Kategoria: Recenzje (Page 195 of 214)

Broken Fingers Band „Nostalgia”

Od bluesa do folku zdecydowanie nie jest daleko, co udowadniają nam co jakiś czas artyści bluesowi. Tym razem wzieli się za to specjaliści od bluesa w szantach. Broken Fingers Band to formacja, która powstała by wspierać kapitana Waldemara Mieczkowskiego podczas występów, kiedy sam połamawszy palce nie mógl grać na gitarze. W rezultacie powstała ciekawa grupa, składająca się z Waldka (muzyka m.in. grupy Packet) i czlonków zespołu Słodki Całus od Buby, doświadczonych w miejskim folku i bluesie, z których większość miała za sobą staż w folkowych formacjach (Smugglers, Szela, Krewni i Znajimi Królika i inne).
Podstawą repertuaru BFB stały się śpiewane przez Mieczkowskiego piosenki nieżyjacego członka legendarnych Starych Dzwonów – Janusza Sikorskiego. Płytę archiwalną z nagraniami Sikorskiego prezentowałem tu jakiś czas temu, teraz kilka słów o swoistych coverach.
„Nostalgia”, „Ballada o wszechżonie”, czy „Do Anioła Stróża”, to piosenki które większość słuchaczy kojarzy właśnie z Mieczkowskim, gdyż Janusz Sikorski dość rzadko śpiewał je na koncertach. Dzis zasilają repertuar Gdańskiej Formacji Szantowej, w której grają Waldek Mieczkowski i Krzysiek Jurkiewicz (jeden z filarów Broken Fingers).
Z nieco innych piosenek na płytę trafiły dwa stare żeglarskie przeboje – „Tawerna pod dorodną flądrą” i „Ballada o nieznanych lądach”. Obie interpretacje BFB są dziś niemal klasyczne, wokal Mieczkowskiego pasuje do nich jak ulał – nic dodać, nic ujać.
Zespół mierzy się też z piosenkami Jerzego Porębskiego – innego Starego Dzwona, autora wielu popularnych żeglarskich przebojów. „Stary dziadek” i „Sztorm przy Georgii” to właśnie jego piosenki. Znacznie lepiej wychodzi ta pierwsza, nic to dziwnego, w końcu melodię zawdzięcza ona jednemu z najbardziej folkowych bluesów w historii – „St. James Infirmary”.
Blues i folk chodzą w parze, o tym pewnie jeszcze nie raz sie przekonamy.

Taclem

Golem „Libeshmertzn… (Love Hurts)”

Niemeicka formacja Golem łączy w swojej muzyce tradycje żydowską z muzyką bałkańską i odrobiną jazz-rockowych rytmów. Oprócz tradycyjnych brzmień yiddish („Mekhaye”, „Tire L`Aiguille”, „Rivkele”), współczesnych kompozycji opartych na tej stylistyce („Skrip Klezmerl”, „Popirosn”) mamy tu też bośniacką pieśń sefardyjską („Madre Mia”).

Zbiór utworów na „Love Hurts” uzupełniają tradycyjne piosenki rosyjskie („Spitting Song”, „The Dead Cossacs”) i romskie („Balkan Espanol”). Swoistą ciekawostką mogą tu być dwa współczesne utwory bałkańskie zaczerpnięte z filmów Emira Kusturicy. Jeden to znana też u nas „Mesecina” autorstwa Gorana Bregovica, zaś frugi to mieszanka melodii romskich z piosenką z filmy „Black Cat White Cat”.

Mimo iż przeważają tu melodie żydowskie, że klimat płyty jest bardzo niejednolity. Z drugiej strony nawet w utworach z tradycji yiddish słychać naleciałości bałkańskiego brzmienia. Z kolei taki „Balkan Espanol” wiedzie nas prosto do Meksyku, gdzie ponoć udało się przez Hiszpanię wielu bałkańskich Romów.

Zatrzymam się na chwilę przy pieśni Bregovica. Przyznam że w wykonaniu grupy Golem brzmi ona bardzo ciekawie. Ciekawe rzeczy dzieją się tam z kontrabasem, jednocześnie mniej jest instrumentów dętych, utwór niema więc takiej mocy, jak w wykonaniu „Funeral and Wedding Band”. Tym razem postawiono więc na wirtuozerie i ciekawe rozwiązania solowe.

Po opisie zawartej na płycie muzyki nietrudno domyślic się do kogo jest ona skierowana. Nie ma tu pierwiastków muzyki pop, ale możliwe ze nie zawiedli by się fani Bregovica. Również miłośnicy muzyki żydowskiej z ciekawością powinni spojrzeć na ten krążek, zwłaszcza kiedy dodam, że kapela pochodzi z Nowego Jorku.

Taclem

Lisa McCormick „Mystery Girl”

Płytę „Mystery Girl” wypełniają w większości autorskie utwory Lisy McCormick. Pełne są ciepła i uczucia, oraz specyficznego folkowego brzmienia. Mimo iż nazwisko artystki mogłoby sugerować że gra ona muzykę celtycką, to na płycie dominują brzmienia latynoskie, lecz także elementy muzyki soul.

Niekiedy wokal kojarzyć może się z Susan Vega, muzyczne klimaty zaś czasem odpływają w kierunku Vaya Con Dios. Ciepły głos Lisy, zwłaszcza w hiszpańskojęzycznym „Toda Una Vida” brzmi bardzo zmysłowo. Z resztą tematyka piosenek dobrze się w takim wykonaniu odnajduje – rzeważają piosenki miłosne.

Wpływy latynoskiego folk-rocka mieszają się tu z jazzowymi frazami i typowym południowym klimatem. To dobra płyta na lato.

Taclem

Rita MacNeil with The Men of the Deeps „Mining the Soul”

Utwór „Working Man” Rity MacNeil był jednym z pierwszych współczesnych utworów folkowych z muzyki celtyckiej, jakie poznałem. Jak się później okazało, ta górnicza piosenka była największym hitem tej folkowej śpiewaczki. I właśnie ta piosenka otwiera dość niecodzienną płytę, jaką jest „Mining the soul”.

Dlaczego piszę o taj płycie jako o „niecodziennej” ? Ze względu na udział w nagraniach górniczego chóru The Men of the Deeps. Rita MacNeil jest już dziś starszą panią, ale jej głos z wiekiem nabrał jeszcze większej mocy. Piosenki zaśpiewane z silnie brzmiącym męskim chórem i z lekko folk-rockowym podkładem wprowadziły tą wykonawczynię w nowy wiek.

Mimo iż chór pochodzi z kanadyjskiego Cape Breton (Nowa Szkocja), to tematy muzyczne, które wykonują tu z Ritą MacNeil wiodą nas przez granice w tę i spowrotem po całym północnoamerykańskim kontynencie, a niekiedy też do Starego Swiata.

Właściwie nie ma tu nowych piosenek, są tylko nowe interpretacje. Np. zagrany w rytmie ragtime „Plain Ole Miner Boy”, to nowa wersja piosenki „Plain Old Country Boy” z parodystycznym tekstem Nell Campbell.

Zwykle jednak jest bardziej poważnie, jak w przypadku ballady „Emigrant Eyes”. Nie wszystkie piosenki są tu o górnikach, ale ze względu na klimat płyty kilka takich się tu znalazło. Wśród nich również „Dark as a Dungeon” znana z repertuaru Elvisa Presleya. Tym razem jest to wersja utrzymana w klimacie negro spirituals, zaśpiewana a capella.

Do najbardziej znanych tematów folkowych z tej płyty zaliczyć trzeba utwór „Farewell to Nova Scotia”. Wersja proponowana przez Rite MacNeill jest chyba najłagodniejsza ze wszystkich jakie słyszałem.

Od pozostałych piosenek odróżnia się utwór „I Shall Not Walk Alone” Bena Harpera, który z Ritą MacNeil wykonuje Kim Dunn. Artysta ten w Polsce jest nie znany, ale wspomnę tylko że dysponuje on głosem nieco podobnym do młodego Van Morissona.

Mimo silnych wpływów muzyki country plyta może spodobać się również bardziej tradycyjnym folkowcom. Z kolei tym najbardziej ortodoksyjnym polecam starsze płyty Rity MacNeil.

Taclem

Various Artists „Caise Ceoil”

Składanka wydana przez wydawnictwo Chló Iar-Chonnachta, propagujące irlandzką kulturę gaelicką. Zgodnie z takimi wytycznymi płyta zawiera współczesne i tradycyjne kompozyche z regionów gdzie wciąż kultywuje się język irlandzki.

Wykonawcy, których posłuchać możemy na tej płycie, to Johnny Óg Connolly, Brian McGrath, Marcas Ó Murchu, Paddy Canny, Marcus & PJ Hernon, Gabriel Mc Ardle, Catherine McEvoy, Joe Ryan, Charlie Piggot & Gerry Harrington, Elis Ni Shuilleabhain, Sean Hernon, Ben Lennon, Peadar Ó Ceannabhain, Gearóidin Brethnach i na zakończenie The Bridge Ceili Band.

Celowo wymieniłem wszystkie te nazwiska, bo ciekaw jestem ile z nich jest znanych w Polsce. Zaryzykuje stwierdzenie że może dwoje. Tak właśnie. Prawdziwa irlandzka muzyka, ktorą można usłyszeć na tej płycie trzyma się z dala od blasku reflektorów. Nie są to co prawda nagrania totalnych naturszczyków, ale muzycy, których tu słyszymy trzymają się możliwie blisko swych tradycyjnych korzeni.

Zarówno melodie przeznaczone na ceili (tradycyjne spotkania z irlandzkim tańcem), nastrojowe melodie, jak i pieśni mają w sobie ten posmak autentyzmu. To największy atut tej składanki.

Jeden z piękniejszych utworów to piosenka „Flora” śpiewana przez Gabriela McArdle`a. Niby jest ona zaśpiewana po angielsku, ale mnie nie udało się całej zrozumieć. Mialem za to okazję posluchac tego śpiewnego irlandzkiego akcentu, którym na Zielonej Wyspie tak często „kaleczy” się język angielski.

Elis Ni Shuilleabhain w piosence „An Hide and Go Seek” prezentuje nam tradycję sean-nós. Z tego co udało mo się wysczytać są to nagrania dokumentalne.

Z kolei Peadar Ó Ceannabhain, również wykonujący sean-nós, przedstawia nam gaelickie pieśni w najbardziej surowej wokalnie wersji. Styl ten z resztą dominuje w nielicznych na płycie utworach wokalnych, co udowadnia nam też utwór śpiewany przez Gearóidin Brethnach.

Płyta przede wszystkim dla folkowych purystów i dla tych, którzy chcą dowiedzieć się więcej o tradycyjnej muzyce z żywego serca Irlandii.

Taclem

Céide „Like a Wild Thing”

Céide to grupa, która zawiązała się podczas sesji w pubie Matta Malloya. Grają czasem ostro i nowocześnie, ala zawsze akustycznie i z szacunkiem dla tradycji. Może dlatego uznani są za jedną z ciekawszych irlandzkich kapel folkowych ostatnich lat.
Instrumentalne reele, jigi, sleep jigi przeplatają się tu z walcem, polką i barn dance. Do tego wszystkiego mamy enigmatyczny taniec ludowy „Gan Ainm”, rant i kolka piosenek. Płyta jest więc różnorodna i naprawdę trudno się nią znudzić.
Pierwsza ciekawostka, to wspomniany walc. Melodia „Flower of the Forest” to niby nic nowego, wiele kapel ją gra, ale w wersji Céide brzmi niemal jakby grała jakaś francuska kapela uliczna.
Piosenka „John the Baptist” to cover, utwór napisany przez znanego folkowca i bluesmana – Johna Martyna. W wersji Céide nabiera troszkę bardziej irlandzkiego klimatu, a przy okazji pokazuje nam możliwości wokalne Briana Lennona.
Melodia „Le Voyage pour L’Irlande” ma dość ciekawą historię. Napisał ją w latach 70-tych Pierre Bensusan, zgodnie z kanonami irlandzkiej „air”. Teraz wydobyli ją Irlandczycy i w ich wykonaniu brzmi niemal jak typowy tradycyjny utwór. tylko tytuł każe nam się zastanawiać dlaczego zapisano go po francusku.
Tytułowe „Like a Wild Thing” to piosenka Tonego Reidy, irlandzkiego pieśniarza z okolic Westport. Bardzo piękna ballada, warto posłuchać i dać się zauroczyć.
Z kolei Lyle Lovett w oczach grupy Céide jest największym autorskim talentem ich pokolenia. Grupa sięgnęła więc po utwór „If I had a boat”, który ma tę tezę udowodnić. No i raczej im się to udaje, Brian znów swoim twardym, męskim głosem śpiewa piękną balladę.
Céide to grupa, która prawdopodobnie wkrótce zostanie bardzo znana. Przynajmniej ja mam taką nadzieję.

Taclem

Ballycotton „A La Cut”

Na poprzednim albumie zespół Ballycotton zaprezentował muzykę zbliżoną do awangardowej folkowej muzyki celtyckiej. Na tym krążku jest podobnie, tylko pierwiastek celtycki jest mniejszy.
Płytę rozpoczyna opętany śmiech. Również muzyka z „Gnom`s Firedance” jest niepokojąca. Kojarzy się z klimatami skandynawskimi. Z resztą wycieczek w różne zakątki świata jest tu więcej. „Senor Rossi” ma co prawda jakieś tam echa lekko meksykańskie, ale to właściwie utwór klasyczny, niemal filmowy. Więcej klimatów latynoskich znaleźć można w otworze „Sunday”.
Silną stroną płyty są pasaże skprzypcowe grane przez dwójkę muzyków. Słychac to doskonale we wspomnianym już „Gnom`s Firedance”. Nie brakuje też zabaw z rytmani, te możemy zaobserwować w węgierskim z pochodzenia „Egészségedre, Mörri Myökki”.
Celtyckie granie, choć nie bez obcych wpływów możemy zaobserwować w „Lucky Lonely Lover”. W podobnym klimacie pozostaje spokojny „Monsoon”, utwór który można określić jako instrumentalną balladę. Nie ma wątpliwości, że ta rozwijająca się melodia jest opowieścią.
Jako zespół grający kompozycje instrumentalne Ballycotton zdumiewająco wiele potrafi w swej muzyce przekazać. Kompozycje takie jak „Chora”, czy wspomniany już „Monsoon” to opowieści i to wielowątkowe. Urzeka piękno tych melodii i ich świetne, rzetelne wykonanie.
Bywa że muzycy chcą zagrać mocniej, ostrzej, wówczas trafiają się kompozycje takie jak „Tourte Malade”.
Niekiedy zastanawiać mogą tytuły tych w większości autorskich kompozycji zespołu. Takie nazwy jak „Chora”, czy „Kashka” nie pochodzą raczej z języka niemieckiego, a pamiętajmy że zespół pochodzi z Austrii.
„Calima” to jeden z niewielu utworów Ballycotton gdzie w tle słyszymy wokalizy. Nie jest to śpiewanie a własnie nieokreślone bliżej wokalizy. Pasuje to dobrze do klimatu utworu. Podobnie bardzo ciekawie brzmi „Hillibillikiller” z orientalno-celtyckim klimacikiem. Tam również w tle pojawia się jakiś głos.
Drugi album Ballycotton zamyka długa i wysmakowana kompozycja „Another Day”.
Płyta bywa nieco senna, ale nie można jej nazwać prostą. W muzyce Ballycotton wiele się dzieje. Wystarczy że wprowadzicie się w odpowiedni nastrój, a za oknem podniesie się mgła…

Rafał Chojnacki

Kapela ze Wsi Warszawa „Wiosna Ludu”

„Wiosna…” to mój pierwszy kontakt z długogrającym materiałem KZWW. Dotad słyszałem jedynie poszczególne utwory z debiutanckiego materiału. Już wówczas wiedziałem że warto zwrócić uwagę na tę grupę.
Jest tu wszystko co cenie w folku, niesamowity klimat który sprawia że trudno się tym materiałem znudzić, wiele współczesnych pomysłów, a jednocześnie szacunek dla tradycji. Stuprocentowy przepis na sukces. Dodam do tego że zespół tworzą muzycy dość młodzi, co w tym przypadku gwarantuje szczere emocje.
Dla tych którzy nie zestknęli się dotąd z KZWW podam kilka wskazówek. Lubicie Hedningarnę i podobne skandynawskie brzmienia ? Może wam się spodobać aranżacja choćby „Tańca Chasydzkiego”, bardzo transowa, ale również pare innych elementów , zwłaszcza w brzmieniu smyków. Znajdą tu coś dla siebie też fani Dead Can Dance, kilka kawałków może się kojarzyć z tą formacją, mnie zaś „Niołam kochaneczka” pasowałoby to płyty „Aion”. Tradycjonalistow zadowolić moga białe głosy, świetnie wkomponowane w aranżacje grupy.
Nowoczesny folk w wersji elektronicznej przynoszą swoiste bonus tracki. Są one podpisane prze KZWW No Future Sound System i jest to próbka popularnego na świecie world music i to dość wysokich lotów. Nieelekronicznie, acz właśnie bardzo nowocześnie brzmią aranżacje w „Do Ciebie Kasiuniu” i „Polka Folkisdead”.
Jeśli chodzi o materiał to KZWW ekspoloatuje twórczo regiony południowe i wschodnie, dominują utwory Kurpiowskie, mamy też lubelszczyzne, suwalszczyznę, radomskie i chełmskie.
Jedna z najlepszych polskich płyt folkowych jakie trafiły w 2001 roku do dystrybucji. Obok Starej Lipy to obecnie moi faworyci na bardziej tradycyjnej części folkowej sceny.
Pozostaje jeszcze pogratulować Orange World doboru zespołów. Wczesniej Berklejdy, teraz właśnie KZWW i Stara Lipa. Bardzo dobre wybory.


Taclem

Przylądek Starej Pieśni „Święto Nocy”

Z muzyką bretońską zetknąłem się po raz pierwszy w 1991 roku za sprawą nagrań polskiego zespołu The King Stones. Mimo anglojęzycznej nazwy zespół prezentował głównie szanty i piosenki żeglarskie z Bretanii i obszarów okolicznych (Flandria, Normandia). Było to ciekawe odkrycie, gdyż melodie zdawały się układać zupełnie inaczej, nawet polskie teksty podłożone pod bretońskie zaśpiewy brzmiały jakoś tak melodyjniej i ciekawiej, niż w przypadku melodii anglosaskich. Później dotarłem do klasyki – Alan Stivell, Tri Yann – oraz zespołów polskich – bretońskie materiały grupy Open Folk, a także Briezh i Bal Kuzest. Muzyka ta potrafi oczarować słuchacza bez granic.
Do podobnego wniosku musieli dojść muzycy Przylądka Starej Pieśni. Wcześniej znani z nurtu szantowo-folkowego tym razem utonęli niemal całkowicie w brzmieniach bretońskich.
Już pierwsza kaseta zespołu – „Cap Old Lay” – ujawniała ciągoty zespołu w kierunku brzmień folk-rockowych. Tym razem mamy pełnowymiarową płytę folkrockową, bodaj pierwszą w Polsce niemal w całości poświęconą Bretanii. Dlaczego niemal ? Otóż są tu wyjątki. Pierwszy to irlandzka piosenka „Blow The Candles Out” znana już z pierwszej kasety zespołu. Tu w wersji nieco bogatszej. Podobnie irlandzki jest taniec „Slide”. Poza tym mamy tu jeszcze rdzennie polskiego „Obertasa” zagranego m.in. na bretońskiej bombardzie. Utwór ten znalazł się wcześniej na składance Polskiego Radia „Pofolkuj sobie!”. Wyróżnia się autorska kompozycja Marcina Przytulskiego (basisty zespołu) pt. „Ścipawka”, nie jest bretońska, ani właściwie żadna inna, ale po prostu folkowa. Do polskiej tradycji odwołują się też „Olsztyńskie Dziewczęta”, w które wpleciono irlandzki temat „Rights of Men”.
Jednak najciekawsze fragmenty płyty to niewątpliwie muzyka z Bretanii. Pierwszy utwór – „O tym co będzie” to doskonałe wprowadzenie w klimat płyty, natomiast budowa utworu może się nieco kojarzyć z zespołem… Raz Dwa Trzy. Ale to przelotne skojarzenie. Moim ulubionym utworem zostały „Gabryjele”. Dobrze że na płycie śpiewa dwóch wokalistów, urozmaica to w znaczący sposób brzmienie.
Pod tytułem „C’est Dans Dix Ans” Przylądek Starej Pieśni ukrył bretoński evergreen „La Jument De Michao”, zaśpiewany w oryginale, podobnie jak „Alfabet” pod którym prezentuja nam „Les Prisonieres Des Nantes”. Oba utwory dobrze czują się w folkrockowych szatkach.
I tak oto funkcjonuje na naszym rynku dobra płyta, której próżno szukać w sklepach muzycznych, mimo dystrybucji KOCH International. Stad też pomysł, by do recenzji dodawać poradę w jaki sposób można zdobyć płytę. Mam nadzieję że z czasem takie adnotacje pojawią się przy każdej recenzji.


Taclem

YesKiezSiurumem „Z Aniołami”

Poetycki folk-rock ? No inaczej chyba sie nie da określić tej krakowskiej grupy, choć i to niezbyt ściśle opisze muzykę.
Yeskiesi są poetyccy inaczej niż Stare Dobre Małżeństwo i inaczej folkrockowi niż np. Rzepczyno Folk Band. Nie brak w ich muzyce melodii wesołych i nastrojowych. Większość tekstów i muzyki tworzy wokalista i gitarzysta – Piotr Podgórski. Sięgają też po wiersze, choćby Tetmajera, Leśmiana czy Jasieńskiego. Niekiedy nieco do nich dodają. To ważne, gdyż w takiej muzyce teksty zazwyczaj są conajmniej równie ważne jak muzyka.
Muzyka jak już wspomnialem jest folk-rockowa. Instrumentów tu nie brakuje, oprócz mardziej folkowych, jak flet, akordeon czy choćby darabuka mamy też żadziej spotykane w takiej muzyce, jak piano, czy trabita. Warstwa muzyczna niewątpliwie zyskuje na mnogości instrumentów.
Pora by napisać coś o piosenkach. Zaczniemy od tych bardziej poetyckich, spokojniejszych. „Pod osłoną dnia” udaje się zaspołowi zawędrować w rejony zbliżone do Wolnej Grupy Bukowiny, ale o nasladownictwie nie może raczej być mowy. Zwraca uwagę ciekawy wokal wspomnianego już Piotra Podgórskiego. Bardzo fajnie brzmi tu altówka, na ktorej gościnnie zagrał Michał Woźniak. „Olejek wonno-bursztynowy” w którym pobrzmiewa fagot, ma klimat, przy którym nie trudno byłoby wyobrazić sobie zamglone jeziora w szkockich górach, czy też piekną, rodzimą Dolinę Pięciu Stawów. „Po burzy” zaczyna się melorecytacją, jakby wprost z płyt Michała Żebrowskiego. To jeden z najspokojniejszych utworów na całej płycie. W tle mamy akordeonową melodyjke kojarzącą się mi osobiście trochę ze wschdnią muzyką, a trochę z klimatami żydowskimi. Utwór tytułowy – „Z aniołami” – zaczyna się fortepianową frazą jakby rodem z pieśni Grzegorza Turnała. Da się tu też dopatrzyć czegoś z grupy Pod Budą. Czyżby to wpływ miasta w którym Yeskiesi grają ? Nie ujmuje to jednak nic samej kompozycji, gdyż ta jest bardzo dobra. „Wigilijny wieczór” ma nieco knajpiany klimat, tak sobie myślę, że gdyby partie zagrane przez piano były odegrane przez flety i skrzypce, to utwór byłby pewnie bardzo celtycki. Za to zdecydowanie celtyckim charakterem obdarzona jest piosenka „Bretońska”. Choć i w niej możnaby doszukać się innych wpływów.
Mam wrażenie że zadeklarowanym folkowcom bardziej spodobają się te szybsze utwory YesKiezSiurumem. „Zanim przyjdzie śmierć” z początku płyty podobać się może sympatykom grupy Jak Wolność To Wolność. „A dziś w nocy” ma lekko irlandzki feeling. W piosence „But w butonierce” znany wiersz Bruna Jasieńskiego zyskał niemal kabaretowa oprawę. Wesoła melodia pasuje bardzo dobrze do tekstu. „A jak już będziesz…” to lekki i zwiewny utwór, w prosty sposób przybliża kolejny wiersz znany ze szkoły. Początkowo nawet nie wiedziełem ile ta płyta ma walorów edukacyjnych. „Pociąg” zmierza najwyraźniej w kierunku dźwięków eksploatowanych przez grupę VooVoo, co chocby po zaśpiewach musi nam się kojarzyć.
Całość płyty spinają utwory „Intro” i „Autro” będące takimi niby-etnicznymi zaśpiewami. Brzmi to bardzo fajnie, właściwie to tak jakby połączyć klimaty afrykańskie z naszą góralszczyzną. Góralszczyzną ? Ano tak, sam fakt, że gościnnie w utworze „Intro” nuci Andrzej Dziubek, niestrudzony lider De Press, musi już nadać lekko góralskiego klimatu.
Polecam zaopatrzenie się w pigułkę pozytywnej energii, jaką jest ta płyta.


Taclem

Page 195 of 214

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén