Kategoria: Recenzje (Page 108 of 214)

Smoky Finish „Clear this Planet … immediately”

Grupa Smoky Finish to celtycki folk-rock z Austrii. Grupa ta jest już doświadczona, ma na koncie trzy albumy, płyta „Clear this Planet … immediately”, to środkowe z ich wydawnictw. Na poprzednim Austriacy grali jeszcze bardzo tradycyjnie, teraz swoją muzykę określają jako „The Rock `N` Reel Connection”.
Austriacy potrafią zaskoczyć, np. wplatając w swietny „Erin go Bragh” motyw z filmu „Mission: Impossible”. Muszę przyznać, że zdziwili mnie tym strasznie, a sam utwór nabrał dodatkowych rumieńców.
Bardzo dobrze wyszła im też nowa wersja klasycznej „The Queen of Argyll”, niezbyt za to poradzili sobie z „The World Turned Upside Down”. Na szczęście jest to chyba jedyna wpadka na płycie. „The Trooper and the Maid”, „Master McGrath” i „Blackleg Miner” są ciekawie zrobione. Widać, że muzycy lubią siedzieć nad aranżacjami i wychodzą im z tego bardzo fajne rzeczy.
„Clear this Planet … immediately” grupy Smoky Finish nie stanie się nagle moją ulubioną płytą, możliwe jednak, że czasem będę do niej wracał, gdyż to co Austriacy grają bynajmniej nie przynosi im wstydu.


Taclem

Bumpers „Live”

Kolejne oblicze grupy białostockiej The Bumpers – znów koncertowe. Album ten różni się jednak diametralnie (jeśli chodzi o repertuar) od poprzedniej koncertówki, zatytułowanej „…a żywo!”. Tym bardziej więc warto przychylić w jego kierunku ucha. Przyznam, że znalezienie tej płyty graniczyło z cudem, dlatego dziękuję tu publicznie Michałowi, który postanowił mi te nagrania dostarczyć (okładka prezentowana obok została zaimprowizowana przeze mnie).
Całość rozpoczyna się irlandzkim evergreenem wszech czasów – „Whiskey in the Jar”, zagranym na modłę Thin Lizzy. Od razu jednak słyszymy, że mamy do czynienia z grupą punk-folkową. Nie ma tu miejsca na wygładzone wokale, niektórym to ponoć przeszkadza, ale od czasów pierwszych nagrań Bumpersów sporo się zmieniło, na Zachodzie rozwinęła się scena punk-folkowa, nic więc dziwnego, że Białostoczanie poczynają sobie odważniej.
Druga piosenka, to pierwszy cover. „Żeby coś przetrwało”, to nic innego, jak piosenka grupy The Waterboys, zatytułowana „Fisherman`s Blues”.
Kontynuując wątek coverowy docieramy do „White City” grupy The Pogues. Czuć, że Bumpersi okrzepli nieco pod względem muzycznym. Nie jest łatwo zagrać tak dobrze utwory Poguesów. Wiele zespołów robi z nich „folkową remizę” – zaś Bumpersi nie i to im się chwali.
Utwór „Możesz mieć”, to coś nowego w repertuarze Bumpersów, tekst jest bowiem autorski, a muzyka tylko nawiązuje to klimatów celtyckich. Co otrzymujemy w ten sposób? Coś na kształt „24 dni” Szwagierkolaski, lub tez niektórych pomysłów nowojorskiego Black 47.
„Dirty Old Town” Ewana McColla oczywiście nawiązuje do nieśmiertelnej wersji Poguesów. Chyba już nikt nie gra dziś tej piosenki inaczej. Z kolei szkocka „Loch Lomond” może się nieco kojarzyć z wersją grupy Runrig, ale jest dużo bardziej luźna i nie tak patetyczna.
Pod tytułem „Francuski” ukrywa się cover zespołu Louise Attaque. Przyznam, że to dzięki Bumpersom poznałem tą świetną punk-folkową kapelę. Mam nadzieję, że jeszcze kilka osób dzięki nim po nią sięgnie.
Kolejna piosenka z repertuaru The Waterboys, to „A man is in Love”. Muszę przyznać, że zespół ten złagodził nieco oblicze Bumpersów. Ale dzięki temu płyta zyskała nieco głębi. „Living in the World Without You” (niestety nie znam polskiego tytułu), to też kawałek kapeli Mike`a Scotta.
O nieco innych źródłach inspiracji grupy The Bumpers przypomina nam piosenka „Rozprihajte”. W końcu z Białegostoku bliżej na wschód, niż do Irlandii.
Do klimatów celtyckich wracamy wraz z jedną z pierwszych piosenek The Pogues zrobionych przez The Bumpers. Pamiętam, że grali „Ballada o Nedzie” już w 1992 roku. Z resztą to nie ostatni cover tej kapeli, „A Pair of Brown Eyes” i „Do widzenia” (oryginalne „Sayonara”) to również ich utwory.
Sporo tu przeróbek, ale tam, gdzie Bumpersi śpiewają po polsku robi się jakoś tak bardziej swojsko. Mimo różnych inspiracji kapela gra w sposób dość rozpoznawalny i to chyba w tym wszystkim najważniejsze.

Taclem

Kokila „Magic and Mystery”

Bardzo łagodna muzyka oparta o celtyckie brzmienia harfy, pianino i motywy orkiestrowe.
Kokila Bennett to artystka od lat pozostająca w swiadomości fanów muzyki new age. Spory rozgłos przyniosła jej płyta „Cetlic Angels”. Na „Magic and Mystery” artystka znów wraca do tego tematu, komponując łagodne, pełne ciepła melodie, oparte na tradycyjnych rytmach.
Jesli lubicie łagodność Enyi, to tu otrzymacie ją w zwiększonej dawce. Miłośników szybszych i bardziej energicznych odmian folku płyta ta znudzi. Jeśli jednak szukacie w dźwiękach piękna, a w muzyce wypoczynku – to album dla Was.

Taclem

Shoormal „Migrant”

Grupa Shoormal pochodzi ze szkockich Szetlandów, a ich płyta „Migrant”, to drugi album w dorobku. W 2001 roku dostali Nagrodę BBC, jako Nowa Twarz Folku. Już samo to wystawia zespołowi niezłą opinię.
„Angel Whispers” zaśpiewane pełnym, kobiecym głosem przez Fredę Leask, to świetna wizytówka płyty. Dalej też jest ciekawie, bo w „Walking in the Mist” folk miesza się z kawiarnianym jazzem. Ballada „Bohus” zaczyna się od szetlandzkiego storytellingu, który świetnie wprowadza w klimat tej nastrojowej piosenki. Freda powraca w „Gaslight”, wspierana przez śpiewające w grupie koleżanki – Donnę Smith i Joyce McDil. To właśnie ich głosy stały się przez ostatnich kilka lat najbardziej rozpoznawalnym elementem grupy Shoormal.
„Last of the Light”, to kolejna nastrojowa ballada, choć tym razem nieco bardziej rozkołysana. W „Dreamer`s Dance” powraca klimat knajpki, tu zaczyna się od walca, a przechodzi w coś lekko soulowego o celtyckim posmaku. Z kolei „Too Late” ma w sobie coś z ufolkowionego bluesa.
Smutna, acz piękna ballada „Laeverik” zaśpiewana w szetlandzkim dialekcie jest trudna do zrozumienia, ale i tak stanowi perełkę na tej płycie. Po niej przychodzi czas na utwór tytułowy, lekką, folk-rockową piosenkę, znów śpiewaną przez Fredę. Zaczynający dię od gitarowego motywu „Eden” przynosi ze sobą coś ze starych nagrań berta Jansha, gdzie folk i bluesowy feeling zawsze chodziły w parze. Kolejna piosenka, to „Pilgrim”, jeden z najweselszych i najbardziej energetycznych utworów w całym repertuarze grupy. Na zakończenie raczą nas jeszcze spokojnym „Between Weathers”.
Shoormal, to obecnie pierwszoligowa grupa, z resztą jak większość ze stajni Greentraxu. Jako, że od czasu wydania tej płyty minęło już trochę czasu, można mieć nadzieję, że niedługo grupa Shoormal znów się odezwie.

Taclem

Skanda „Mecigaya”

Skanda, to znana folk-rockowa grupa z Hiszpanii, łącząca elementy etniczne asturyjskie, galicyjskie i irlandzkie z rockiem, reggae a nawet z funky. „Mecigaya” to płyta doskonale oddająca ich sposób myślenia o muzyce. Środkowy spośród trzech dotychczas nagranych albumów wydaje się być tym najlepszym.
Są tu świetne kompozycje, składające się z mieszanki folkowych melodii z własnymi kompozycjami muzyków. Asturyjska kapela potrafi zagrać łagodnie (jak w „Vaqueires” czy „Flor de les Agües”), ale jeśli trzeba to też ostro daje „do pieca” (choćby „Fúndese´l misteriu”).
Irlandzki reel zagrany jako reggae („Cuestareel”) udowadnia, że muzycy Skandy są w stanie zagrać wszystko.
Wiele folk-rockowych kapel mogłoby się od Skandy uczyć rzemiosła. Proporcje między gatunkami są tu świetnie wyważone, można powiedzieć, że jeśli idzie o iberyjskie granie folk-rocka, to jest to płyta wzorcowa.


Taclem

Skilda „13 Dreams”

Album zaczyna się od odgłosów walki i wchodzących w to dud. Później uderza nas elektronika. Trzeba przyznać, że Skilda poczyna sobie dość ostro. Po takiej introdukcji otrzymujemy nagle piękny gaelicki zaśpiew. Naia, wokalistka Skildy przypomina głosem Karen Matheson z Capercaillie.
Dudy, whistle, piękne wokalizy, rockowa perkusja, elektryczna gitara i sporo ciekawej elektroniki – tak pokrótce przedstawia się spis środków użytych do nagrania płyty „13 Dreams”. Bretońsko-szkocka grupa nagrała album, który wzbudzi zapewne wiele kontrowersji, zwłaszcza wśród purystów. Mi jednak po prostu bardzo podoba się tak nowoczesne potraktowanie muzyki celtyckiej. Młodzi muzycy udowadniają w ten sposób, że ich ukochana muzyka żyje.
Kwintesencją albumu jest dla mnie podtytuł utworu nr. 10 – „Cosmic Reel”. Skilda prezentuje muzykę celtycką z przyszłości i nie zdziwię się, jeśli płyta ta okażą się nowatorską i inspirującą dla kolejnych zespołów.


Taclem

Royal Pine „Made in Brookland”

Royal Pine to duet w którym grają Robin Aigner i Brook Martinez. Z Robin i jej płytą „Volksinger” mieliśmy niedawno do czynienia.
Omawiana tu płytka „Made in Brookland”, to rozszerzona wersja E.P.-ki „Royal Pine”, zawierającej tylko cztery utwory. Nowe kawałki, to „At the Place” i „Love Saves the Day”.
Świetna piosenka „7 Sisters”, znana z „Volksingera” to nabiera nieco nowego ducha, nieco w klimatach flamenco. „At the Place” to ballada, śpiewana co prawda z towarzyszeniem pianina, ale bardzo folkowa, jeśli weźmiemy pod uwagę samą kompozycję. „Scary Monsters” to wesoła piosenka o klasycznych postaciach z horrorow, bardzo sympatyczny utwór. Równie pogodny jest utwór „Love Saves the Day”.
Enigmatyczny tytuł „77” kryje piosenkę kojarzącą się z czasem dzieciństwa. Z kolei „Black Star Cowboy” to kolejny utwór znany z solowego albumu wokalistki.
Royal Pine na pewno brzmią bardziej bogato, niż solowe nagrania Robin. Na szczęście nie tracą tego trudnego do wytłumaczenia uroku, jakim emanowały jej pierwotne wykonania.

Taclem

Sanna Kurki-Suonio & Riitta Huttunen „Kainuu”

Sanna Kurki-Suonio, wokalistka znana z kultowych płyt grupy Hedningarna („Kaksi”, „Trä” i „Karelia Visa”), wraz z grająca na kantelach Riittą Huttunen zapraszają do wysłuchania swojej pierwszej płyty. Jako, że występuje tu sporo ciekawych gości, płyta nie powinna rozczarować miłośników skandynawskiego grania, choć jest różna od większości albumów z Północy.
Kainuu to region, z którego pochodzą nagrane tu pieśni. Aranżacje są dość różnorodne, bo czasem przywodzą na myśl zapis ludowych pieśni, nieznacznie tylko wygładzony, innym zaś razem delikatnie skłaniają się w kierunku pop-folkowej stylistyki, znanej nam choćby z ballad szkockiej grupy Capercaillie.
Ci, którzy znają Sannę tylko z jej starej grupy mogą się czuć nieco rozczarowani, nie ma tu bowiem ostrych brzmień i tej na przemian zimnej i gorącej atmosfery nagrań Hedningarny. Jeśli jednak ktoś zechce otworzyć uszy na piękno fińskiej tradycji, to pewnie sporo nagrań mu się tu spodoba.

Rafał Chojnacki

Schandmaul „Von Spitzbuben und anderen Halunken”

Kolejny album klasyków niemieckiego medieval rocka. Wszystkim, którzy nie znają jeszcze tej sceny, ani zespołu Schandmaul, polecam kontakt z płytą „Von Spitzbuben und anderen Halunken”. To świetny album, spokojnie można więc od niego zacząć przygodę ze średniowiecznym folk-rockiem.
Przy kolejnych płytach Niemców pan Richie Blackmoore ze swoim pop-folkowym Blackmoore`s Night może się schować.
Bardzo dobre utwory, takie, jak ballada „Die goldene Kette”, czy taneczny „Die letzte Troete”, to świetny przykład tego jak różnorodnie można grać średniowiecznego rocka. Z kolei tradycjonalistów grupa łatwo zjedna sobie pięknym „Fruehlingstanz”. Najlepszy utwór moim zdaniem, to ostry, jednocześnie mocno rockowy i nawiązujący do muzyki dawnej „Powerdudler”.
„Von Spitzbuben und anderen Halunken” to płyta, która może się podobać. Mam nadzieję, że usłyszę kiedyś polskie kapele grające w podobny sposób. Byłoby to ciekawe.

Rafał Chojnacki

Searson „Follow”

Kanadyjska grupa Searson daje nam przykład jak nagrać świetną płytę folk-rockową w Stanach. Niektóre elementy wystarczy zaczerpnąć z amerykańskiego folku i z country, całość polać celtyckim sosem, a do zagrania powstałych dźwięków wystarczy jeszcze tylko znaleźć dobrych muzyków. I to właśnie udało się osiągnąć na tej płycie.
Luz, z jakim Erin Searson śpiewa nagrane tu piosenki przywodzi na myśl współczesne divy muzyki country, które podbiły serca licznych rzeszy fanów właśnie takimi głosami. Skrzypce, na których gra Jamie Gardner, to klasa sama w sobie.
Warto też zwrócić uwagę na aranżacje: elementy folkowe pojawiają się w takiej formie, w jakiej zaplanował to zespół. I udało im się to lepiej, niż irlandzkiej rodzince z The Corrs. O ile Irlandczykom można zarzucić zbyt komercyjne podejście, o tyle Kanadyjczycy doskonale balansują na granicy między muzyką miła dla ucha, a po prostu miałką. Z przyjemnością jednak informuję, że jeśli znajdują się na tej płycie odchyłki od tej granicy, to tylko w pozytywną stronę.
Miłośników irlandzkich tańców zapewne ucieszy fakt, że jest tu klika świetnie zaaranżowanych tradycyjnych melodii. Innym spodobają się pewnie piosenki, takie choćby, jak świetne ballada „Spin”.

Taclem

Page 108 of 214

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén