Miesiąc: Styczeń 2006 (Page 1 of 3)

Vermicelli Orchestra „Anabasis”

Vermicelli Orchestra to rosyjska grupa folkowa, choć muzykę z albumu „Anabasis” trudno nazwać rosyjskiem folkiem. Owszem, takie elementy również się tu pojawiają, ale nie są czynnikiem dominującym. Muzycy tej orkiestry stawiają przede wszystkim na własne pomysły, choć wspoerają się niekiedy brzmieniami muzyki dawnej, czy też folku z zachodu Europy.
U podnóżna brzmień Vermicelli Orchestry leży folk-rock z elementami jazzu. Można to nazwać muzyką świata, można art-folkiem, to bez różnicy. Ważne, że zaprezentowana tu muzyka spodobac może się zarówno fanom Jethro Tull, jak i kapel celtyckich. Jednocześnie czuć w niej nieco innego ducha, który odróżnia grupę od jej zachodnich pobratymców.
Okładka płyty „Anabasis” przedstawia górę. Ta muzyka jest czasem jak jej ośniezony szczyt – dumna i wyniosła. Okazuje sięjednak, że wcale nie niedostępna. Wystarczy posłuchać.

Taclem

Travudia „Travudia”

Travudia to kapela przedziwna. Ich nazwa w po grecku oznacza tyle, co „śpiewanie o miłości”. jednak członkowie zespołu pochodzą z Francji i Włoch. Muzyka zaś jest mieszanką wpływów greckich, włoskich i albańskich.
Muzyka z tej płyty, to póki co tylko prezentacja ich możliwości, ledwie pięć utworów, ale po ich przesłuchaniu stwierdzam, że Travudia może stać się jedną z najważniejszych kapel z południa Europy. Ich folk, czy też world music jest przesycony śródziemnomorskim, nieco leniwym klimatem, ale sporo w nim niesamowitego uroku.
Lansowany na przebój utwór „Biumbo” sprawdza się według mnie nie w krótszej wersji, radiowej, a właśnie w pełnej, gdzie pozwolono mu wybrzmieć. Podobnie dobrze brzmi nieco przydługawy „Agapimu Fidelia”. Widocznie właśnie takie klimaty najbardziej zespołowi odpowiadają.

Rafał Chojnacki

Tanglefoot „Agnes on the Cowcatcher”

To pierwsza płyta kanadyjskiej grupy Tanglefoot, jaka wpadła mi w ręce. Wcześniej nagrali jeszcze cztery i wygląda na to, że trzeba będzie ich poszukać. Może się okazać, że to bardzo ciekawe albumy.
Poza typowym dla kanadyjskich kapel brzmieniem, które znamy ze starych płyt Great Big Sea, czy Spirit of the West grupa Tanglefoot daje nam jeszcze odrobinę brzmień z francuskojęzycznych regionów Kanady („Feu Follet”). Są fajne, żywiołowe piosenki („Backyard Sailor”), czasem zaplącze się jakaś ballada („Miners and Mercy”). Nie zabrakło również melodii do tańca, choć i te ujęte są w formę zgrabnych piosenek (jak choćby „Roll On Jamaica/Agnes on the Cowcatcher” czy „The Midwife`s Dance”).
Album robi bardzo dobre wrażenie. Tanglefoot kojarzą mi się niekiedy ze szkocką grupą Battlefield Band. Podobnie jak u Szkotów, tak i u Kanadyjczyków sporo jest dobrych, autorskich kompozycji, przesiąkniętych folkową tradycją. Piosenki, takie jak „The Commodore`s Compliment”, nie ustępują jakościom tym, które pisze się na Wyspach.
Polecam kontakt z tą płytą, myślę, że po pierwszym przesłuchaniu nie raz do niej wrócicie.

Taclem

Sava „Aire”

O projekcie Sava słyszałem już dawno. Odpowiedzialne są za niego dwie osoby – Birgit Muggenthaler z Schandmaul i Oliver Sa Tyr z Fauna. Jako, że obie grupy należą do tego samego wydawcy, to nietrudno było osiągnąć porozumienie.
Brzmienie zespołu bliższe jest tej drugiej formacji, choć wokale Brigit różnią się znacząco od Elisabeth z Fauna.
Są tu wciąż obecne elementy muzyki średniowiecznej („Cernumnos”, „Wylde Hunt”), ale pojawia się również dużo więcej folku niż na płytach macierzystych formacji Brigit i Olivera („Eire”, „Polska”, „Harpen”, „Andro”), a nawet nawiązania do klimatów wschodnich, kojarzące się mocno z nagraniami Dead Can Dance („Yo m`enamori”, „Sofi”).
„Aure” to płyta dość spokojna, bardzo wyważona. To jeden z najlepszych albumów, jakie wydała cała niemiecka scena średniowieczno-folkowa.
Najpiękniejszy utwór na płycie i jednocześnie chyba najbardziej godny polecenia, to „Abschied”.

Rafał Chojnacki

Richard Searles „Jongleurs Dance”

Nazwisko Richarda Searlesa przemknęło mi przed oczyma po raz pierwszy przy okazji przy okazji przeglądania co bardziej folkowych tematów na stronach z muzyką relaksacyjną. Wówczas to natknąłem się na płytę tego artysty, zatytułowana „Celtic Cross”. Mając jednak dość klawiszowych pasaży robionych na jedno kopyto (w większości zrzynanych od Medwyna Goodalla), ominąłem tą płytę. Teraz już wiem, że to błąd – „Celtic Cross” to bardzo dobra płyta.
Dzięki uprzejmości artysty dostałem też szansę zapoznania się z innym jego projektem (a zrealizował ich całkiem sporo). „Jongleurs Dance” to płyta z muzyką dawną. Tak przynajmniej można ją na pierwszy rzut oka określić. Nie ma tu ani śladu brzmień relaksacyjnych, klawiszy itp. Są akustyczne instrumenty i piękna, stara muzyka.
Polscy folkosłuchacze mogą znać część tych melodii z repertuaru grupy Open Folk (zwłaszcza z pięknych płyt „Bretonstone” i „Branle”) i Jacka Kowalskiego (repertuar średniowieczny).
Melodie pochodzące z okresu od XIII do XV wieku zaprezentowano `na folkowo`, czyli zaaranżowano je współcześniej, przy użyciu akustycznych instrumentów, w większości dawnych. Zrobiono to w sposób bardziej przywodzący na myśl nasze rodzime grupy: wspomniany już Open Folk i Odpust Zupełny, niż niemieckie grupy medieval-folkowe.
Dobry, dość spokojny album, z dużą ilością świetnej muzyki.

Taclem

Piirpauke „Ikiliikkuja – perpetuum mobile”

Piirpauke to już legenda fińskiego jazz folku. „Ikiliikkuja – perpetuum mobile” to album będący składanką najlepszych utworów tego zespołu. Dla wszystkich, którzy nie znają grupy Piirpauke jest to świetna pozycja, mogą bowiem zapoznać się z tym, co najlepsze.
Mnie zauroczyły przede wszystkim te utwory, które najgłębiej sięgają w stronę folku. Wśród nich są choćby „Imala Maika” i „Vastaa,Ystävä”.
Niektóre utwory spodobać mogą się również miłośnikom innego, niż folkowe grania. „Soi Vienosti Murheeni Soitto” przypomina momentami spokojne, instrumentalne ballady Mike`a Oldfielda, czy Gary Moore`a. „Joropo Lianero” może z kolei spodobać się fanom Jethro Tull, ale być może również King Crimson. Interpretacja „Rondo A La Turca” może się spodobać miłośnikom klasyki. Jak przystało na kapelę łączącą folk z jazzem, mają też coś dla wielbicieli tego drugiego gatunku.
W muzyce grupy Piirpauke sporo jest zabawy i radości. Muzyka jest ich pasją i oddają się jej z wielką przyjemnością. To zawsze zjednuje zespołowi słuchacza.
Mam nadzieję, że płyta znajdzie sobie fanów również u nas, bo tym, którzy Finów nie znają polecam ją gorąco.

Taclem

Orkestina „Demo 2005”

Siedem nieopisanych tytułami utworów przywitało mnie na nowej płycie demo hiszpańskiej Orkestiny. Prawdopodobnie jest to zapowiedź nowej płyty tej grupy, ale na ich stronach nie ma jeszcze na ten temat informacji.
Ostatnia płyta („Transilvania Express”) tej bałkańsko-klezmerskiej formacji ukazała się w 2003 roku, w sumie więc przydałoby się coś nowego.
Zespół jest o tyle nietypowy, że stworzyli go: Irlandka (Colum Pettit), dwóch Hiszpanów (Eugeni Gil, Manolo López) i Bułgar (Ivan Dimitrov). Być może dlatego w ich brzmieniach tyle ciekawych pomysłów na nietuzinkowe rozwiązania aranżacyjne.

Taclem

N.O.R.T.H. „N.O.R.T.H.”

Porcja dobrze zagranych, pop-folkowych piosenek, autorstwa Sofii Sandén, szwedzkiej artystki znanej ze współpracy m.in. z grupami Hoven Droven i Ranarim. W projekcie N.O.R.T.H. towarzyszą jej Jens Engelbrecht i Peo Drangert oraz spora ilość zaproszonych gości.
Najwyraźniej po bardzo dobrych albumach, na których dźwięki etniczne dominowały, Sofia zdecydowała się nagrać płytę, na której to ona będzie najważniejszym elementem. Powstała w ten sposób płyta bardzo nowoczesna, ładna i odwołująca się do folkowych brzmień rodem ze Skandynawii, tyle tylko, ze skrzypce, lira korbowa i flety, nawet kiedy się pojawiają są po prostu pretekstem. Ta muzyka jest podbarwiona folkiem, ale brzmi, jakby jej docelowymi odbiorcami była młodzież słuchająca tzw. „muzyki klubowej”.

Rafał Chojnacki

Leahy „Lakefield”

Grupa Leahy nagrywa płyty bardzo zróżnicowane. Nie chodzi nawet o to, że bardzo różnią się one od siebie nawzajem, a raczej o to, że w ramach jednego albumu potrafią zabrzmieć jak kilka kapel. Tak jest i tym razem.
Album „Lakefield” otwierają taneczne, folk-rockowe utwory „Mission” i „Seamus”, z którymi sąsiaduje niemal popowy „Down That Road”. Do tańców, choć w nieco innym stylu, wracamy w „DA”, po którym następuje coś na kształt celtic-funky, czyli utwór „Moment”, nagrany nieco w stylu szkockiego Capercaillie.
Dalej jest podobnie, tańce przeplatają się z piosenkami. Zwykle jestem zwolennikiem piosenek, ale u Leahy to tańce podgrzewają atmosferę. Z kolejnych utworów wystarczy posłuchać „Leviathana” czy „G Minor Medley” .
Z piosenek wyróżniłbym przede wszystkim ballady „Don`t Let Me Down” i „A Love Never Known”, pierwsza nieco oniryczna, druga przede wszystkim piękną. To nieco dziwne, że zestawiono je obok siebie, ale taki był widocznie zamysł twórców.
Bardzo ciekawa jest muzyczna wycieczka Kanadyjczyków na wschód, czyli utwór zatytułowany „The Skater”.
Leahy to kapela, która ma już wyrobioną markę. „Lakefield” tylko potwierdza moje dobre zdanie na ich temat.

Taclem

Peca „Calle Cartagena 211”

Kiedy jakiś czas temu recenzowałem koncertową płytke grupy Peca, zwróciłem uwagę na wiele wpływów etnicznych, które odcisnęło się na muzyce tej grupy. Tu jest podobnie, choć zmieniają się proporcje. Więcej tu elementów jazz-rockowych, jakby Gábos Barna, szef projektu, po prostu pozwolił swoim muzykom trochę pograć. Jego partie fletów są oczywiście bardzo znaczącym elementem brzmienia, ale myśle, że takie poluzowanie cugli muzykom wyszło kapeli na dobre. Grają po prostu to, co najbardziej lubią. Dzięki temu obok typowo folkowych, czy folk-rockowych dźwięków mamy np. madziarskie reggae, sporo improwizacji i bardzo ciekawe kompozycje.
Początek płyty to muzyka nawiązująca do klimatów latynoskich, nie brakuje tu miejsca na gorące rytmy w etniczno-rockowej aranżacji. Później jest trochę bardziej europejsko, są typowe bałkańskie rytmy („7/8-os”), choć zagrane na folk-rockową modłę zespołów celtyckich. Tak mógłby grać nasz Shannon.
Przemieszanie dość różnych motywów i osiągnięcie przy tym jakiejś spójności stylistycznej, to sprawa niełatwa. Mam jednak wrażenie, że Węgrom się to udało. Jak na mój gust jest tu za dużo motywów latynoskich, wolałbym już żeby grupa sięgnęła po inne wpływy, żeby nieco to zrównoważyć, ale i tak jest nieźle.

Taclem

Page 1 of 3

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén