Miesiąc: Listopad 2005 (Page 3 of 6)

Sanna Kurki-Suonio & Riitta Huttunen „Kainuu”

Sanna Kurki-Suonio, wokalistka znana z kultowych płyt grupy Hedningarna („Kaksi”, „Trä” i „Karelia Visa”), wraz z grająca na kantelach Riittą Huttunen zapraszają do wysłuchania swojej pierwszej płyty. Jako, że występuje tu sporo ciekawych gości, płyta nie powinna rozczarować miłośników skandynawskiego grania, choć jest różna od większości albumów z Północy.
Kainuu to region, z którego pochodzą nagrane tu pieśni. Aranżacje są dość różnorodne, bo czasem przywodzą na myśl zapis ludowych pieśni, nieznacznie tylko wygładzony, innym zaś razem delikatnie skłaniają się w kierunku pop-folkowej stylistyki, znanej nam choćby z ballad szkockiej grupy Capercaillie.
Ci, którzy znają Sannę tylko z jej starej grupy mogą się czuć nieco rozczarowani, nie ma tu bowiem ostrych brzmień i tej na przemian zimnej i gorącej atmosfery nagrań Hedningarny. Jeśli jednak ktoś zechce otworzyć uszy na piękno fińskiej tradycji, to pewnie sporo nagrań mu się tu spodoba.

Rafał Chojnacki

Royal Pine „Made in Brookland”

Royal Pine to duet w którym grają Robin Aigner i Brook Martinez. Z Robin i jej płytą „Volksinger” mieliśmy niedawno do czynienia.
Omawiana tu płytka „Made in Brookland”, to rozszerzona wersja E.P.-ki „Royal Pine”, zawierającej tylko cztery utwory. Nowe kawałki, to „At the Place” i „Love Saves the Day”.
Świetna piosenka „7 Sisters”, znana z „Volksingera” to nabiera nieco nowego ducha, nieco w klimatach flamenco. „At the Place” to ballada, śpiewana co prawda z towarzyszeniem pianina, ale bardzo folkowa, jeśli weźmiemy pod uwagę samą kompozycję. „Scary Monsters” to wesoła piosenka o klasycznych postaciach z horrorow, bardzo sympatyczny utwór. Równie pogodny jest utwór „Love Saves the Day”.
Enigmatyczny tytuł „77” kryje piosenkę kojarzącą się z czasem dzieciństwa. Z kolei „Black Star Cowboy” to kolejny utwór znany z solowego albumu wokalistki.
Royal Pine na pewno brzmią bardziej bogato, niż solowe nagrania Robin. Na szczęście nie tracą tego trudnego do wytłumaczenia uroku, jakim emanowały jej pierwotne wykonania.

Taclem

McDades „For Reel”

Trio w skład którego wchodzą Solon i Jeremiah McDade i Shannon Johnson, to przykład na to, że pochodząca z Kanady grupa może brzmieć bardzo stylowo i nie ustępować Irlandczykom na poletku celtic folku.
Zespół to doświadczony, każde z trójki muzyków grało już w różnych składach lub dbało o swoją karierę solową. Ich nazwę, jako zespołu po raz pierwszy wspomniano przy okazji albumu „Cowboy Celtic” Davida Wilkie`a, gdzie The McDades wymienieni są jako zespół towarzyszący.
„For Reel” to ich debiut. Pierwsze utwory przywodzą na myśl nowoczesne granie irlandzkie w akustycznej formie. Jeśli termin coel nua coś Wam mówi, to jesteście na dobrym tropie. Jeśli nie, to dodam tylko, że to bardzo czujnie zagrana muzyka, w której energia płynie z niesamowitych emocji, a nie z elektrycznych gitar i bałaganiarskiego zacięcia.
Znakomita, bardzo klimatyczna i rozimprowizaowana adaptacja „The Rocky Road to Dublin” zwiększa jeszcze walory tej płyty. No i możemy w niej posłuchać świetnego wokalu Shannon Johnson.
Z kolei „The Linden Tree” to wokalny popis, jaki daje nam Jeremiah McDade. Facet brzmi trochę jak Simon Nicol w najlepszych latach. Ciekawie brzmi też jazzująca wstawka pod koniec tej piosenki.
Swietnie brzmi też „V`la l`Bon Vent”, nawiązująca do francuskojęzycznej tradycji Quebecku.
Bardzo dobry album, na przyzwoitym poziomie. Godny polecenia.

Taclem

Mariusz Kalaga

Wykonawca od lat związany z polską sceną muzyki country. Gra na gitarze i śpiewa już od wielu lat. Zasłynął jako interpretator i autor polskich tekstów do piosenek Jima Reevesa, lecz także Roya Orbisona i Elvisa Presleya. Sam również pisze piosenki, które zyskują spory poklask krytyków i sympatyków muzyki country.
W latach 1994-1997 Mariusz Kalaga współpracował z popularną grupą Gang Marcela, z którą nagrał płyty „Kolędy – nastrój świąt” i „Bieszczady – country na swojską nutę”. Pierwszym solowym wydawnictwem była kaseta „Pierwszy promień”, w której nagraniu brał udział zespół Full Service. Po płycie z piosenkami Roya Orbisona („Gdy śpiewał Roy Orbison) przyszła kolej na następny autorski materiał. Album „Mój los” jest jak dotąd ostatnią płytą Mariusza Kalagi.
Strona oficjalna: Mariusz Kalaga

Smailovic & Sands „Sarajevo to Belfast”

Tommy`ego Sandsa znamy w Polsce bardzo dobrze. Koncertował u nas z The Sands Family, a częstym gościem był też jego młodszy brat Colum. Tym razem muzyk z Irlandii Pónocnej trafił do Sarajewa i spotkał tam Vedrana Smailovica, bośniackiego artystę. Razem nagrali płytę, na której gośćmi stali się Pete Segeer i Joan Baez, dziś już klasycy muzyki folkowej.
Smailovic nadał tej płycie patosu, to on odpowiada za orkiestracje i aranżacje chórów, kojarzących się od razu ze wschodnio-europejskim klimatem. Piosenki i głos Tommy`ego są bez zmian, łagodnie brzmiące, a jednocześnie dobitne w wyrazie. Jest tu z resztą kilka bardziej znanych utworów The Sands Family, jak np. „Buskers” (autorstwa Columa).
Niewątpliwym przebojem płyty od strony folkowej jest piosenka Pete`a Segeera „Where Have All the Flowers Gone?”. Z kolei od klasycznej strony będzie to zapewne „Albinoni Adagio”.
Spodziewałem się na tej płycie pożenienia klimatów irlandzkich z bośniackimi, a tymczasem jest to raczej mariaż folku z muzyką klasyczną i filmową. Przyznam, że dość ciekawy, również ze względu na kontekst. Jednak do codziennego słuchania wybrałbym raczej którąś z płyt rodziny Sandsów.

Rafał Chojnacki

Młynn „Odkrywamy Amerykę”

Ta płyta, mimo, że przecież polska, przyjechała do nas z Ameryki. Ludzie tworzący zespół Młynn, to animatorzy polskiej szanty za Wielką Wodą. Mimo, że płyta powstała na emigracji, to właściwie nie różni się zbytnio od tego, co gra się obecnie w Polsce… choć nie do końca.
Jest tu kilka instrumentalnych melodii, dwie piosenki zaśpiewane po angielsku, oraz sporo autorskiego materiału. Ten ostatni stylizowano na celtyckie granie, z odrobiną amerykańskiego i polskiego folku. Właściwie można uznać, że piosenki są dość dobre, ale czasem coś w nich nie gra, choć raczej w kwestii wykonawczej. Trochę dziwnie, sztucznie, brzmią tu skrzypce. Nie tylko nagrano je jakby nieco obok, to grają jeszcze bardzo schematycznie, bez polotu i feelingu. Nawet tam, gdzie powinniśmy radośnie tańczyć, idzie to dość siermiężnie.
Ciekawie brzmią za to wokale. Nie ma tu `polskiej szkoły`, jest za to bardziej naturalnie.
Mimo pewnych niedociągnieć jest to dość udana płyta i warto zwrócić uwagę na piosenki, które się tu znalazły.

Taclem

Malinky „The Unseen Hours”

Trzecia płyta szkocko-irlandzkiej grupy Malinky przynosi nam poważną zmianę. Na miejscu wokalistki Karine Polwart pojawia się bowiem młoda twarz. Fiona Hunter okazuje się dysponować chyba jeszcze lepszymi warunkami głosowymi, bardziej pasującymi do nietuźinkowej muzyki granej przez tą grupę.
Korzenie muzyczne Malinky tkwią z jednej strony w brzmieniach takich grup, jak Pentangle, z drugiej zaś proponują oni dość nowoczesne myślenie o muzyce. Sprawdza się to świetnie.
Już otwierający płytę „Edom o Gordon” zrobił na mnie świetne wrażenie. Gdyby Hedningarna grała muzykę celtycką, mogłaby tak brzmieć. Udowadniają to także w „The Bonnie Banks o Fordie”, gdzie instrumentalna partia zdradza skandynawskie korzenie. Równie mroczna jest śpiewana przez Steve Byrne`a piosenka „Hughie the Graham”. W innych momentach grupie bliżej do szkockiej klasyki, tak jest np. w pięknej balladzie „Clerk Saunders” i w piosence „King Orfeo”.
Płyta jest dość długa, co pozwala nam obcować z muzyką Malinky przez sporą ilość czasu. To dobrze, bo na następny ich album pewnie przyjdzie nam długo poczekać.

Taclem

Lucyan Wesolowski „Relaxing”

Lucjan Wesołowski (szerzej znany po prostu jako Lucyan, również członek projektów Orientacja Na Orient i Shakti Vilas), to jeden z ciekawszych twórców muzyki relaksacyjnej lat 80-tych. To jego pierwsza solowa płyta, lecz można więc powiedzieć, że jest już muzykiem bardzo doświadczonym.
W czasach, kiedy wielu muzyków uciekało w klawiszowe pasaże, Lucyan tworzył muzykę w oparciu o piękne brzmienia gitary, sitaru i innych instrumentów strunowych, różnych fletów i instrumentów perkusyjnych. Wszystko to stwarza świetną mieszankę klimatycznych brzmień i współczesnej muzyki folkowej.
Piekne, dojrzałe melodie, które spodobają się miłośnikom folkowych grup, tak różnych jak Clannad czy Kwartet Jorgi.

Taclem

Kukuruza „Endless Story”

Czołowy rosyjski bluegrass band zaczyna swoją płytę wyjątkowo jazzowo. Zacząłem się zastanawiać nawet co się stało. Ale już po chwili okazało się, że wszystko jest na swoim miejscu. Po prostu poniosło ich nieco w klimaty dixie, a stamtąd do jazzu mieli już niedaleko. Za raz jednak wracają do śpiewanego po rosyjsku i angielsku bluegrassu i country.
Niestety nie dysponuję rosyjską edycją płyty i tytuły mam tylko po angielsku, nie przeszkadza to jednak w identyfikacji piosenek. Co prawda napisanie, że bardzo podoba mi się „If I Know Where” nie bardzo oddaje sedno tego, że po prostu lubię ładną, rosyjską balladę, ale cóż, musimy tak to zostawić.
Angielskie piosenki na płycie, to covery Leonarda Cohena, Willie Nelson i Paula Anki. Przyznam szczerze, że bez tych dwóch ostatnich spokojnie by się obyło. Rosyjskojezyczna część albumu podoba mi się znacznie bardziej.

Taclem

GiveWay „Inspired”

Cztery dziewczyny z okładki, to siostry Jognson: Fiona, Kristy, Mairi i Amy. Grają tradycyjną szkocką muzykę, dając jej sporo nowoczesnego, jazzowego feelingu. Czasem jest trochę bardziej folk-rockowo, ale zespół cały czas panuje idealnie nad dźwiękami. Nie ma mowy, żeby muzyka wymknęła się w kierunku siermiężnego grania.
„Inspired” to drugi album Szkotek. Jak dla mnie to już w pełni profesjonalnie brzmiąca kapela. Nic dziwnego, jeśli za mentorów mają takie osobowości folku, jak Aly Bain i Phil Cunningham. Ten ostatni jest z resztą producentem płyty.
Nigdy nie ukrywałem, że lubię piękne celtyckie airs. Tu urzekła mnie melodia „Roddy’s”, doskonała jest też „Pipe Slang”. Świetnie też słucha się starej szkockiej piosenki „Rockin’”. Nigdy nie byłem fanem tej piosenki, choć np. Dick Gaughan śpiewał nieźle. Tu nabrała nowego życia.
GiveWay to do niedawna jedna z nadzieji szkockiego folku. Po tej płycie stwierdzam, że nadzieje się spełnia.

Taclem

Page 3 of 6

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén