczny, aczkolwiek warto na ten utwór zwrócić uwagę, gdyż jest rzadko wykonywany.
Piękna ballada „The Mary Stanford of Rye” pokazuje nam, że William jest świetnym balladzistą. Po raz kolejny słyszymy też lirę Felicii. Idąc dalej mamy nową aranżację znanej morskiej pieśni „Billy Boy”. Trzeba przyznać, ze tym razem wyszła wersja z dużym pazurkiem.
Kolejna pieśń, zatytułowana „Lost” została przez duet zapożyczona od wykonawców z Północnej Anglii. Znów mamy zaprezentowaną wersję a cappella. Następna ballada , zatytułowana „The Packet Rat”, to wiersz C. Fox Smitha z muzyką Williama.
„Cheerily Man” to przeróbka kolejnej morskiej pieśni, tym razem wzbogacona o melodię „The Seven Stars”.
„The Wild Goose Shanty” znana jest u nas, jako „Ranzo Ray”. To jedna z najsmutniejszych melodii, jakie pojawiają się w pieśniach morskich. Znów mamy tu do czynienia z ciekawą interpretacją wokalną. Piosenka „Heaven`s a Bar”, autorstwa Tima Laycocka jest prze Williama i Felicię porównywana do słynnego „Fiddler`s Green” Johna Connoly`ego. Trzeba przyznać, że to dobre porównanie, bo klimat obu utworów podobny.
Na zakończenie mamy utwór instrumentalny „The Prince`s Royal Set”, czyli wiązankę gitarowo – lirową, świetną do tańców w żeglarskiej tawernie.
Album „Seven Seas” ma sporo mocnych punktów, warto więc po tą płytę sięgnąć. Zwłaszcza, że nieczęsto w muzyce morskiej słyszymy lirę korbową.

Taclem

Trillke Trio „Käferherz”

Niemiecka grupa specjalizująca się w akustycznie granej muzyce świata prezentuje nam swoją drugą płytę. Dominuje na niej tradycja europejska. Jest tu coś klezmerskiego („Uri Tzion”, „Interstellar Overkorkel”), jest tango („Porque? Porque!”), walce („Domino Valse”, „Fetiche”), są utwory bałkańskie („Lulatsch”, „Lied in die Ferne”, „Odessa Bulgar”, „Serény magyaros”), skandynawskie („Okynnesvals”), a nawet amerykański blues („Joe Turner Blues”) w wersji folkowej i jamajskie ska („Lagerfeuer”). Mamy też utwór oparty o pożyczkę z filmu „Czarny kot, biały kot” („Käferherz”).
Mamy też kompozycje autorstwa członków zespołu („Nie ohne mein Schlauchboot”) i inne współczesne utwory („Noch einen Tanz”). Wszystko to prezentuje nam zespół dobrze ograny w europejskiej tradycji.
Trillke Trio proponują nam ciekawe aranżacje, niezłą grę i ogólne bardzo sympatyczną koncepcję płyty. Czasem pojawiają się elementy lekko rockowe, jazzowe, a nawet ska. Wszystko jednak charakteryzuje się poczuciem humoru, a to ważne.

Rafał Chojnacki

Dolly Parton „Those Were The Days”

Słodki głos Dolly Parton nieco się zmienił, jednak królowa pop-country pokazuje, że jej czas jeszcze nie minął. Kiedy wszyscy dookoła odkrywają zupełnie inne twarze amerykańskiej muzyki, Dolly nagrywa własne wersje standardów country, folk i pop. Co ciekawe w niektórych utworach wspierają ją muzycy, którzy oryginalnie te piosenki wykonywali.
Otwierający album, nieco zbyt cukierkowaty „Those Were The Days” może wydać się pretensjonalny, ale na szczęście na nim płyta się nie kończy. W chwilę później otrzymujemy dwie piosenki napisane przez ludzi, o których można dziś powiedzieć, że są największymi herosami amerykańskiego folku – „Blowin` In The Wind” Boba Dylana i „Where Have All The Flowers Gone” to klasyki absolutne. Pierwszy z nich zachował swój charakter dzięki pojawiającej się harmonijka, drugi zaś nieco przyspieszył, ale nie wyszło mu to na gorsze. Kolejna piosenka, to utwór duetu Paul Webster & Jerry Livingston, wykonywany kiedyś m.in. przez Elvisa Presleya, później na tapetę trafiają jeszcze Cat Stevens, Kris Kristoferson, Tommy James i wielu innych.
Zatrzymajmy się jednak na chwilę przy „If I Were A Carpenter” i „Both Sides Now”. Pierwszy z tych utworów napisał zadeklarowany folkowiec Tim Hardin, drugi zaś znamy przede wszystkim z wersji Judy Collins (młodsi pewnie kojarzą bardziej wykonanie Joni Mitchell). Obie Dolly wykonuje tu wyśmienicie, w pierwszej towarzyszy jej Joe Nichols, jeden z najbardziej uzdolnionych młodych wokalistów country. Druga piosenka nieoczekiwanie zamieniła się w country-rocka z fajną partią skrzypiec.
Tak jak początek płyty nie zachwyca, to końcówka po prostu rozbraja. Znakomita wersja lennonowskiego „Imagine” pokazuje, że Beatlesi też bywali kowbojami.

Taclem

Gwendal

Grupa Gwendal, grająca tradycyjną muzykę bretońską i irlandzką, została założona przez Jeana-Marie Renarda i Youenna le Berre`a (laureata pierwszej nagrody dla flecisty konserwatorium w Breście). Twórczość grupy obejmowała różne wpływy, od muzyki tradycyjnej po klasyczną, przy bogatym instrumentarium.

Pierwszy album grupy zatytułowany Irish Jig został wydany w 1974 roku przez Pathé-Marconi – jej okładkę zdobił rysunek gigantycznego skrzata w dżinsach grającego na bombardzie, który stał się na długie lata emblematem i maskotką zespołu. Następne pozycje płytowe grupy to: Joe Can`t Reel. (1975), na której po raz pierwszy grał Robert Le Gall na elektrycznych skrzypcach.

W 1977 do grupy dołączył szósty muzyk – Arnaud Rogers na perkusji. W tym samym roku w lutym światło dzienne ujrzał trzeci album Gwendal – Rainy Day. Na następną płytę, Gwendal 4, trzeba było czekać kolejne dwa lata

Rok 1981 był świadkiem wydania pierwszego albumu koncertowego – Gwendal en Concert, oraz dużych zmian personalnych w grupie (Jean-Marie Renard zrezygnował z grania na rzecz pracy menadżera zespołu, do grupy dołączyli Francois Ovide, Paul Fort, David Rusaouen i Pascal Sarton.

Kolejne albumy grupy to: Locomo (1983), Glen River (1989), Le Plus Belles Chansons de Gwendal (1994). W 1995 roku wyszedł album Pan Ha Diskan, o zupełnie innym charakterze, z wyraźnymi wpływami hinduskimi i afrykańskimi, również w zakresie instrumentarium.

W 1996 roku muzycy Gwendal wzięli udział w projekcie Liama O`Flynna na festiwal w Petit-Quévilly. Kolejna płyta, Aventures Celtiques, ukazała się w 26 rocznicę powstania zespołu i w ciągu 3 miesięcy sprzedała się w liczbie 60,000 egzemplarzy. Od tej chwili działalność grupy nieco przycichła, nie licząc wydania w 2002 roku kolejnej kompilacji Aventure Celtique. W 2005 roku jednak powstało nowe dzieło: War Raog, w składzie nieco zmienionym, oraz z nowymi pomysłami aranżacyjnymi.

Zgórmysyny „Pod słońce”

Z tego, co pamiętam, to grupa Zgórmysyny jeszcze kilka lat temu była odkryciem licznych festiwali piosenki turystycznej i studenckiej. A teraz są już jedną z lepiej rozpoznawanych grup tej sceny. Zasługą są niewątpliwie świetne piosenki, których większość pisze Tomasz Jarmużewski. Nie mniejsza jest jednak zasługa wokalistki zespołu – Oli Kazimierczyk, zwanej Zgórjacórką.
Mimo, że materiał z tej płyty to głównie (z dwoma wyjątkami) utwory zarejestrowane na festiwalu Yapa, to jakość jest niezła, a wykonania robią bardzo dobre wrażenie.
Oprócz autorskich piosenek mamy tu dwa „utwory zasłyszane” („Takie małe wniebowzięcie” i „Tatrzańskie wiersze”). Tak to już jest z dobrymi piosenkami, które gdzieś czasem się usłyszy i nie można ich dopasować do znanych nam wykonawców.
Jest tu też regularny cover, piosenka „Sielanka o domu” zespołu Wolna Grupa Bukowina, zagrana na koniec koncertu. Przyznam, że to świetny hołd złożony przez grupę Zgórmysyny tym, którzy byli przed nimi.
Bonusowe utwory, zarejestrowane w studio, pokazują nam, że grupa ta daje sobie radę nie tylko na scenach. Piosenki „Jak okiem sięgnąć” i „Złotym szlakiem” wyglądają jak zajawka studyjnej płyty tej grupy. Mam nadzieję, że dostaniemy ja już niedługo.

Taclem

Whisky Priests „Life`s Tapestry”

Studyjne nagrania, które brzmią jak wspaniały koncert. Takie założenie przyświecało powstaniu tej płyty i udało się je zrealizować. Już rozpoczynający płytę folk-rockowy wałek „Ranting Lads” pokazuje nam, że będzie ostro i do przodu. Właściwie to album punk-folkowy, taki trochę w stylu The Pogues.
Połowa lat 90-tych, to chyba najlepszy okres w historii zespołu, nic więc dziwnego, że na „Life`s Tapestry” znalazły się jedne z najlepszych piosenek Gary`ego Millera. „Favourite Sons”, „Silver For The Bairn” czy „Ranting Lads” to moim zdaniem utwpry, które warto zapamiętac.
Inne utwory, jak „Legacy Of The Lionheart” czy „He`s Still My Son” mogłyby się znaleźć choćby w repertuarze Fairport Convention.
Jeśli znacie tą kapelę, to właściwie niczym Was tym razem nie zaskoczą, może poza faktem, że to świetna płyta. Jeśli nie, to obok albumów koncertowych „Life`s Tapestry” jest jednym z krążków, od których można zacząć przygodę z The Whisky Priests.

Taclem

Page 119 of 285

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén