Miesiąc: Maj 2005 (Page 4 of 5)

Drake

Początek zespołu Drake to styczeń 2004 roku. Wtedy to zrodził się pomysł na uczczenie święta Irlandii, dnia św. Patryka. Wspólne granie przyniosło wiele radości, więc pomysł na rozpoczęcie działalności zespołu nabrał konkretnego kształtu w postaci repertuaru, tak tradycyjnego jak i własnych kompozycji.
Drake grywał na imprezach plenerowych i w częstochowskiej Tawernie Port. W listopadzie 2004 roku. zespół wyruszył na pierwszy festiwalowy konkurs. Występ na Morskich Opowieściach w Morsku k. Zawiercia przyniósł zwycięstwo w konkursie, a to otworzyło Drake’owi drzwi do występów na największych szantowych festiwalach w Polsce. Marzec 2006 to wygrana na festiwalu we Wrocławiu i nagroda w postaci nagrania i wydania pierwszej płyty. ”Talizman” ukazał się w marcu 2007 roku. Muzyka zawarta na tej płycie to piosenki autorski i tradycyjne melodie celtyckie.
Maj 2011 roku, to data premiery drugiego, autorskiego albumu Drake’a zatytułowanego „Legenda’. Brzmienie zespołu na tej płycie zostało wzbogacone o mandolinę i irish bouzouki.
W ciągu kilku lat działalności Drake zagrał ponad 250 koncertów na kilkunastu festiwalach oraz w tawernach i klubach muzycznych w całym kraju. Grupa co roku organizuje w marcu w rodzinnej Częstochowie imprezę tematycznie związaną z dniem św. Patryka, na którą zaprasza największe gwiazdy polskiej sceny folk i szanty.
Dzisiaj Drake’a tworzą:
Sławek Bielan – śpiew, bodhran, instrumenty perkusyjne
Bartek Wręczycki – akordeon
Andrzej Drzastwa – gitara basowa
Piotrek Pala – gitara elektroakustyczna
Wojtek Kotas – whistle, śpiew

Bůhví

Przygodę z zespołem Bůhví rozpoczął gitarzysta Martin Hrubý, już w liceum jego grupa nazywała się Bůh Ví . Wówczas jej repertuar był mieszanką autorskich piosenek z przebojami The Beatles i The Rolling Stones. W 1999 roku spotkał się on z Pavlem Trojanem, wówczas muzykiem grupy Beatles Revival. Obaj doszli do wniosku, że nie tylko muzyka z Zachodu może ich inspirować. Szybko powstał więc zespół, którego skład krystalizował się w następnych latach.
Swoją muzykę nazywają „Czech World Music”, jako, że inspiracje są różne, ale teksty autorskie, czeskie.
W 1999 roku wystąpili w Polsce, a dokładniej we Wrocławiu. W rok później ukazał się pierwszy mini-album, zatytułowany po prostu „Bůhví”. Na kolejną płytę przyszedł czas dopiero w 2003 roku, nosi ona tytuł „Akt”.
W tymże samym roku Ondřej Brzobohatý – klawiszowiec zespołu – wygrał casting na prezentera programu „Česko hledá SuperStar” (coś jak „Idol”), pomogło to zespołowi w kontaktach z organizatorami imprez i koncertów.
Obecnie grupa przygotowuje się do nagrania kolejnej płyty i letnio-jesiennej trasy koncertowej.
Fotografia pochodzi ze strony www.folkworld.de

Trio Trad „Musiques d`Europe”

W odróżnieniu od nowszej płyty grupy Trio Trad – „Made in Belgium – ta ma właściwy tytuł. Jest to mieszanka melodii z całej niemal Europy: Francja, Serbia, Szwecja, Węgry, Finlandia, Ruminia, Włochy i Irlandia, to tylko podstawa. Są też autorskie utwory, inspirowane tradycjami innych krain.
Mimo, że jest tu sporo spokojnych i delikatnych melodii, to jednak w odróżnieniu od późniejszych nagrań mamy tu jeszcze dość dużo szybkich tańców. To jeszcze płyta, przy której można się bawić – później będzie już głównie do słuchania.
Według mnie najciekawiej brzmią tu melodie z Europy Zachodniej, może dlatego, że zespół pochodzi z Beligii i najlepiej czuje taki właśnie materiał? Tak czy owak klimaty francuskie, czy irlandzkie wychodzą im najlepiej.

Taclem

Tejedor „Llunaticos”

Grupa Tejedor, to asturyjskie trio grające tamtejszą muzykę folkową. „Llunaticos” to ich drugi album.
Od samego początku płyty – od utworu „Gaites Del Infiernu” – dają nam do zrozumienia, że mamy do czynienia ze współczesną interpretacją iberyjskiej muzyki celtyckiej.
Później otrzymujemy piosenkę „La Casadina”, śpiewaną lekko przez Evę Tojedor. Ethno-popowy „Llunaticos” zmienia na chwilę klimat, przenosimy się w rejony bliższe takim wykonawcom, jak Hevia, czy Deep Forest. Na szczęście zaraz potem – w „Muneires D`Aviles” – wracamy do bardziej tradycyjnego grania.
Ballada „Andolina” to znów popis wokalny Evy, na pewno godny polecenia.
„Salton de Teixoes” przynosi nam pewną niespodziankę, tym razem są to trąbki w tradycyjnej, asturyjskiej melodii tanecznej. W „Cares Deva” zwalniamy nieco obroty, by znów powrócić do szybkiego grania w „Pasucais De Coana”. Prowadzone przez dudy „N„Alcordanza”, oraz wyśpiewany „Xoneira” to również nieco wolniejsze utwory, choć druga część piosenki zdecydowanie przyspiesza.
Piękna, niemal majestatyczna kompozycja „Etna” pozwala nam się na chwilę rozmarzyć. Pełno w niej przestrzeni, a wszystko to za sprawą doskonale brzmiącego fletu. Podobny klimat panuje w kończącym płytę „Floreu De Remis”.
Warto dodać, że płyta powstałą przy współudziale wielu gości. Był wśród nich między innymi światowej sławy folkowy akordeonista Kepa Junkera.
Myślę, że to jedna z ciekawszych płyt ze współcześnie zagraną muzyką asturyjską.

Taclem

Nadia Birkenstock „Wandering Between The Worlds”

Na całym świecie wydaje się płyty harfiarzy i harfistek, w większości podobne do siebie i często nijakie. Wzorem Alana Stivella wielu muzyków wtapia się w nurt new age. Z Nadią Birkenstock jest inaczej, jej album ma własny charakter, artystka nie ulega schematom. Kto wie, może to dlatego, że nie wywodzi się z kręgu anglojęzycznego, jak większość tego typu muzyków? Nadia jest Niemką, a „Wandering Between The Worlds” to jej druga płyta.
Znalazło się tu się trochę znanych i trochę mniej znanych melodii, oraz parę piosenek. Niektóre – tak jak „Green grow the Rashes O” zawsze wypadają ciekawie, tym razem na dodatek jeszcze bardzo ładnie. Ja osobiście bardzo ucieszyłem się z ciekawego wykonania mało znanej piosenki „The Lothian Hairst”.
Na płycie „Wandering Between The Worlds” grają również zaproszeni muzycy. Są to: Sarath Ohlms na instrumentach perkusyjnych, Bernd Roth na akordeonie i bandoneonie, oraz Claus von Weiss na gitarze. Myślę, że gdyby Nadia dysponowała większym budżetem i mogła zaprosić większą ilość muzyków, płyta byłaby bogatsza i bliższa brzmieniowo nagraniom Loreeny McKennitt. Póki co jednak jest tak jak jest, czyli dość dobrze i ze sporym potencjałem na przyszłość.

Rafał Chojnacki

Tom & Barbara Brown „Where The Umber Flows”

Pierwsza z dwóch płyt małżeństwa Toma i Barbary Brown niesie ze sobą sporą porcję muzyki jednocześnie pięknej, bardzo ulotnej, ale też nieco ckliwej.
Zacznijmy jednak od początku. Jako, że na płycie dominują utwory kornwalijskie i angielskie, to takim właśnie brzmieniem zaczyna się płyta. „Mortal Unlucky Ol’ Chap” to popularna piosenka z Devonshire tu śpiewa ją Tom. Barbara dochodzi do głosu w „Dartmoor Song”, utworze autorstwa Boba Canna.
Kolejny utwór prowadzony przez Toma, to „Cornish Ploughboys”. Wraz z chórem zaprzyjaźnionych wykonawców cała piosenka zaśpiewana jest a cappella. Podobnie jest ze śpiewaną przez Barbarę „Green Cockade”.
Tytułowy „Where The Umber Flows” to kompozycja instrumentalna. Po niej następuje piękna ballada „The Unquiet Grave”, śpiewana przez Barbarę z towarzyszeniem gitary. Piosenka o żonach z St. Ives, to znów popis Toma z towarzyszeniem chórku.
„Take Your Time”, to współczesny utwór, napisany przez Pete`a Munday`a, brzmi jednak jak typowa kornwalijska piosenka, autor jest bowiem mistrzem w pisaniu melodii do złudzenia przypominających tradycyjne. Podobnie jest w przypadku „The Flying Cloud”, gdzie do tradycyjnego tekstu melodię napisał australijski folksinger, Mick Slocum. Dzięki niemu ta morska ballada ma klimat typowej angielskiej pieśni kubryku.
W „Norton New Bell Wake” i w „Keenly Lode” małżeństwo Brownów spotyka się razem prowadząc te pieśi. Wspiera ich w śpiewie Charley Yarwood. Z kolei w „Silbury Hill” niepodzielnie króluje Barbara. Podobnie jest w tradycyjnej balladzie „Jordan”.
Album zamyka utwór „Centenary March” w którym grają niemal wszyscy zaproszeni na płytę muzycy.
Co jest podstawowym atutem tej płyty? Fakt, że mamy do czynienia z zestawem niemal nieznanych w Polsce piosenek, nieźle wykonanych i być może mogących stanowić dla kogoś inspirację. Pod tym względem polecam.
Mimo, że najbardziej znanym utworem na płycie „Where The Umber Flows” jest „The Unquiet Grave”, to właśnie on podoba mi się najbardziej. Zachęcam do zapoznania się z tą aranżacją.

Taclem

Spectaculatius „Wir Sind die armen Schwartenhäls”

Muzyka dawna, zagrana na folkowo, czyli z dużym luzem, to od jakiegoś czasu domena naszych zachodnich sąsiadów. Powstała tam scena, która jest ewenementem w skali światowej. Coś, jak nie przymierzając nasze szanty, bo podobnie jak szanty, tak i scena ta krzyżuje się z innymi gatunkami. Tym razem mamy jednak do czynienia z akustyczną muzyką, choć poddaną lekkiej obróbce.
Niby sa tu stare melodie, akustyczne instrumenty i ogólnie wszystko się zgadza, ale jakoś – mam takie wrażenie – lepiej się słucha takiej płyty, niż typowych albumów z muzyką średniowieczną i renesansową.
Jest tu więcej folku, niż możnaby się poczatkowo spodziewac. Poza folkową maniera wykonawczą mamy tu np. mazurka, którego sąsiedzi od nas pożyczyli, ale mamy też świetny, orientalny wstęp do „Branle d`Ecosse Oriental”. Połączenie Wschodu z Bretońszczyzną wyszło Niemcom rewelacyjnie, choć zdaję sobie sprawę, że brzi to dość karkołomnie. Dla odmiany w „Tog Ojs, Tog Ajn” mamy coś z klimatów zydowskich.
W Germanii takie płyty sprzedaje się m.in. w skpelach z fantastyka i grami RPG. Bardzo ciekawy pomysł.

Taclem

Snekka „Mot.”

Folk-rockowa grupa z Finlandii prezentuje nam dziesięć autorskich utworów, jeden cover i jeden utwór tradycyjny. Razem mamy dwanaście utworów. Dwanaście świetnych utworów.
Kiedy słucham tej płyty nie dziwię się, że Snekka została grupą roku na Kaustinen Folk Music Festival w 2004 roku. Na dodatek Markus Luomala jest laureatem nagrodu Golden Accordion w 2001 roku, zaś inny członek zespołu – Tero Hyväluoma to kilkukrotny zwycięzca konkursów skrzypcowych. Tu właściwie każdy utwór opiera się na jakimś ciekawym pomyśle, wszystkie są dobrze wykonane i prezentują kulturę fińską od zupełnie nieznanej mi dotąd strony.
Folk-rockowe oblicze grupy nie sprawia bynajmniej, że mamy do czynienia z czysto młodzieżowym projektem. Wręcz przeciwnie, rockowa rytmika pełni tu rolę uzupełniającą, zaś na wierzch wyłaniają się piękne melodie. Czasem zdarza się, że energia nieco ich poniesie, wówczas zdarzają się takie utwory, jak „Miehuuskoe” – niemal punk-folkowe. Wciąż jednak jest to zagrane z klasą.
Do najlepszych fragmentów płyty zaliczyłbym melodie „Neitosele”, „Akvaariossa” i suita „Sarastus”.
Polecam wszystkim, którzy lubią muzykę skandynawską, oraz tym, którzy chcą ją dopiero poznawać. Grupa Snekka nie jest może zbyt przebojowa (przynajmniej w pierwszym słuchaniu), ale łatwo się z nią zaprzyjaźnić.

Taclem

Marita Brake „The Celtic Rose”

Album ze współczesną muzyką celtycką. Wszystkie utwory napisane są prze Maritę Brake i jej przyjaciela, multiinstrumentalistę, Kenta Thompsona.
Muzyka, która tu otrzymujemy kojarzyć się może z płytami Enyi i Loreeny McKennitt. Jeśli więc lubicie taki klimat – to muzyka dla Was. Zwolennicy bardziej tradycyjnego brzmienia moga się czuć zawiedzieni, mimo, że „The Celtic Rose” to album bardziej akustyczny.
Z drugiej strony takie piosenki, jak „Roserain Red and Violet Blue” i „Standing Stones” moga trafić właśnie do tych, którzy lubią bardziej surowo zaaranżowane dźwięki.
Atutem płyty są świetne utwory, na dodatek dobrze wykonane. Podejrzewam, że z tym ostatnim mogłoby być jeszcze lepiej, ale i tak poziom jest bardzo dobry.
Płyta, mimo, że jest spójna, to jednocześni nardzo różnorodna. Z jednej strony dobitnie folkowa, z drugiej zaś współczesne aranżacje (współczesne, ale bez elektryki i perkusji) wykraczają daleko poza ramy muzyki celtyckiej. Takie płyty zdarzają się naprawdę rzadko. Polecam.

Taclem

An t-Eilean „The Island”

Płyta dedykowana pięknym wyspom Szkocji. Jest to muzyczna opowieść o więziach pomiędzy Skye, Raasay i Wyspą Księcia Edwarda.
W nagraniach projektu An t-Eilean wzięli udział artyści związani z wydawnictwem Macmeanmna, m.in. Anne Martin, Blair Douglas, Neil Campbell, John Lamond i Angus MacKenzie. Całość nie jest płytą konkretnego zespołu, a właśnie projektem. Jest tu miejsce na dość typowy szkocki folk-rock („Skye Pioneers”), odrobinę celtyckiego bluesa („The Selkirk Settlers”), a z drugiej strony na piękną skrzypcową arię (pierwsza część „The Ship`s Set”), solowy utwór na dudach („Pipe Set”), storytelling i piękną balladę (wstęp i dalszy ciąg „Eilean an aigh”).
Wydawnictwo Macmeanmna przyzwyczaiło mnie do dość ortodoksyjnych płyt, ta w pewnym sensie też taka jest, jednak spora ilość wykonawców gwarantuje różnorodność. I to doskonale komponuje się z omawianym właśnie albumem.
Jeśli nieobca wam wrażliwość na piękno przyrody, albo po prostu kochacie Szkocję – sięgnijcie po tę płytę.

Rafał Chojnacki

Page 4 of 5

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén