Kategoria: Recenzje (Page 114 of 214)

Naked & Shameless „13 Drinking Songs”

Naklejka na tej płycie głosi, że powinna ona być spożywana z alkoholem. Nic dziwnego – tytuł mówi wszystko.
Mamy tu trochę pijackiej gadki (o przepraszam… to chyba wiersz), chóralne zaśpiewy i sporo obscenicznej zabawy. Wszystkie kawałki są nowe, mam wrażenie, że grupa Naked & Shameless musi składać się z niezłych imprezowiczów, skoro piszą takie piosenki. Wszystko to utrzymane w akustycznym, folkowym klimacie. W najmocniejszych momentach mogą kojarzyć się z brzmieniem akustycznego wcielenia The Levellers (chodzi choćby o płyty „Drunk In The Public”).
Przez wzgląd na sporą liczbę przekleństw nie polecamy słuchania w miejscu gdzie są małe dzieci, siostry zakonne i inni, których możecie zgorszyć.

Taclem

Pavlov`s Cat „Motes of Dust”

Angielska grupa Pavlov`s Cat i jej płytka „Motes of Dust”, to przykład tego, że wciąż pisze się dobre, akustyczne piosenki. Autorem wszystkich tu nagranych jest James Hibbins.
Muzycy, którzy grają w Pavlov`s Cat, to folkowi weterani, związani z takimi grupami, jak Nexus, Blyth Power czy The Wickermen & Ken. Klawiszowiec zespołu grał też z legendą irlandzkiego folku, Tommy`m Peoplesem.
Piosenki z „Motes of Dust” nawiązują do brytyjskiej i irlandzkiej tradycji folkowego grania, wywodzącej się od takich wykonawców, jak Christy Moore, Dick Gaughan, Leon Rossleson czy Richard Thompson.
Jest tu miejsce na odrobinkę jazzu i bluesa, ale dominuje folkowe granie. Płyty słucha się bardzo dobrze, choć niektórzy mogą stwierdzić, że za mało na niej elementów etnicznych.

Taclem

Patrick O`Flaherty „Andrea`a Brown Eyes”

„Andrea`a Brown Eyes”, to solowa płyta Patricka O`Flaherty, muzyka znanego z formacji The Poor Clares. Przyjaciele z tej grupy wspierają go również na solowym albumie. Muzyka, która się tu znalazła określona jest jako Irish Bayou Music, oznacza to nie mniej, ni więcej, tylko połączenie wpływów celtyckich z amerykańsko-francuskim.
Są tu piosenki i melodie tradycyjne i pisane przez klasyków (Brendan Behan, Jimmy Crowley). Ciekawostką jest na pewno melodia autorstwa Thurlogha O`Carolana – irlandzkiego harfisty z przełomu XVII i XVIII wieku – zagrana na harmonijce ustnej. Bardzo ciekawie to brzmi i warto posłuchać płyty choćby dla tego utworu. Nie znaczy to bynajmniej, że nie ma tu innych ciekawych melodii. Świetna jest też melodia „Le Basque” autorstwa gitarzysty Marina Maraisa. Z kolei za najlepszy utwór na płycie uznałem balladę „My Love is a Tall Ship”, napisaną prze Jimmy`ego Crowleya i świetnie zaśpiewaną przez Patricka.
Mimo, że płyta jest generalnie dość tradycyjna, to zdarza się czasem, że klimat ten jest łamany. Tak jest, gdy w gaelickiej pieśni „Anach Cuain” pojawiają się nagle klawisze. Nie wpływa to najlepiej na odbiór całości albumu.

Taclem

Patrick`s Head „Demo 2001”

Demówka zawiera czery utwory, które znalazły się na płycie „Coversation With Baby” filadelfijskiej grupy Patrick`s Head.
Akustyczny, autorski folk, lekko podbarwiony równie akustycznym rockiem. Piosenki autorstwa Johna Byrne`a nadają się świetnie do słuchania i nucenia przy knajpianym stoliku. Również w domu przychodzi czasem czas na taką muzykę. Dominuje tu gitara i wokal. Dlatego więc, jeśli lubicie tak wykonane piosenki, to Patrick`s Head zauroczy was bardzo szybko.
Osobiściwe spodziewałem się czegoś bardziej irlandzkiego, ale skojarzenia prowadzą raczej do Christy Moore`a, niż do Dublinersów.
Zastanawiam się, czy te piosenki (swoją drogą bardzo fajne) nie zabrzmiałyby lepiej w bardziej elektrycznym składzie, ot choćby takim, jak The Waterboys, z perkusją, ale również ze skrzypkami i akordeonem. Szkoda, że pewnie nigdy się o tym nie przekonam.

Taclem

Jamie Clarke`s Perfect „Live”

Zespół Perfect, to kapela, którą prowadzi Jamie Clarke, muzyk współtworzący niegdyś jeden ze składów grupy The Pogues. Jego własna grupa rezyduje w Niemczech i w dużej mierze bazuje na sukcesie Poguesów. Koncertowe nagrania Perfectu, przedstawione na tej płycie, to w dużej mierze repertuar starej formacji Jamie`go, pochodzi z niego aż sześć z osiemnastu utworów. Na czele dumnie powiewa sztandar z „If I Should Fall From Grace With God” – największym przebojem zespołu Shane`a MacGowana. Za szczęście aranżacje troszkę się różnią, zostały przystosowane do możliwości nowej grupy, jest też troszkę miejsca na gitarowe popisy szefa zespołu. Perfect brzmi przez to troszkę ostrzej.
Własne utwory, których Perfect również ma sporo, brzmią troszkę tak, jak Pogues bez MacGowana. Dalej jest, fajnie i punk-folkowo, same piosenki są bardzo fajne (ot choćby „Pray”, czy „”), brakuje jednak charakterystycznego głosu. Jamie stara się jak może, by śpiewać stylowo i nieźle mu to wychodzi, choć przecież głos jego kumpla ze starej kapeli i tak jest nie do podrobienia.
Na płycie „Live Free” znalazły się też utwory tradycyjne, czerpiące ze wzorców celtyckich, oraz covery. Do tych ostatnich zalicza się choćby „I fought the Law” grupy The Clash (grane też kiedyś na folkowo przez The Pogues z Joe Strummerem), „Ride On” kojarzone najbardziej z wykonaniem Christy`ego Moore`a, „Sunny Afternoon” The Kniks, oraz – co dość nietypowe – „Tańce węgierskie” Bhramsa.
Perfect, to kapela punk-folkowa, która nie może, a nawet nie chce wyjść z cienia swoich wielkich poprzedników. Podejrzewam, że w Niemczech, gdzie są lokalną gwiazdką, grają po prostu jako substytut legendarnej grupy. Chwali się, że przynajmniej część piosenek jest nowych, gorzej, że to już któraś z kolei płyta zespołu prowadzonego przez Jamie Clarke`a, na której grają niemal te same utwory.

Taclem

Larkin „The Curse of Our Fathers”

Larkin, to amerykańska kapela punk-folkowa. Nie nawiązują jednak do modnego w Stanach grania na modłę Flogging Molly, brzmią lżej, bardziej akustycznie, choć nie ma wątpliwości, że bliżej im do żywiołowego grania, niż do spokojnych ballad. Nie znaczy to, że nie ma ballad. Są, pijackie songi, miłosne wspomnienia itd. Ale wszystko to jest bardzo stylowe.
Lider grupy, Chad Malone (niegdyś wokalista punkowej grupy Brother Inferior, z którą koncertował w Polsce), zapytany przeze mnie o nagrany przez zespół materiał nie krył, że główną inspiracją był dla zespołu Shane MacGowan i jego The Pogues. Mimo, że głos Chada jest ostry i zdarty, to nie próbóje on śpiewać pod Shane`a, co jednocześnie sprawia, że brzmi czasem… bardzo podobnie. Słychać jednak, że jest to naturalne.
Tak zaaranżowane piosenki mogłyby się znaleźć np. na płycie „Red Rose For Me” Poguesów. Nie ma tu żadnych coverów, jest za to masa tradycyjnych piosenek, w większości nie granych jeszcze w ten sposób. „A Nation Once Again”, „Join The British Army”, „Merry Ploughboy” czy „Come Out Ye Black And Tans” sporo na takiej aranżacji zyskały.
Kiedy słucha się rebelianckiej części albumu, czyli m.in. wymienionych powyżej piosenek, to odnosi się nieodparte wrażenie, że źródłem inspiracji była również kultowa grupa The Dubliners. Oni i The Clancy Brothers – to dwie grupy, które dały podwaliny pod takie granie. Muzycy z Larkin ozdobili ich styl swoim brzmieniem. Jak to wyszło? Świetnie! Larkin to jedna z najlepszych punk-folkowych formacji, jakie słyszałem, a znam ich sporo.
Wiele piosenek można uznać po prostu za folk-rockowe, ale trzeba przyznać, że mimo, iż nie ma tu przesterowanych gitar, to całość wypełniona jest punkowym luzem.
Poszukajcie tej płyty, bo wiem, że w Polsce kilka osób ją ma. Na pewno warto, bo bardzo odpręża.

Taclem

Marianne Kesler „Long Road Home”

Marianne Kesler to wokalistka, gitarzystka i autorka pięknych piosenek. Mieszka i tworzy w Ohio, rzadko można ją usłyszeć poza rodzinnym stanem – a szkoda.
„Long Road Home” to czwarta płyta artystki. Zawiera dziesięć folk-rockowych piosenek nawiązujących do takich, klasycznych już dziś wykonawczyń, jak Eddie Brickell, czy Joan Osbourne.
„Long Hard Road”, „Do You Have a Stone?”, czy „Cincinnati” to doskonałe piosenki na pogodny dzień. Do gustu przypadł mi też utwór „Melt Down”, bardzo przyjemna folk-rockowa ballada. Świetne są też akustyczny „After All” i „Raven`s Song”. Właściwie nie ma tu nieudanych piosenek.
Bardziej znane wokalistki powinny się zacząć przyglądać Marianne, bo rośnie im w jej osobie spora konkurencja.

Taclem

Minuit Guibolles „…et sous une fleur de verre…”

Pięćdziesiąt trzy minuty dobrego, lekkiego folk-rocka rodem z Francji. Minuit Guibolles mieszają ze sobą tradycję i nowoczesność. Wychodzi z tego bardzo ciekawy mix tradycyjnych rytmów i rozwiązań aranżacyjnych z nową, czasem rockową, a czasem jazzową muzyka.
Elementy muzyki celtyckiej, francuskiej, a nawet wpływów innych kultur obserwujemy tu przez cały czas. Bez względu na to, czy to szybki, taneczny utwór, czy też melancholijna melodia wciąż jest to świetnie zaaranżowana i zagrana muzyka.
„…et sous une fleur de verre…” to druga płyta formacji, pokazuje ona zespół wciąż poszukujący nowych źródeł inspiracji. Brzmienia akordeonu diatonicznego sąsiadują tu z elementami kojarzącymi się z etniczną muzyką amerykańskich Indian. Oczywiście są to tylko drobne elementy, ale muzyka nabiera przez to znacznie szerszego spektrum.
Najciekawszy moim zdaniem utwór, to piosenka „Jour de pluie”.

Taclem

Mustarastas „Kiveen piirretty”

Fińska grupa Mustarastas prezentuje nam swoją piątą już płytę. Skandynawskie źródła, połączone z autorskimi pomysłami i tchnieniem muzyki celtyckiej, to właśnie to, co znajdziemy na płycie zatytułowanej „Kiveen piirretty”.
Wizytówką płyty może być pierwsza piosenka – „Lahjaksi saatu”, w którą wpleciono irlandzkiego reela. Dalej mamy świetną, choć dość zimna piosenkę „Kulmakivi”. Dobra, pop-folkowa aranżacja pokazuje nam, że Mustarastas, to aspiranci do pierwszej ligi takiego grania w Skandynawii.
W „Valveilla” mamy do czynienia ze znacznie spokojniejszymi, niż dotąd motywami. Do szybszych, weselszych tematów powracamy w „Ihmeellinen Jumala”.
„Marian vaellus”, to świetny utwór, przywodzący na myśl skojarzenia z muzyką dawną. Po nim następuje utwór autorski – „Vesipisara”. Do muzyki tradycyjnej powracamy w krótkim „Virsi 244 8”. Tytułowy „Kiveen piirretty mies” zdaje się być utworem bardzo ciekawym tekstowo. Wokalista śpiewa go z przejęciem. Aż szkoda, że niestety tekstowy płyty nie jest dla mnie przeznaczony.
„Arkunkantajat` to też dość natchniona pieśń. Na ile znam ten zespół, to może ona mieć kontekst religijny. Następujący po niej skoczny utwór „Aroin askelin” to jeden z najciekawszych na płycie. Bardzo fajnie spisuje się w nim akordeonista zespołu.
Ballada „Kaipauksen kielellä” i następująca po niej piosenka „Kurjan rukous” to przykład świetnej roboty kompozycyjnej i aranżerskiej członków Mustarastas. Z kolei ostatni utwór – „Satama” – sięga do tradycji irlandzkiej.
Ciekawi mnie jak w Polsce usytuowano by ten zespół. Być może nawet nie trafiłby na scenę folkową, a utkwił gdzieś na scenie chrześcijańskiej, lub też poetyckiej. Szkoda by było, bo doskonale łączą wszystkie te wpływy.

Taclem

Odpust Zupełny „Renesans średniowiecza”

Wreszcie długogrający krążek Odpustu Zupełnego. O grupie tej głośno jest od kilku lat. Niecodzienne podejście do muzyki dawnej sprawia, że są akceptowani również przez scenę folkową, nawet tak konserwatywną, jak tak, którą mamy w Polsce.
Nie skłamię, jeśli powiem, że wszystkie te stare melodie zagrano w sposób brawurowy. Odpust Zupełny, to nie tylko doskonale zagrane dźwięki, masa tradycyjnych instrumentów, ale również, a może przede wszystkim pomysł. Sposób na zagranie muzyki dawnej tak, jak jeszcze nikt jej nie zagrał.
Utwory takie, jak „Dżas”, „Wesoły czy „Koło rycerskie” – dobrze znane z repertuaru koncertowego zespołu zabrzmiały w wersjach studyjnych równie ciekawie i myślę, że sympatycy tej grupy nie będą zawiedzeni.
Zastanawiałem się kiedyś, czy Odpust nie zrobiłby ze swoją muzyką kariery w Niemczech. Podejrzewam, że tak, tamtejsza scena lekko traktowanej muzyki dawnej jest spora i pojemna. Istnieje jednak obawa, że dla odbiorców prostych, tanecznych melodii to, co ma do zaproponowania Odpust Zupełny może okazać się za trudne. Po pierwsze śpiewają trochę po polsku. Po drugie w muzykę, nawet tą taneczną, wplatają czasem słowiańskie motywy ludowe, nawet jeśli dawne, to dla naszych sąsiadów brzmiące pewnie egzotycznie.
Myślę jednak, że warto próbować ekspansji, Odpust Zupełny to projekt na poziomie i może stać się świetnym produktem eksportowym.
Inna sprawa, to kolejność utworów na płycie. Labirynt na okładce nie bardzo pomaga w odszukaniu miejsce w którym jesteśmy. Nie zmienia to faktu, że płyta jest bardzo dobra, ale wprowadza niepotrzebne zamieszanie.

Rafał Chojnacki

Page 114 of 214

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén