Miesiąc: Maj 2005 (Page 3 of 5)

Dún an Doras „Rua”

Grupę Dún an Doras określano jakiś czas temu czeską Lunasą. Porównanie do jednego z najlepszych współcześnie grających zespołów w Irlandii pewnie dla każdej celtyckiej grupy jest komplementem. Dla Dún an Doras nie była to jednak wymarzona etykietka. Na płycie „Rua” próbują nam udowodnić, że mają własny charakter.
Album zaczyna irlandzka ballada „The Lowlands of Holland” zagrana w stylu zbliżonym do coel nua – `nowej muzyki irlandzkiej`. Jednak już w piosence „Sally” mamy do czynienia ze znacznie szerszym nawiązaniem do tradycji celtyckich. Z drugiej strony aranżacja jest bardzo świeża i przestrzenna. Dzięki świetnemu głosowi Káťi Garcíi można ten utwór postawić w jednym rzędzie z najlepszymi dokonaniami Clannadu, czy Cappercaillie.
W kolejnym utworze mamy do czynienia z muzykami Dún an Doras również w roli kompozytorów. Dwa lekkie reele, okraszone trzecim, tradycyjnym, to coś, za co grupę z Czech kochają miłośnicy celtyckich pląsów. Podobnie jest z następującymi po reelach jigami, z tą tylko różnicą, że drugi z tych zestawów jest bajkowo wręcz radosny. Słuchając zagranych tu jigów zastanawiam się, czy aby muzycy nie zawarli w niej kilku swojskich, słowiańskich nutek. Jeśli to zabieg świadomy, to wyszedł rewelacyjnie.
„One Last Cold Kiss” to współczesna piosenka folkowa, znana z wykonania Luki Blooma, mniej znanego brata Christy Moore`a. Oszczędna, ale bardzo bujająca aranżacja sprawia, że to jeden z najsympatyczniejszych utworów na płycie.
Reele w zestawie „Pro Terezku”, to już prawdziwie czesko-irlandzkie granie. Potwierdza się to, co pisałem we wstępie – Dún an Doras chca być rozpoznawalni i robią wiele w kierunku tego, by tak właśnie się stało.
„Came Ye O`er Frae France?” Káťa zaczyna sama, później grupa wtóruje jej w celtycko-funkowym brzmieniu. Bardzo lubię takie granie. Może mi się wydaje, ale mam wrażenie, że w partiach instrumentalnych pobrzmiewają echa fascynacji grupą Flook.
Autorskie jigi zawarte w secie „Farranfore”, to opowieść o łączeniu się rzeczy może nie tyle niemożliwych, co przynajmniej dziwnych. Na zestaw ten składają się trzy kompozycje, jedna poświęcona ślimakowi, druga tasmańskiemu diabłu, trzecia zaś lotnisku w Farranfore. Muzyka w tych trzech jigach również zmienia się jak w kalejdoskopie.
Ballada „The Snows They Melt The Soonest” to najpiękniejsze, co się na tej płycie znalazło. Piękny kobiecy wokal, w chwilę później akompaniament bębna, fletu i wreszcie skrzypiec i gitary, to przepis na intrygujący utwór, pełen klimatu i ulotnego czaru. „Home By Bearna” przywraca nam bardziej zabawowy klimat. W nieco innym klimacie utrzymana jest kolejna wiązanka reelów. Daniel Malczyk, skrzypek zespołu, pisze, że celowo zostawiono w całym utworze smutniejsza, mollową tonację, by nie łamać nastroju tego zestawu. Całość jest oczywiście świetnie zaaranżowana.
Płytę kończą dwie piosenki zaśpiewane w irlandzkim gaelicu – „Bráigh Loch Iall” i „Bean Pháidín”. Pierwsza z nich jest u nas niemal zupełnie nie znana, drugi z tych utworów pamiętają zapewne miłośnicy grup The Chieftains, Planxty, Anuna, a u nas choćby Ula Kapała. Káťa świetnie sobie radzi śpiewając w tym języku. W „Bráigh Loch Iall” po raz kolejny wraca do nas klimat kojarzący się z najlepszymi latami Clannadu.
Pisząc dziś o kapeli grającej muzykę celtycką niemal nie da się powstrzymać porównań – nasuwają się same. Są jednak grupy, takie, jak właśnie Dún an Doras, które nawet jeśli do czegoś nawiązują, to robią to z niesamowitym wdziękiem. Widać, że zespół sporo pracuje nad swoją muzyką, pojawiają się nowe ścieżki – tym razem trochę jazzowej gitary, kilka funkujących rytmów i przede wszystkim sporo radości z grania. To ostatnie sprawia, że słuchaczowi bardzo miło odbiera się graną w ten sposób muzykę.
Gdyby Czesi chcieli gonić swoich irlandzkich kolegów, to pewnie przed nimi jeszcze sporo pracy, nie urodzili się bowiem i nie wychowali na Zielonej Wyspie. Jeśli jednak chcą zostać po prostu dobra kapelą i nie być porównywanymi z innymi grupami, to zmierzają we właściwym kierunku.

Taclem

Banana Boat „Świątecznie”

Bożonarodzeniowe płyty mają to do siebie, że najlepiej słucha się ich rzecz jasna w okresie świątecznym. Jednak z drugiej strony panujący wówczas nastrój może nieco zatrzeć wrażenia muzyczne. No ale skoro o tej płycie piszę w okresie wielkanocnym, to chyba uda mi się odpowiednio skupić na tym co tu jest grane… a właściwie śpiewane.
Banana Boat to grupa ze środowiska szantowego, śpiewająca a capella.
Trzy tradycyjne polskie kolędy stały się tu pretekstem do zaprezentowania możliwości wokalistów i talentu aranżerów. Mam wrażenie, że w „Gdy śliczna panna”, „Przybieżeli do Betlejem” i „Dzisiaj w Betlejem” wokaliści czują się najlepiej.
Całkiem inną sprawą są piosenki zagraniczne. „Gaudete” folkowcy znają głównie z wykonania Steeleye Span, które jest okaleczone pod względem językowym. Banana Boat poprawiają błędy Anglików w brzmieniu łaciny, niestety sami popełniają inny błąd. Wsłychajcie się w głos prowadzący. Czy tylko mi się wydaje, że wokalista bardzo się męczy tą piosenką. Z kolei „Joy to the World” również nie zaraża takim optymizmem, jak kolędy polskie.
Z całego tego obcojęzycznego repertuaru najlepiej wychodzi tu „Deck the Halls”. Któż nie zna tej melodii? Być może nawet nie wiecie jak się nazywa, ale znacie ją na pewno. Jej największym atutem w tym wykonaniu jest… prostota. Nie ma tu skomplikowanych aranży, a może raczej stopień komplikacji jest w sam raz.
Płytka jest fajna, nie tylko na Święta, ale raczej nie da się jej słuchać za długo. Doskonale za to nadaje się na prezent, ale to już głównie pod choinkę.

Rafał Chojnacki

Augie March „Thanks for the memes”

Australijski zespół Augie March, to mieszanka akustycznego folku z ostrym rockowym brzmieniem i alternative country. Czasem nawet w ramach jednego utworu zdarza im się balansować między jazdą na przesterowanych gitarach, a lekkim brzmieniem, znanym choćby z muzyki zespołów amerykańskich.
Czasem muzyka Augie March bywa niepokojąca, tak jest choćby w „Come With Me”.
Niekiedy można odnieść wrażenie, że mimo pozornego spokoju, czy wesołości jest tu jakieś pokrewieństwo z utworami innego Australijczyka – Nicka Cave`a.
Augie March to zdecydowanie nie granie dla folkowych ortodoksów – tym ostatnim pozostaje chyba tylko „300 Nights”. Za to miłośnikom kombinowanej, przemyślanej muzyki mogą się spodobać.

Rafał Chojnacki

Various Artists „The Iron Muse”

Album z piosenkami folkowymi związanymi z ruchem robotniczym. Powstał z inicjatywy jednego z ojców chrzestnych folkowego odrodzenia w Anglii – A.L.Lloyda. Towarzyszą mu tu m.in. gwaiazdy ówczesnej sceny – Ray Fisher, Louis Killen, Bob Davenport i Anne Briggs.
Pierwsze, co rzuca się w uszy, to archaiczne brzmienie. Ale czy ono może przeszkadzać prawdziwym miłośnikom muzyki folkowej? Oczywiście, że nie.
Dzięki płytom takim, jak „The Iron Muse” udało się ocalić dla potomności kilka robotniczych piosenek z brytyjskich fabryk i zakładów. Jeszcze więcej z nich na zawsze utraciliśmy, a szkoda, bo jeśli wnioskować po tym zestawie, to mogły być one niezwykle atrakcyjne.

Taclem

Various Artists „Ballades complaintes et légendes”

Zbiór francuskich i bretońskich ballad w wykonaniach czołowych francuskich artystów sprzed kilku lat. Wielu z nich jest już dziś zapomnianych, przyćmionych przez młodsze gwiazdy.
Sam chętnie dowiedziałbym się czegoś więcej o niektórych wykonawcach.
Doskonały wokalista, Marc Robine, zmarł w 2003 roku, nie usłyszymy więc już jego głosu. Odwołujący się do bretońskich tradycji Roland Brou, nie rozpieszcza nas, dwie wydane przez niego płyty nie łatwo znaleźć, a zapewne warto.
Patrick i Serge Desaunay są bliżsi francuskiej balladzie, snującej się leniwie miejskimi bulwarami.
O niektórych wykonawcach nie latwo znależć informacje. Udało mi się jednak ustalić, że wielu występujących tu artystów przeplatało się w różnych składach i projektach. Wychodzi więc na to, że to taka kolektywna płyta.

Taclem

Tumult „Kvaern”

Drugi album duńskiej grupy Tumult prezentuje nam zespół znacznie bardziej dojrzały, niż miało to miejsce na debiucie. O ile płyta „Walle gnav” z 2001 roku miała sporo świeżości, to przy „Kvaern” możemy do niej dodać jeszcze doświadczenie i sceniczne obycie, które doskonale widać po układzie płyty i aranżacjach. Praktycznie nic nie pozostawiono tu przypadkowi.
Tumult gra głownie duńskie melodie i ballady, jednak zaplątało się tu również coś z klimatów amerykańsko-celtyckich („Crossing the Atlantic/Sugarfoot Rag”). Mimo iż w muzyce zespołu sporo jest szacunku dla tradycji, to stylistycznie jest on znacznie współcześniejszy, niż klasycy duńskiego grania, bliżej im raczej do młodszych zespołów, takich, jak Sarras.
Prawdopodobnie spory wpływ na duńską scenę młodej muzyki folkowej miały zespoły z Wysp Brytyjskich i ze Szwecji, które swoim luzem, a jednocześnie poważnym podejściem do tematyki ludowej bardzo łatwo zarażają właśnie muzykującą młodzież.
Sporo tu patentów folk-rockowych, jednak nietypowa dla naszych uszu muzyka duńska sprawia, że wydają nam się czymś nowym. Tumult nie daje się jednak wciągać w wyścigi o to kto zagra szybciej ludowy kawałek i okrasza płytę spokojniejszymi elementami. Mocne uderzenie, podobnie jak u wielu kapel szwedzkich (z Hedningarną na czele) ma tu raczej zaznaczyć ciężar brzmienia, a nie podbijać tempo.
Młodzi muzycy panują tu nad każdym dźwiękiem, a jednocześnie nietrudno odnieść wrażenie, że w tej muzyce sporo jest radości. To wielka sztuka, mam nadzieję, że jeszcze nie raz im się ona uda.

Rafał Chojnacki

Trio Trad

U podstaw w 1996 roku powstania tria noszącego nazwę Trio Trad legła wspólna pasja, z jaką muzycy darzą folk. Tradycyjna muzyka z całej niemal Europy stała się inspiracją dla własnych opracowań. Muzycy sięgają zarówno do rodzimych brzmień z Belgii, jak i do melodii skandynawskich, celtyckich i bałkańskich.
Członkowie tria grali i nagrywali ze znanymi formacjami folkowymi, takimi, jak: Panta Rhei, Musique a Neuf, Ialma, Violon Populaire en Wallonie, Perry Rose, Carloz Nunez.
Poza Belgią koncertowali we Francji, w Hiszpanii, Danii, Niemczech, Tunezji, Maroku, Portugalii, Holandii i w Quebecu.
Skład zespołu:
Luc Pilartz – skrzypce, dudy
Aurélie Dorzée – skrzypce
Didier laloy – akordeon diatoniczny
Trio Trad w Internecie: www.triotrad.be
Fotografia ze strony www.amants-scene.qc.ca

Spaelimenninir

Spaelimenninir to najbardziej znany zespół folkowy z Wysp Owczych. Jednak mimo tego, że muzycy tam rezydują, nie jest to grupa w 100% farerska. Ich brzmienia nawiązują również do muzyki duńskiej, skandynawskiej, a nawet szkockiej. Członkowie zespołu komponują również własne utwory.
Grupa gra razem od prawie 20 lat. Jej inicjatorem jest Kristian Blak, rodowity Farerczyk, znany propagator kultury Wysp Owczych, muzyk i wydawca. Towarzyszy mu dwóch Duńczyków i dwójka Amerykanów.
Przez lata pracy grupa zyskała spore grono zwolenników, zarówno u siebie, jak i poza granicami kraju. Stała się też synonimem multikulturowej muzyki folkowej w tamtym regionie.
Skład zespołu:
Jan Danielsson – skrzypce
Erling Olsen – skrzypce
Sharon Weiss – flet
Ivar Baerentsen – mandolina, gitara
Kristian Blak – pianino, harmonia, wokal
Charlie Pilzer – gitara basowa
Spaelimenninir w Internecie: www.spaelimenninir.com
Fotografia ze strony www.tatihou.com

Giu il Cappello

Giu il Cappello to włoska grupa z Mediolanu, która wykonuje tradycyjne i współczesne piosenki. Aranżacje zespołu sprzyjają nazwaniu ich folk-rockowcami. Jednak w brzmieniu słychać też wpływy bluesa.
Ich powstanie datuje się na rok 1999, a efektem kilku lat zbierania repertuaru jest płyta “Voli di ditteri” wydana w 2003 roku, poprzedzona wcześniejszymi nagraniami demo, będącymi dziś rarytasami wśród fanów. Połączyli na niej tradycyjne tańce i melodie ludowe z własnymi tekstami i aranżacjami.
W ciągu ostatnich pięciu lat zagrali około 200 koncertów, głównie we Włoszech, ale również poza granicami kraju.
Zespół współpracuje z organizacją o nazwie Legambiente, największą włoską grupą ekologów. W raz z nimi przygotowywali kilka ciekawych festiwali, propagujących kulturę i ekologię śródziemnomorską.
Skład zespołu:
Roberto Acciuffi, Carlo Cremonesi, Lorenzo Fossati, Stefano Galimberti, Luca Grandi, Alessandro Lecis, Giusto Papaleo, Tommaso Tronci.
Giu il cappello w Internecie – www.giuilcappello.it

Faerd

Faerd,to projekt, który jest pomostem rozciągniętym między róznymi stylami, narodowościami i tradycjami. Tworzy go trójka muzyków z Danii i Szwecji. Podstawą repertuaru są ballady z Danii i Wysp Owczych, ale pojawiają się też tematy z Szetlandów
W skład zespołu wchodza:
Peter Uhrbrand – duński skrzypek, na codzieńgrający w folkowo-jazzowej grupie Spirng. Nagrywał miedzy innymi ze znanym irlandzkim dudziarzem, Liame, O’Flynnem, reprezentował również Danię na festiwalu “Celtic Connections” Glasgow.
Jens Ulvsand – szwedzki gitarzysta, grający też na bouzouki i śpiewający. Przez ostatnie 15 lat obecny na szwedzkiej scenie folkowej, w różnych projektach.
Eskil Romme – saksofonista i akordeonista z Danii, specjalizujący się wynajdywaniu ciekawych połąćzeń między tradycjami północnoatlantyckimi, od Kanady, przez Szkocję, po Skandynawię. Na codzień gra w zespołach Sula, Spaelimenninr i Hoydolum.
Fotografia pochodzi ze strony www.folkclub.dk

Page 3 of 5

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén