Miesiąc: Marzec 2007 (Page 3 of 3)

Telenn Gwad „Vremya, Kogda Angely Uchili Poetov Lubit”

Czas, gdy anioły uczyły poetów kochać – cóż to za piękny tytuł! Na dodatek wyrażony w śpiewnym języku naszych zachodnich sąsiadów. Telenn Gwad to bowiem kapela z Rosji, która upodobała sobie własną drogę w muzyce celtyckiej.
Flet, gitara, kontrabas i wokal – takie instrumetarium towarzyszy nam na tej płycie. I myiłby się ten, kto sądziłby, że ten minimalizm umniejsza w jakiś sposób geniusz muzyczny zespołu. Wręcz przeciwnie. Oszczędne, ale wciąż piękne granie, to znak rozpoznawczy Telenn Gwad.
Zdarzają się tu fragmenty o ejazzowej strukturze, dominuje jednak spokojne, balladowe granie. Czasem słowiański duch wymyka się muzykom spod kontroli i powstają takie folkowe perełki, jak „Medvyano-Koril`on” – jak dotąd muzykę celtycką w ten sposób grał chyba tylko Kwartet Jorgi.

Taclem

Sangre Cavallum „Pátria Granítica”

Pochodzący z północnej Portugalii projekt Sangre Cavallum to specyficzna wizja neo-folkowego grania w połączeniu z muzyką ambient i industrialem. Potężne brzmienia instrumentów perkusyjnych, tajemnicze śpiewy, klimatyczne pasaże, a do tego wszystkiego sporo elementów etnicznych – tak właśnie prezentuje się oferta Sangre Cavallum na tej płycie.
Warto jednak zaznaczyć, że projekt ten różni się od innych kapel neo-folkowych. Podstawowa różnica polega moim zdaniem na olbrzymiej dojrzałości muzycznej muzyków. Sporo tu bardzo łagodnego grania, które nie zawsze kojarzy się z neo-folkiem. Czasem nawet można mówić o bardzo jasnych brzmieniach. Wychodzi więc na to że wśród alternatywnych w swej formie kapel neo-folkowych Sangre Cavallum są nonkonformistami.
Zespół doskonale wpisuje się również w panteon gwiazd sceny neopogańskiej. Co ciekawe są świadomi tego co dzieje się również na wschodzie Europy. Słuchając „Pátria Granítica” nietrudno dość do wniosku, że są znacznie bardziej świadomi swoich korzeni, niż grający podobne dźwięki muzycy zza Oceanu.

Rafał Chojnacki

North Cregg „The Roseland Barndance”

Album Irlandczyków z North Cregg zaczyna się bardzo ludycznie. Żywiołowe brzmienie starej polki ma nas wprowadzić w klimat dawnych potańcówek. Jednak w pewnym momencie pojawiają sie powoli inne instrumenty i okazuje się, że nie zmieniając stylistyki grania melodii grupa zaczyna nagle frazować jazzowo. Wszystko to jest bardzo delikatne, niemal zmysłowe, a przede wszystkim bardzo ciekawe.
„The Dark Eyed Sailor” to piosenka, któą ja znam z repertuaru Steeleye Span. Szkoci bazowali jednak na wersjii Christy Moore`a. Ta piękna, bardzo nostalgiczna ballada, śpiewana przez Claire-Anne Lynch, to jeden z najciekawszych punktów płyty.
Skoczne melodie taneczne przeplatają się tu z piosenkami. W tych pierwszych dominują dawne klimaty, ale jest też często powiew nowoczesności. Z kolei w tych drugich postawiono głównie na spokojny nastrój. Nawet dość okrótna tematycznie pieśń o Barbarze Allan ubrana jest tu w piękne, muzyczne szatki.
Ciekawie wypada tu też cover. Chodzi o piosenkę „Go Your Way” napisaną przez Annie Briggs, która w wykonaniu North Cregg nabiera nowych barw.
Słychać, że irlandczycy mieli na tą płytę jakiś spójny pomysł i to się chwali. Być może dzięki temu sięgną po ten krązek nie tylko miłośnicy celtyckich brzmień.

Taclem

Melanie Dekker „Revealed”

Ciekaw jestem ile osób było na polskim koncercie Melanie Dekker kilka lat temu w Chojnowie. Podejrzewam, że niewiele, a przecież w swojej rodzimej Kanadzie to jedna z gwiaz pop-folku.
Album „Revealed” stawia ją w jednym rzędzie z Tracy Chapman i Tori Amos. Świetnie śpiewająca dziewczyna z gitarą, solidna sekcja i bardzo dobre, przebojowe piosenki. No i folk, od którego zabrzmieliby puryści. Taka właśnie jest tu Melanie Dekker.
Słuchaczom wrażliwym polecam zapoznanie się z piękną (w sumie bardzo radiową) piosenką „This Song”. Świetnie brzmi też nieco dylanowskie „I Said I”. Najpiękniejsza jest jednak ballada „Fall In”, trochę amerykańska, ale na pewno warta uwagi.
Spośród polskich artystek mozna by ją czasem porównać do Martyny Jakubowicz, która sama siebie też uważa za folkową, choć mimo wybitnie folkowego albumu, nagranego całkiem niedawno, jakoś nie zostałą zauważona przez tzw. scenę folkową. Artystki takie jak Melanie Dekker czasem występują z gwiazdami pop, innym razem z rockmenami, ale grają też z folkowcami. U nas nie do pomyślenia. A szkoda.

Taclem

Karpatské Horké „10 Ludowych Pieśni”

Grupa Karpatské Horké to moje najnowsze odkrycie ze Słowacji. Zespół ten przesłał mi swoje studyjne demo, zatytułowane „10 Ludovych Piesni”. Już od pierwszego utworu grupa ta robi doskonałe wrażenie profesjonalizmem swojego folk-rockowego grania. Mam wrażeni, że czeski Čechomor może sięczuć zagrożony, tuż obok, za granicą rośnie im silna konkurencja.
Sporym atutem słowackiej grupy jest doskonały wokal Zuzki Volekovej, oraz mocne granie gitarzystów.
Już od pierwszego utworu wiemy, że to przemyślana muzyka. Połączenie słowiańskich melodii z mocnym folk-funky-rockowym graniem kojarzy się czasem z najlepszymi kompozycjami naszej rodzimej Szeli. Jednak nawet nasi krajanie nie prezentują folk rocka od tak progresywnej strony.
Czasem muzyka staje się niesamowicie odważna, tak jest chocby w przypadku utworu „Vychodňarske”, gdzie pop-folk łączy się z hip hopem.
Karpatské Horké to grupa z wielkim potencjałem, mam nadzieję że będzie u nas często gościć, moze zarazi nasze folk-rockowe grupy swoją lekkoscią. Dobrze by było usłyszeć u nas kilka tak selektywnie brzmiących zespołów.

Taclem

Harvey Band „Tracks”

Akustyczny folk rock oparty na amerykańskich korzeniach, zagrany instrumentalnie, z bardzo dużym feelingiem – to właśnie krótki opis projektu znanego jako Harvey Band. Celowo napisałem o projekcie, nie zespole, gdyż na tej płycie niemal wszystkie ścieżki nagrał Harvey Possemato, jedynie w kilku utworach pojawia się gościnnie Jerry O`Dell, doskonale grający na basie, z brzmienia wnioskuję, że bezprogowym. Sam Harvey gra na różnych gitarach, banjo, dobro i perkusji. Mimo że w opisie płyty tego nie znalazłem, prawdopodobnie pogrywa też na harmonijce.
Czasem trochę tu bluesa, innym razem jazzu, ale dominuje akustyczne granie z pogranicza amerykańskiego folku i country, wzmocnione niekiedy wspomnianą już ustną harmonijką.
Moim ulubionym utworem – takim do którego często wracam – jest tu pierwsza część kompozycji „River Suite”.
Bardzo ciekawie brzmi tu też jedyna na tej płycie melodia, której autorem nie jest Harvey Possemato. Mowa tu o „Whiter Shade of Pale” z repertuaru Procol Harum, która to melodia jest wariacją na temat „Arii na strunę G” J.S. Bacha. Wersja Harvey Band to całkowita re-interpretacja tego utworu.
Zastanawiałem się, czy płyta z instrumentalnym folkiem w jego gitarowej odsłonie nie będzie nudna. Okazuje się, że moje obawy były bezpodstawne, słucha się tej płyty świetnie.

Rafał Chojnacki

Cisza Jak Ta „Sen natchniony”

Drugi album kołobrzeskiej formacji Cisza Jak Ta, to nieco więcej dryfów po różnych stylach muzycznych, niżmiało to miejsce na debiutanckiej płycie „Zielona Magia”. Jest tu trochę folku w amerykańskim stylu, troszkę folk-rocka, a nawet odrobina jazzu. Dominuje jednak autorskie granie w leko folkującym stylu, ktory grupa zawdzięca skrzypcom i akordeonowi. Wciąż jest to jednak brzmienie zespołu bardzo młodego – co głównie za sprawą wokalistek pozwala nam zaklasyfikować grupę do środowiska studenckiego. Należy jednak dodać, że mimo młodego wieku grupa ma już niemały staż i gra bardzo sprawnie.
Dla folkowców dodatkowym atutem będzietu zapewne brzmienie dud galicyjskich, na których gra Marek Przewłocki (wcześniej członez tej grupy), znani z grup Boreash, The Reelium i Dullahann.
Grupa wciąż wspiera się wierszami polskich klasyków (Kofta, Pawlikowska-Jasnorzewska, Leśmian, czy Poświatowska), jednak sporo utworów jest od początku do końca autorskich. To spory atut. W dwóch utworach – tytułowym „Śnie natchnionym” i w „Młodym lesie – grupa sięgnęła po teksty klasyków autorskiego śpiewania – grupy Bez Jacka i Jacka Kaczmarskiego. Dzięki temu, że opatrzyli te teksty nową muzyką, doskonale wpasowują sięw koncepcję płyty. Ciekawie brzmi też „Praga”, wyraźnie inspirowana twórczością Słodkiego Całusa od Buby.
Cisza Jak Ta wciąż pozostaje grupą obiecującą. Nieco bardziej dojrzałą niż poprzednio, liczę więc na kolejne, coraz lepsze albumy.

Taclem

Celtic Warriors „Celtic Warriors”

Grupa Celtic Warriors jest u nas zupełnie nieznana, a szkoda, niewiele bowiem jest obecnie aż tak archaicznie, a jednocześnie sympatycznie brzmiących grup na scenie muzyki celtyckiej. Niestety, zespół ten pochdzi z Australii, głównie tam koncertuje, nagrywa i wydaje płyty. Z resztą te ostatnie produkują sami, na użytek fanów. Omawiany tu album „Celtic Warriors” to właśnie taka płyta.
Sporo tu pubowych pieśni, zarówno rebelianckich, jak i po prostu pijackich. Całość brzmi, jakby The Dubliners zrzucili z ramion bagaż co najmniej 30 lat koncertowych wojaży. Inny ważny trop, to The Wolfe tones i the Clancy Brothers. Mniej znane utwory, jak „Very Special Hand” i ” Strawberry Beds”, to dodatkowa gratka na tej płycie.
Czasem trochę żałuję, że taka muzyka na dobre nigdy się u nas nie zadomowiła, właściwie słychac ją teraz chyba tylko na pubowych sesjach, a i to rzadko.
Irlandzkie korzenie australijskich emigrantów, to coś więcej, niż picie guinnessa. Słychać to dokładnie w pieśniać Celtic Warriors.

Taclem

Page 3 of 3

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén