Kategoria: Recenzje (Page 172 of 214)

Sean Tyrrell „Belladonna”

Sean to artysta z Irlandii, który wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Nagrywał i koncertował z takimi sławami folkowymi, jak Tommy Peoples, Kevin Glackin, czy Davy Spillane.
„Belladonna” to trzeci album solowy Tyrrella. Najkrócej można go opisać jako folkowy romans z poezja, gdyż ani folku, ani poezji tu nie brakuje.
Od pierwszych dźwieków można zauważyć, że piosenki mają w sobie klimat folkowych klubów. Tyrrell śpiewa tu wiersze różnych poetów, począwszy od Yeats’a („The Stolen Child”) – po twórców współczesnych (jak choćby „Belladonna in the Bar” Michaela Hartnetta). Do tego dochodzą przeróbki kompozycji innych autorów, z których wyróżniają się „John O’Dreams” Billa Caddick’a i „All The Wild Young Children” Davida Callinana.
Płytę uzupełniają piosenki tradycyjne i kilka melodii instrumentalnych. Do tych pierwszych należą „One Starry Night” i „An Spailpin Fanach”. Zwłaszcza druga piosenka, zaśpiewana w języku gaelickim prezentuje się ciekawie.
Tańce (jak choćby „Paddy Fahy’s Reel”) sprawiają tu wrażenie ozdobników, właściwie niezbyt koniecznych na tej płycie. Nieco inaczej jest ze spokojniejszymi utworami instrumentalnymi (jak „Midnight on the Burren”), wpasowują się dokładnie w poetycki nastrój piosenek.
Płyta powinna spodobać się przede wszystkim miłośnikom takich artystów, jak Dick Gaughan, Pete Morton, czy Dougie MacLean.

Taclem

Various Artists „Celtic Spirits 3”

Nie tak dawno opisywałem drugą część tej składanki. Jak wówczas wspomniałem stworzyli ją Niemcy wybierając z katalogu dystrybucyjnego niemeickiej Sony Music utworzy „celtycko-natchnione”.
Na poczatek mamy „Ailein Duinn” Capercaillie, szkoda że nie w wersji z soundtracka z filmu „Rob Roy”. Steve Winwood śpiewa „Frozen Forever” z towarzyszeniem Davy’ego Spillane’a, choć to ten drugi figuruje na pierwszym miejscu w opisie. Ale utwor mimo że ładny niczym nie zachwyca. Pamela Morgan w tradycyjnym „Thomas & Nancy” zbliża się z jednej strony do Loreeny MacKennitt z drugiej do Fairport Convention, ciekawy utwor, ktory potrafi zainteresować. Po raz kolejny niemcy denerwuja umieszczajac gwiazdę w nazwie. Rozumiem że Dan Ar Braz jest znanym folkowym gitarzystą i pewnie z jego płyty pochodzi „Borders of Salt”, ciekawi mnie jednak kto to spiewa, czyżby Karen Mathieson?
Ogólnie chyba więcej na tej płycie utworów tradycyjnych niż na poprzedniej. Garfin prezentuje nam uroczy utwór „Miner’s Life”. Świetny kawałek opleciony instrumentalnymi ornamentami.
Nagrania zespołów Orion i Dagda niczym nie zachwycają. Za to Anne Martin w pięknej gaelickiej pieśni „Oran Leannan Sithe” wręcz przeciwnie. Fajny skadinąd utworek „March of the Settlers” grupy Corun przywodzi mi na myśl muzykę do gry komputerowej (może przez tytuł). „Kind Friends And Companions” znam bardzo dobrze z wersji polskiej grupy Cztery Refy, mimo kobiecego wokalu grupa Dereelium wychodzi z konfrontacji obronną ręką. Maira Kerr i White Water to wykonawcy którzy szczególnie powinni się spodobać miłośnikom mistycznego etapu twórczości grupy Clannad. The Kells zaś przedstawiają instrumentalny lament „James Connoly”. The Taliesin Orhcestra, znana z poprzedniej składanki tym razem w utworze z repertuaru Enyi, jakoś mnie to nie przekonało. Aoife Ni Fhearraigh wspomagana przez Maire Brennan wykonuje „Seacht Sauilci Na Maighdine Muire” – bardo ładny utworek. Maire rozpoczyna zreszta drugą płytę z radosnym „Dream On”. Ciekawy utwór prezentuje nam Calverey, nazywa się on „Greenwood” i jest w nim rzeczywiście ulotny klimat rosem ze starego serialu od Robin Hoodzie. Dalszy ciąg klimatów filmowych mamy w „Braveheart Trilogy” Jamesa Hornara w wykonaniu (hyba oryginalnym) Bill Garden Scottish Orchestra. Nicc Berry przedstawia „If I Were A Blackbird” Marca Powell, bardzo ładny kawałek i dobrze dopasowany do głosu wokalistki. Całkiem ciekawy utwór „Tsunami” Fiony Joice, taki folkowo-gitarowy z dodatkiem whistles, jakoś mi nie pasuje do tej składanki. North Sea Gas przywodzi mi na myśl zespoły kanadyjskie, choć mogę się mylić, za to ich „Dark Island” to dobra ballada. No a w chwile potem otrzymujemy pompatyczną ethno-dyskotekę Marka Watermana. I jak dla mnie granice klimatu zostały przelroczone. i w którym miejscu to jest „celtic” ? Grupę Stone Age też kojarzyłem z podejrzanymi rytmami, „Zo Laret” to coś pomiędzy Enigmą a Hevią, troche milsze od poprzedniego utworu, ale też ostrożnie do tego podchodze. Jakaś melodyjka, sample i inne takie.
The Whacking Shillelaghs to już rzetelny folk, balladka „The West Coast of Clare” – naprawdę niezła. Eammon Kavanagh nie prezentuje nic ponad przeciętną. Fajnie tam sobie gra, ale zasnalbym po 15 minutach takiej muzyki. Za to posłuchałbym więcej The Campbells. Ich „My Love Has Gone” zapowiada że warto. Podobnie Cormac Breatnach w popisach na fletach zwraca na siebie uwagę. .

Taclem

Balkan Playboys „Balkaninis”

Balkan Playboys, to projekt, który założył Nivola Parov, jeden z bardziej popularnych węgierskich artystów. Do jego najbardziej znanych poczynań należą występy z „Riverdance” Billa Whelana. Nagrywał też z takimi artystami, jak Davy Spillane, czy Martin O`Connor. Największą sławę na Bałkanach zdobył jednak z grupą Zsaratnok, która nagrala dwa wyśmienite albumy „The Balkan Legend” i „The Balkan Move”.

Grupa Balkan Playboys nawiązuje wyraźnie do brzmienia Zsaratnoka. Trzeba jednak przyznać, że jak na muzykę bałkańską, to grupa proponuje nam dość nietypowe instrumentarium. Poza instrumantami mogącymi kojarzyć się z Węgrami mamy też choćby kaval – rodzaj fletni, rzadko spotykany, przez co dość ciekawy.

Płyta „Balkaninis” zawiera muzykę z Węgier, Rumunii i Bułgarii, choć czasem brzmienia przypominają też o innych. wschodnich krajach słowiańskich. Muzyka grupy pozbawiona jest przesłanek politycznych, co w tym regionie świata również nieczęsto się zdarza, zwłaszcza że pieśnie wojenne wplotły się tam w historię codziennego życia.

Jest to też dobry przykład grania muzyki bałkańskiej w sposób nie-bregovicowy.

Rafał Chojnacki

Duarte „Entr`acte”

Włoski duet Duarte to grupa posługująca się różnymi instrumentami strunowymi. Gianluca Gentili i Luciano Monceri grają na takich instrumentach jak: gitary, bouzouki i harfa celtycka. Całość wzbogacają czasem instrumenty perkusyjne, takie, jak łyżki czy irlandzki bodhran.
Inspiruje ich muzyka celtycka, latynoska i bałkańska. Nie pozostają też głusi na rodzime, włoskie melodie.
Kogo może zainteresować muzyka Duarte ? Przede wszystkim tych, którzy lubią relaks przy niebanalnej muzyce. Nie bójcie się, nie jest to muzyka new age, ani żadne inne klawiszowe pomrukiwania.
Duarte czasem nieźle jazzują. Czuć że takie frazy im nieobce. Muzyka etniczna stała się więc dla nich pretekstem do dalszych poszukiwań.
Luciano możemy tez posłuchac w innej włosiej grupie. Mowa tu o znanym i utytułowanym zespole Ogam, który też gościmy na łamach „Folkowej”.

Taclem

Jan Ekedahl „Dubbelgangarn”

Jan Ekedahl jest jednym ze szedzkich pionierów gitary folkowej. Jego pierwsze indpiracje brzmieniowe, to Donovan i Joni Mitchell, szybko jednak zaczął aranżować na gitarę szwedzkie utwory folkowe. Za sprawą zespołów takich jak Planxty, czy The Bothy Band zainteresował się też muzyką irlandzką, po którą czasem sięga.
Repertuar pochodzący z Gotlandii znalazł się w 1978 na jego pierwszej płycie. Od 1984 roku gra z zespołem Gunnifjauns Kapell, z którym nagrał siedem płyt. W międzyczasie ukazała się jego płyta „Gitarfamiljen” z 1985 roku.
Album „Dubbelgangarn” to przekrojowa płyta, zawierająca zarówno nagrania z roku 1985, jak i dwa utwory zagrane na płytach Gunnifjauns Kapell. Oprócz tego jest trochę nowego materiału. Muszę przyznać że nie słyszałem wspomnianych tu wcześniej płyt, „Dubbelgangarn” jest więc dla mnie właściwie osobnym albumem, na dodatek dość spójnym.
Technika Eledahla jest wspaniała, gra w różnych strojach i wyczarowuje z gitary piękne brzmienia. Czasem blues-folkowe w stylu Berta Jansha, innym zaś razem niemal klasyczne. Nic więc dziwnego, że wykonania tego gitarzysty usłyszeć można w audycjach specjalizujących się w muzyce powaznej.
Myślę że płyty tej powinni przede wszystkim słuchać gitarzyści folkowi, ale rzecz jasna dla innych słuchaczy też powinna ona być czymś ciekawym.

Taclem

Navan „Mairneas”

Taki zbiór piosenek można bez wahania nazwać zbiorem celtyckim. Grupa Navan zebrała tu piosenki z Irlandii, Szkocji, Walii, Kornwalii, Wyspy Man i Bretanii. Natchniony klimat z pewnością spodoba się miłośnikom mistycznej odmiany muzyki celtyckiej. Co jednak najważniejsze – Navan nie używa żadnych nowoczesnych instrumentów… Navan w ogóle nie używa instrumentów!!!
Piękne głosy kojarzyć się mogą z muzyką sakralną, a tymczasem to stare celtyckie pieśni. Mi osobiście kojarzy się nieco taka stylistyka aranżacyjna z irlandzką Anuną, tyle że tu mamy do czynienia z kwartetem wokalnym, a nie z chórem.
Niekiedy możemy mieć wrażenie że to jakaś muzyka ilustracyjna to jakiegoś historycznego filmu. Mimo iż utwory pochodzą z różnych lat, to całość dzięki wokalnej aranżacji ma bardzo „średniowieczny” charakter.
Grupa ze Stanów Zjednoczonych. O ile są tam formacje grające porządnie celtyckiego rocka, to zespołów grających celtycką muzykę tradycyjną na wysokim poziomie jest niewiele. Właściwie to, co proponuje nie jest typową muzyką tradycyjną, gdyż utwory prze-aranżowano i dostosowano do formuły wokalnej zespołu. Jednak to co prezentują jest po prostu niesamowicie piękne i trudno mi wypowiadać się o tej płycie inaczej niż w superlatywach.

Rafał Chojnacki

Steppin` In It „Last Winter in the Copper Country”

Nie potrafię pozbyć się skojarzeń pomiędzy muzyką Steppin` In It a serialem „Dou South” (u nas znanym jako „Na Południe). Ten opowiadający o policjancie z Kanadyjskiej Policji Konnej serial pełen był muzyki będącej czymś pośrednim między folkiem a kanadyjskim country. Taka też jest ta płyta. Elementów country tu nie brakuje, ale album nie brzmi też jak typowe produkcje rodem z Neshville.

Zarówno cała koncepcja kraficzna jak i muzyka kojarzyć się może z daleką północą Ameryki. Mimo iż to melodie współczesne, to klimatem odpowiadają zapewne tym, które towarzyszyły gorączce złota na alasce. Mamy tu szybkie melodie z dominującą mandoliną, gitarą dobro i banjo.

Tematyla utworów niby jest współczesna, ale może się okazać że gdzie niegdzie w Kanadzie przez ostatnich sto-kilka lat niewiele się zmieniło.

W odróżnieniu od znanych kanadyjskich kapel (jak Great Big Sea czy Spirit Of The West) Steppin` In It nie nawiązują właściwie wogóle do muzyki celtyckiej. Ich świat to bluegrass, cajun i coś co nazywają „american roots”. Recenzenci zagraniczni twierdzą, że Steppin` In It może stać się dla muzyki kanadyjskiej tym, czym Lunasa dla muzyki irlandzkiej – katalizatorem powstania nowej jakości. Jeśli za Steppin` In It pójdą kolejne grupy, to już wkrótce usłyszymy o kanadyjskiej scenie nowoczesnego akustycznego „american roots”.

Taclem

Różni Wykonawcy „Zanim wypłyniesz w rejs”

Płyta ta ukazala się jako dodatek do olszytńskiego wydania „Gazety Wyborczej”. Zdaję sobie sprawę że trudno pewnie ją dziś znaleźć, ale nie zawsze pisze się o płytach łatwych do nabycia. Ten krążek jest o tyle ważny, że udowadnia nierozerwalne więzy szant z celtyckiem folkiem. Przynajmniej naszych rodzimych szant.
Płytę otwierają Perły i Łotry, jedyny zespół, który zamieścił na składance aż trzy utwory. Pierwszy, to szybki „Grand Banks”, z nieco bluegrasowym banjo. Aranżowany w kliacie be bop „London River”, to jeden z przebojów grupy Fairport Convention. Ciekaw jestem jak kompozytor odebrałby to wykonanie. Bretońska „La Carmeline” to z kolei żywa marynarska piosenka, zaprasza do tańców, chulanek i swawoli.
Perły należą do grona kapel, któe łączą folkowe (irlandzkie, szkockie, bretońskie) granie ze świetnymi wokalami. Wybrane tu utwory doskonale ukazują różnorodność ich repertuaru.
Zespół Kazik i Żeglarze wywodzi się z mazurskich tawern, jest więc to zespół głównie „szuwarowo-bagienny”. Widać jednak że na potrzeby nagrań studyjnych trochę popracowali nad piosenkami. „Stary Port w Amsterdamie” to udana stylizacja na portową balladę. „Znów na Mazury” z kolei to knajpiana piosenka o Mazurakich rejsach. Nie przepadam za takim graniem, ale wiem że ma ono swoich zwolenników.
Pozytywnym zaskoczeniem okazał się dla mnie zespół Mordewind. „Chłopcy do rej”, a zwłaszcza „Ave Virgo Maria” to naprawde fajne kawałki. W drugim z tych utworów mamy ciekawą sprawę. Nawiązująca do średniowiecza melodia wpleciona została w temetykę skandynawską. Porzypomona mi to szwedzką Garmarnę śpiewającą pieśni Hildegardy von Binden.
Olsztyński Mietek Folk to dziś kapela szanty-folk-rockowa. Udowadniają to piosenkami „Morskie pogody” i „Powrót do domu”. Grupa ta znalazła swoją niszę i choć wiele kapel próbuje sił w podobnym repertuarze, to właśnie Mietek Folk króluje w takim graniu. Jakim ? Posłuchajcie wspomnianych tu piosenek, czy choćby ostatnich nagrań wydanych na płycie „Spisek Collinsa”, a zrozumiecie o czym piszę.
Zespół Kochankowie Sally Brown pod tytułem „Sztorm” ukrył jeden z najbardziej klimatycznych utworów z repertuaru The Pogues – „Young Ned Of The Hill”. Piosenka jest naprawdę świetnie zagrana, mama nadzieję, że zespół jeszcze pójdzie tym tropem. Z drugiej strony w utworze „Gdy wypływałem” mamy wycieczkę do Bretanii i muszę przyznać, że nie wiem który z tych nurtów bardziej wart jest eksploracji. Może po prostu da się je eksploatować równolegle.
Grupa Cztery Refy to klasycy szantowego grania, niegdy nie stronili od folka, co udowadniają dobitnie chocby w utworze „Gdy Św. Patryk miał swój dzień”, opowiadającym o sztormie w dniu poświęconym narodowemu patronowi Irlandii. „Szanta saletrowa” to z kolei ciekawy przykład tego że można pieśni morskie tłumaczyć dość wiernie i jednocześnie ładnie.
Na zakończenie pozostał nam zespół Klang, z ciekawą stylizacją „U Gildy”, oraz znacznie mniej ciekawymi „Naleśnikami”. Na dodatek drugi z tych utworów troche trudno wogóle zrozumieć, pewnie ktoś trochę nie tak pokręcił gałkami w studiu.
Składanka dość różnorodna, a co za tym idzie warta uwagi. Jak wspomniałem niełatwo ją znaleźć, ale myślę że znajomi żeglarze zawsze jakoś pomogą.

Taclem

Carl Peterson „The Auld Scotch Sangs”

Układając repertuar płyty ze starymi szkockimi pieśniami sam wybrałbym trochę inaczej. Jednak to Carl jest z urodzenia Szkotem i mimo że od lat mieszka w Stanach, to na pewno zna się na rzeczy. Z drugiej jednak strony kompozycje dość, nowe. Chociażby utwór Billa Caddicka „John O` Dreams”, w której Bill wykorzystał melodię autorstwa Czajkowskiego.
Pomimo że znalazły się tu dość znane kompozycje, jak choćby „Barbara Allen”, czy Matty Groves”, to jednak dominują piosenki rzadziej wykonywane. Wśród nich ciekawie wyglądają „Shy Geordie” i „Willie`s Gane Tae Melville Castle”.
Do najlepszych utworów na płycie zaliczyłbym „Mattie Groves” i „Bogie`s Bonnie Belle”. Jako że przypadają po sobie, to jest to jednocześnie najciekawszy fragment płyty.
Płyta ma tym razem dość archaiczne brzmienie, ale wolę Carla w takiej oprawie, niż przy wtórze perkusji z klawisza. Tak więc jest to jeden z bardziej udanych albumów tego wykonawcy.

Taclem

Afro-Celt Sound System „Volume 1: Sound Magic”

Nigdy wcześniej nie użyto afrykańskich rytmów w muzyce celtyckiej na taką skalę. Zjednoczenie tych dwu światów możliwe jest tylko w muzyce. Dokonano tego pod szyldem serii Petera Gabriela „Real World”.
Albumu „Sound Magic” nie można nazwać ani celtyckim, ani afrykańskim, choć niewątpliwie zawiera elementy obu tych kultur. Irlandzkie jigi wspierane są ciężkimi rytmami, a afrykańskie quasi-jazzowe melodie spotykają się z dźwiękami dud i fletów. Nie ulega wątpliwości że w ten sposób zespół znalazł własne, oryginalne brzmienie. Poza tym pojawia się tu cała gama różnych artystów. Ronan Browne gra na uilleann pipes, drewnianym flecie, mandolinie i harmonii, Jo Bruce na instrumentach klawiszowych, bębnach (zajął się tez programowaniem automatycznej perkusji), James McNally (ex the Pogues) na low whistle, bodhranie and akordeonie. Iarla O’Lionaird prowadzi większość angielskich i gaelickich wokali. Na korze gra Kauwding Cissokho, na harfie celtyckiej Myrdhin, a producent – Simon Emmerson – udziela się również na gitarze i instrumentach klawiszowych. W czterech utworach pojawia się grający na uilleann pipes i low whistle Davy Spillane. Caroline Lavelle, wiolonczelistka grająca wcześniej z Loreeną McKennitt, dodała dźwięk swego instrumentu do utworu „Eistigh Liomsa Sealad/Listen to Me”.
Członkowie grupy Shooglenifty (Iain MacLeod na mandolin, James MacKintosh na bongosach, Gary Finlayson na banjo, Angus R. Grant na skrzypcach i Malcolm Crosbie na gitarze) doskonale połączyli swój celtycki jazz z muzyką Afro Celt. Nie ma sensu wymieniać całego składu, bo spora część muzyków jest w Polsce zupełnie nieznana. Najbardziej niesamowity utwór tego niecodziennego albumu to „Dark Moon, High Tide” – żywiołowy duet, jakby rozmowa pomiędzy dudziarzami – Spillanem i Brownem. Album ma w sobie wiele ognia, wręcz czuć jaki bagaż emocji niesie ze sobą ta muzyka.
Nagrany później drugi album projektu nie jest tak fascynujący ani świeży.

Adam Grot

Page 172 of 214

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén